Posty

Wyświetlanie postów z czerwiec, 2019

[Recenzja] Eric Dolphy - "Here and There" (1966)

Obraz
Kilka dni temu, 20 czerwca, Eric Dolphy skończyłby 91 lat. Dziś natomiast wypada 55. rocznica  jego przedwczesnej śmierci. Mógł stworzyć jeszcze wiele wspaniałej muzyki. Dyskografia tego wybitnego jazzmana nie jest, niestety, zbyt obszerna. Za jego życia ukazały się zaledwie cztery studyjne albumy sygnowane jego nazwiskiem, a także dwie części koncertówki "At Five Spot". Ponadto sporo wydawnictw, na których wystąpił w roli sidemana, m.in. u boku Charlesa Mingusa, Ornette'a Colemana, Johna Coltrane'a i Olivera Nelsona. Doczekał się za to wielu pośmiertnych wydawnictw. Jako pierwszy ukazał się słynny album "Out to Lunch!", z zapisem jedynej sesji Dolphy'ego dla Blue Note. Dwa lata później Prestige opublikowało kompilację "Here and There", z niepublikowanym wcześniej materiałem koncertowym i studyjnym, pochodzącym z lat 1960-61. Najstarsze nagranie w zestawie to autorska kompozycja lidera, "April Fool", zarejestrowana - a jakże -

[Recenzja] Tangerine Dream - "Ricochet" (1975)

Obraz
Wykorzystując wielkie zainteresowanie, jakim Tangerine Dream cieszył się dzięki longplayom "Phaedra" i "Rubycon", postanowiono wydać pierwszy w historii zespołu album koncertowy.  I tak w grudniu 1975 roku do sklepów trafił "Ricochet". Muzycy nie poszli jednak na łatwiznę i nie wydali zwykłej rejestracji jednego występu lub kompilacji nagrań z kilku koncertów. Zamiast tego, wybrano najciekawsze improwizacje z kilku występów (odbywających się w dniach 14-23 września 1975 roku we francuskim Bordeaux i 23 października w Londynie), dodając odrobinę muzyki ze studia (wstęp "Ricochet (Part Two)"), a następnie wszystko zmiksowano, tworząc dwa około dwudziestominutowe utwory, będące de facto zupełnie premierowym materiałem. Stylistycznie jest to wciąż progresywna elektronika, oparta na transowych liniach basu z sekwencera. Jednak w porównaniu z materiałem zawartym na "Phaedrze" i "Rubyconie", "Ricochet" przynosi muzykę

[Recenzja] Ill Considered - "5" / "6" (2019)

Obraz
Londyński kwartet Ill Considered istnieje dopiero dwa lata, jednak już może pochwalić się pokaźną dyskografią. Na chwilę obecna liczy ona już dziewięć długogrających wydawnictw, z których pięć zawiera materiał studyjny, a pozostałe koncertowy. Tak duża aktywność wynika z podejścia zespołu, który stawia na spontaniczne improwizacje. Muzycy - saksofonista Idris Rahman, basista Leon Brichard, perkusista Emre'a Ramazanoglu i perkusjonalista Satin Singh - unikają grania prób i nie zawracają sobie głowy komponowaniem, a do studia czy na scenę często wchodzą nawet bez gotowych tematów, mając przygotowane zaledwie luźne szkice. Działają przy tym niezależnie, bez wsparcia żadnej wytwórni. Swoją muzyką dzielą się za pośrednictwem serwisu Bandcamp. Większość dotychczasowej dyskografii ukazała się także w formie fizycznej (na winylach i/lub kompaktach), choć tylko w ograniczonym nakładzie. Najnowszymi wydawnictwami zespołu są studyjne albumy "Ill Considered 5" i "Ill Con

[Recenzja] Tuxedomoon - "Half-Mute" (1980)

