Posty

Wyświetlam posty z etykietą modern classical

[Recenzja] Carme López - "Quintela" (2024)

Obraz
Płyta tygodnia 25.03-31.03 Stopniowo osłuchuję się z premierami ostatniego piątku - wśród których znalazło się wyjątkowo dużo potencjalnie interesujących tytułów - a tymczasem wracam jeszcze do poprzedniego tygodnia i płyty, która zdecydowanie zasługuje na wyróżnienie. "Quintela" to debiutanckie dzieło Carme López, hiszpańskiej kompozytorki, performerki, nauczycielki oraz badaczki tradycyjnej muzyki z Galicji; tej na Półwyspie Iberyjskim. W nagraniach wykorzystany został tylko jeden instrument - dudy galicyjskie. Jego możliwości poszerzono jednak do maksimum, zarówno za pomocą niekonwencjonalnych technik gry, jak i zapewne korzystając ze wsparcia współczesnej technologii. Trudno uniknąć skojarzeń z Brìghde Chaimbeul, eksperymentującą z grą na dudach gaelickich. "Quintela" przynosi jednak muzykę na ogół trochę mniej przystępną. Nie dotyczy to prologu i epilogu płyty, w których López najbardziej zbliża się do Szkotki. Utwory "Cando a pena me mata, a alegria dame

[Recenzja] Kali Malone - "All Life Long" (2024)

Obraz
Płyta tygodnia 9.02-15.02 Na przestrzeni ostatnich trzech lat Kali Malone z kompletnie nieznanej mi artystki stała się dla mnie jedną z najważniejszych postaci współczesnej sceny muzycznej i istotnym punktem odniesienia podczas pisania o innych twórcach. Tak się złożyło, że akurat w tym okresie Malone przejawia wzmożoną aktywność artystyczną, co roku wydając nowy materiał. Zaczęło się od bardzo zwartego "Living Torch" z 2022 roku, później był monumentalny "Does Spring Hide Its Joy" - z trzema sześćdziesięciominutowymi wersjami tytułowej kompozycji - a ostatni tydzień przyniósł kolejny większy projekt, "All Life Long". Choć to właściwie trzy różne projekty na jednym, blisko osiemdziesięciominutowym albumie. Czytaj też:  [Recenzja] Kali Malone - "Living Torch" (2022) "All Life Long" składa się z kompozycji, nad którymi Malone pracowała w latach 2020-23. Połowę zawartej tu muzyki artystka wykonała samodzielnie lub z pomocą Stephena O'M

[Recenzja] Spektral Quartet, Julia Holter & Alex Temple - "Behind the Wallpaper" (2023)

Obraz
Album "Behind the Wallpaper" przyciąga nazwiskiem Julii Holter, jednej z głównych przedstawicielek współczesnego ambitnego popu. Nie ona jest jednak inicjatorką całego przedsięwzięcia. To dzieło przede wszystkim Alex Temple, formalnie wykształconej kompozytorki. Muzyka i tekst, oparty na własnych doświadczeniach autorki, w tym jej tranzycji płciowej, powstały już blisko dekadę temu, jednak dopiero teraz doszło do nagrania oraz wydania na płycie i w formie cyfrowej. Jedenaście ścieżek składa się w trzydziestopięciominutowy utwór na głos oraz kwartet smyczkowy. Za partie instrumentalne odpowiada Spektral Quartet, który wprawdzie niedawno zadecydował o zakończeniu działalności, jednak z zamiarem nagrania jeszcze trzech płyt - ta jest z nich pierwsza i sami muzycy postrzegają ją jako bardzo istotną dla swojego dziedzictwa. Stylistycznie "Behind the Wallpaper" mieści się gdzieś w połowie drogi między art popem a współczesną muzyką kameralną, po drodze zahaczając - co pod

[Recenzja] Kali Malone - "Does Spring Hide Its Joy" (2023)

