Posty

Wyświetlam posty z etykietą 2022

[Artykuł] Podsumowanie roku 2022

Obraz
Po kolejnym przeglądzie z cyklu "50 lat temu", tym razem obejmującym rok 1972, a także odświeżonym na dziesięciolecie podsumowaniu roku 2012, pora na ten najważniejszy tekst, stanowiący rozliczenie z minionymi dwunastoma miesiącami. Trudno w takim artykule odejść od bieżących problemów świata: wojny w Ukrainie, skutków i powrotów pandemii czy kryzysu klimatycznego, energetycznego oraz gospodarczego. Nie od dziś jednak wiadomo, że trudne czasy mogą korzystnie wpływać na sztukę, w tym muzykę, inspirując twórców nie tylko do zabrania głosu na ważne tematy, ale także do poszukiwań nowych środków wyrazu. Na razie widać przede wszystkim wpływ pandemii i lockdownów: pozbawieni możliwości koncertowania muzycy skupili się na pracy w studiu, co zaprocentowało mnóstwem dopracowanych płyt, które w innej sytuacji pewnie by nie powstały. Już poprzedni rok był niesamowity pod względem ilości naprawdę dobrych wydawnictw, a 2022 okazał się chyba jeszcze lepszy. W ubiegłym roku minęło dziesięć

[Recenzja] The Young Gods - "Play Terry Riley In C" (2022)

Obraz
Zignorowałem ten album w okolicach jego wrześniowej premiery, ale na szczęście zdążyłem nadrobić go przed ostatecznym podsumowaniem minionego już roku. To jedna z ciekawszych płyt, jakie ukazały się w ciągu tych dwunastu miesięcy, choć dotąd nie bardzo było mi po drodze z twórczością nie tak znowu młodego The Young Gods. Szwajcarskie trio działa już od połowy lat 80., choć większą rozpoznawalność zyskało dopiero w kolejnej dekadzie, gdy anglojęzyczne teksty wyparły śpiewanie po francusku. Twórczość grupy przeważnie zalicza się do industrialnego rocka. Wspominałem już wcześniej, jak bardzo myląca jest ta etykieta, sugerująca w zasadzie nieistniejące powiązania z tym autentycznym industrialem, granym przez np. Cabaret Voltaire, Throbbing Gristle, Coil czy Einstürzende Neubauten, czyli muzyką o raczej mocno eksperymentalnym charakterze. Tymczasem te wczesne dokonania The Young Gods brzmią jak zwyczajny, piosenkowy rock, tyle że tworzony przy dużym udziale syntezatorów, samplerów i innych

[Recenzja] Little Simz - "NO THANK YOU" (2022)

Obraz
Nie spodziewałem się, że ktoś jeszcze opublikuje album, który wywróci moją listę ulubionych tegorocznych wydawnictw. Tymczasem niemal zupełnie niespodziewanie - zaanonsowany dosłownie kilka dni przed premierą, bez żadnych poprzedzających singli - ukazał się nowy album brytyjskiej raperki Little Simz. Artystka, za sprawą zeszłorocznego "Sometimes I Might Be Introvert", dołączyła do grona tych twórców, których poczynania uważnie śledzę na bieżąco. "NO THANK YOU", jej piąte wydawnictwo, nie zawodzi pokładanych nadziei. Podobnie, jak przy okazji poprzednika oraz jeszcze wcześniejszego "Grey Area", producentem materiału został Inflo, czyli Dean Josiah Cover. W nagraniach ponownie zaś wzięła udział jego partnerka z projektu Sault, wokalistka Cleo Sol. W obu przypadkach współpraca dała wcześniej znakomite efekty i nie inaczej jest tutaj. "NO THANK YOU" rozwija pomysły z "SIMBI". Także tym razem nie brakuje orkiestracji zrealizowanych często z

[Recenzja] Leather.head - "live and limp vol. 1" (2022)

