Posty

Wyświetlanie postów z styczeń, 2023

[Recenzja] Death - "The Sound of Perseverance" (1998)

Obraz
  Nieczęsto się zdarza, by dyskografię zamykał jej najmocniejszy punkt. Ogólnie niewielu było wykonawców, którzy z płyty na płytę stawaliby się coraz lepsi, w międzyczasie pomagając w stworzeniu nowego muzycznego stylu, a następnie nieustannie poszerzając jego ramy. Takim zespołem był Death, jeden pionierów death metalu - niewykluczone, że to właśnie od jego szyldu nazwano całą stylistykę, choć    znawcy wskazują też inną możliwą etymologię. Dowodzona przez śpiewającego gitarzystę Chucka Shuldinera grupa pozostawiła po sobie siedem albumów. Trzy pierwsze wyznaczyły ramy deathmetalowej stylistyki, które wkrótce miały okazać się dla zespołu zbyt ciasne. Prawdziwym przełomem okazał się czwarty w dyskografii "Human", przynoszący zwrot w stronę grania bardziej złożonego pod względem technicznym, pokazującego wręcz progresywne myślenie o strukturze utworów. "Individual Thought Patterns" i "Symbolic" przynoszą równie pomysłowe podejście do ekstremalnego metalu, n

[Recenzja] Cicada - "Seeking the Sources of Streams" (2023)

Obraz
Początek roku to czas, kiedy jeszcze stosunkowo niewiele dzieje się na rynku muzycznym. Z jednej strony powoduje to pewien niedosyt nowych dźwięków, a z drugiej - daje szansę na przesłuchanie różnych mniej oczywistych tytułów, które później mogłyby zostać łatwo przeoczone w nawale premier. Być może właśnie taką płytą jest "Seeking the Sources of Streams", który nadszedł z dość egzotycznego kierunku. Firmująca go Cicada to zespół pochodzący z Tajwanu, grający instrumentalną, kameralną muzykę o akustycznym brzmieniu. Nie jest to ani folk, ani regionalny odpowiednik muzyki klasycznej, ani inny dający się łatwo określić gatunek. Całość ma równie pastoralny charakter, co jej okładka. Przyznać się muszę, że nie spodziewałem się tak delikatnego i pełnego spokoju grania po zespole z tego nieuznawanego przez międzynarodową większość kraju, żyjącego w pełnych napięć relacjach z Chinami. Muzyka na "Seeking the Sources of Streams" została ponoć zainspirowana długimi wędrówkami

[Recenzja] Harold Budd, Simon Raymonde, Robin Guthrie, Elizabeth Fraser - "The Moon and the Melodies" (1986)

Obraz
Najbardziej osobliwy album w dyskografii Cocteau Twins. Nazwa zespołu nie pada zresztą ani razu na okładce czy samej płycie. Są tylko nazwiska jego muzyków - Elizabeth Fraser, Robina Guthrie oraz wracającego po przerwie Simona Raymonde'a - a także amerykańskiego pianisty i kompozytora Harolda Budda, który występuje tu w równouprawnionej roli. Nie była to raczej współpraca, jaką dałoby się wcześniej przewidzieć. Właśnie do takiego wniosku doszli najwidoczniej twórcy programu, do którego mieli być zapraszani twórcy reprezentujący różne rodzaje muzyki, a następnie próbować coś wspólnie stworzyć. Amerykanin oraz szkocki zespół zgodzili się wziąć udział w tym przedsięwzięciu, a chociaż ostatecznie projekt nie wypalił i nie doszło do emisji żadnego odcinka, to czwórka muzyków postanowiła kontynuować współpracę już we własnym zakresie. Wbrew pozorom, wcale nie było im tak daleko do siebie. Zarówno Budd, jak i Cocteau Twins, opierali swoją muzykę na tradycyjnych instrumentach oraz elektron

[Recenzja] Kali Malone - "Does Spring Hide Its Joy" (2023)

Obraz
Twórczość Kali Malone odkryłem dopiero przed paroma miesiącami, przy okazji premiery "Living Torch" - jednego z moich albumów roku 2022. Do jego największych zalet należy niezwykła, jak na tę stylistykę, zwięzłość materiału. To zaledwie trzydzieści trzy minuty (i trzydzieści trzy sekundy) muzyki, które idealnie nadają się na pierwszy kontakt z tą artystką, należącą do najwybitniejszych młodych przedstawicieli sceny elektronicznej i eksperymentalnej. Tegoroczny, właśnie wydany "Does Spring Hide Its Joy" to już rzecz prawdziwie monumentalna, z którą zapoznanie się wymaga znacznie więcej czasu. W pełnej wersji, opublikowanej w formacie CD, składa się z trzech nagrań trwających po sześćdziesiąt minut. Edycja winylowa została okrojona o ostatni utwór, zaś dwa pierwsze podzielono na trzy części każde, aby dostosować się do czasowych ograniczeń nośnika. W streamingu można zapoznać się z oboma miksami. Wszystkie trzy nagrania to tak naprawdę wykonania tej samej, tytułowej k