Obraz
Twórczość Kali Malone odkryłem dopiero przed paroma miesiącami, przy okazji premiery "Living Torch" - jednego z moich albumów roku 2022. Do jego największych zalet należy niezwykła, jak na tę stylistykę, zwięzłość materiału. To zaledwie trzydzieści trzy minuty (i trzydzieści trzy sekundy) muzyki, które idealnie nadają się na pierwszy kontakt z tą artystką, należącą do najwybitniejszych młodych przedstawicieli sceny elektronicznej i eksperymentalnej. Tegoroczny, właśnie wydany "Does Spring Hide Its Joy" to już rzecz prawdziwie monumentalna, z którą zapoznanie się wymaga znacznie więcej czasu. W pełnej wersji, opublikowanej w formacie CD, składa się z trzech nagrań trwających po sześćdziesiąt minut. Edycja winylowa została okrojona o ostatni utwór, zaś dwa pierwsze podzielono na trzy części każde, aby dostosować się do czasowych ograniczeń nośnika. W streamingu można zapoznać się z oboma miksami. Wszystkie trzy nagrania to tak naprawdę wykonania tej samej, tytułowej k

[Recenzja] Steve Reich & Musicians - "Music for 18 Musicians" (1978)

Obraz
Wytwórnia fonograficzna ECM kojarzona jest przede wszystkim z muzyką jazzową - przede wszystkim z jej specyficzną odmianą, którą powszechnie określa się mianem jazzu w stylu ECM, choć w początkach dominowały bardziej awangardowe formy. Jednak katalog labelu nie ogranicza się wyłącznie do tego gatunku. Bardzo dobrze prosperował też dział muzyki klasycznej, który na dobre wystartował w połowie lat 80., jako The ECM New Series, jednak zainaugurował go wydany już w 1978 roku "Music for 18 Musicians" Steve'a Reicha. To znaczące dzieło minimalizmu i ogólnie XX-wiecznej poważki, które odniosło też sukces komercyjny. Sto tysięcy sprzedanych egzemplarzy to wynik, jakiego można by się spodziewać raczej po muzyce rozrywkowej. Steve Reich zaliczany jest do pionierów minimalizmu. W młodości fascynował go jednak przede wszystkim jazz. Pod wpływem nagrań Milesa Davisa, Johna Coltrane'a oraz Charliego Parkera chciał zostać bopowym bębniarzem. Z czasem coraz bardziej pociągała go muzy

[Recenzja] Kali Malone - "Living Torch" (2022)

Obraz
Kim jest Kali Malone? Choć wielu osobom jej nazwisko nic nie powie, jest to jedna z najważniejszych postaci we współczesnej muzyce eksperymentalnej. Ta mieszkająca od dziesięciu lat w Szwecji Amerykanka, adeptka sztokholmskiej Royal College of Music na kierunku kompozycji elektroakustycznej, zasłynęła swoimi minimalistycznym kompozycjami na organy piszczałkowe. Blisko dwugodzinny "The Sacrificial Code" był jednym z najszerzej komentowanych niemainstreamowych albumów 2019 roku. Tegoroczny, choć nagrany już na przełomie lat 2020/21, "Living Torch" nie jest bezpośrednią kontynuacją tamtego dzieła, a próbą innego podejścia do tematu. To wciąż muzyka o bardzo minimalistycznym, dronowym charakterze, lecz sięgająca po zupełnie nowe dla artystki brzmienia. Miejsce organów zajęły syntezatory, w tym klasyczny modularny ARP 2500. Możemy usłyszeć tu także także dęciaki: puzon Matsa Äleklinta, muzyka znanego chociażby z Angles i Fire! Orchestra, a także klarnet basowy Isaka Hedt

[Recenzja] Anthony Davis - "Variations in Dream-Time" (1983)

Obraz
Jedną z największych porażek w historii fonografii jest fakt, że album taki, jak "Variations in Dream-Time" doczekał się tylko jednego wydania. W 1983 roku album Anthony'ego Davisa ukazał się na winylu nakładem niezależnej amerykańskiej wytwórni India Navigation. Materiał ten nigdy, przynajmniej w momencie pisania tej recenzji, nie trafił na płytę kompaktową ani nawet do oficjalnego streamingu. To, oczywiście, nie jedyny tego typu przypadek, jednak mówimy tu o jednym z najwspanialszych dzieł jazzu przedostatniej dekady XX wieku. To w zasadzie rozwinięcie wcześniejszych koncepcji tego wybitnego pianisty na łączenie ambitnego jazzu ze współczesną poważką, po m.in. w pełni solowym "Lady of the Mirrors" oraz nagranym w dużym składzie "Epistēmē". "Variations in Dream-Time" można potraktować jako ich bezpośrednie rozwinięcie. Tym razem ilość muzyków została ograniczona do sekstetu. Oprócz lidera powrócili George Lewis, Abdul Wadud, basista Rick Roz