Obraz
Zapamiętajcie tę nazwę, bo to prawdopodobnie kolejny wielki zespół tej młodej brytyjskiej sceny rockowej, skupionej wokół londyńskiego klubu Windmill. Kiedy w 2019 roku debiutował black midi nawet nie przypuszczałem, że to początek tak ciekawego zjawiska. Dwa lata później zespół ten wydał drugi, niesamowicie rozwojowy względem pierwszego album, a równolegle zadebiutowały kolejne świetne grupy, jak Squid, Dry Cleaning czy Black Country, New Road. Lawina się rozpędza, bo właśnie kończący się rok przyniósł kolejne bardzo udane płyty tych grup - jedynie Squid nie wypuścił nic nowego - a także następne długogrające debiuty, wśród których zabrakło jednak czegoś naprawdę wyjątkowego. No, z wyjątkiem Jockstrap, który jednak mimo powiązań ze sceną, niekoniecznie łapie się do niej pod względem stylistycznym. Ale już w przyszłym roku może dojść do pewnych przetasowań na szczycie, jeśli doczekamy się pełnowymiarowego wydawnictwa Leather.head. W pierwszej połowie tego roku grupa opublikowała dwa po

[Recenzja] Tomasz Stańko Quintet - "Wooden Music I" (2022)

Obraz
Tomasz Stańko skończyłby w tym roku 80 lat. Wytwórnia Astigmatic Records postanowiła uczcić tę okazję specjalnym wydawnictwem. "Wooden Music I" zawiera nieznane wcześniej nagrania, które przez pół wieku przeleżały w archiwach Radia Bremen. To aż niewiarygodne, że tak porywający materiał musiał tyle czasu czekać na wydanie. Mamy tu do czynienia z klasycznym kwintetem Stańki ze Zbigniewem Seifertem, Januszem Muniakiem, Bronisławem Suchankiem oraz Januszem Stefańskim. Muzycy byli wówczas już po wydaniu swojego pierwszego albumu, "Music for K", opublikowanego w kultowej serii Polish Jazz. Niedługo później zespołowi udało się otrzymać roczne wizy na Zachód. Większość czasu spędzili w RFN, pomieszkując w hipisowskich komunach oraz intensywnie koncertując na jazzowych festiwalach i w kameralnych klubach. W maju 1972 roku kwintet wystąpił na Iserlohn Festival, co zostało udokumentowane albumem "Jazzmessage From Poland". W marcu następnego roku, w monachijskiej Mus

[Recenzja] ブラック・ミディ- "ライヴ・ファイヤ" (2022)

Obraz
Chociaż jest to wydawnictwo przeznaczone przede wszystkim na rynek japoński, jako rodzaj promocji właśnie trwającej mini trasy black midi po Azji, warto poświęcić mu odrobinę uwagi. "Live Fire" - darujmy sobie zapis tytułu w katakanie - to po pierwsze niezłe podsumowanie dotychczasowej twórczości jednego z najbardziej ekscytujących przedstawicieli współczesnego rocka, a po drugie nienajgorszy pokaz tego, na co go stać na scenie. Swoją reprezentację mają tu wszystkie trzy dotychczasowe albumy, z naciskiem na wydany latem "Hellfire", ale  są też trzy kawałki z poprzedniego "Cavalcade" i dwa z debiutanckiego "Schlagenheim", a całości dopełnia jedno premierowe nagranie. Muzycy - podstawowe trio  Geordiego Greepa, Camerona Pictona i Morgana Simpsona wspiera tu wyłącznie klawiszowiec Seth Evans - na żywo grają z niesamowitą energią, nie mając przy tym żadnych problemów z dość skomplikowanymi partiami. Jeśli do czegoś trzeba się tu przyczepić, to na pew

[Recenzja] Trevor Dunn's Trio-Convulsant avec Folie à Quatre - "Séances" (2022)

Obraz
Trevor Dunn zaczynał karierę basisty u boku Mike'a Pattona w początkowo metalowym, później eklektycznym Mr. Bungle. W kolejnych latach miewał epizody zarówno bardziej rockowe - przewinął się przez inne projekty Pattona (Fantômas, Tomahawk) czy skład Melvins - jak i zdecydowanie jazzowe. Szczególnie często wspomaga Johna Zorna, chociażby w jego najciekawszym chyba projekcie Electric Masada. Prowadzi też własne Trio-Convulsant, w którego oryginalnym wcieleniu znaleźli się mało znani gitarzysta Adam Levy i perkusista Kenny Wollesen. Album "Debutantes & Centipedes" z 1999 roku wydawał się efemerycznej projektem, ale Dunn powrócił do tej nazwy pięć lat później, przy okazji "Sister Phantom Owl Fish", nagranego już z Mary Halvorson na gitarze oraz Chesem Smithem na bębnach. Ten sam skład wraca na trzeciej, tegorocznej płycie "Séances", chociaż wzbogacony o dodatkowy kwartet - w połowie smyczkowy (Carla Kihlstedt na skrzypcach i altówce, Mariel Roberts na