Obraz
Post-punk przejął rolę, jaką dekadę wcześniej pełnił rock progresywny. Podczas gdy dawni innowatorzy zwrócili się w stronę bezpieczniejszej muzyki, a ich bezpośredni naśladowcy ograniczali się do nudnego epigoństwa, to właśnie wykonawcy post-punkowi przejęli eksperymentalne, poszukujące podejście. Jednym z najlepszych dowodów na udowodnienie tej tezy, jest twórczość kalifornijskiego tria Tuxedomoon. Zespół powstał w 1977 roku z inicjatywy dwóch studentów muzyki elektronicznej, Stevena Browna i Blaine'a L. Reiningera. W ciągu pierwszych lat działalności towarzyszyli im różni muzycy, aż w końcu wykrystalizował się trzyosobowy skład, uzupełniony przez Petera Dacherta (występującego pod pseudonimem Peter Principle). Inspiracje zespołu obejmowały przede wszystkim punk rock i muzykę elektroniczną, ale można usłyszeć też wyraźne wpływy progowej awangardy, jazzu, noise'u, muzyki kabaretowej i innych stylów. Jeszcze w latach 70. ukazały się dwie EPki ("No Tears" i "S

[Recenzja] Magma - "Mëkanïk Dëstruktïẁ Kömmandöh" (1973)

Obraz
Jeden z najbardziej niezwykłych, oryginalnych, zwariowanych, a zarazem wyrafinowanych i ambitnych albumów w dziejach muzyki rockowej. Już oba wcześniejsze dzieła francuskiej Magmy, eponimiczny debiut i "1001° Centigrades", pokazały, że jest to zespół nietuzinkowy, niepowtarzalny. Ale dopiero na "Mëkanïk Dëstruktïẁ Kömmandöh" jego styl całkowicie się wykrystalizował, wzbogacony o nowe elementy, które na stałe wpisały się zeuhlową estetykę. Nie wszystkim muzykom odpowiadał ten rozwój, dlatego z poprzedniego składu zostali tylko Christian Vander, Klaus Blasquiz i Teddy Lasry. W nowym wcieleniu zespołu dołączyli do nich: klarnecista basowy René Garber, klawiszowiec Jean-Luc Manderlier, gitarzysta Claude Olmos i basista Jannick Top, a także żeński chór złożony ze Stelli Vander, Muriel Streisfield, Evelyne Razymovski, Michele Saulnier i Doris Reinhardt. Na trackliście "Mekanik Destruktiw Kommandoh" widnieje siedem ścieżek, jednak w rzeczywistości album za

[Recenzja] Fire! Orchestra - "Arrival" (2019)

Obraz
Fire! Orchestra powróciła niedawno z czwartym albumem. Zacznę jednak od wprowadzenia, niezbędnego dla osób, które dotąd nie miały do czynienia z tym projektem. Jest to rozbudowana wersja szwedzkiego tria Fire! (o którym pisałem już przy okazji zeszłorocznego albumu "The Hands"). Trzon tworzą zatem saksofonista Mats Gustafsson, basista Johan Berthling i perkusista Andreas Werliin. W bigbandowej wersji zespołu wspomagają ich liczni goście - często ważne postaci na współczesnej scenie muzyki improwizowanej. W pierwszych wcieleniach Orkiestry występowali jedynie muzycy skandynawskiego pochodzenia, później także innej narodowości. W 2013 roku ukazał się zarejestrowany na żywo album "Exit!", na którym w bardzo interesujący sposób połączono free jazz, fusion, awangardowy rock z odrobiną bluesa. Wydany rok później studyjny "Enter" okazał się bardzo ciekawym rozwinięciem tego stylu. Z czasem jednak formuła zaczęła się wyczerpywać, co pokazał trzeci album, &quo

[Recenzja] Gong - "You" (1974)

