Posty

Wyświetlanie postów z lipiec, 2015

[Recenzja] Jethro Tull - "20 Years of Jethro Tull" (1988)

Obraz
W 1988 roku wypadło dwudziestolecie premiery debiutanckiego albumu Jethro Tull, "This Was". Ian Anderson postanowił hucznie uczcić dwie dekady profesjonalnej działalności swojego zespołu. Do sprzedaży trafiło podsumowujące dotychczasową karierę wydawnictwo "20 Years of Jethro Tull". Dostępnych było kilka wersji. Najbardziej budżetowe, w postaci pojedynczego kompaktu lub dwóch winyli, zawierają skromny wybór siedemnastu utworów. Duże wrażenie robi natomiast boks składający się z trzech kompaktów lub pięciu winyli, na których zebrano aż sześćdziesiąt dwa utwory, z których znaczna część była wcześniej trudna do znalezienia lub w ogóle niedostępna. Dziś sytuacja zmieniła się o tyle, że większość tego materiału dołączono na kompaktowych wznowieniach regularnych albumów. Jednak dla kolekcjonerów płyt winylowych taki zestaw wciąż jest niezwykle cennym uzupełnieniem dyskografii Jethro Tull. Winylowy boks składa się z pięciu tematycznych dysków: "The Radio Archives"

[Recenzja] Rory Gallagher - "Fresh Evidence" (1990)

Obraz
Rory Gallagher przeważnie nie spędzał dużo czasu w studiu. Z jednej strony było to spowodowane napiętym grafikiem koncertowym, a z drugiej - muzyk po prostu nie przepadał za graniem w studiu, w przeciwieństwie do występów na żywo. Wiele spośród jego albumów powstało w czasie krótszym niż dwa tygodnie. Ale nie "Fresh Evidence" - jego jedenaste i, jak się okazało, ostatnie studyjne wydawnictwo. Tym razem nagrania trwały pół roku. Było to spowodowane staranniejszym niż zwykle podejściem do produkcji. Gallagherowi zależało na uzyskaniu brzmienia vintage, które osiągnął używając starych mikrofonów zaworowych i innego dawnego sprzętu do nagrywania. Oswojenie się z taką techniką wymagało czasu. Ponadto, przez studio przewinęło się wielu gości, jak znani z wcześniejszych płyt Lou Martin i Mark Feltham, ale też sekcja dęta czy muzyk grający na akordeonie. Udział tylu dodatkowych muzyków odróżnia "Fresh Evidence" od wcześniejszych albumów Irlandczyka. Longplay przynosi także

[Recenzja] Jeff Beck - "Blow by Blow" (1975)

Obraz
Jeff Beck kojarzony jest przede wszystkim ze stylistyką bluesrockową. Jednak jego pierwsze solowe albumy bliższe są raczej bardzo popularnego w tamtym czasie fusion. Gitarzysta zainteresował się taką muzyką po zapoznaniu się z albumem "Spectrum" Billy'ego Cobhama, byłego perkusisty Milesa Davisa i Mahavishnu Orchestra. Po raz pierwszy usłyszał go podczas przejażdżki nowym sportowym autem Carmine'a Appice'a. Beck był pod tak dużym wrażeniem, że zrezygnował z dalszej pracy nad drugim studyjnym longplayem Beck, Begert & Appice, który ponoć został już częściowo nagrany. Zamiast tego przygotował swój pierwszy prawdziwy album solowy (sygnowany jego nazwiskiem "Truth" to tak naprawdę dzieło The Jeff Beck Group). W nagraniu "Blow by Blow" wspomogli go tacy muzycy, jak klawiszowiec Max Middleton (dawny współpracownik z czasów drugiego wcielenia Jeff Beck Group), basista Phil  Chen oraz perkusista Richard Bailey, który w ostatniej chwili zajął mi

[Recenzja] The Allman Brothers Band - "At Fillmore East" (1971)

Obraz
Rzadko się zdarza, by najpopularniejszy album danego wykonawcy był koncertówką. Jeszcze rzadziej, by takie wydawnictwo sprzedało się w nakładzie przekraczającym milion egzemplarzy i było obecne na większości liczących się listach płyt wszech czasów. A tak właśnie wygląda sytuacja z The Allman Brothers Band i kultowym "At Fillmore East". Przed jego wydaniem zespół nie odnosił znaczących sukcesów, jednak media muzyczne coraz częściej donosiły o jego porywających występach na żywo. Do takich zdecydowanie należała seria koncertów z marca 1971 roku w nowojorskim Fillmore East. Gdy tylko ukazał się dwupłytowy album prezentujący fragmenty tego wydarzenia, spotkał się z bardzo entuzjastycznym przyjęciem recenzentów oraz słuchaczy, którzy pobiegli wykupywać szybko wyczerpujący się nakład. Nie da się zaprzeczyć, że to doskonały dokument tamtych czasów, gdy na rockowych koncertach nie chodziło o odegranie kilku przebojów. Wykonawcy często stawali na mniej oczywisty repertuar, nierza