[Recenzja] Weyes Blood - "And in the Darkness, Hearts Aglow" (2022)

Obraz
Wspominałem już wcześniej, że 2022 to świetny rok dla art popu. Znakomite albumy wydali choćby tacy artyści, jak Perfume Genius, Björk czy duet Jockstrap. Do listy tej można dopisać najświeższe dzieło Natalie Mering, czyli Weyes Blood, jak chce być profesjonalnie znana. "And in the Darkness, Hearts Aglow" to jej piąty autorski album, a drugi - po hitowym "Titanic Rising" sprzed trzech lat - dla legendarnego labelu Sub Pop. Mering nie poszła za ciosem i nie spróbowała nagrać jeszcze bardziej przebojowej płyty. Wręcz przeciwnie, proponuje tu niezbyt komercyjny materiał - choć daleki także od swoich bardziej eksperymentalnych korzeni - ze stosunkowo długimi, utrzymanymi w wolnym tempie oraz subtelnym nastroju utworami. I była to naprawdę dobra decyzja, gdyż taka estetyka świetnie się tu sprawdza. Longplay został poprzedzony trzema singlami, trzema balladami zdecydowanie niebędącymi materiałem na wielkie hity, co akurat niespecjalnie należy poczytywać za wadę. Sześciomi

[Recenzja] Miriodor - "Elements" (2022)

Obraz
Z najważniejszych przedstawicieli rocka progresywnego najliczniejszych naśladowców doczekały się prawdopodobnie grupy Genesis, Yes oraz Emerson, Lake and Palmer. We Włoszech dochodziła do tego często jeszcze inspiracja King Crimson, Jethro Tull czy z rzadka Van der Graaf Generator. Pink Floyd, choć najpopularniejszy, dorobił się stosunkowo niewielu epigonów, w dodatku chyba dopiero gdzieś na przełomie lat 80. i 90. Wpływ Gentle Giant okazał się natomiast marginalny. Co bynajmniej nie znaczy, że nie było zespołów, które nie chciały się wzorować na tym ostatnim. Już w latach 70. działały amerykańskie Yezda Urfa, Hands oraz Mirthrandir, kanadyjska Et Cetera, izraelskie Ktzat Acher i Sheshet czy niemiecki Epidermis. W większości nie jest to zbyt dobra muzyka, a w tym ostatnim przypadku wręcz fatalna. Znacznie ciekawiej prezentuje się nieco młodsza, założona w 1980 roku kanadyjska grupa Miriodor. Zapewne też dlatego, że nie jest to kopia 1:1, a chociaż wpływ Gentle Giant na jej twórczość wy

[Recenzja] The Jimi Hendrix Experience - "Los Angeles Forum: April 26, 1969" (2022)

Obraz
Niemal co roku, w okolicach urodzin Jimiego Hendrixa, ukazuje się nowy  materiał z jego udziałem. Tym razem okazja jest wyjątkowa, bo 27 listopada artysta skończyłby 80 lat. Postarano się więc, by należycie ją uczcić. Zapis występu z 26 kwietnia 1969 roku w Los Angeles Forum, publikowany wcześniej na bootlegach, to jedna z lepszych rejestracji, jakie w ostatnich latach wygrzebano z archiwów. Brzmienie, odświeżone przez Eddiego Kramera, jest naprawdę przyzwoite, a wykonanie wprost porywające. Może i skład z Noelem Reddingiem oraz Mitchem Mitchellem - rozwiązany zaledwie dwa miesiące później - nie był najlepszą grupą Hendrixa, ale na żywo dawał z siebie naprawdę wiele. Udowodnił to już kultowy "Jimi Plays Monterey", a najnowsze wydawnictwo stanowi kolejne potwierdzenie. Dobrze, że na okładce znalazło się całe trio, bo to bardzo zespołowe granie. W repertuarze mieszają się utwory uwielbiane przez publiczność, jak "Foxy Lady", "Purple Haze" czy "I Don'

