[Artykuł] Podsumowanie roku 2021

Podsumowanie roku 2021


Cały czas niedowierzam, jak dobry był to rok pod względem muzycznym. praktycznie w każdym interesującym mnie gatunku, nawet w rocku, ukazało się po kilka co najmniej bardzo dobrych wydawnictw. Podobnie, jak w poprzednich latach, są to wyłącznie lub prawie wyłącznie płyty spoza ścisłego mainstreamu, nieistniejące w komercyjnych mediach. Niewątpliwie czasy pandemii i izolacji sprzyjają niezależnym twórcom, którzy mają więcej czasu na tworzenie nowej muzyki, a kwestia, czy będą mogli ją promować koncertami, ma drugorzędne, jeśli jakiekolwiek znaczenie. Bez dalszego przedłużania, przejdę do konkretów. Podsumowanie tradycyjnie składa się z kilku części. Kolejno są to:

I. Wyniki głosowania na album roku
II. Najchętniej czytane posty z 2021 roku
III. Kupione w tym roku
IV. Subiektywne Top 30



Album roku 2021 - wyniki ankiety

W zabawie wzięły udział 34 osoby, oddając głosy na 47 albumów. To znacznie lepiej, niż w roku poprzednim (poniżej dziesięciu uczęstników, żadnych powtarzających się odpowiedzi), choć wciąż daleko do rekordu z 2019, gdy 43 osoby zagłosowały na 141 różnych tytułów. Porównując jednak tamte wyniki z aktualnymi, daje się zauważyć, że tegoroczne wybory aktywnych Czytelników zdecydowanie bardziej pokrywają się z moimi propozycjami. Nawet jeśli nie były to głosy na tytuły z listy, to zwykle na płyty o zbliżonym charakterze. Myślę, że przynajmniej po części wynika to z ewolucji gustu osób regularnie odwiedzających tę stronę, choć głównym powodem mogą być zmiany w gronie odbiorców. Opuścili je ci, którym nie odpowiadało poszerzenie tematyki o muzykę odległą od rockowego mainstreamu, doszły natomiast osoby zainteresowane innymi gatunkami. Oczywiście, zdarzały się też głosy na płyty kompletnie nie pasujące do treści publikowanych na tej stronie - z których część wygląda na ewidentny trolling - ale praktycznie nie wpłynęły one na wyniki. Nie powtórzyła się sytuacja z 2017 roku, gdy jedna osoba oddała dziesiątki głosów na album Deep Purple, który w rezultacie osiągnął najwyższą pozycję.

Po jednym głosie otrzymały następujące albumy: 

Darius Jones - "Raw Demoon Alchemy"
Emily Steinwall - "Welcome to the Garden"
Epica - "Omega"
Eric Fogerty - "Hard Rock: Piece for Chamber Orchestra"
Greta Van Fleet - "The Battle At Garden's Gate"
Injury Reserve - "By the Time I Get to Phoenix"
Irreversible Entanglements - "Open the Gates"
Jo Jena - "Sechs kleine klavierstücke, op. 19 (arranged for electric guitar by Jo Jena)"
Kate Gentile and Matt Mitchell - "Snark Horse"
Landon Caldwell & Flower Head Ensemble - "Simultaneous Systems"
Leprous - "Aphelion"
Long Distance Calling - "Ghost"
Maneskin - "Teatro D'Ira"
McKinley Dixon - "For My Mama and Anyone Who Look Like Her"
Michał Łapaj - "Are You There"
Mono - "Pilligrame of the Soul"
Nala Sinephro - "Space 1.8"
Nick Cave & Warren Ellis - "Carnage"
Nina Dante, Bethany Younge - "Lizard Tongue"
Nocny Kochanek - "Stosunki Międzynarodowe"
The Notwist - "Vertigo Days"
Oda Dyrnes, Zoe Efstathiou - "Kyaness"
Oren Ambarchi "Live Hubris"
Portico Quartet - "Monument"
Prolaps "Ultra Cycle Pt. 4: Hibernal Death"
Soen - "Imperial"
Steven Wilson - "The Future Bites"
Therion - "Leviathan"
Tyler, the Creator - "Call Me If You Get Lost"
Ventifacts - "Ventifacts"

Większą popularnością cieszyły się:

14. Dominik Strycharski Core / Orkiestra Dęta Ursus - "Symfonia Fabryki Ursus" (2 głosy)
14. Godspeed You! Black Emperor - "G_d's Pee At State's End!" (2 głosy)
14. King Gizzard & The Lizard Wizard - "L.W." (2 głosy)
14. Otay:onii - "冥冥 (Míng Míng)" (2 głosy)
12. Anna Webber - "Idiom" (3 głosy)
12. GAS - "Der Lange Marsch" (3 głosy)
11. Ill Considered - "Liminal Space" (4 głosy)
8. Lingua Ignota - "Sinner Get Ready" (5 głosów)
8. Little Simz - "Sometimes I Might Be Introvert" (5 głosów)
8. Low - "HEY WHAT" (5 głosów)
6. Błoto - "Kwasy i zasady" (6 głosów)
6. Jaubi - "Nafs at Peace" (6 głosów)
5. Floating Points, Pharoah Sanders & The London Symphony Orchestra - "Promises" (8 głosów)
4. Marcin Stańczyk - "Acousmatic Music" (9 głosów)
2. Black Country, New Road - "For the First Time" (14 głosów)
2. Squid - "Bright Green Field" (14 głosów)
1. black midi - "Cavalcade" (21 głosów)

Archiwalia:

8. Alvin Lucier - "I Am Sitting In a Room. Archival Recordings 1969​-​2019" (1 głos)
8. Archie Shepp - "Live in Paris (1974)" (1 głos)
8. Frank Zappa - "Zappa '88: The Last U.S. Show" (1 głos)
8. Julius Hemphill - "The Boyé Multi​-​National Crusade for Harmony" (1 głos)
8. Lynyrd Skynyrd - "Live At Knebworth '76" (1 głos)
6. Andrzej Przybielski & Oleś Brothers ‎- "Short Farewell: The Lost Session" (4 głosy)
6. Don Cherry - "The Summer House Sessions" (4 głosy)
4. Can - "Live In Brighton 1975" (6 głosów)
4. Can - "Live In Stuttgart 1975" (6 głosów)
2. Miles Davis - "Champions (Rare Miles from 'The Complete Jack Johnson Sessions')" (11 głosów)
2. Radiohead - "Kid A Mnesia" (11 głosów)
1. John Coltrane - "A Love Supreme: Live In Seattle" (14 głosów)

Rozczarowania:

ABBA - "Voyage"
Adele - "30"
Coldplay - "Music of the Spheres"
Deep Purple - "Turning to Crime"
Drake - "Certified Lover Boy"
Furia - "W śnialni"
Hobo Johnson - "Hobo Johnson Alienates His Fanbase"
Lady Pank - "LP 40"
Mata - "Młody Matczak"
The Offspring - "Let The Bad Times Roll"
Ørganek - "Ocali nas miłość"
Sanah - "Irenka"
Shame - "Drunk Tank Pink"
Sobel - "Polowanie na motyle"
Tones And I - "Welcome to the Madhouse"
Transatlantic - "The Absolute Universe: Forevermore (Extended Version)"
Young Leosia - "Hulanki"

2. Greta Van Fleet - "The Battle at Garden's Gate" (2 głosy)
2. Iron Maiden - "Senjutsu" (2 głosy)
2. Kanye West - "Donda" (2 głosy)
1. Yes - "The Quest" (3 głosy)

Ankieta zawierała także dodatkowe pytania dotyczące działalności "Pablo's Reviews". Najwięcej Czytelników chciałoby, żeby pojawiało się więcej podsumowań i rankingów (16 głosów) oraz przeglądów i list (13), na dalszym miejscu uplasowały się artykuły nie o muzyce (7), a na końcu playlisty (5). Jedna osoba zaproponowała recenzje książek muzycznych. Trzynastu Czytelników twierdzi natomiast, że wystarczą recenzje płyt. Ciekawie wypadły odpowiedzi na pytanie, które cykle recenzji powinny być kontynuowane. Najwięcej osób chce dalej czytać o free jazzie (16), avant-progu (15) oraz art rocku (14). Tuż za podium pojawiły się płyty z ECM Records oraz post-punk / new wave (12), klasyka jazzu amerykańskiego i muzyka elektroniczna (11), a także krautrock (10). Pozostałe propozycje otrzymały po co najmniej kilka głosów, więc nie pozostaje nic innego, jak kontynuować wszystkie cykle. Pojawiła się też jedna propozycja, którą rozważę: jangle pop.