[Recenzja] Jethro Tull - "Crest of a Knave" (1987)

Obraz
Podczas 31. ceremonii Grammy Award, w ramach której rozdawano nagrody za 1988 rok, po raz pierwszy wprowadzono kategorię "Best Hard Rock/Metal Performance Vocal or Instrumental". Zdecydowanym faworytem była Metallica ze swoim czwartym albumem "...And Justice for All". Tymczasem statuetka powędrowała do grupy Jethro Tull za album "Crest of the Knave" - nie dość, że wydany już w 1987 roku, to mający niewiele wspólnego z hard rockiem, a jeszcze mniej z metalem. Decyzja o uhonorowaniu tego właśnie albumu spotkała się z ogromną krytyką. W wyniku tego już rok później nowa kategoria została podzielona na dwie osobne, "Best Hard Rock Performance" i "Best Metal Performance". Tego rozwiązania trzymano się aż do 2012 roku, gdy w związku ze słabnącym znaczeniem oraz popularnością cięższych odmian rocka powrócono do pierwotnego pomysłu. Jethro Tull, poza samą statuetką, zyskał potrzebny w tamtym czasie rozgłos. Niewłaściwe decyzje artystyczne I

[Recenzja] Rory Gallagher - "Defender" (1987)

Obraz
Przerwy pomiędzy kolejnymi albumami Gallaghera zaczęły się wydłużać. Na następcę "Jinx" wielbiciele artysty musieli czekać całe pięć lat. "Defender" nie przynosi jednak żadnych niespodzianek. Irlandczyk pozostał całkowicie obojętny na to, co działo się wówczas w muzyce. Zamiast tego proponuje album jeszcze mocniej osadzony w bluesie. Przykładem tego takie utwory, jak "Loanshark Blues", "Continental Op" (nie tak odległy od dużo starszego "In Your Town"), nieco cięższy "Road to Hell", rozpędzony "Doing Time", bardzo klasyczny "Don't Start Me Talkin'" (zaczerpnięty z repertuaru Sonny'ego Boya Williamsona II) czy akustyczny "Seven Days" (nagrany z pomocą dawnego kompana, pianisty Lou Martina). To granie całkowicie anachroniczne, ale świetnie tu słychać, że właśnie w takiej stylistyce Gallagher czuł się najlepiej. I o ile same kompozycje nie wyróżniają się właściwie niczym, tak zdecydowanie

[Recenzja] Billy Cobham - "Spectrum" (1973)

Obraz
"Spectrum" to debiutancki solowy album Billy'ego Cobhama, jednego z czołowych bębniarzy nurtu fusion. Panamski muzyk zaczynał karierę w będącej jednym z prekursorów jazz-rocka grupie Dreams. Już wtedy pokazał niemały talent, dzięki czemu do współpracy zaprosił go sam Miles Davis. Cobham wziął udział w kilku sesjach nagraniowych trębacza, a nagrane z nim utwory można usłyszeć m.in. na albumach "Jack Johnson", "Big Fun" oraz "Get Up with It". To właśnie w tym okresie poznał Johna McLaughlina, który wkrótce złożył mu ofertę dołączenia do Mahavishnu Orchestra. Po rozpadzie pierwszego wcielenia zespołu, Cobham postanowił zrobić coś na własny rachunek. Swoją debiutancką sesję w roli solisty zorganizował w nowojorskim Electric Lady Studios w maju 1973 roku. Nagrania trwały ledwie trzy dni, a album został zarejestrowany praktycznie na żywo, z nielicznymi dogrywkami. Perkusista zebrał całkiem ciekawy skład, w którym znalazł się jego kompan z  oryg

[Recenzja] The Allman Brothers Band - "Idlewild South" (1970)

Obraz
The Allman Brothers Band nie kazali czekać długo na następcę swojego eponimicznego debiutu. "Idlewild South" ukazał się zaledwie dziesięć miesięcy później. Materiał powstawał od lutego do lipca 1970 roku, w kilku różnych studiach. Podczas prac w Capricorn Sound Studios w Macon oraz Criteria Studios w Miami muzykom towarzyszył doświadczony producent i realizator dźwięku Tom Dowd, współpracujący wcześniej z tak różnymi wykonawcami, jak John Coltrane, Ornette Coleman, Ray Charles, Aretha Franklin czy Cream. Był to początek długoletniej relacji. Nawiasem mówiąc, to właśnie za pośrednictwem Dowda doszło do spotkania Erica Claptona i Duane'a Allmana. Wynikiem tego był udział tego drugiego w sesjach "Layla and Other Assorted Love Songs", które rozpoczęły się tuż po zakończeniu prac nad "Idlewild South". Ostatnie nagrania na drugi album Allmanów, w nowojorskim Regent Sound Studios, odbyły się jednak bez udziału Dowda, który miał inne zobowiązania. Jego mie