Obraz
Album "You" to trzecia część trylogii "Radio Gnome Invisible". Nie sposób jednak znaleźć tej informacji na okładce, która pod względem graficznym wyraźnie odstaje od obu poprzednich. Był to prawdopodobnie efekt kolejnych spięć w zespole. Klawiszowiec Tim Blake uważał bowiem, że charakterystyczne dla Gong elementy humorystyczne - jak dziwaczne wokale i głupie teksty - sprawiają, że zespół nie jest traktowany poważnie przez krytyków i zwykłych słuchaczy. Blake długo dyskutował na ten temat z Daevidem Allenem, aż obaj muzycy doszli do porozumienia - zespół miał w większym stopniu skupić się na tworzeniu interesującej muzyki, a ograniczyć wygłupy. Sesja nagraniowa "You" odbyła się latem 1974 roku, ponownie (bowiem właśnie tam nagrano pierwszą części trylogii, "Flying Teapot", a także zmiksowano drugą, "Angel's Egg") w brytyjskim studiu The Manor. W studiu pojawili się wszyscy muzycy, biorący udział w nagraniu poprzedniego longpla

[Recenzja] Bobby Hutcherson - "Components" (1966)

Obraz
Drugi album wibrafonisty Bobby'ego Hutchersona został nagrany w równie gwiazdorskiej obsadzie, co debiutancki "Dialogue". W składzie ponownie znaleźli się Freddie Hubbard i Joe Chambers, a ponadto dołączyli Herbie Hancock, Ron Carter oraz grający na saksofonie i flecie James Spaulding. Sesja odbyła się 14 czerwca 1965 roku, tradycyjnie w Van Gelder Studio, z Alfredem Lionem w roli producenta. Materiał został wydany dopiero w listopadzie 1966 roku pod tytułem "Components". Wypełniło go osiem premierowych kompozycji. O ile poprzedni album Hutchersona wypełniają wyłącznie kompozycje napisane przez sidemanów (Joego Chambersa i Andrew Hilla), tak na "Components" autorem połowy materiału jest lider. Cztery napisane przez niego utwory wypełniają pierwszą stronę winylowego wydania. Pod względem stylistycznym nie wychodzą poza granice hard bopu. Są jednak dość zróżnicowane: nagranie tytułowe wyróżnia się dużą ekspresją; "Tranquillity" to subt

[Recenzja] Rory Gallagher - "Blues" (2019)

Obraz
Dokładnie dwadzieścia cztery lata temu, 14 czerwca 1995 roku, zmarł jeden z najwybitniejszych bluesrockowych gitarzystów, Rory Gallagher. W Polsce artysta wciąż pozostaje kompletnie zapomniany. W innych krajach raczej nie jest pod tym względem lepiej (poza rodzimą Irlandią i może jeszcze Wielką Brytanią, Niemcami czy Francją). Co jakiś czas podejmowane są jednak kroki, by zmienić taki stan rzeczy. W tym roku ukazały się reedycje studyjnych longplayów, a także zupełnie nowa kompilacja "Blues". Składanka zawiera niepublikowany wcześniej materiał - odrzuty ze studia, nagrania dla radia BBC i irlandzkiej telewizji RTE, fragmenty występów na żywo, a także inne utwory spoza regularnych płyt Irlandczyka. Choć zostały zarejestrowane na przestrzeni dwóch dekad, w latach 1971-92, to dzięki zastosowanemu kluczu, tworzą całkiem spójną całość. Jak wyjaśnia już sam tytuł, wybrano utwory o najbardziej bluesowym charakterze, z których wiele to interpretacje bluesowych standardów. Podsta

[Recenzja] Embryo - "We Keep On" (1973)

Obraz
Album "We Keep On" to efekt współpracy niemieckiej grupy Embryo (której skład zredukował się do Christiana Burcharda, Romana Bunki i nowego klawiszowca, Dietera Miekautscha) i amerykańskiego saksofonisty Charliego Mariano (znanego ze współpracy m.in. z Charlesem Mingusem, McCoyem Tynerem czy Elvinem Jonesem). Jak wielu jazzmanów w tamtym okresie, Mariano przeprowadził się na początku lat 70. do Europy. Zamieszkał w Niemczech, w Kolonii. Wkrótce poznał Dietera Dierksa, słynnego inżyniera dźwięku, który zaproponował mu nagranie albumu z Embryo. Zarówno Mariano, jak i członkowie grupy, byli zafascynowani muzyką z Dalekiego Wschodu, więc szybko znaleźli wspólny język. Nagrania odbyły się w grudniu 1972 roku, w studiu Dierksa mieszczącym się według opisu z okładki longplaya we Włoszech, a w rzeczywistości w niemieckim Stommeln (właściciel unikał w ten sposób płacenia podatku). Podobnie jak wcześniejsze wydawnictwa Embryo, "We Keep On" to połączenie krautrockowej p