[Recenzja] Terje Rypdal - "Whenever I Seem to Be Far Away" (1974)

Obraz
Na swoim trzecim autorskim albumie dla ECM Records - a czwartym w ogóle - Terje Rypdal pokazuje dwa kompletnie różne, choć w pewien sposób uzupełniające się oblicza. Dwie strony winylowego wydania łączy przede wszystkim osoba lidera oraz jego charakterystyczne brzmienie i sposób gry na gitarze. Inny jest natomiast skład, a także miejsce nagrań. Strona A została zarejestrowana w Oslo z udziałem lokalnych muzyków jazzowych lub rockowych: często współpracującego z Rypdalem perkusisty Jona Christensena, a także waltornisty Odda Ulleberga, basisty Sveinunga Hovensjø oraz Pete'a Knutsena, klawiszowca Popol Vuh, ale nie tego niemieckiego, a znacznie mniej ciekawej norweskiej grupy. Strona B to już efekt wyprawy gitarzysty do Ludwigsburga i współpracy z tamtejszą orkiestrą symfoniczną Sudfunk pod batutą bośniackiego dyrygenta Mladena Guteša. Początek pierwszego utworu, "Silver Bird Is Heading for the Sun", przynosi pierwsze zaskoczenie. Partiom waltorni towarzyszą dźwięki melotro

[Recenzja] Hugh Hopper - "1984" (1973)

Obraz
Debiutancki album Hugh Hoppera, basisty i kompozytora najbardziej znanego z Soft Machine, to w zamyśle twórcy dźwiękowa ilustracja do słuchania podczas czytania słynnej powieści George'a Orwella. Sama książka to lektura obowiązkowa. "Rok 1984" okazał się nie tylko celnym opisem totalitarnego państwa, inspirowanym głównie komunistycznymi reżimami, ale też przestrogą, która niestety ma coraz więcej wspólnego z otaczającą nas rzeczywistością. Proroctwo Orwella sprawdza się dziś przede wszystkim w postaci permanentnej inwigilacji - i to za sprawą urządzeń, które dobrowolnie cały trzymamy obok siebie, dzięki czemu są znacznie skuteczniejsze od opisanych przez autora teleekranów. Co prawda w orwellowskiej dystopii dane nie były gromadzone w celu wyświetlania spersonalizowanych reklam, lecz wzmożonej kontroli obywateli przez władzę. Jednak i takie zastosowanie współczesnej technologii jest praktykowane, o czym świadczy niedawna afera z Pegasusem. Media w "Roku 1984" b

[Recenzja] Perfume Genius - "Ugly Season" (2022)

Obraz
Żyjemy w czasach post-muzyki, gdy trudno zaproponować coś całkowicie oryginalnego, ale wciąż można łączyć ze sobą rzeczy pozornie do siebie nieprzystające, wywodzące się z różnych środowisk czy kultur. "Ugly Season", najnowsze dzieło występującego pod pseudonimem Perfume Genius Michaela Hadreasa, to przykład albumu, który nie jest łatwo zaszufladkować. Znajdziemy tu elementy art popu, współczesnej poważki, ambientu, jazzu czy psychodelii, w której bardziej tradycyjne brzmienia przeplatają się z elektroniką, a granica pomiędzy popową melodyjnością a eksperymentem niemalże się zaciera. Jednak rozbijanie tej muzyki na czynniki pierwsze, wskazywanie skąd pochodzą konkretne składowe, absolutnie mija się z sensem. Istotą tego albumu jest bowiem właśnie bardzo kreatywne wymieszanie tego wszystkiego w sposób nieoczywisty, w wyniku czego powstała muzyka, jakiej wcześniej nie było. W kwestii formalnej należy nadmienić, że "Ugly Season" powstał na zamówienie, jako akompaniamen

[Recenzja] Colin Stetson, Elliott Sharp, Billy Martin & Payton MacDonald - "Void Patrol" (2022)

