Posty

Wyświetlanie postów z wrzesień, 2018

[Recenzja] Tomasz Stańko - "Fish Face" (1973)

Obraz
"Fish Face" to jeden z najbardziej oryginalnych polskich albumów jazzowych. A zarazem jedno z najmniej znanych dokonań Tomasza Stańki. I w sumie nic dziwnego - album ukazał się w limitowanym nakładzie, rozprowadzanym wyłącznie wśród członków Polskiego Stowarzyszenia Jazzowego (z informacją na labelu: "płyta do użytku wewnętrznego"). Od tamtego czasu materiał nie został ani razu wznowiony. Nagrania zostały zarejestrowane w sierpniu 1973 roku, a więc niedługo po rozwiązaniu kwintetu Tomasza Stańki. Liderowi wciąż towarzyszy tu perkusista Janusz Stefański, a składu dopełnił amerykański perkusista Stu Martin, tutaj jednak grający głównie na syntezatorze. Całość została podzielona na trzy utwory, ale tak naprawdę sprawia wrażenie jednego czterdziestominutowego jamu. Agresywne partie trąbki Stańki - raz bardziej freejazzowe, kiedy indziej niemal cytujące Milesa Davisa z "Bitches Brew" - uzupełniana jest potężną grą perkusistów, czasem prawie krautrock

[Recenzja] Popol Vuh - "Hosianna Mantra" (1972)

Obraz
Na początku lat 70. Florian Fricke przeszedł duchową przemianę, co bardzo wpłynęło na charakter granej przez niego muzyki. Efekty było słychać już na drugim albumie jego grupy Popol Vuh, "In den Gärten Pharaos" - prawdopodobnie najbardziej uduchowionym ze wszystkich krautrockowych wydawnictw. Wkrótce po jego wydaniu, Fricke doszedł do wniosku, że syntezatory nie pasują do muzyki tak mocno nawiązującej do religii. Postanowił więc sprzedać swojego Mooga (nabył go inny muzyk ściśle związany ze sceną krautrockową, Klaus Schulze) i zastąpić go akustycznymi instrumentami - pianinem oraz klawesynem. Całkowicie zmienił też skład zespołu - nowymi współpracownikami zostali gitarzysta Conny Veit (znany także z krautrockowych grup Gila, Guru Guru i Amon Duul II), oboista Robert Eliscu (z folkowo-krautrockowego Between), grający na tamburze Klaus Wiese (bardzo zasłużony dla muzyki elektronicznej instrumentalista), a także koreańska wokalistka Djong Yun (córka kompozytora Isanga Yuna)

[Recenzja] Joe Henderson - "Power to the People" (1969)

Obraz
Joe Henderson zwykle nie jest wymieniany wśród innych wielkich saksofonistów jazzowych, choć niewątpliwie na to zasługuje. Jego gra ubarwiła wiele wspaniałych albumów. Henderson brał udział w sesjach tak zasłużonych muzyków, jak m.in. Grant Green, Andrew Hill, Freddie Hubbard, Herbie Hancock, McCoy Tyner, Alice Coltrane, czy Miroslav Vitouš. Przez krótki czas grał nawet z Milesem Davisem - niestety, nie zachowały się żadne nagrania z tej współpracy. Jako solista zadebiutował w 1963 roku albumem "Page One", nagranym dla Blue Note. W jej barwach ukazały się jeszcze cztery wydawnictwa (m.in. bardzo udany "Inner Udge"), wszystkie utrzymane w raczej konwencjonalnej, bopowej stylistyce. Na nieco więcej pozwolił sobie dopiero po podpisaniu kontraktu z Milestone, począwszy od trzeciego albumu nagranego dla tej wytwórni - "Power to the People". Materiał - głównie kompozycje samego lidera - został zarejestrowany podczas dwóch dni. Utwory "Afro-Centric&

[Recenzja] Can - "Tago Mago" (1971)

Obraz
Muzycy Can na swoim drugim pełnoprawnym albumie poszli na całość "Tago Mago" to jeden z najbardziej porąbanych, dziwacznych, nieprzewidywalnych i oryginalnych albumów, jakie kiedykolwiek się ukazały. Czerpiący inspiracje z poważnej awangardy, jazzu i środków odurzających. Ćpuńska atmosfera unosi się nad całością tego dwupłytowego - w wersji winylowej - wydawnictwa. Zarówno nad jego pierwszą połową (płytą), wypełnioną szalonymi jamami opartymi na hipnotycznych rytmach, jak i drugą, jeszcze bardziej odjechaną, na którą składają się głównie studyjne eksperymenty, maksymalnie wykorzystujące ówczesne możliwości i dostępne techniki obróbki dźwięku. Zespół dość delikatnie i powoli wprowadza w ten zwariowany materiał. Otwierający całość "Paperhouse" poza dość nerwowym nastrojem i wokalno-instrumentalnymi udziwnieniami zawiera też wcale nie śladowe ilości wyrazistej, przyjemnej melodii. Ale już w "Mushroom" atmosfera wyraźnie gęstnieje. Na pierwszy plan wysu

