[Recenzja] Irreversible Entanglements - "Open the Gates" (2021)

Irreversible Entanglements - Open the Gates


Wspominałem o tym nie raz, że nie jestem zwolennikiem muzyki z przekazem. Przy mocno zaangażowanych społecznie czy politycznie tekstach sama muzyka często spychana jest na dalszy plan i nierzadko nie przedstawia żadnych wartości artystycznych. Zapewne po części wynika to z chęci zaprezentowania swojego przekazu jak największej liczbie odbiorców, a tym samym warstwa instrumentalna musi być jak najbardziej przystępna, nieinwazyjna, najlepiej w ogóle nie zwracająca uwagi. Zdarzają się wszakże sytuacje, gdy zaangażowanym tekstom towarzyszy ciekawszy, bezkompromisowy akompaniament. Takim przypadkiem jest filadelfijski kwintet Irreversible Entanglements, który niedawno wydał swój trzeci album. Muzycy wprost odwołują się tutaj do freejazzowych tradycji, choć równoważąc jego pierwotną brutalność melodyjnością (z wyraźną przewagą tego drugiego) i nie zapominając, w jakim wieku żyjemy.

W przeciwieństwie do dwóch wcześniejszych płyt kwintetu, które charakteryzują się winylową długością, "Open the Gates" przynosi ponad siedemdziesiąt minut muzyki. Dominują tu długie utwory, przeważnie trwające około dziesięciu minut, choć najdłuższy "Water Meditation" przekracza dwadzieścia. Na przeciwnym biegunie mieści się kawałek tytułowy, który mieści się w niespełna trzech minutach. Ten ekspresyjny, lecz zarazem niemal przebojowy numer doskonale sprawdza się jako otwieracz. Zastanawia mnie jednak podobieństwo basowego motywu do słynnego tematu "Theme de Yoyo" Art Ensemble of Chicago - przypadek, hołd czy plagiat? Jednak zaraz potem rozbrzmiewa najbardziej chyba interesujący utwór, "Keys to Creation". Intrygujący nastrój tworzą plamy syntezatora, do których wkrótce dołącza bardzo klimatyczna partia trąbki oraz transowa gra sekcji rytmicznej, a w końcu też deklamacja Camae Ayewy (znanej również z solowej działalności pod pseudonimem Moor Mother). Z czasem utwór nabiera dynamiki, a podczas elektroniczno-jazzowych improwizacji staje się bardziej abstrakcyjny. W kolejnych utworach zespół jest już zwykle bliższy jazzowego idiomu, urozmaicając jednak muzykę czy to znów syntezatorami, czy polirytmicznymi perkusjonaliami, zostawiając przestrzeń dla wokalu, ale nie unikając dłuższych fragmentów instrumentalnych. A wykonane jest to wszystko bardzo sprawnie, w sposób niepozbawiony wyobraźni.

"Open the Gates" nie otwiera żadnych nowych drzwi, a raczej wpisuje w panujące od dobrych paru lat tendencje niszowego jazzu zahaczającego o granie free, takiego z okolic Fire! Orchestra czy Elder Ones. Jednak w tym, co robią, muzycy Irreversible Entanglements sprawdzają się naprawdę dobrze, a "Open the Gates" znakomicie to potwierdza.

Ocena: 8/10



Irreversible Entanglements - "Open the Gates" (2021)

1. Open the Gates; 2. Keys to Creation; 3. Lágrimas Del Mar; 4. Storm Came Twice; 5. Water Meditation; 6. Six Sounds; 7. The Port Remembers

Skład: Camae Ayewa - wokal, syntezator; Keir Neuringer - saksofon, syntezator, instr. perkusyjne; Aquiles Navarro - trąbka, syntezator; Luke Stewart - kontrabas, gitara basowa; Tcheser Holmes - perkusja i instr. perkusyjne
Producent: Irreversible Entanglements


Komentarze

  1. Dobra płyta!
    Co do "muzyki z przekazem": bez ruchu Black Power nie byłoby free jazzu. Często jest tak, że muzyczny i polityczny radykalizm idą w parze. Nie każda zaangażowana twórczość przypomina rewolucyjne pieśni Cardew.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W amerykańskim free jazzie od początku były zarysowane dwa nurty, jeden szedł w kierunku mistycznym i nie był powiązany z przekazem polityczno-społecznym, drugi miał wyraźne piętno społeczno-polityczne i niekoniecznie związane z ruchem Black Power (chociaż czarnoskórzy praojcowie free nie ukrywali tych intencji). Często był wyrazem lewicowej wizji świata. Świetnym przykładem tego nurtu była Liberation Music Orchestra, gdzie biali i kolorowi muzycy byli reprezentowani mniej więcej po połowie. Również niektóre projekty Carli Bley mieszczą się w tym społecznym nurcie (w koncu ona była też w LMO). W europejskim free "lewackie" były projekty Brötzmanna, a sam muzyk do dziś nie kryje się ze swoim lewicowymi poglądami. Oczywiście, w samym czysto muzycznym nurcie free trudno odnaleźć "lewe" nuty, czasem tylko sama gwałtowność tej muzyki mogła być uważana za wywrotową (niektórzy krytycy z prawej strony rzeczywiście tak ją odbierali i sugerowali wręcz powiązania z lewackim terroryzmem). Ale już w muzyce Liberation Music Orchestra te otwarte nawiązania były oczywiste, bo oni wykonywali rewolucyjne pieśni (również wokalnie), w świetnych zresztą aranżacjach. Jednak w jazzie było to zawsze dużo subtelniejsze niż w niektórych rockowych produkcjach gloryfikujących maoizm czy ruchy terrorystyczne z nurtu Czerwonych Brygad itp.
      A zespół Irreversible Entanglements jest naprawdę świetny.