Obraz
"Void Patrol" to projekt czterech doświadczonych muzyków, reprezentujących różne pokolenia. Najbardziej znany z tego grona jest niewątpliwie Colin Stetson, zafascynowany minimalizmem saksofonista, w ostatnich latach wzięty twórca muzyki filmowej, mający na koncie także wpółprace m.in, z Fredem Frithem, Anthonym Braxtonem, Tomem Waitsem, Davidem Byrne'em czy Arcade Fire. Multiinstrumentalista Elliott Sharp, tutaj udzielający się głównie jako gitarzysta, to kolei prawdziwa legenda nowojorskiego undergroundu, aktywny od końca lat 70., mający na koncie płyty z muzyką poważną, free improvisation, jazzem, bluesem, noise'em, no wave oraz elektroniką. Perkusista Billy Martin to z kolei muzyk dość popularnego w latach 90. trio Medeski Martin & Wood, znany też z wielu innych, głównie jazzowych projektów. Bardziej anonimową postacią wydaje się klawiszowiec Payton MacDonald, choć miał on okazję grać u samego Steve'a Reicha. Debiutancki album tego kwartetu wykorzystuje doś

[Recenzja] Anthony Davis - "Epistēmē" (1981)

Obraz
Swój poprzedni album, "Lady of the Mirrors", Anthony Davis nagrał zupełnie samodzielnie. Na  "Epistēmē" pianiście towarzyszy dla odmiany bardzo rozbudowany skład. Artysta otoczył się innymi przedstawicielami nowojorskiej sceny freejazzowej, przy czym dokonał bardzo interesującego doboru instrumentalistów. A byli to George Lewis na puzonie, Dwight Andrews na fletach i klarnecie basowym, Shem Guibbory na skrzypcach, Abdul Wadud na wiolonczeli, Rick Rozie na kontrabasie, Pheeroan Aklaff na perkusji i gongu, a także Warren Smith oraz Jay Hoggard na wibrafonach, marimbach i innych perkusjonaliach. Do tego jeszcze Mark Helias w roli dyrygenta, aby zapanować nad tym przedziwnym zespołem. Jak można się domyślić, nie jest to zwyczajny jazz. Jazz jest tu, oczywiście, jedną ze składowych, ale na równych prawach z elementami współczesnej muzyki poważnej, free improvisation czy balijskiego gamelanu. Ten album to przede wszystkim dwie odsłony kompozycji "Wayang", opatrz

[Recenzja] Anthony Davis - "Lady of the Mirrors" (1980)

Obraz
Można powiedzieć, że Anthony Davis zaczął swoją muzyczną karierę od odrzucenia propozycji dołączenia do składu Grateful Dead. Jak sam później przyznawał, mógłby tego nie przeżyć, nawiązując do tego, jak potoczyły się losy wielu klawiszowców tamtej grupy. Dwudziestoletni wówczas pianista zamiast uczestniczyć w niekończących się trasach, postanowił kontynuować studia muzyczne. Chociaż muzyka klasyczna odgrywała ważną rolę w jego życiu i twórczości - dziś jest najbardziej znany ze swoich nagradzanych prestiżowymi nagrodami oper - to w nie mniejszym stopniu ukształtował go jazz. Jeszcze jako student prowadził freejazzową grupę Advent, w której składzie znalazł się m.in. puzonista George Lewis - obaj muzycy mieli w przyszłości wielokrotnie ze sobą współpracować. W drugiej połowie lat 70. i na początku kolejnej dekady Davis występował na płytach takich twórców, jak Wadada Leo Smith, Anthony Braxton, Barry Altschul, Marion Brown czy David Murray. W miedzyczasie nagrywał też autorski materiał.

[Recenzja] Harold Budd - "The Pavilion of Dreams" (1978)

Obraz
Okładka wygląda znajomo? Nic dziwnego. To samo zdjęcie, identycznie przyciemnione, ale z jaśniejszym fragmentem w innym miejscu, wykorzystano trzy lata wcześniej na albumie "Discreet Music" Briana Eno. To oczywiście celowe działanie, uprawomocnione obecnością Eno także na tej płycie, choć tym razem głównie w roli producenta. Głównym twórcą "The Pavilion of Dreams" jest jednak Harold Budd, amerykański pianista i kompozytor, który poruszał się w okolicach minimalizmu, ambientu, jazzu i awangardy. Popularność przyniosły mu nie tylko różne projekty z Eno, ale też chociażby współpraca z grupą Cocteau Twins. "The Pavilion of Dreams" to jego drugie autorskie wydawnictwo - po mocno undergroundowym "The Oak of the Golden Dreams / Coeur D'Orr" z 1971 roku - zawierające kompozycje nad którymi pracował w latach 1972-75. Nagrania odbyły się w londyńskim  Basing Street Studios w listopadzie '76. Uczestniczyło w nich gościnnie wielu dodatkowych muzyków,