Najchętniej czytane posty z 2021 roku

Tradycyjnie najwięcej wyświetleń zdobyły recenzje premierowych wydawnictw ze ścisłego mainstreamu rockowego. Tekst na temat "Senjutsu" (5,42 tysięcy odwiedzin) wyprzedził dotychczasowego rekordzistę, którym była recenzja poprzedniego albumu Iron Maiden, "The Book of Souls" (5,4 tysięcy). Na podium utrzymał się "Fear Inoculum" grupy Tool (5,14 tysięcy). Ranking najchętniej czytanych tegorocznych postów prezentuje się następująco:

32. [Recenzja] David Bowie - "Low" (1977) (1305 wyświetleń)
24. [Artykuł] 50 lat temu... 1970! (1370 wyświetleń)


Najrzadziej czytanymi postami okazały się natomiast recenzje "Le Poison Qui Rend Fou" grupy Present oraz "Heatwave" Univers Zero. Chociaż zostały opublikowane już w styczniu 2021 roku, jako jedyne z tegorocznych tekstów nie osiągnęły pułapu pół tysiąca wyświetleń.



Kupione w tym roku

Czyli lista płyt, o które w tym okresie poszerzyła się moja kolekcja. Nie uwzględniam tutaj tytułów otrzymanych w ramach współpracy z magazynem "Lizard". Lista jest wyraźnie krótsza w porównaniu z wcześniejszymi latami, co wynika m.in. ze słabej dostępności interesujących mnie albumów, innych priorytetów czy - zapewne czasowego - przerzucenia się z fizycznych wydań na streaming.

  1. The Andrzej Trzaskowski Quintet - "The Andrzej Trzaskowski Quintet" (1965) LP, reedycja
  2. black midi - "Cavalcade" (2021) CD
  3. Chris Squire - "Fish Out of Water" (1975) LP
  4. David Bowie - "Low" (1977) LP
  5. Jethro Tull - "Benefit" (1970) LP
  6. Magma - "Live" (1975) LP, reedycja
  7. Manfred Schoof Quintet ‎ - "Scales" (1976) LP
  8. Miles Davis - "Champions: Rare Miles from the Complete Jack Johnson Sessions" (2021) LP
  9. The Pretty Things - "S. F. Sorrow and Parachute" (1974) LP
  10. Quiet Sun - "Mainstream" (1975) LP
  11. Radiohead - "Kid A Mnesia" (2021) LP
  12. Tangerine Dream - "Phaedra" (1974) LP
  13. Squid - "Bright Green Field" (2021) CD
  14. Yes - "Fragile" (1971) LP


Najlepsze albumy 2021 roku - subiektywny wybór

Zaprezentowana lista nie jest próbą obiektywnego podsumowania roku, a na kolejność nie miały decydującego wpływu walory artystyczne. Kierowałem się przede wszystkim tym, jakie wrażenie wywarły na mnie poszczególne tytuły, a także tym, jak często i chętnie do nich wracałem. Ponadto, postanowiłem ograniczyć się wyłącznie do tych albumów, które wcześniej zrecenzowałem. Warto w tym miejscu dodać, że 2021 rok przyniósł najwięcej recenzji premierowych wydawnictw w historii tej strony - w sumie pojawiło się ich 46, łącznie z archiwaliami. To jednak wciąż tylko część z wszystkich przesłuchanych przeze mnie albumów, których liczba przekroczyła 150. Pozostałe nie zainteresowały mnie na tyle, by poświęcać im więcej czasu, choć możliwe, że przy bliższym poznaniu tylko by zyskały.



Francuska elektronika o mrocznym, wręcz rytualistycznym klimacie, całkiem ciekawie dopełniona różnymi tradycyjnymi instrumentami.


Być może najbardziej dojrzały materiał tego zespołu. Muzycy jakby zrozumieli, że podobny efekt, jak na ich wczesnych płytach, można osiągnąć także grając w nieco bogatszy sposób.


Dość dziwny to powrót, bo zamiast kontynuacji znakomitego "Psychic" sprzed ośmiu lat - na którym interesująco i oryginalnie połączono współczesną elektronikę z klasyczną psychodelią - otrzymujemy dość typowe granie z okolic art popu, neo-psychodelii i indie rocka. Duet zaprezentował tu jednak kilka bardzo zgrabnych piosenek.