[Recenzja] John Surman - "How Many Clouds Can You See?" (1970)

Obraz
Zasługi brytyjskich muzyków na polu łączenia jazzu i rocka są niekwestionowane. To z Wielkiej Brytanii pochodzi przecież John McLaughlin oraz takie zespoły, jak Colosseum, Soft Machine czy Nucleus. Jednak z innymi, czystszymi formami jazzu kraj ten nie bardzo się kojarzy. Trochę niesłusznie, bo i one mają tam swoich reprezentantów. A jednym z najwybitniejszych jest John Surman. Klasycznie wykształcony klarnecista, którego jednak zawsze najbardziej interesowała gra na saksofonie, zwłaszcza barytonowym, ale też sopranowym. Sławę zyskał pod koniec lat 70., gdy zaczął nagrywać dla niemieckiej wytwórni ECM muzykę na pograniczu jazzu i minimalistycznej elektroniki, co zresztą robi do dzisiaj. I właśnie ten okres jego twórczości jest obecnie najbardziej ceniony (np. album "Upon Reflection" z 1979 roku). Osobiście jednak uważam za ciekawsze jego wcześniejsze dokonania, utrzymane raczej w stylistyce free jazzu. "How Many Clouds Can You See?" to drugi solowy album Sur

[Recenzja] Henry Cow - "Legend" (1973)

Obraz
Henry Cow to jeden z najciekawszych i najwybitniejszych przedstawicieli rocka progresywnego. Zespół zresztą tak bardzo oddalił się od rockowego mainstreamu i grał tak zaawansowaną muzykę, że można mieć wątpliwości, czy to w ogóle rock. Początkowo jego twórczość była zaliczana do sceny Canterbury - głównie ze względu na silne wpływy jazzu (i personalne powiązania). Obecnie częściej określa się ją terminem Rock in Opposition (RIO), jednak jest to nie tyle konkretny styl, co pewna ideologia. Nazwa pochodzi od założonej pod koniec lat 70. przez członków Henry Cow organizacji zrzeszającej wykonawców grających muzykę zbyt trudną, by dotrzeć do szerszej publiczności, a także głoszących (niestety) skrajnie lewicowe poglądy. Samą muzykę chyba najlepiej byłoby określić jako avant-prog. Debiutancki album "Legend" (tytuł czasem pisany jest też "Leg End") nie jest jeszcze tak radykalny, jak większość późniejszych wydawnictw zespołu. Słychać tutaj pewne podobieństwa do prz

[Recenzja] Zbigniew Seifert - "Man of the Light" (1977)

Obraz
Zbigniew Seifert to kolejny wybitny polski jazzman, którego twórczość chciałbym tutaj przybliżyć. Pomimo przedwczesnej śmierci, w wieku niespełna 33 lat, pozostawił po sobie wiele wspaniałej muzyki i zdobył uznanie także za granicą. Od najmłodszych lat uczył się grać na skrzypcach, później także na saksofonie altowym, po który sięgnął pod wpływem twórczości Johna Coltrane'a. W trakcie studiów na krakowskiej Akademii Muzycznej założył swój pierwszy kwartet, w skład którego wchodził m.in. perkusista Janusz Stefański. Zespół szybko zdobył uznanie, a Seifert i Stefański otrzymali propozycję dołączenia do kwintetu Tomasza Stańki. Początkowo oba składy działały równolegle, ale popularność i intensywna aktywność tego drugiego wkrótce doprowadziły do rozwiązania kwartetu. Za namową pozostałych muzyków, Zbigniew stopniowo porzucał saksofon na rzecz skrzypiec, które ciekawie urozmaiciły brzmienie zespołu. Zagraniczne występy kwintetu zwróciły uwagę zagranicznych muzyków i przedstawici

[Recenzja] Ash Ra Tempel - "Schwingungen" (1972)

