Posty

Wyświetlanie postów z sierpień, 2021

[Recenzja] Harmonia - "Musik von Harmonia" (1974)

Obraz
Harmonia to jedna z nielicznych krautrockowych supergrup, w składzie której znaleźli się Michael Rother z Neu! (wcześniej przez chwilę także w Kraftwerk) oraz Dieter Moebius i Hand-Joachim Roedelius, czyli duet Cluster. Był rok 1973, kiedy Rother, poszukując dodatkowych muzyków do koncertowego składu Neu!, trafił do Berlina Zachodniego. Tam nawiązał znajomość z muzykami Cluster, z którymi urządził wspólne jamowanie. Muzykom grało się ze sobą tak dobrze, że zapomniano o pierwotnym planie, a zamiast tego powołano nowe trio. Harmonia pozostawiła po sobie dwa albumy studyjne. Debiutancki "Musik von Harmonia" został zarejestrowany pomiędzy czerwcem i listopadem 1973 roku, by już w styczniu trafić do sprzedaży, nakładem zasłużonej dla krautrocka wytwórni Brain. Materiał jest też znany pod tytułem "Dino", obowiązującym na niemieckich i japońskich reedycjach z lat 1979-81. Efekt współpracy Rothera, Roedeliusa i Moebiusa nie przyniósł większych zaskoczeń. Muzyka tria to w za

[Recenzja] Landon Caldwell & Flower Head Ensemble - "Simultaneous Systems" (2021)

Obraz
Jazzmani nie mają obecnie lekko. Grając taką muzykę nie mogą liczyć na prawdziwy sukces komercyjny. Trudno też w gatunku istniejącym od ponad stu lat zaprezentować coś naprawdę wybitnego, a jednocześnie świeżego. Poniekąd udało się to Landowi Caldwellowi na jego najnowszym albumie "Simultaneous Systems". To niewątpliwie jazz na miarę 2021 roku. Nawet pod względem sposobu, w jaki powstawał materiał. Ze względu na sytuację epidemiologiczną Caldwell i towarzyszący mu muzycy zarejestrowali ten album zdalnie, przebywając w czterech różnych amerykańskich miastach: w Indianapolis, Chicago, San Francisco oraz Ascheville. Skomponowany przez lidera materiał posłużył za punkt wyjścia do dość swobodnych improwizacji. Ogólny klimat całości przywodzi na myśl te faktycznie ciche fragmenty "In a Silent Way" Milesa Davisa. To granie równie subtelne, wyciszone, prawie całkowicie pozbawione gwałtowności, nie tak odległe od koncepcji ambientu. Na tym jednak podobieństwa się kończą. Nie

[Recenzja] Peter Gabriel - "Peter Gabriel" (1982)

Obraz
"Peter Gabriel" po raz czwarty. Tego dla wydawców w wielu krajach było już za wiele i postanowili nadać wydawnictwu własny tytuł. W większości przypadków wystarczył dopisek "4" lub "IV". O krok dalej poszli Amerykanie i Kanadyjczycy, którzy zdecydowali się nazwać album "Security". Pod jeszcze innym tytułem można było znaleźć go w Niemczech, aczkolwiek opublikowany tam "Deutsches Album" od innych wydań różni się także innym miksem oraz unikalną, niemieckojęzyczną warstwą wokalną. Identyczny zabieg Gabriel wypróbował już wcześniej, na swojej eponimicznej "trójce". Pod względem stylistycznym otrzymujemy tutaj ewidentną kontynuację poprzedniego longplaya artysty. Peter Gabriel, we współpracy z nieznacznie zmienionym składem, ponownie proponuje muzykę łączącą w zasadzie popowe, przebojowe kompozycje z ambitnymi rozwiązaniami w kwestii brzmienia oraz aranżacji. Tym razem jeszcze chętniej czerpie z technologicznych nowinek w rodzaju

[Recenzja] Cocteau Twins - "Treasure" (1984)

Obraz
"Treasure", trzeci album Cocteau Twins, zgodnie ze swoim tytułem należy do największych muzycznych skarbów lat 80. To właśnie ta płyta przyniosła grupie powszechne uznanie wśród krytyków i pozostałych słuchaczy, osiągając przy tym niemały sukces komercyjny. Co ciekawe, sami twórcy nie podzielali tego entuzjazmu i zdarzało im się określać "Treasure" ich najsłabszym dziełem. Narzekali też na pośpiech, przez który całość jest rzekomo niedopracowana. Warto w tym miejscu dodać, że wydawca zespołu, Ivo Watts-Russell planował zaangażować Briana Eno i Daniela Lanoisa jako producentów. Eno uznał jednak, że zespół poradzi sobie bez niego i odmówił. Trudno powiedzieć, czy album na tej decyzji coś stracił, bo wbrew opinii muzyków wcale nie sprawia wrażenia nieukończonego. To tutaj zadebiutował najbardziej znany i zarazem ostateczny skład Cocteau Twins, z basistą Simonem Raymonde, który dołączył do współzałożycieli zespołu, Robina Guthrie i Elizabeth Fraser. Tu również styl grup