[Recenzja] Dave Liebman - "Lookout Farm" (1974)

Obraz
Dave Liebman to amerykański saksofonista i flecista, aktywny na jazzowej scenie od niemal pięciu dekad. Największą sławę przyniosło mu granie u boku Milesa Davisa. Jego porywającą grę można usłyszeć na takich albumach, jak "On the Corner", "Get Up with It" i koncertowym "Dark Magus". Współpracował także z Johnem McLaughlinem i Elvinem Jonesem. Ponadto nagrał wiele autorskich płyt. Najważniejszą pozostaje jednak "Lookout Farm" - jego drugie solowe wydawnictwo, a pierwsze dla słynnej wytwórni ECM. Album został zarejestrowany w dniach 10-11 października 1973 roku w Nowym Jorku. Pieczę nad produkcją sprawował - jak niemal zawsze w przypadku albumów nagranych dla ECM - założyciel wytwórni, Manfred Eicher. Najbardziej znanym muzykiem, oprócz samego Liebmana, który wziął udział w sesji, był gitarzysta John Abercrombie, o którym pisałem już w recenzji jego autorskiego albumu "Timeless", nagranego rok później dla tej samej wytwórni. Wielb

[Recenzja] EABS - "Slavic Spirits" (2019)

Obraz
Dwa lata temu wrocławska grupa EABS zadebiutowała albumem "Repetitions (Letters to Krzysztof Komeda)", na którym zaprezentowała swoje interpretacje mniej znanych kompozycji polskiego pianisty. Longplay cieszył się sporym zainteresowaniem, a w zeszłym roku ukazał się suplement w postaci wersji koncertowej (z trochę innym repertuarem - doszedł m.in. "Svantetic" ze słynnego "Astigmatic"). W tym roku przyszła pora na zaprezentowanie drugiego studyjnego albumu. W jego nagrywaniu wzięli udział ponownie grający na akustycznych i elektrycznych klawiszach Marek Pędziwiatr, saksofonista tenorowy Olaf Węgier, trębacz Jakub Kurek, gitarzysta Wojciech Orszewski, basista Paweł Stachowiak, perkusista Marcin Rak, a także odpowiedzialny za perkusjonalia i efekty Piotr Skorupski. Ponadto składu dopełnił brytyjski saksofonista sopranowy i flecista Edward Cawthorne, lepiej znany pod pseudonimem Tenderlonious. Album zatytułowany "Slavic Spirits" zawiera całkowic

[Recenzja] Gang of Four - "Solid Gold" (1981)

Obraz
Debiutancki album Gang of Four, "Entertainment!", ustawił poprzeczkę bardzo wysoko. Na szczęście muzycy nie próbowali przeskoczyć jej za pomocą podobnego wydawnictwa. Opublikowany półtora roku później "Solid Gold" przynosi muzykę o wyraźnie odmiennym charakterze. Trochę mniej tutaj punkowej energii (choć to wciąż bardzo intensywna muzyka), tempa zostały nieco zwolnione, uwypuklono warstwę melodyczną, a brzmienie stało się bardziej przestrzenne. Zwracają uwagę wyraziste, wysunięte na pierwszy plan partie basu Dave'a Allena, kojarzące się nieco z muzyką dub. Doskonale dopełnia je perkusja Hugona Burnhama, natomiast wciąż tak samo charakterystyczne, jazgotliwe dźwięki gitary Andy'ego Gilla stanowią dla nich kontrapunkt. Jon King śpiewa tu w bardziej różnorodny sposób. Szkoda tylko, że rzadziej sięga po melodykę. Całość, niestety, nie jest tak równa, jak poprzedni longplay. Choć początek jest bezsprzecznie rewelacyjny. Transowy "Paralysed" napra

