[Recenzja] Injury Reserve - "By the Time I Get to Phoenix" (2021)

Injury Reserve - By the Time I Get to Phoenix


O tym albumie musiało być głośno. Nie tylko dlatego, że zawsze tak się dzieje, gdy umiera muzyk odpowiedzialny za dany projekt. Injury Reserve zaledwie dwa lata wcześniej zwrócili na siebie uwagę eponimicznym debiutem, który ukazywał amerykańskie trio jako obiecującą nadzieję niezależnego hip-hopu. W zeszłym roku, z nieujawnionych powodów, zmarł jeden z tworzących grupę raperów, Jordan Groggs, profesjonalnie znany jako Stepa J. Groggs. Zdążył jednak zarejestrować jeszcze kilka partii, które pozostała dwójka - raper Ritchie with a T (wł. Nathaniel Ritchie) i producent Parker Corey - wykorzystała na swoim tegorocznym dziele, "By the Time I Get to Phoenix". Tytuł zasugerował ponoć zmarły muzyk w jednej z ostatnich rozmów z resztą składu, zainspirowany jednym z utworów Isaaca Hayesa.

Zapewne gdyby nie śmierć Groggsa, o Injury Reserve wiedziałoby dziś trochę mniej osób. Jednak nawet wtedy drugi album tria - oczywiście gdyby przybrał taki sam kształt, a przecież strata jednego z muzyków odcisnęła na nim silne piętno - zdobyłby uznanie wśród krytyków i słuchaczy. Trzeba przyznać, że Injury Reserve umieją w real-time marketing. Na płycie pojawiają się sample z innych tegorocznych bohaterów muzycznego niezalu: black midi ("Sweater" w "Knees") oraz Black Country, New Road ("Athens, France" w "Superman That"). Na albumie pojawia się też we własnej osobie perkusista pierwszej z tych grup, Morgan Simpson, który zagrał na perkusji w "Outside" oraz pomógł co nieco w produkcji. Trio sięgnęło także po elementy starszych, wcale nie oczywistych utworów, jak "Sailor's Tale" King Crimson w "Footwork in a Forest Fire", "I Am Damo Suzuki" i "Auto-Tech Pilot" The Fall w "Ground Zero" oraz "SS San Francisco", "The End of Radio" Shellac w "Wild Wild West", a także "Here Come the Warm Jets" Briana Eno w "Bye Storm". Z tym ostatnim mam pewien problem, bo za bardzo nie różni się od pierwowzoru, jeśli pominąć dodanie rapu i nieco zniekształcone brzmienie.

To zakończenie jest o tyle zaskakujące, że we wcześniejszych utworach Injury Reserve pokazują znacznie bardziej kreatywne podejście do korzystania z sampli. I tutaj objawia się kolejna - po bardzo ciekawym wyborze utworów do samplowania - zaleta tej płyty. W kwestii produkcji dominuje podejście zgoła odmienne od wyświechtanych hip-hopowych klisz. Niektórzy z opisujących ten album zastanawiają się nawet nad zasadnością terminu post-rap. Jego wprowadzenie było jednak już wielokrotnie dyskutowane na przestrzeni ostatnich dwudziestu lat, a to chyba jeszcze nie ten moment. Po prostu od dawna poza mainstreamem istnieją bardziej ambitni twórcy od żerującego na starszych hitach Kanyego Westa i jemu podobnych. Muzyka tworzona przez Injury Reserve ma z reguły swój własny charakter. Zawarte na tym albumie utwory wyróżniają się nie do końca oczywistą budową, bardzo abstrakcyjną, wręcz psychodeliczną atmosferą, a także dość zróżnicowanym brzmieniem, a to zahaczającym o rocka, a to różne formy muzyki elektronicznej, od glitchu i IDM po ambient. Jeżeli chodzi o poszczególne nagrania, do moich faworytów należą: wzbogacony nieoczywistą, instrumentalną kodą "Outside", mocno zgliczowany "Superman That" (z minusem za trapową warstwę wokalną), nieobliczalny "Footwork in a Forest Fire" oraz urozmaicający całość niemal soulowym ciepłem "Knees", w którym jednak nie brakuje też bardziej typowych dla tej płyty dźwięków. Całość jest jednak bardzo równa i konsekwentna, co stanowi kolejną zaletę.

"By the Time I Get to Phoenix" raczej nie wymieniłbym w czołówce moich ulubionych albumów hip-hopowych, jednak doskonale rozumiem, dlaczego drugi album Injury Reserve zdobywa tak duże uznanie, także wśród osób słuchających na co dzień innych rodzajów muzyki. Szczególnie na tle mainstreamowego rapu jest to muzyka wyróżniająca się dużą kreatywnością, niespodziewanymi rozwiązaniami oraz interesującym brzmieniem i nastrojem. Dlatego jeśli stronicie od hip-hopu ze względu na swoje wyobrażenie o nim, wykreowane przez komercyjne media, spróbujcie zmierzyć się z tym albumem.

Ocena: 7/10



Injury Reserve - "By the Time I Get to Phoenix" (2021)

1. Outside; 2. Superman That; 3. SS San Francisco; 4. Footwork in a Forest Fire; 5. Ground Zero; 6. Smoke Don't Clear; 7. Top Picks for You; 8. Wild Wild West; 9. Postpostpartum; 10. Knees; 11. Bye Storm

Skład: Ritchie with a T; Parker Corey; Stepa J. Groggs (2,4,8-10)
Gościnnie: Morgan Simpson - perkusja (1); Dot - dodatkowy wokal (1); ZelooperZ - dodatkowy wokal (3); Chris "Body Meat" Taylor - perkusja (5)
Producent: Injury Reserve i Morgan Simpson; Body Meat (6); SADPONY (7); Jam City (7)


Komentarze

  1. Bardzo fajna recenzja, nawiasem mówiąc o Kanye mam podobne zdanie ;). Może recenzja kiedyś :D ? Album też jest oczywiście niczego sobie. Myślę, że z biegiem czasu może jedynie zyskać. Mam nadzieję, że chłopaki się pozbierają i uda im się coś jeszcze nagrać, bo muszę przyznać, że zarówno albumem 2019 jak i tym właśnie omawianym, zrobili na mnie naprawdę dobre wrażenie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tym Kanyem to nie, wolałbym opisać z hip-hopu to, co się mnie podoba.

      Usuń
  2. Okładka mocno przypomina "Where I known you before" Return to Forever

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] Maruja - "Connla's Well" (2024)

[Recenzja] Oren Ambarchi / Johan Berthling / Andreas Werliin - "Ghosted II" (2024)

[Recenzja] Cristóbal Avendaño & Silvia Moreno - "Lancé esto al otro lado del mar" (2024)

[Recenzja] Kin Ping Meh - "Kin Ping Meh" (1972)