[Recenzja] John Coltrane - "Another Side of John Coltrane" (2021)

Obraz
Chociaż od śmierci Johna Coltrane'a minęło już ponad pół wieku, wciąż ukazują się kolejne płyty sygnowane jego nazwiskiem. Nierzadko trafia na nie zupełnie premierowy materiał, jak było w przypadku "Both Directions at Once: The Lost Album" sprzed trzech lat, czy późniejszego o rok "Blue World". Szczególnie interesująco wypadł ten pierwszy, wzbogacający wiedzę na temat tego, jak rozwijała się twórczość Trane'a tuż przed nagraniem arcydzieła "A Love Supreme". Tegoroczny "Another Side of John Coltrane" swoim tytułem zdaje się obiecywać kolejne odkrycia. Niestety, to tylko kompilacja z wydanym już wcześniej materiałem. O co więc chodzi z tą inną stroną ? Otóż są to nagrania, w których wybitny saksofonista wziął udział jako sideman, wspierając innych, nierzadko równie wielkich muzyków, by wymienić tylko Milesa Davisa, Theoloniousa Monka czy Sonny'ego Rollinsa. Zdecydowana większość materiału została zarejestrowana w latach 1956-57, a więc

[Recenzja] David Bowie - "Earthling" (1997)

Obraz
W 1997 roku polscy słuchacze mieli niepowtarzalną szansę, by zobaczyć Davida Bowie na żywo. Sprzedaż biletów na gdański koncert była jednak tak słaba, że występ odwołano, a artysta już nigdy nie uwzględnił naszego kraju w swoich planach. Dziś trudno w to uwierzyć. Jednak te niemal ćwierć wieku temu Bowie jeszcze nie należał do ulubieńców krajowych mediów muzycznych, a większości słuchaczy kojarzył się zapewne wyłącznie z hitem "Let's Dance". Sytuacji nie ratowało też pewnie to, że wydany na początku tamtego roku album "Earthling" spotkał się z nienajlepszym, eufemistycznie mówiąc, odbiorem. Nie tylko w Polsce, lecz na całym świecie, gdzie wielbiciele artysty kompletnie nie zaakceptowali kierunku, jaki tym razem obrał. Choć w zasadzie po mocno elektronicznym "1.Outside" można było spodziewać się takiego kroku. Bowie dalej stawia na nowoczesność, tym razem odważnie zapuszczając się w rejony techno, jungle, drum and bassu oraz innych form ówczesnej elektr

[Recenzja] Fripp & Eno - "Evening Star" (1975)

Obraz
Druga połowa 1975 roku przyniosła aż trzy wydawnictwa Briana Eno. Najpierw, we wrześniu, ukazał się "Another Green World". Następnie, w odstępie kilku grudniowych dni, do sprzedaży trafiły "Evening Star" oraz "Discreet Music". Środkowy z nich, sygnowany wspólnie z Robertem Frippem, w rzeczywistości zawiera materiał zarejestrowany najwcześniej, jeszcze poprzedniej zimy. Duet rozwija tu pomysły zaprezentowane na wydanym dwa lata wcześniej "(no pussyfooting)". Znajdziemy tu zatem proto-ambientowe pejzaże z zapętlonymi dźwiękami gitary Frippa lub pianina Eno, zatopionymi w syntezatorowych tłach. Oryginalne winylowe wydanie składa się z dwóch stron o nieco odmiennym charakterze. Pierwsza połowa przynosi cztery krótsze formy. bardzo przyjemne, utrzymane w raczej pastoralnym nastroju. Najbardziej błyszczy z nich tytułowy "Evening Star", z naprawdę pięknymi partiami gitary. To jakby zapowiedź "Requiem" z crimsonowego "Beat",

[Recenzja] Matching Mole - "Little Red Record" (1972)

Obraz
Drugie wydawnictwo Matching Mole, zespołu stworzonego przez Roberta Wyatta po rozstaniu z Soft Machine, to niewątpliwie najbardziej kontrowersyjny album sceny Canterbury, a może i całego rocka progresywnego. Tytuł "Little Red Record", będący parafrazą "Little Red Book", czyli książki z cytatami Mao Zedonga, a także okładka nawiązująca do chińskich plakatów propagandowych z okresu rewolucji kulturalnej, były ponoć pomysłem wydawcy, o którym sami muzycy dowiedzieli się już po fakcie, gdy album trafił do sprzedaży. Powszechnie znana jest jednak ówczesna sympatia Wyatta do maoizmu - komunistycznej ideologii Przewodniczącego Mao, która pociągnęła za sobą kilkadziesiąt milionów ofiar śmiertelnych wśród obywateli Chińskiej Republiki Ludowej. Po latach Wyatt tłumaczył, że nie do końca zdawał sobie sprawę z tego, co naprawdę działo się w Chinach, a wszelkie doniesienia traktował jako propagandę zachodnich, kapitalistycznych rządów. Jednak w tekście utworu "Righteous Rhu