[Recenzja] Jethro Tull - "Under Wraps" (1984)

Obraz
W 1983 roku Ian Anderson w końcu zrealizował swój pomysł z wydaniem albumu solowego. W nagraniu "Walk Into Light" wspomógł go ówczesny klawiszowiec Jethro Tull, Peter-John Vettese. A choć nie brakuje tam charakterystyczny partii fletu i głosu Andersona, to całość niewiele ma wspólnego z twórczością jego macierzystego zespołu. To album w zasadzie synthpopowo-nowofalowy, zdominowany przez brzmienie syntezatorów oraz automatu perkusyjnego. Tego typu muzyka cieszyła się wówczas ogromną popularnością, więc longplay sprzedawał się całkiem nieźle. Ale i tak wyraźnie słabiej od dokonań Jethro Tull. I prawdopodobnie właśnie dlatego kolejny album Andersona, będący bezpośrednią kontynuacją "Walk Into Light", ukazał się pod szyldem zespołu. Co prawda, w nagrania zaangażowano także Martina Barre'a i Dave'a Pegga, co miało uzasadnić powrót do tej nazwy, jednak ich partie zwykle giną pod grubą warstwą elektroniki.  "Under Wraps" powszechnie uchodzi za najgor

[Recenzja] Rory Gallagher - "Jinx" (1982)

Obraz
Przez całe lata 70. Rory Gallagher wydawał albumy niemal każdego roku. Czasem i dwa. Znacznie skromniej prezentuje się dorobek Irlandczyka z kolejnej dekady, obejmujący zaledwie trzy wydawnictwa, w tym jedno koncertowe. To już ten czas, gdy muzyk coraz bardziej pogrążał się w alkoholowym nałogu, co wyraźnie wpływało na jego kreatywność. Zresztą już druga połowa lat 70. była pod tym względem nieco słabsza. Gallagher zakończył tamtą dekadę albumami "Photo-Finish" i "Top Priority", dość dalekimi od ideału, ale przynajmniej w jakiś sposób odświeżającymi jego dyskografię. Natomiast "Jinx", wydany trzy lata po poprzednim studyjnym materiale, to wyraźny krok wstecz. Nie pomogła kolejna zmiana na stanowisku perkusisty - nowym bębniarzem został Brendan O'Neill - ani udział kilku dodatkowych muzyków. I tak nie mieli żadnego wpływu na całokształt. "Jinx" spokojnie mógłby ukazać się gdzieś pomiędzy "Against the Grain" i "Calling Card&q

[Recenzja] Mahavishnu Orchestra - "The Lost Trident Sessions" (1999)

Obraz
Komuś chyba bardzo zależało, by już na starcie zniechęcić do tego wydawnictwa. Bezpłciowy, czysto informacyjny tytuł "The Lost Trident Sessions" oraz tania, tandetna okładka mogą sugerować, że nie jest to materiał wart usłyszenia. Szczególnie, że to archiwalne nagrania, zarejestrowane ćwierć wieku wcześniej. Nic bardziej mylnego. To zapis ostatniej studyjnej sesji oryginalnego, niewątpliwie najlepszego składu Mahavishnu Orchestra. Pomiędzy 25 a 27 lipca 1973 roku kwintet pracował w londyńskim Trident Studios nad swoim trzecim albumem, następcą doskonałego muzycznie "The Inner Mounting Flame" oraz cieszącego się ogromnym powodzeniem komercyjnym "Birds of Fire". Instrumentaliści wciąż byli w doskonałej formie i u szczytu swojej kreatywności. Prace zostały przerwane wyłącznie przez dyktatorskie zapędy Johna McLaughlina, który nie mógł pogodzić się z tym, że pozostali muzycy chcieli grać także własne kompozycje. Aby zachować swój monopol, lider rozwiązał t

[Recenzja] The Allman Brothers Band - "The Allman Brothers Band" (1969)