Stylistyka, w której obecnie próbuje odnaleźć się Darkside, już dawno została opanowana przez The Notwist. Na najnowszym albumie zespołu zdarzają się świetne momenty, ale jako całość nie powala.


Ładne piosenki o ciepłym, wakacyjnym nastroju, nierzadko jednak odchodzące od powszechnych schematów strukturalnych, naprawdę bogato zaaranżowane i zaskakujące różnymi smaczkami.


Freejazzowy weteran w towarzystwie młodszych muzyków stworzył album, któremu równie blisko jazzu, jak i post-minimalizmu. Wciągająca, choć trochę za długa płyta.

24. Błoto - "Kwasy i zasady"

Grupie Błoto, czyli okrojonemu EABS, coraz ciekawiej wychodzi łączenie jazzu z elementami muzyki house czy hip-hopu.  


Smutne okolicznosci przełożyły się na powstanie bardzo interesującej produkcji hip-hopowej, z niesztampowym wyborem sampli, m.in. z utworów King Crimson, Briana Eno, The Fall, black midi czy Black Country, New Road.


Kolejny na tej liście album na styku jazzu i elektroniki, klimatem nawiązujący do "In a Silent Way", wyróżniający się jednak dość nietypowo zestawionym instrumentarium, wśród których obok dęciaków i bębnów pojawiają się syntezatory, smyczki, wibrafon, a nawet fletnia pana.


Debiut młodej artystki karaibskiego pochodzenia, pomimo pewnych skojarzeń z twórczością Alice Coltrane czy Sun Ra, brzmi tak naprawdę niezbyt jazzowo. Jest to jednak wciąż bardzo udana dawka kosmicznego ambientu z domieszką jazzu.


Trochę za długa, choć bardzo przyjemna i wbrew tytułowi łatwa w odbiorze płyta fortepianowego tria pod skrzydłami ECM Records. Muzycy trzymają się tu równie daleko od jazzowego mainstreamu, co bardziej eksperymentalnego grania; nie spoglądają też za bardzo wstecz. 


Międzynarodowe, międzykulturowe i międzygatunkowe spotkanie, które zaowocowało albumem na pograniczu klasycznej muzyki hindustańskiej, współczesnego jazzu, elektroniki, instrumentalnego hip-hopu, a czasem także rockowej dynamiki.

18. Portico Quartet - "Terrain"

Rozważałem wyższą pozycję dla tego albumu, bo to naprawdę ładna i wciągająca muzyka, jednak Portico Quartet - obecnie duet - trochę za bardzo idzie tutaj drogą przetartą już przez The Necks, czego nie udaje się ukryć bogatszym instrumentarium.


Najlepiej przemyślany i najbardziej dopracowany album w już całkiem bogatej dyskografii zespołu, na którym udało się jednak nie utracić dotychczasowej spontaniczności.

16. Dominik Strycharski Core / Orkiestra Dęta Ursus - "Symfonia Fabryki Ursus"

Dźwiękowa ilustracja dnia pracy w zakładzie produkcji traktorów. Muzyka ma odpowiedni, mechaniczny charakter i industrialny charakter. Znakomite połączenie elektroniki, jazzu i orkiestry dętej.


Czterdziestominutowa improwizacja instrumentalistów z różnych muzycznych środowisk i o zróżnicowanym doświadczeniu, którym pod kierownictwem dyrygenta udało się uniknąć chaosu, a nawet wykreować bardzo intrygujący nastrój.


Dowód, że zaangażowana społecznie muzyka może oferować coś więcej, być po prostu ciekawa także pod czysto muzycznymi względami. Wyraźne nawiązanie w pierwszym, tytułowym utworze do Art Ensemble of Chicago wiele mówi o inspiracjach.

13. Otay:onii - "冥冥 (Míng Míng)"

Gdyby Björk i Dead Can Dance nagrali wspólny album, inspirowany z jednej strony chińską tradycją, a z drugiej współczesnymi drone'ami, glitchami i post-industrialem, to efekt mógłby być właśnie taki. Młoda artystka Lane Shi Otayonii osiągnęła go jednak zupełnie samodzielnie.