[Recenzja] David Crosby - "If I Could Only Remember My Name" (1971)

Obraz
Coś jest we stwierdzeniu, że znani muzycy umierają seriami. Niedługo po Jeffie Becku zawinął się David Crosby. Gimby nie znają - co najwyżej kojarzą jego niepochlebne opinie na temat Van Halena i Iron Maiden - a był to przecież jeden z najważniejszych muzyków pokolenia wczesnych boomerów. Karierę zaczynał w The Byrds, niepozornej grupie, która wynalazła folk rock, jangle pop i psychodelię. To właśnie Crosby, wespół z Gene'em Clarkiem i Jimem McGuinnem, skomponował "Eight Miles High", najprawdopodobniej pierwszy psych-rockowy kawałek, chętnie interpretowany później przez jazzmanów. Drogi artysty i The Byrds rozeszły się niedługo póżniej. Jednym z powodów było odrzucenie przez pozostałych muzyków kompozycji "Triad" z odważnym, jak na tamte czasy, tekstem o miłosnym trójkącie. Kawałek trafił jednak do repertuaru Jefferson Airplane. Crosby tymczasem połączył siły ze Stephenem Stillsem i Grahamem Nashem. Eponimiczny debiut tria przyniósł kolejną słynną kompozycje muz

[Recenzja] John Cale - "Mercy" (2023)

Obraz
Trochę bez związku z recenzowaną płytą, wypadałoby chyba wspomnieć o niedawnej śmierci Jeffa Becka. Jednego z najwspanialszych gitarzystów ery klasycznego rocka, którego prawdziwym przekleństwem był brak zdolności kompozytorskich i brak szczęścia do dobrych kompozytorów w swoim otoczeniu. W jego dorobku najbardziej lśnią interpretacje cudzych utworów, a najlepszym albumem pozostał ten wypełniony samymi przeróbkami, czyli debiutancki "Truth". Po latach 70. dodatkowo stracił kontakt z muzyczną rzeczywistością, zamykając się w swojej niszy. Podobny los podzieliło wielu innych przedstawicieli tamtego pokolenia. Byli też jednak tacy rockmani, którym udało się odnaleźć w kolejnych dekadach i nawet u schyłku kariery kreatywnie czerpać z nowych muzycznych trendów. Musi tu paść nazwisko Davida Bowie, który w wieku 69 lat, na dwa dni przed śmiercią, wydał "Blackstar", jeden ze swoich najwybitniejszych oraz najbardziej ambitnych albumów, czerpiący co najlepsze z XXI-wiecznych

[Recenzja] Pete La Roca - "Turkish Women at the Bath" (1967) VS. The Don Ellis Orchestra - "Electric Bath" (1967)

Obraz
W drugiej połowie 1967 roku ukazały się dwa jazzowe albumy o podobnym tytule i niemal identycznych okładkach, wykorzystujących obraz olejny "Łaźnia turecka" Jean-Auguste-Dominique'a Ingresa z roku 1862. Poza tym zbiegiem okoliczności - gdyż nic nie wskazuje na celowe skopiowanie pomysłu użycia tego obrazu na kopercie i nawiązania do niego tytułem - więcej wydaje się te płyty dzielić niż łączyć. Otrzymujemy tu dwa całkiem różne pomysły na granie jazzu u schyłku lat 60., tuż przed zdominowaniem sceny przez stylistykę fusion, gdy wciąż mocno okupowały ją nurty free i post-bopu. Zarejestrowany w maju "Turkish Women at the Bath" to dzieło młodego perkusisty Petera "La Roca" Simsa. Było to dopiero jego drugie autorskie wydawnictwo, po dwa lata starszym albumie "Basra" dla Blue Note. Tym razem płyta ukazała się w mniej prestiżowej wytwórni Douglas, założonej przez Alana Douglasa, który zasłynął później kontrowersyjnymi archiwaliami Jimiego Hendrixa.