Obraz
"Schwingungen", drugi album Ash Ra Tempel, przynosi pewne zmiany. Nagrany został z nowym perkusistą, Wolfgangiem Müllerem (który zajął miejsce Klausa Schulze'a) i szeregiem gości, jak saksofonista Matthias Wehler czy wokalista podpisany jako John L. Pod względem muzycznym jest to nieco mniej szalony materiał od debiutu, jakby muzycy chcieli połączyć psychodeliczne odjazdy z bardziej przystępnym, niemalże konwencjonalnym graniem. W każdym razie nie jest to już stuprocentowa improwizacja, a częściowo oparta na skomponowanych wcześniej motywach. Ponownie album składa się dwóch długich nagrań, wypełniających po jednej stronie płyty winylowej. Jednak pierwsze z nich, "Light and Darkness", to tak naprawdę dwa odrębne utwory. "Light: Look at Your Sun" przypomina o bluesowych korzeniach Manuela Göttschinga i Hartmuta Enke'a. Zespół ciekawie łączy tutaj bluesowe partie gitary i bluesowy rytm z charakterystycznym dla krautrocka, psychodeliczno-kosmicz

[Recenzja] Wayne Shorter - "Speak No Evil" (1966)

Obraz
"Speak No Evil" przyniósł istotną zmianę w muzycznym kierunku Wayne'a Shortera. O ile dwa poprzednie albumy saksofonisty, "Night Dreamer" i "JuJu", zdradzały silny wpływ Johna Coltrane'a, tak "Speak No Evil" bliższy jest muzyki, jaką Shorter grał wówczas z kwintetem Milesa Davisa, do którego dołączył w 1964 roku. Wśród nagrywających go muzyków znaleźli się zresztą dwaj inni członkowie kwintetu, Herbie Hancock i Ron Carter. Składu dopełnili Freddie Hubbard (często współpracujący z muzykami związanymi z Davisem; z Wayne'em grał już wcześniej w Jazz Messengers Arta Blakeya) i Elvin Jones (który grał już na dwóch poprzednich longplayach Shortera). Sesja nagraniowa odbyła się 24 grudnia 1964 roku w Van Gelder Studio, ale jej rezultat ujrzał światło dzienne dopiero w czerwcu 1966 roku. Na album składa się sześć premierowych kompozycji autorstwa lidera. Jak sam twierdził, tworzył je myśląc o zamglonych krajobrazach z dzikimi kwiatami

[Recenzja] Sex Pistols - "Never Mind the Bollocks" (1977)

Obraz
Sex Pistols to jeden z największych przekrętów w historii rock and rolla. Zespół mający być uosobieniem buntu przeciwko beznadziejnej rzeczywistości, a w rzeczywistości maszynka do zarabiania sporych pieniędzy. Cały pomysł narodził się w głowie Malcolma McLarena - projektanta mody i właściciela sklepu z ciuchami. Podczas pobytu w Stanach zetknął się z grupą New York Dolls. Wtedy zrozumiał, że do odniesienia sukcesu na polu muzycznym nie potrzeba talentu - wystarczy kontrowersyjny image i dobra reklama. Członków zespołu rekrutował wśród swoich klientów.  Od samego początku w składzie znajdowali się gitarzysta Steve Jones i perkusista Paul Cook, do których wkrótce dołączyli wokalista John Lydon (który szybko stał się Johnnym Rottenem, ze względu na zgniłe zęby) i basista Glen Matlock. Ten ostatni, choć był głównym autorem repertuaru, nie pasował do wizji McLarena ze względu na zbyt spokojny charakter i musiał odejść. Jego miejsce zajął John Ritchie, lepiej znany pod pseudonimem Sid

[Recenzja] Julius Hemphill - "Dogon A.D." (1972)

Obraz
Julius Hemphill to amerykański saksofonista, aktywny od połowy lat 60. do swojej przedwczesnej śmierci w 1995 roku. Współpracował m.in. z Anthonym Braxtonem i (znanym z Art Ensemble of Chicago) Lesterem Bowiem, a pod koniec lat 70. wraz z Hamietem Bluiettem, Oliverem Lakem i Davidem Murrayem założył nowatorski World Saxophone Quartet (w skład którego wchodzili wyłącznie saksofoniści). Wydawał także pod własnym nazwiskiem. Do jego największych dzieł należy debiutancki "Dogon A.D.", zarejestrowany w 1972 roku, w nietypowym składzie - bez kontrabasisty, za to z wiolonczelistą Abdulem Wadudem (urodzonym jako Ron DeVaughn, byłym członkiem Black Unity Trio). W sesji nagraniowe wzięli udział także trębacz Baikida E.J. Carroll i perkusista Philip Wilson. Materiał po raz pierwszy został wydany w 1972 roku, w nakładzie pięciuset kopii, przez należącą do Hemphilla wytwórnię Mbari (jej logo stało się głównym elementem okładki). Po pięciu latach został jednak wznowiony przez większą

[Recenzja] Popol Vuh - "In den Gärten Pharaos" (1971)