12. Merope - "Salos"

Jedna z ładniejszych płyt rocznika. Bardzo dobrze sprawdza się tutaj połączenie litewskiego folku, akustycznych instrumentów, syntezatorów oraz wcale nie dodającego patosu chóru.


Jeden z najlepszych rockowych albumów ostatnich lat, który w innym roku spokojnie mógłby znaleźć się na podium. Tym razem jednak konkurencja, także rockowa, okazała się zbyt silna. W rezultacie pierwszy album BC,NR okazał się nie być nawet najlepszym rockowym debiutem 2021 roku.

10. Fire! - "Defeat"

Zespół Matsa Gustafssona - zarówno w swojej trzyosobowej wersji (Fire!), jak i tej bardziej rozbudowanej (Fire! Orchestra) - to od paru lat stały bywalec moich podsumowań. Nie może być inaczej w przypadku najnowszego albumu, wydanego pod tym krótszym szyldem, lecz nagranego z pomocą kilku dodatkowych muzyków. Tradycyjnie otrzymujemy tu bardzo świeże spojrzenie na free jazz, tym razem zabarwionego plemiennym klimatem, tworzonym przede wszystkim przez partie fletu i perkusji. Grupa nie schodzi poniżej wcześniejszego poziomu, a może nawet wchodzi na wyższy.

W zasadzie mamy tu dwa albumy w jednym: pierwszą płytę wypełniają nagrania w trio na saksofon/flet, pianino i perkusję, zaś drugą materiał w bardziej rozbudowanym składzie. Szczególnie porwała mnie ta pierwsza, która jako samodzielne dzieło mogłaby zająć jeszcze wyższą pozycję na tej liście. Muzycy dają tu z siebie wszystko, grając z niesamowitą wyobraźnią, wyrafinowaniem i intensywnością muzykę na pograniczu nowoczesnego jazzu, post-minimalizmu i avant-proga. Druga płyta to całkiem sprawny, ale bardziej standardowy free jazz na duży skład.


Czwarty album młodej brytyjskiej raperki to zestaw naprawdę zróżnicowanych utworów, bardzo pomysłowo łączących hip-hop z symfonicznym rozmachem ("Introvert"), afrobeatem ("Point and Kill", "Fear No Man"), soulem ("Woman") czy disco ("Protect My Energy"). Co jednak najlepsze, ta szalenie eklektyczna mieszanka nie sprawia wrażenia chaosu, lecz doskonale się sprawdza jako album. Poza ciekawymi podkładami - bazującymi przede wszystkim na partiach granych na żywo, a nie samplach - świetnie wypada rapująca i śpiewająca na różne sposoby liderka.

7. Floating Points, Pharoah Sanders & The London Symphony Orchestra - "Promises"

Drugi w tym zestawieniu freejazzowy weteran, który postanowił połączyć swoje siły z młodszym pokoleniem. 80-letni Pharoah Sanders nawiązał współpracę z Samem Shepherdem, twórcą muzyki elektronicznej, znanym lepiej pod pseudonimem Floating Points. W nagraniu albumu, będącego jednym długim utworem, wsparła ich jeszcze Londyńska Orkiestra Symfoniczna. Rezultat to bardzo ciekawe, niepowtarzalne połączenie uduchowionego jazzu, współczesnej elektroniki oraz muzyki poważnej. Muzykom udało się stworzyć bardzo subtelny, lecz wciągający nastrój.


Zespół, który przez ponad dwadzieścia lat kariery praktycznie stał w miejscu, przeżywa teraz drugą młodość. Najnowszy album to nie tylko kontynuacja brzmieniowych eksperymentów z poprzedniego "Double Negative" (2018), tylko w bardziej noise'owym wydaniu, ale także prawdopodobnie najlepsze kompozycje od czasu debiutanckiego "I Could Live in Hope" (1994). Takie utwory, jak "White Horses", "Days Like These" czy "More", zachwycają zarówno świetnymi melodiami, jak i pomysłowo zdekonstruowanym brzmieniem. To właśnie rock na miarę XXI wieku.


Wspaniałe podsumowanie dotychczasowej, a może już całej działalności Wolfganga Voighta pod szyldem GAS. Niemiecki producent i twórca muzyki elektronicznej nawiązuje tu w sposób bardzo wyraźny do swoich poprzednich płyt, opierając się na wyciągniętych z nich samplach. Powstała z tego jednak niezwykle wciągająca muzyka, syntetyzująca wszystko, co najlepsze z przeszłości GAS. Ambientowe pejzaże, wsparte mechanicznym beatem, w sposób charakterystyczny dla tego projektu niezwykle sugestywnie oddają klimat maszerowania przez las. 