[Recenzja] Bengt Berger ‎- "Bitter Funeral Beer" (1981)

Obraz
Bengt Berger to szwedzki perkusjonalista, jeden z tamtejszych pionierów łączenia jazzu z tzw. muzyką świata. Już w latach 60. studiował klasyczną muzykę Indii, a następnie zagłębiał tradycyjne techniki gry na perkusjonaliach w Afryce. W trakcie swojej kariery współtworzył wiele interesujących projektów, jak nawiązujące m.in. do nordyckiego folku Spjärnsvallet czy Arbete och Fritid, ale też czerpiący inspiracje z muzyki bardziej odległych krajów Bitter Funeral Beer Band. Nazwa tego ostatniego została zaczerpnięta od prawdopodobnie najsłynniejszego wydawnictwa Bergera, jego jedynej płyty nagranej dla ECM. Wrażenie robi rozbudowany aparat wykonawczy, jaki wziął udział w nagraniu "Bitter Funeral Beer". Wśród kilkunastu instrumentalistów znaleźli się inni czołowi przedstawiciele szwedzkiej sceny jazzowej, ale też sam Don Cherry, z którym Berger miał okazję już wcześniej występować. Muzyka zawarta na "Bitter Funeral Beer" nie jest wcale odległa od poszukiwań Cherry'eg

[Recenzja] Kraftwerk - "Trans-Europa Express" (1977)

Obraz
Kiedy ostatecznie ukształtował się styl Kraftwerk? Według powszechnej, a nie do końca słusznej opinii, stało się to już na "Autobahn". To w końcu pierwszy album, do którego zespół się przyznaje i można usłyszeć na nim rozwiązania wykorzystywane przez muzyków w późniejszym czasie. Było to jednak dopiero wydawnictwo przejściowe pomiędzy tym wczesnym, eksperymentalnym, opartym na tradycyjnych instrumentach obliczem grupy, a jej w pełni elektronicznym i bardziej piosenkowym wcieleniem. Bliższe prawdy byłoby wskazanie na "Radio-Aktivität", na którym faktycznie kompletnie zmieniło się podejście do budowy utworów oraz brzmienia, choć pozostały jeszcze pewne echa dawnych eksperymentów. Po tych ostatnich nie ma już śladu na "Trans-Europa Express", który dodatkowo wprowadza kilka nowych elementów, charakterystycznych także dla kolejnych wydawnictw. To właśnie "Trans-Europa Express" jest pierwszym albumem, który przygotowano w dwóch wersjach. Pierwsza, prze

[Recenzja] Public Image - "Public Image (First Issue)" (1978)

Obraz
W czasach, gdy kolejne skandale i kontrowersje pomagały promować mierną muzykę Sex Pistols, trudno było się domyślać, że jej odziany w koszulkę z napisem I hate Pink Floyd frontman ma o wiele większe ambicje. Grupa przestała istnieć ledwie parę miesięcy po wydaniu swojego jedynego albumu "Never Mind the Bollocks, Here's the Sex Pistols", a Johnny Rotten wrócił do prawdziwego nazwiska John Lydon i stworzył zupełnie nowy zespół. Składu Publlic Image, bo tak nazwano kapelę, uzupełnili były gitarzysta The Clash, Keith Levene, a także niemający jeszcze większych osiągnięć basista Jah Wobble (właśc.  John Joseph Wardle)  i perkusista Jim Walker. Muzyka prezentowana przez nich na pierwszym albumie nosi jeszcze wyraźne ślady punk rocka. Część materiału powstała zresztą jeszcze z myślą o poprzednim zespole Lydona. Jednym z nich był "Religion", z mocnym tekstem atakującym chrześcijańską hipokryzję, który według słów wokalisty przestraszył nawet Malcoma McLarena. który ni

[Recenzja] Janusz Muniak Quintet - "Question Mark" (1978)

Obraz
Janusz Muniak w roli lidera zadebiutował dość późno. W 1978 roku mógł się już pochwalić naprawdę mocnym CV. Największe wrażenie mogła robić współpraca z Andrzejem Trzaskowskim ("The Andrzej Trzaskowski Quintet", "Seant") oraz Tomaszem Stańko ("Music for K", "Jazzmessage From Poland", "Purple Sun"). Miał też okazję grywać z Krzysztofem Komedą, a także wystąpić na albumie "Dziwny jest ten świat" Czesława Niemena jeszcze w czasach, gdy inni polscy jazzmani unikali takich kolaboracji. Opublikowany w ramach serii "Polish Jazz" album "Question Mark" to właśnie wspomniany debiut pod własnym nazwiskiem. Saksofonista otoczył się trochę młodszymi od siebie muzykami - jak klawiszowiec Paweł Perliński, gitarzysta Marek Bliziński, kontrabasista Andrzej Dechnik i perkusista Jerzy Bezucha - by zaproponować album niemający wiele wspólnego z ówczesnymi trendami, a będący raczej podsumowaniem blisko dwudziestoletniej kariery