[Recenzja] Magma - "1001° Centigrades" (1971)

Obraz
Drugi album Magmy kojarzony jest zwykle z tytułem "1001° Centigrades" i barwną okładką. Jednak pierwsze francuskie wydanie ukazało się pod tytułem "2", a okładka była znacznie skromniejsza: czarne logo i napisy na szarym tle (tak samo wydano niektóre z kompaktowych reedycji). Ten bardziej minimalistyczny projekt nawet dobrze oddaje, pod pewnym sensem, charakter longplaya. W porównaniu z wydanym rok wcześniej debiutem, wszystkiego jest tu mniej. Tylko jedna płyta i zaledwie trzy utwory. Nawet skład jest mniejszy. W międzyczasie z zespołu odeszli trzej muzycy: saksofonista Richard Raux, trębacz Alain Charlery i gitarzysta Claude Engel. Dwóch pierwszych zastąpili odpowiednio Yochk'o Seffer i Louis Toesca, natomiast na stanowisku gitarzysty pozostał przez jakiś czas wakat. Pomimo tego, powstał album bardzo bogaty brzmieniowo. "2" / "1001° Centigrades" to wciąż Magma w wydaniu jazzrockowym. Przy czym zespół nie kopiuje tu innych przedstawic

[Recenzja] Archie Shepp - "Mama Too Tight" (1967)

Obraz
Saksofonista Archie Shepp to bez wątpienia jedna z najważniejszych postaci sceny freejazzowej. Profesjonalną karierę muzyka rozpoczął na początku lat 60., grając m.in. z Cecilem Taylorem, Billem Dixonem i grupą New York Contemporary Five (w której występował u boku m.in. Dona Cherry'ego). Nawiązał też znajomość z Johnem Coltrane'em, który zainteresował swojego wydawcę, Impulse! Records, młodym muzykiem. Wkrótce doszło do podpisania kontraktu. Pierwsze płyty Sheppa były stylistycznie zawieszone między tradycją hardbopową, a bardziej awangardowym podejściem. W czerwcu 1965 roku Shepp wziął jednak udział w nagraniu pierwszego w pełni freejazzowego albumu Coltrane'a, "Ascension", co znacząco wpłynęło na jego dalszą twórczość. Album "Mama Too Tight" został zarejestrowany 19 sierpnia 1966 roku w Van Gelder Studio. Zainspirowany prawdopodobnie sesją "Ascension", Shepp postanowił wzorem swojego mentora wykorzystać w nagraniach mocno rozbudowaną

[Recenzja] Gong - "Angel's Egg" (1973)

Obraz
W czasie, gdy powstawała trylogia "Radio Gnome Invisible" grupa Gong była u szczytu swojej kreatywności i artystycznych możliwości. Nie przekładało się to jednak na wzajemne relacje muzyków. Sytuacja była napięta i nieustannie dochodziło do mniejszych lub większych konfliktów. Niedługo po nagraniu pierwszej części trylogii, albumu "Flying Teapot", zespół praktycznie się rozsypał. To właśnie wtedy, w lutym 1973 roku, z zespołu po raz pierwszy odszedł jego twórca i lider, Daevid Allen, zabierając ze sobą Gilli Smyth (w późniejszym czasie oboje zgodnie powtarzali, że chcieli jedynie zrobić sobie wakacje, jednak pozostali muzycy tego nie potwierdzają). Didier Malherbe, Steve Hillage i Tim Blake postanowili kontynuować działalność bez nich. Uzupełnili skład o basistę Mike'a Howletta i bębniarza Pierre'a Moerlena (ten ostatni zgłosił się do nich sam, oznajmiając: Jestem nowym perkusistą ), po czym zaczęli występować pod szyldem Paragong (jak wypadał wówczas z