Trzeci duży album Kristin Hayter pod pseudonimem Lingua Ignota to jej najbardziej dojrzałe jak dotąd dzieło. Niemal całkiem zniknęła agresja poprzednich wydawnictw, zastąpiona jeszcze bardziej dobitnym klimatem - niezwykle posępnym i dusznym, mającym w sobie coś rytualnego i ostatecznego. A z drugiej strony, słychać tu większą dbałość o melodie. Przepięknie wypadają singlowe "Pennsylvania Furnance" i "Perpetual Flame of Centralia", w których oszczędniejsze aranżacje pozwalają docenić kunszt kompozytorski, ale reszta albumu okazuje się nie mniej intrygująca.


Nie mam wątpliwości, że to nie tylko najlepszy rockowy debiut tego roku, ale też wielu poprzednich lat. Brytyjski kwintet proponuje tu niezwykle energetyczną i intensywną mieszankę post-punku, krautrocka, funku, jazzu oraz elektroniki. Ta zwariowana mieszanka stylistyczna i pełne pasji wykonanie to największe zalety materiału, jednak bronią się także same kompozycje, nierzadko ciekawie rozbudowane. Jeżeli wierzyć Spotify, "Narrator" był utworem najczęściej słuchanym przeze mnie w zeszłym roku, a do pierwszej dychy załapały się także "Pampleths" i "G.S.K.", zaś tuż za nią ulokował się "Paddling". Wielokrotnie wracałem też do całego albumu. Mógłby to być mój numer 1. rocznika, ale mam do tej płyty jedno zastrzeżenie: chyba nic by nie straciła na braku dwóch czy trzech mniej wyrazistych kawałków.

2. Marcin Stańczyk - "Acousmatic Music"

Muzyka akusmatyczna Marcina Stańczyka to jedyny na tej liście reprezentant muzyki poważnej. Nie jest to jednak rzecz kompletnie oderwana od pozostałych pozycji - słychać tu pewne podobieństwa czy to do bardziej rozrywkowej elektroniki, czy jazzu. Oczywiście, Stańczyk wyprzedza dużą część takiej muzyki swoim warsztatem kompozytorskim, wiedzą muzykologiczną, a często też wyobraźnią. Cztery zawarte tu nagrania zdają się jednoznacznie to potwierdzać. Porównajcie tylko taki "Sursounds" z nawet najlepszym ambientem, o ileż to bogatsze pod względem tak formy, jak i treści. A to chyba najprostszy ze wszystkich utworów. Pod względem artystycznych walorów jest to zatem album właściwie bezkonkurencyjny w tym podsumowaniu. Subiektywnie muszę przyznać, że nic lepszego wśród tegorocznych płyt nie słyszałem, choć jeden album zrobił na mnie większe wrażenie.


W muzyce 2021 roku nic nie mogło się równać z zaskoczeniem, jakim okazał się dla mnie drugi album black midi. Takiej energii i pomysłowości od dawna brakowało w muzyce rockowej. Brytyjskie trio, wsparte przez kilku gości, proponuje tutaj świeżą i porywającą mieszankę post-punku, avant-proga, klasycznego proga oraz jazz-rocka. Słychać w tym taką dojrzałość i umiejętności, że aż trochę trudno uwierzyć, że za "Cavalcade" odpowiadają ledwie dwudziestoparolatkowie, a nie bardziej doświadczeni muzycy. Ogromną zaletą albumu jest też jego długość, nieznacznie przekraczająca czterdzieści minut. Muzycy mieli do dyspozycji więcej materiału, ale dokonali selekcji, dzięki czemu nie ma tu ani jednego zbędnego fragmentu. Natomiast wymiana któregokolwiek z tych ośmiu kawałków na inny odbiłaby się na jakości całego longplaya. Dzięki takim twórcom, jak black midi, ale też Squid, BC,NR czy z trochę innej beczki Low, rock znów staje się istotnym gatunkiem, choć póki co tylko w podziemiu.

black midi - Cavalcade



Komentarze

  1. Nie znam wielu albumów z 2021, ale dla mnie "Cavalcade" to też absolutny top, nie tylko tego roku ale i ostatnich 20 lat. Fantastyczne granie; mam nadzieję, że black midi nie spocznie po tym dziele na laurach i będzie prezentować równie intrygujące podejście do muzyki.

