Posty

Wyświetlam posty z etykietą warp

[Recenzja] Autechre - "Tri Repetae" (1995)

Obraz
Ze wszystkich brakujących tu recenzji tej zapewne brakowało najbardziej. Przynajmniej jeśli za kryterium mam brać własne oceny. "Tri Repetae" to nie tylko najwyżej oceniany przeze mnie album Autechre, ale tez ścisła czołówka wydawnictw swojej dekady. Trudno o lepszy początek nowego, nieregularnego cyklu recenzji, w którym zamierzam skupić się na ambitniejszej elektronice lat 90. i kolejnych. Szczególnie tej z nurtu IDM, inteligentnej muzyki tanecznej, co jest nazwą o tyle kuriozalną, że to raczej takie techno do słuchania w domu niż do robienia za tło na klubową imprezę. Przed "Tri Repetae" duet Seana Bootha i Roba Browna dorobił się kilku EPek oraz dwóch albumów, "Incunabula" i "Amber" - naprawdę udanych, niewątpliwie lepszych na początek ze względu na wiekszą przystępność, ale to na swoim trzecim longplayu Brytyjczycy zaprezentowali niezwykle oryginalne, całkowicie własne podejście do muzyki. Czytaj też:  [Recenzja] Autechre - "SIGN"

[Recenzja] Danny Brown - "Quaranta" (2023)

Obraz
Pierwsze zapowiedzi tego albumu pojawiły się trzy lata temu. Już wtedy było wiadomo, że będzie to duchowa kontynuacja  wydanego w 2011 roku "XXX". Tamta płyta powstała z hedonistycznej perspektywy trzydziestolatka, który dopiero co odniósł swoje pierwsze muzyczne sukcesy. Tym razem teksty były pisane z bardziej refleksyjnej perspektywy rozczarowanego czterdziestolatka. Oryginalnie tytuł miał być bardziej bezpośredni i brzmieć "XXXX". Ostatecznie jednak Brown zdecydował się zatytułować płytę "Quaranta", co po włosku znaczy dokładnie to samo, ale kojarzy się też z kwarantanną, a materiał powstawał podczas pierwszych lockdownów związanych z pandemią COVID-19, natomiast w tekstach przewija się temat typowego dla tamtych czasów odizolowania. Drugi w tym roku album Danny'ego Browna, po świetnym "Scaring the Hoes", to płyta równie zwięzła - nie przekracza nawet trzydziestu pięciu minut - ale poza tym kompletnie inna. Poprzednik był efektem pełnoskal

[Recenzja] Oneohtrix Point Never - "Again" (2023)

Obraz
Najnowszy album Daniela Lopatina - jeśli nie kojarzycie go z wcześniejszej działalności pod szyldem Oneohtrix Point Never, to może chociaż ze ścieżki dźwiękowej "Nieoszlifowanych diamentów" lub pracy producenckiej dla takich wykonawców, jak ANOHNI, FKA twigs czy ostatnio The Weeknd - to jedna z pierwszych płyt nagranych przez popularnego twórcę, który przyznaje się do korzystania ze wsparcia sztucznej inteligencji. Nie znaczy to jednak, że "Again" został w całości wygenerowany przez modele uczenia maszynowego. Lopatin przyznaje zresztą, że nie jest pod wrażeniem tworzonej w ten sposób muzyki, ale fascynuje go jej niedoskonałość, która zainspirowała tu pewne rozwiązania rytmiczne. Ponadto wykorzystał narzędzia w rodzaju Jukebox czy Riffusion do stworzenia części partii wokalnych. Większość muzyki została jednak nagrana w bardziej konwencjonalny sposób, także z wykorzystaniem tradycyjnych instrumentów. Wśród gości występują tu m.in. Xiu Xiu, byli muzycy Sonic Youth -

[Recenzja] Squid - "O Monolith" (2023)

Obraz
Od tego albumu zależało, czy Squid ugruntuje swoją pozycję jednego z najlepszych zespołów na współczesnej scenie rockowej, czy okaże się tylko sensacją jednego sezonu. Pierwszy album, "Bright Green Field" sprzed dwóch lat, to moim zdaniem najlepszy jak dotąd rockowy debiut XXI wieku. Jednocześnie nie jest to płyta pozbawiona wad - przede wszystkim zbyt długa, szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że nie każdy utwór wnosi tam coś unikalnego. Squid na "O Monolith" musiał udowodnić, że jest w stanie powtórzyć to, czego na swoich drugich albumach dokonały zaprzyjaźnione, wywodzące się z tej samej londyńskiej sceny grupy black midi i Black Country, New Road. "Cavalcade" oraz "Ants From Up There" stanowią znaczny postęp względem swoich poprzedników, przebijając je choćby muzyczną dojrzałością, większą wyrazistością kompozycji czy wypracowaniem bardziej idiomatycznego stylu. Czy to się tu udało? Squid niewątpliwie poczynił istotne postępy pod każdym prakty

[Recenzja] Yves Tumor - "Praise a Lord Who Chews but Which Does Not Consume; (Or Simply, Hot Between Worlds)" (2023)