Obraz
Krautrock to prawdopodobnie najbardziej różnorodny i wielobarwny muzyczny nurt. Obok zespołów twórczo rozwijających idee rocka psychodelicznego (np. Can, Ash Ra Tempel, Amon Düül II), znajdziemy w nim wykonawców, których twórczość bliższa jest jazz rocka (Embryo, Out of Focus), jak i takich, którzy inspirują się przede wszystkim folkiem (Between, Yatha Sidhra) tudzież poważną awangardą (Faust). Zdarzają się też bardziej konwencjonalni przedstawiciele, których twórczość bliska jest typowego rocka progresywnego (Eloy, Nosferatu) czy też hard rocka (Kin Ping Meh). A na przeciwnym biegunie znajdują się wykonawcy śmiało eksperymentujący z brzmieniami elektronicznymi, całkowicie odchodząc od rockowych korzeni nurtu. Tutaj najbardziej znanymi przedstawicielami są Tangerine Dream, Klaus Schulze, Neu! i Kraftwerk. W tę odmianę krautrocka doskonale wpisują się także dwa pierwsze albumy Popol Vuh. Istniejący w latach 1969-2001 zespół, nazwany od tytułu księgi spokrewnionych z Majami Indian

[Recenzja] Tomasz Stańko Quintet - "Purple Sun" (1973)

Obraz
"Purple Sun" to trzeci i ostatni album kwintetu Tomasza Stańki. Choć tak naprawdę mamy tu już do czynienia z nieco innym zespołem, gdyż miejsce basisty Bronisława Suchanka zajął pochodzący ze Szwajcarii Hans Hartmann. Podobnie, jak w przypadku koncertowego "Jazzmessage from Poland", nagrania zostały dokonane w Niemczech. Sesja odbyła się 9 marca 1973 roku w jednej z sal Musikhochschule (Wyższej Szkoły Muzycznej) w Monachium. Ponieważ całość została zarejestrowana za jednym podejściem, bez żadnych nakładek ani poprawek, "Purple Sun" jest czasem uznawany za album koncertowy. Jest to jednak studyjne nagranie. Longplay został oryginalnie wydany przez małą, niezależną niemiecką wytwórnię Calig (i dziś stanowi spory rarytas),  ale w latach 1999 i 2006 został wznowiony w Polsce na CD (z inną okładką, prawdopodobnie z powodu praw autorskich). "Purple Sun" składa się z czterech utworów - po jednym dłuższym i jednym krótszym na każdą stronę winylowe

[Recenzja] Can - "Soundtracks" (1970)

Obraz
Aby utrzymać się z grania, grupa Can na początku swojej działalności tworzyła dużo muzyki do filmów. Już w 1970 roku uzbierało się ich tyle, że postanowiono wydać je na jednej kompilacji. "Soundtracks" to drugie długogrające wydawnictwo zespołu, ale - jak wyraźnie zaznaczono na okładce - nie drugi album. Nagrania powstały pomiędzy listopadem 1969, a sierpniem 1970 roku. W międzyczasie doszło do istotnej zmiany składu. Wokalista Malcolm Mooney przeszedł załamanie nerwowe, które uniemożliwiło mu dalszą współpracę z zespołem. Jego miejsce zajął pochodzący z Japonii Damo Suzuki - uliczny muzyk, przypadkiem zauważony przez Holgera Czukaya i Jakiego Liebezeita. Mooney zdążył jeszcze zaśpiewać w dwóch filmowych nagraniach: "Soul Desert" z "Mädchen... nur mit Gewalt" w reżyserii Rogera Fritza i "She Brings the Rain" z "Ein großer graublauer Vogel" Thomasa Schamoniego. O ile pierwszy z nich to typowy Can - z wysuniętą na pierwszy plan, mo

[Recenzja] Chick Corea - "The Song of Singing" (1970)

Obraz
"The Song of Singing" to album dużo bardziej kameralny od poprzedniego wydawnictwa Chicka Corei, "Is". Tym razem liderowi towarzyszy wyłącznie sekcja rytmiczna w postaci Dave'a Hollanda i perkusisty Barry'ego Altschula (znanego z zespołu Paula Bleya). W dniach 7-8 kwietnia 1970 roku trio zarejestrowało materiał, który wypełnił "The Song of Singing". Choć podczas sesji powstało więcej nagrań, na albumie znalazło się tylko sześć, których łączny czas nie przekracza trzydziestu minut. Pięć z nich zostało podpisane nazwiskami tria, a ostatnie to znacznie przearanżowana wersja słynnej kompozycji Wayne'a Shortera, "Nefertiti". Na kompaktowym wznowieniu z 1989 roku można znaleźć trzy dodatkowe nagrania z tej sesji ("Blues Connotation" Ornette'a Colemana oraz autorskie "Ballad II" i dwudziestominutowy "Drone"). Tym razem Chick zrezygnował z elektrycznych klawiszy, których używał na "Is" i prze