    Fajnie, że strona z kolejnymi latami osiąga coraz więcej wyświetleń w danym roku, i to mimo pójścia wbrew oczekiwaniom niektórych Czytelników, czyli poszerzenia tekstów o nowe gatunki. W sumie fakt rozważenia wzbogacenia bloga o jangle pop to dla mnie najbardziej pozytywna wiadomość od bardzo dawna :)

    Pozdrawiam i życzę dalszych sukcesów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chłopaki z black midi nie spoczywają na laurach. Wręcz przeciwnie. Mają materiał na cały nowy album, który ogrywają na koncertach od paru miesięcy. Podobno nawet już go nagrali.

      Usuń
    2. Jeśli przebiją samych siebie i zrobią album lepszy od Cavalcade, to ich się będzie stawiać obok King Crimson i Soft Machine.

      Usuń
    3. Musiałoby to być coś na poziomie "Lizard" i "Third". Nie twierdzę, że to niemożliwe - bo jeśli jakiś rockowy zespół mógłby obecnie nagrać taki album, to byłby to właśnie black midi - ale chyba jednak mało prawdopodobne.

      Usuń
    4. Dlaczego akurat "Lizard"? Uwaszasz go obecnie za najlepszy album KC czy to ukryta reklama prog-gazety? ;)

      Usuń
    5. Ani jedno, ani drugie. To po prostu trzeci album King Crimson, jak "Third" w przypadku Soft Machine i nadchodzące wydawnictwo black midi. Ponadto już "Cavalcade" ocierał się o klimaty "lizardowe", a jeden z nowych kawałków nosi tytuł "Circus" - prawie jak otwieracz trzeciego longplaya KC, "Cirkus".

      Oczywiście nie chodzi mi o to, że zespół powinien nagrać coś w stylistyce tamtych płyt. Powinien stworzyć coś we własnym stylu, ale na takim poziomie. W sumie na "Cavalcade" dużo do tego nie zabrakło.

      Usuń
    6. Tu jest jedno z lepszych nagrań koncertowych: https://youtu.be/7hCEh4g8be0

      Usuń
    7. Mam nadzieję, że będzie tak jak w przypadku KC i po ich Lizardzie zaczną zmieniać styl aby ostatecznie być jeszcze lepszym bandem.

      Usuń
    8. W zasadzie już zmienili z bardziej post-punkowego na progresywno-jazz-rockowy, więc w sumie idą w przeciwnym kierunku do King Crimson. Zatem teraz pora na coś bardziej symfonicznego ;)

      Usuń
    9. Tylko żeby nie przesadzili. Jeszcze się nauczą śpiewać po włosku i zaczną grać jak Banco :D

      Usuń
  2. Dla mnie "Sinner Get Ready" to absolutnie najlepszy album 2021 roku. I jeden z najlepszych w ogóle. Szczerze, nawet nie głosowałem na więcej płyt w tej ankiecie, skoro jestem tak zdecydowany co do wyboru tej jednej jedynej. Ale poza nią, to był naprawdę udany rok muzycznie, choć przyznam, że nie przesłuchałem raczej więcej niż 50 pozycji. Oprócz "Sinner Get Ready", najbardziej spodobały mi się na pewno wydawnictwa Injury Reserve, Black Country New Road, Floating Points i Pharoah Sandersa, Jaubi, Spellling, otay:onii, Tyler The Creator czy Fire!
    Nawet "Happier Than Ever" od Billie Eilish uważam za naprawdę udane, głównie dzięki obecności paru utworów, które szczerze mnie chwyciły; kawałki, których mógłbym słuchać w nieskończoność, bo są tak wspaniałe. Sanahy i inne sobele się powinny uczyć od niej, jak powinno się tworzyć pop, który nie wywoływałby odruchów wymiotnych xD

    I ciekawe, kto zagłosował w ogóle na Maneskin i Gretę Van Fleet xD Nawet tutaj ktoś słucha recyklingów jakichś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na oba zagłosowała ta sama osoba. I na nic więcej, więc pewnie dla żartu.