[Recenzja] Marcin Stańczyk - "Acousmatic Music" (2021)

Obraz
Muzyka akusmatyczna wywodzi się z musique concrète i ma wiele wspólnego z muzyką elektroakustyczną. Czasem zresztą używa się tych pojęć zamiennie. W obu przypadkach proces komponowania polega na elektronicznej obróbce dźwięków, które mogą - ale nie muszą - powstawać za pomocą tradycyjnych instrumentów lub głosu ludzkiego. W muzyce akusmatycznej utworów nie komponuje się z myślą o wykonaniu na żywo, lecz prezentowaniu publiczności za pomocą głośników. W ten sposób słuchacze, nie widząc oryginalnego źródła dźwięków, mogą skupić się na samym brzmieniu, pozbywając się konkretnych skojarzeń. Powszechnie wykorzystywane jest także zjawisko dyfuzji, czyli rozprzestrzenienia się dźwięku. Termin akusmatyczny wywodzi się ponoć od Pitagorasa i opisuje stosowany przez niego sposób nauczania zza kotary, aby uczniowie skupili się na jego słowach, a nie nim samym. Do opisania podobnych praktyk na gruncie muzycznym po raz pierwszy zastosował go Pierre Schaeffer, francuski kompozytor muzyki konkretnej

[Recenzja] Penderecki, Don Cherry & The New Eternal Rhythm Orchestra ‎- "Actions" (1971)

Obraz
Przed kilkoma dniami zmarł Krzysztof Penderecki - jeden z najwybitniejszych polskich kompozytorów i jeden z największych twórców XX wieku. Szczególnie interesujące wydają mi się jego dzieła z początków działalności, będące wspaniałym przykładem poważnej awangardy, a ściślej mówiąc, muzyki sonorystycznej. To właśnie z tego okresu pochodzi słynny "Tren - Ofiarom Hiroszimy", przeznaczony na 52 instrumenty smyczkowe, z których część dźwięków wydobywana jest w niekonwencjonalny, wówczas nowatorski sposób. Ówczesne dokonania kompozytora do dziś są chętnie wykorzystywane przez filmowców - znalazły się na ścieżkach dźwiękowych dzieł takich reżyserów, jak Stanley Kubrick ("Lśnienie"), William Friedkin ("Egzorcysta"), Martin Scorsese ("Wyspa tajemnic") czy David Lynch ("Inland Empire", trzeci sezon "Twin Peaks"), podkreślając w nich nastrój grozy. Począwszy od wczesnych lat 70., Penderecki zaczął tworzyć bardziej przystępną, komuni

[Recenzja] Popol Vuh - "Hosianna Mantra" (1972)

Obraz
Na początku lat 70. Florian Fricke przeszedł duchową przemianę, co bardzo wpłynęło na charakter granej przez niego muzyki. Efekty było słychać już na drugim albumie jego grupy Popol Vuh, "In den Gärten Pharaos" - prawdopodobnie najbardziej uduchowionym ze wszystkich krautrockowych wydawnictw. Wkrótce po jego wydaniu, Fricke doszedł do wniosku, że syntezatory nie pasują do muzyki tak mocno nawiązującej do religii. Postanowił więc sprzedać swojego Mooga (nabył go inny muzyk ściśle związany ze sceną krautrockową, Klaus Schulze) i zastąpić go akustycznymi instrumentami - pianinem oraz klawesynem. Całkowicie zmienił też skład zespołu - nowymi współpracownikami zostali gitarzysta Conny Veit (znany także z krautrockowych grup Gila, Guru Guru i Amon Duul II), oboista Robert Eliscu (z folkowo-krautrockowego Between), grający na tamburze Klaus Wiese (bardzo zasłużony dla muzyki elektronicznej instrumentalista), a także koreańska wokalistka Djong Yun (córka kompozytora Isanga Yuna)