      Usuń
    2. Brötzmann też grał rewolucyjne pieśni, ale bez wokali.
      https://youtu.be/656oLnW26Xk
      https://www.youtube.com/watch?v=YDnlBEhJvyw
      Chociaż też robił to świetnie ;)

      Usuń
    3. "jazzie było to zawsze dużo subtelniejsze niż w niektórych rockowych produkcjach"

      Jak w tytule "Fuck De Boere"?

      Usuń
    4. Gloryfikujących maoizm nie było?

      https://www.discogs.com/release/2421887-Max-Roach-Archie-Shepp-Force-Sweet-Mao-Suid-Afrika-76/image/SW1hZ2U6NDA0MzY2MQ==

      Usuń
    5. Rozśmieszył mnie ten perkusista :D

      Usuń
    6. @Adi
      Han Bennink nie unikał slapsticku podczas występów, więc wyjątkowo ciekawie się je ogląda :D

      @JD
      Do zacnego grona ubóstwianych przez europejskich jazzmanów ludobójców trafił też Che Guevara na tym albumie:
      https://rateyourmusic.com/release/album/wolfgang-dauner-fred-van-hove/requiem-for-che-guevara-martin-luther-king-john-f-and-robert-kennedy-malcolm-x-psalmus-spei-for-choir-and-jazz-group/

      Usuń
    7. Do JD

      "Fuck De Boere"? to pieszczota w porównaniu z seriami wulgaryzmów na płytach hip-hopowych. Poza tym ta płyta jest poświęcona Johnny'emu Dyani, wybitnemu basiście z RPA, który otwarcie walczył z apartheidem i raczej trudno się na niej dopatrzyć lewackiej naleciałości.

      Z kolei płyta Maxa Roacha i Archie Sheppa poza tym podtytułem "Sweet Mao" jest poświęcona nie Mao tylko zamordowanym działaczom murzyńskim Fredowi Hamptonowi oraz Jonathanowi i George Jacksonom.

      Znam więcej płyt free jazzowych odwołujących się w tytułach czy na okładkach do Mao i różnych lewicowych nurtów, ale słuchając muzyki z tych płyt trudno mieć jakieś uczucie, że to płyty "z przekazem". W rocku takich płyt z wokalnym "przekazem" są dziesiątki i dzięki tej warstwie wokalnej potrafią być ewidentnie nieznośne. I wykonywali je artyści z różnych nurtów: rocka, country, folku. Czasem takie płyty z "przekazem" jednak osiągały poziom muzycznych arcydzieł jak np. "What's Going On" Marvina Gaye'a. Irreversible Entanglements nie kryje się z tym, że jest projektem muzyczno-społecznym. Ale te melorecytacje Camae Ayewy świetnie są wpasowane klimatycznie do całej muzyki i tworzą wręcz symbiotyczną całość. To nieczęsto tak dobrze wychodzi w muzyce jazzowej. Na polskim gruncie takim genialnym przykładem kompletnej całości muzyki i wokalizy jest płyta Tomasza Stańki "Witkacy-Peyotl" gdzie Marek Walczewski recytujący teksty Witkacego tak współgra z muzyką TS, że aż ciarki przechodzą.

      Usuń
    8. Dobrze piszesz. Mnie tam żadne "lewackie naleciałości" nie przeszkadzają! Zwracałem tylko uwagę, że nie zawsze w jazzie jest to subtelniej podane, rzecz w tym, że w przypadku muzyki instrumentalnej łatwo jest zignorować tę "ideologiczną otoczkę", potraktować jako niekonieczny dodatek do dzieła.
      Pewnie, że istnieją wybitne jazzowe płyty z przekazem, np. "Attica Blues".

      Usuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] Oren Ambarchi / Johan Berthling / Andreas Werliin - "Ghosted II" (2024)

[Recenzja] Cristóbal Avendaño & Silvia Moreno - "Lancé esto al otro lado del mar" (2024)

[Zapowiedź] Premiery płytowe maj 2024

[Recenzja] Kin Ping Meh - "Kin Ping Meh" (1972)