      Szkoda, że jednak nie wybrałeś więcej płyt, bo z Twoich faworytów Injury Reserve skończył z jednym punktem, a Fire! z okrągłym zerem.

      Usuń
    2. Dużo bardziej przeraża Nocny Kochanek

      Usuń
    3. Nawet nie zauważyłem, że i nocny kochanek tu jest, bo jak zobaczyłem Maneskin i Gretę, to na nic innego nie byłem już w stanie zwrócić uwagi xD

      Usuń
    4. Ale still, jednak lepiej słuchać Maneskin i tego bieda-Led Zeppelin niż nocnego kochanka. Przy tym gównie nawet sanah lepiej wypada.

      Usuń
    5. Propozycje trolli powinny być jakoś specjalnie oznaczone, żeby nie marnować czasu na ich sprawdzanie.

      Usuń
    6. Przecież od razu widać, które propozycje są trollowe, chyba, że zupełnie się nie ogarnia co się dzieje w muzyce, więc po co?

      Usuń
    7. A nawet jak nie widać, to już po pierwszych sekundach będzie to słychać.

      Usuń
  3. To może, zgodnie z sugestiami czytelników, jakaś playlista z ulubionymi utworami z 2021 roku?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślałem o tym, żeby dodać coś takiego do tego podsumowania. Ale z niektórych płyt trudno byłoby coś wykroić ("Promises" czy "Der lange marsch" to praktycznie jeden długi utwór), a niektórych nie ma na Spotify ("Idiom"), więc ostatecznie z tego zrezygnowałem. Choć propozycja kusząca.

      Usuń
  4. Dlaczego to podsumowanie "wyparło" poniedziałkową recenzję?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dłuższe podsumowanie plus jedna poprawka w tym okresie to chyba nie taki najgorszy substytut zwykłej recenzji? A jak wszystko dobrze pójdzie, to w tym tygodniu i tak będą trzy nowe recenzje - jedna jest już gotowa i zaplanowana, druga ma dotyczyć albumu, który jeszcze się nie ukazał.

      Usuń
    2. Zdecydowanie nie najgorszy ;)

      Usuń
  5. W głosowaniach pozwoliłem sobie na dodanie paru własnych propozycji. Może przynajmniej zachęciłem kogoś do przesłuchania rzeczy, na które zagłosowałem (oczywiście tych z pozytywnych kategorii).

    W albumach roku dopisałem “Live Hubris” oraz “Ultra Cycle Pt. 4: Hibernal Death”. Posłuchałem ich akurat pod koniec roku i naprawdę mnie wtedy wciągnęły. Zwłaszcza ten pierwszy - rewelacyjny, hipnotyzujący jam.

    W archiwaliach dodałem od siebie koncertówki Lynyrd Skynyrd (wiadomo, że Allmani to to nie są, ale po prostu lubię ten zespół, a wszystkie wykonania są bardzo udane - zwłaszcza wersja “Free Bird”, do której kiedyś wysłałem link pod recenzją) i Archiego Sheppa.

    Przyznaję, że to ja zagłosowałem w rozczarowaniach na albumy Young Leosi i Maty (na Drake’a chyba też). Może źle pamiętam, ale w ankiecie było napisane, że to głosy na rozczarowania i/lub najgorsze albumy. Jeśli było inaczej, to bardzo przepraszam, nie miałem zamiaru trollować. Pewnie moim błędem było już to, że w ogóle takich rzeczy słuchałem. Ale jeśli nie chce się uchodzić wśród ludzi za boomera, to wypada znać to, co jest aktualnie na topie. Próbowałem się nawet do tego trochę przekonać, ale dla mnie to jednak po prostu niesłuchalne.

    A w pytaniu dotyczącym działalności strony zagłosowałem na artykuły nie o muzyce, bo chętnie poczytałbym też twoje teksty o innych dziedzinach sztuki. W sumie, nie miałbym nawet nic przeciwko, gdyby zróżnicowanie tematyki zwiększyło się kiedyś do tego stopnia, co na blogu Macieja ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] Oren Ambarchi / Johan Berthling / Andreas Werliin - "Ghosted II" (2024)

[Recenzja] Cristóbal Avendaño & Silvia Moreno - "Lancé esto al otro lado del mar" (2024)

[Zapowiedź] Premiery płytowe maj 2024

[Recenzja] Kin Ping Meh - "Kin Ping Meh" (1972)