Obraz
Ojczyzną bluesa są Stany Zjednoczone. Jednak łączenie bluesa z rockiem to już przede wszystkim domena wykonawców z Wysp Brytyjskich. Ale od każdej reguły zdarzają się wyjątki. Znakomity przykład amerykańskiego blues rocka to The Allman Brothers Band. Zespół co prawda kojarzony jest głównie z southern rockiem, będąc obok Lynyrd Skynyrd wręcz sztandarowym przedstawicielem tego stylu. Jednak początki tej grupy to rasowy blues rock. A zaczęło się wszystko od pomysłu Duane'a Allmana - do tamtej pory działającego głównie jako gitarzysta sesyjny - na zespół składający się z dwóch gitarzystów solowych oraz dwóch perkusistów. Szybko pozyskał chętnych do współpracy. Drugim wioślarzem został specjalizujący się w graniu techniką slide Dickey Betts, za bębnami zasiedli Butch Trucks i Jai Johanny Johanson (właśc. John Johnson), a składu dopełnili basista Berry Oakley oraz klawiszowiec Reese Wynans. Obowiązki wokalne początkowo dzielili między siebie Allman, Oakley i Betts, ale nie wypadało t

[Recenzja] Jethro Tull - "The Broadsword and the Beast" (1982)

Obraz
Przez kilkanaście lat, w okresie 1968-80, grupie Jethro Tull udawało się wydawać każdego roku nowy album. W 1981 roku nie pojawiło się jednak żadne nowe wydawnictwo sygnowane tą nazwą. Zespół przechodził zresztą w tamtym czasie kolejny kryzys. Po zakończeniu trasy promującej "A" ze składu odeszli Eddie Jobson i Mark Craney. Ian Anderson próbował ściągnąć z powrotem któregoś z byłych klawiszowców, Johna Evana lub Dave'a Palmera, jednak obaj omówili. Ostatecznie lider wziął na siebie tę rolę, a towarzyszyć mieli mu wyłącznie Martin Barre, Dave Pegg oraz nowy bębniarz Gerry Conway, były muzyk Steeleye Span i Cata Stevensa. Kwartet nagrał wystarczająco utworów, by skompilować nowy album, jednak Anderson nie był zadowolony z efektów. Przede wszystkim zaś ze swoich partii klawiszowych. Materiał opublikowano dopiero po latach, częściowo w boksie "20 Years of Jethro Tull" (1988), a resztę nagrań na kompilacji "Nightcap: The Unreleased Masters 1973-1991" (1

[Recenzja] Rory Gallagher - "Stage Struck" (1980)

Obraz
Trzeci album koncertowy Rory'ego Gallaghera. W przeciwieństwie do "Live in Europe" i "Irish Tour '74" znalazł się tutaj wyłącznie autorski materiał, znany już ze studyjnych albumów Irlandczyka. Zresztą obecne na wcześniejszych koncertówkach przeróbki bluesowych standardów nie pasowałaby do reszty materiału. "Stage Struck" to podsumowanie najbardziej hardrockowego okresu w twórczości Gallaghera. Zwieńczenie nieformalnej trylogii, tworzonej wraz z nagranymi w tym samym składzie, z basistą Gerrym McAvoyem i perkusistą Tedem McKenną, albumami "Photo-Finish" i "Top Priority". Oba mają tu silną reprezentację: pierwszy w postaci czterech utworów ("Shin Kicker", "Brute Force and Ignorance", "The Last of the Independents", "Shadow Play"), drugi dwóch ("Wayward Child", "Follow Me"), aczkolwiek na kompaktowych reedycjach doszły kolejne dwa ("Bad Penny", "Keycha

[Recenzja] UFO - "Strangers in the Night" (1979)

Obraz
"Strangers in the Night" to zwieńczenie i podsumowanie okresu, gdy grupa UFO odnosiła największe sukcesy komercyjne. Ich cena była jednak wysoka. Po nagraniu na początku lat 70. dwóch albumów łączących hard rock ze space rockiem, z zespołu odszedł lub został wyrzucony Mick Bolton. Gitarzysta o faktycznie niewielkich zdolnościach technicznych, ale nadrabiający wyobraźnią. Pozostali muzycy szukali jednak kogoś potrafiącego grać w bardziej efektowny sposób. Przez kilka miesięcy próbowali zgrać się z Larrym Wallisem, późniejszym członkiem Pink Faires i Motörhead, jednak bez większych efektów. Jego miejsce zajął Bernie Marsden, z którym szło już na tyle dobrze, że postanowiono wkrótce wejść w tym składzie do studia. Wcześniej zaplanowano jednak koncerty w Niemczech. Po dotarciu do brytyjskiej granicy okazało się, że gitarzysta zapomniał paszportu. Choć miał jak najszybciej dołączyć do reszty, nigdy nie dotarł na miejsce. Zmusiło to zespół, by skorzystać z pomocy muzyka sportuj