[Recenzja] Supersilent - "6" (2003)

Obraz
Trudno w XXI wieku o prawdziwie oryginalny jazz, nienaśladujący któregoś z klasycznych nurtów, a zarazem nieudający się zbyt daleko na terytorium innego gatunku. Czwarty album norweskiego kwartetu Supersilent - następca płyt "1-3", "4" i "5", stąd szóstka w tytule - może być tu wyjątkiem, choć z pewnym zastrzeżeniem. Zawarta na nim muzyka wpisuje się w zasadzie w stylistykę free improvisation, którą w uproszczeniu można nazwać jazzem free bez jazzu. Tyle tylko, że bezpośrednio z tego free jazzu się wywodzi, a na "6" jazzowy idiom jest akurat dość wyraźnie obecny. Czy to poprzez brzmienie kojarzące się z wczesnym fusion, czy trochę spirytualistyczny nastrój, czy też mocno abstrakcyjny charakter, nie tak wcale odległy od rzeczonego jazzu free. Jednocześnie jest to muzyka kompletnie odmienna od wszystkich tych nurtów, a jeszcze dalsza od wcześniejszych, opartych na swingu form bopu. Nazwa kwartetu może nieco, ale tylko nieco wprowadzać w błąd. Super

[Recenzja] Björk - "Debut" (1993)

Obraz
Tytuł "Debut" mniej mówi o tym albumie, niż o stosunku Björk Guðmundsdóttir do jej faktycznego debiutu. Ten wydała w 1977 roku, mając zaledwie jedenaście lat. Trudno jednak traktować poważnie  zbiór przeróbek popowych przebojów zaśpiewanych dziecinnym, pozbawionym własnego stylu głosem. W kolejnej dekadzie islandzka wokalistka udzielała się w różnych lokalnych zespołach nowofalowych, post-punkowych i alt-rockowych, a także współpracowała z jazzowym Tríó Guðmundar Ingólfssonar. Zdobyte w tym czasie doświadczenie z pewnością przydało się podczas prac nad autorską płytą. Jednak, zgodnie ze słowami samej Björk, inspiracji dostarczyli przede wszystkim tacy twórcy, jak Kate Bush i Brian Eno, a także elektroniczna scena przełomu lat 80. i 90., szczególnie acid house oraz katalog wytwórni Warp. "Debut" to efekt współpracy artystki z brytyjskim producentem Paulem "Nellee" Hopperem, który jest też współautorem równo połowy premierowych kompozycji. Całości dopełnia p

[Recenzja] Iggy Pop - "Every Loser" (2023)

Obraz
Pierwszy premierowy piątek w nowym roku przyniósł album, o którym będzie się wiele pisać i dyskutować. Jakby nie patrzeć, Iggy Pop to bardzo zasłużony muzyk. Jego dokonania z grupą The Stooges już w latach 60. antycypowały estetykę punk rocka, a solowy debiut "The Idiot" o włos wyprzedził twórców post-punkowych i nowofalowych. Fakt, że ten ostatni powstał przy znacznej pomocy Davida Bowie, który jego nagrywanie prawdopodobnie traktował jako rodzaj próby generalnej przed własną Trylogią Berlińską . Skoro już mowa o Bowiem, to stanowi on przykład artysty, który do końca pozostał kreatywny. W podeszłym wieku, stojąc już jedną nogą w grobie, stworzył jeden ze swoich najbardziej ambitnych albumów. Iggy Pop, rówieśnik Bowiego, nie miał nigdy aspiracji stworzenia dzieła na miarę "Blackstar", ale w ostatnich latach udawało mu się utrzymać nienajgorszy poziom, publikując dojrzałe albumy "Post Pop Depression" i "Free". Na "Every Loser" obiera inn

[Artykuł] Podsumowanie roku 2022

Obraz
Po kolejnym przeglądzie z cyklu "50 lat temu", tym razem obejmującym rok 1972, a także odświeżonym na dziesięciolecie podsumowaniu roku 2012, pora na ten najważniejszy tekst, stanowiący rozliczenie z minionymi dwunastoma miesiącami. Trudno w takim artykule odejść od bieżących problemów świata: wojny w Ukrainie, skutków i powrotów pandemii czy kryzysu klimatycznego, energetycznego oraz gospodarczego. Nie od dziś jednak wiadomo, że trudne czasy mogą korzystnie wpływać na sztukę, w tym muzykę, inspirując twórców nie tylko do zabrania głosu na ważne tematy, ale także do poszukiwań nowych środków wyrazu. Na razie widać przede wszystkim wpływ pandemii i lockdownów: pozbawieni możliwości koncertowania muzycy skupili się na pracy w studiu, co zaprocentowało mnóstwem dopracowanych płyt, które w innej sytuacji pewnie by nie powstały. Już poprzedni rok był niesamowity pod względem ilości naprawdę dobrych wydawnictw, a 2022 okazał się chyba jeszcze lepszy. W ubiegłym roku minęło dziesięć