[Recenzja] Menace Ruine - "Nekyia" (2022)

Obraz
Nie wróżyło dobrze, że prace nad najnowszym albumem kanadyjskiego duetu Menace Ruine ciągnęły się od 2014 roku. Mogło to przecież świadczyć o sporym kryzysie twórczym. Jednak nawet jeśli muzycy mieli jakieś problemy ze skompletowaniem materiału, to trudno byłoby się tego domyślić. "Nekiya" to kolejna udana pozycja w dyskografii grupy. A jednocześnie jest to album nieco inny od najsłynniejszego "The Die Is Cast". Tamto wydawnictwo przyniosło całkiem unikalne połączenie metalu, drone'u i mediewalnego folku z mistycyzmem Dead Can Dance oraz shoegaze'ową produkcją. Tu jest podobnie, chociaż wyraźnie przesunięto akcenty w stronę estetyki neoclassical darkwave. Największa różnica to jednak trochę mniej mroczna atmosfera, czego najdobitniejszym przykładem okazuje się najbardziej chwytliwy na tej na płycie, optymistyczny wręcz "Pigeon Rain". Ale nawet zdecydowanie drone'owy "Umbra Horrenda" za sprawą melodyjnego śpiewu Geneviéve Beaulieu - ju

[Recenzja] Mary Halvorson - "Amaryllis & Belladonna" (2022)

Obraz
Przed kilkoma dniami, w wieku 55 lat, zmarła Mimi Parker z grupy Low. Podobnie, jak zmarły parę tygodni wcześniej Pharoah Sanders, odeszła w pełni sił twórczych. Ich zeszłoroczne albumy, odpowiednio "HEY WHAT" i "Promises", należą do najlepszych, najbardziej postępowych, jakie stworzyli. Były także jednymi z najciekawszych wydawnictw, bardzo dobrego przecież, 2021 roku. Jednak siła obecnie powstającej muzyki - a nie da się zaprzeczyć, że wciąż wychodzi mnóstwo interesujących płyt z kręgu elektroniki, hip-hopu, jazzu czy nawet rocka - zależy w niewielkim stopniu od takich weteranów. To przede wszystkim zasługa młodszych twórców, którzy działalność zaczynali już w XXI wieku. Jedną z wielu takich postaci jest Mary Halvorson, należąca do tych artystów, których dokonania śledzę na bieżąco. Amerykańska gitarzystka, chwalona tu już przy okazji projektu Code Girl, wydała nieco wcześniej w tym roku nie jeden, a od razu dwa albumy:  "Amaryllis" i "Belladonna&qu

[Recenzja] Horse Lords - "Comradely Objects" (2022)

Obraz
Kwartet Horse Lords z Baltimore poznałem w pandemicznym roku 2020, przy okazji premiery albumu "The Common Task". Wówczas pełnej recenzji nie było, choć polecałem to wydawnictwo w jednym z przeglądów płytowych nowości oraz uwzględniłem je w swoim corocznym podsumowaniu. Niewątpliwie warto tej grupie poświęcić nieco więcej uwagi, a właśnie nadarzyła się ku temu doskonała okazja. Instrumentaliści w trakcie lockdownów nie próżnowali i przygotowali materiał na kolejny, swój piąty już longplay, "Comradely Objects". Rozwijają tu to, co znamy już z wcześniejszych płyt. Otrzymujemy zatem muzykę, którą najprościej byłoby określić mianem math rocka, co jednak zdecydowanie nie wyczerpuje tematu. Słychać tu wpływy m.in. krautrocka, free jazzu, afrykańskiej polirytmii, bluegrassu, drone'u, totalizmu, a najbardziej chyba minimalizmu, szczególnie koncepcji stroju naturalnego La Monte Younga - kwartet gra na specjalnie zmodyfikowanych instrumentach, pozwalających uzyskać mikrot