[Recenzja] Dead Can Dance - "Dead Can Dance" (1984)



Debiutancki album Dead Can Dance to płyta bardzo inna od kolejnych, choć zawierająca już wiele typowej dla grupy elementów. W zasadzie można zawarte tu utwory podzielić na dwie grupy. Bardziej żywiołowe kawałki, jak instrumentalny otwieracz "The Fatal Impact" czy śpiewane przez Brendana Perry "The Trial", "Fortune", "East of Eden" i "A Passage in Time", to jeszcze wciąż granie o ewidentnie rockowym charakterze. Instrumentarium składa się w nich przede wszystkim z gitary, gitary basowej oraz perkusji, czasem w towarzystwie brzmień klawiszowych. Perry oraz złożona z basisty Paula Eriksona i perkusisty Petera Urlicha sekcja rytmiczna grają w bardzo postpunkowo-nowofalowy sposób, przesiąknięty gotyckim klimatem, wywołującym skojarzenia z dokonaniami Joy Division lub Bauhaus. Właśnie ten nastrój, ale też rozpoznawalny głos wokalisty, stanowią w zasadzie jedyny łącznik tych nagrań z późniejszymi dokonaniami Dead Can Dance.

Jednak eponimiczny album grupy ma też inne oblicze. "Wild in the Woods", a zwłaszcza śpiewane przez Lisę Gerrard utwory "Frontier", "Ocean" i "Musica Eternal" odchodzą od rockowych patentów, na rzecz bardziej nastrojowego, wręcz eterycznego grania, w którym nie brakuje nawiązań do egzotycznych, z naszej perspektywy, tradycji muzycznych. Najbardziej symptomatyczne są tu dwa ostanie nagrania na płycie, w których wykorzystano yangqin - chiński instrument podobny do dulcimera lub cytry. Co prawda, w "Wild in the Woods" wciąż dużą rolę odgrywa rockowa gitara i sekcja rytmiczna, jednak już w najbardziej eterycznym "Musica Eternal" czy mocno plemiennym "Frontier" tego typu rozwiązania całkiem wyeliminowano. To już dokładnie taki Dead Can Dance, jak na kolejnych płytach, przyciągający uwagę niezwykłym klimatem oraz wspaniałym kontraltem Gerrard.

W przeciwieństwie do wielu wielbicieli zespołu, nie poczytuję dwoistości tego albumu za wadę. Zgadzam się, że zespół najlepiej wypada grając na swój własny sposób, jednak w tym bardziej rockowym wcieleniu również prezentuje się bardzo fajnie, choć może nieco zbyt wtórnie. Pewnym problemem jest też brzmienie albumu. Muzycy uparli się, że nie skorzystają z pomocy nikogo z zewnątrz i sami wyprodukują ten materiał, co nie wyszło za dobrze. Jak bardzo mógłby zyskać ten album z lepszym brzmieniem, można się przekonać dzięki czterem utworom dodanym na większości kompaktowych wznowień. Wszystkie pochodzą z wydanej jeszcze w tym samym roku EPki "Garden of the Arcane Delights", zarejestrowanej już z nowym basistą Scottem Rogerem oraz grającym na perkusjonaliach Jamesem Pinkerem. Te nagrania mają już znacznie bardziej profesjonalne brzmienie. A pomimo zbliżonego instrumentarium, wyraźnie już odchodzą od post-punkowej stylistyki debiutu. Zdecydowanie warto sięgnąć właśnie po tę rozszerzoną wersję.

Ocena: 7/10



Dead Can Dance - "Dead Can Dance" (1984)

1. The Fatal Impact; 2. The Trial; 3. Frontier; 4. Fortune; 5. Ocean; 6. East of Eden; 7. Threshold; 8. A Passage in Time; 9. Wild in the Woods; 10. Musica Eternal

Skład: Brendan Perry - wokal (2,4,6,8,9), gitara, yangqin; Lisa Gerrard - wokal (3,5,7,10), yangqin; Paul Erikson - gitara basowa; Peter Ulrich - perkusja i instr. perkusyjne
Producent: Dead Can Dance


Komentarze

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Present - "This Is NOT the End" (2024)

[Recenzja] Death - "Human" (1991)

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] ||ALA|MEDA|| - "Spectra Vol. 2" (2024)

[Recenzja] Republika - "Nowe sytuacje" (1983) / "1984" (1984)