Obraz
Nazwisko Bowie mogłoby być pewnym ułatwieniem w rozwinięciu kariery muzycznej, jednak Sean Bowie zdecydował się tworzyć pod pseudonimem Yves Tumor. Począwszy od 2015 roku muzyk wydał do tej pory pięć albumów, z czego ostatni,  "Praise a Lord Who Chews but Which Does Not Consume; (Or Simply, Hot Between Worlds)", ukazał się w zeszłym tygodniu. Jest to zarazem jego trzecie wydawnictwo dla kultowej niezależnej wytwórni Warp oraz bezpośredni następca znakomitego "Heaven to a Tortured Mind" sprzed trzech lat. To właśnie dzięki tamtemu albumowi zwróciłem uwagę na muzykę Tumora i dziś podoba mi się nawet jeszcze bardziej niż w momencie wydania. A najnowszy longplay zachwycił mnie już od razu.  Stylistycznie to wciąż ambitny pop, tym razem jednak zamiast wpływu glam rocka słychać raczej psychodelię i post-punk, przy czym inspiracje te zostają przefiltrowane przez charakterystyczny dla artysty styl oraz brzmienie trzeciej dekady XXI wieku. Nie śledziłem przedpremierowych sin

[Recenzja] Nala Sinephro - "Space 1.8" (2021)

Obraz
Okładka i tytuł "Space 1.8" wywołują skojarzenia z wydawanymi własnym sumptem płytami Sun Ra. Jak mają się takie skojarzenia do zawartej tutaj muzyki? Debiutanckie dzieło Nali Sinephro, belgijskiej artystki o karaibskich korzeniach, również eksploruje kosmiczne klimaty, a dominującym instrumentem jest obsługiwany przez liderkę syntezator modularny. Innym punktem odniesienia może być twórczość Alice Coltrane, zarówno ze względu na pojawiające się tu czy ówdzie partie harfy - także w wykonaniu samej Sinephro - jak i charakterystycznego dla spiritual jazzu uduchowienia. Na tym jednak ewidentne podobieństwa się kończą. Niewątpliwie od razu daje się usłyszeć, że to album nagrany w XXI wieku, sięgający po inspiracje do bardziej współczesnych nurtów. "Space 1.8" to bardzo winylowy album pod tym względem, że składa się z zaledwie ośmiu utworów o łącznym czasie trwania niespełna czterdziestu pięciu minut. Co ciekawe, lepiej wypadają tu te fragmenty, w których Sinephro gra

[Recenzja] Squid - "Bright Green Field" (2021)

Obraz
W poprzednich latach wielokrotnie narzekałem na współczesną kondycję muzyki rockowej. Czasy, gdy w ciągu roku ukazywało się po kilka, a nawet kilkanaście wybitnych albumów z tego gatunku, już dawno minęły. Zdawałoby się, że bezpowrotnie. Jednak ostatnie miesiące napełniają optymizmem. Nie tak dawno przecież zachwalałem pierwsze pełnowymiarowe dzieło grupy Black Country, New Road, a tu znów do sprzedaży i streamingu trafił bardzo obiecujący debiut. Squid wywodzi się z tej samej brytyjskiej sceny, co wspomniany przed chwilą BCNR czy szykujący się właśnie do wydania drugiej płyty black midi. Właściwie nie do końca mamy tu do czynienia z debiutantami, ponieważ Squid działa od połowy poprzedniej dekady i przez ten czas dorobił się kilku singli oraz EPek. Już pierwsze nagrania pokazywały spory potencjał, a z czasem młodzi muzycy zaczęli coraz bardziej komplikować swoją muzykę, nadając jej coraz ciekawszego kształtu. "Bright Green Field" to zwieńczenie tej ewolucji. Trzeba przyznać,

[Recenzja] Autechre - "PLUS" (2020)

Obraz
Bez żadnej wcześniejszej zapowiedzi, zaledwie dwanaście dni po premierze "SIGN", duet Autechre wypuścił drugi w tym roku album. Fizyczna wersja "PLUS" pojawi się dopiero za jakieś dwa tygodnie, ale całość można już legalnie odsłuchać na Bandcampie i w serwisach streamingowych. Zarówno tytuł, jak i przede wszystkim okładka "PLUS", zdają się sugerować, że to bezpośrednia kontynuacja lub jedynie suplement do poprzedniego wydawnictwa Brytyjczyków. Takie domysły nie znajdują jednak potwierdzenia. Po pierwsze, to pełnoprawny album, który broni się jako samodzielne dzieło. Po drugie, to wydawnictwo o zupełnie innym charakterze. W pewnym sensie jednak uzupełnia bardzo komunikatywny "SIGN", bo pokazuje bardziej eksperymentalne i abstrakcyjne, choć wcale nie jakoś bardzo trudne w odbiorze, oblicze Seana Bootha i Roba Browna. Swoją drogą ciekawe, czy planowana jest jakaś kontynuacja. Album o tytule "MINUS" mógłby być ciekawym domknięciem trylogii,

[Recenzja] Autechre - "SIGN" (2020)

Obraz
Brytyjski duet Autechre już od trzydziestu lat należy do najbardziej ekscytujących i wpływowych twórców muzyki elektronicznej. Wśród powołujących się na niego artystów można wskazać chociażby Radiohead, którego twórczość od czasu "Kid A" faktycznie wiele zawdzięcza muzyce Seana Bootha i Roba Browna. Obecnie Autechre wciąż przeciera nowe szlaki w elektronice. A duet bynajmniej nie próżnuje, wydając ogromne ilości muzyki. Pomijam już nawet to, że w latach 2019-20 opublikowano zapisy ponad dwudziestu koncertów. Był przecież jeszcze pięciopłytowy cykl "elseq" z 2016 roku czy cztery dwugodzinne części "NTS Sessions" z 2018 roku. Przebrnięcie przez ten cały materiał jest tym trudniejsze, że zdecydowanie nie jest to łatwa w odbiorze muzyka. Duet już w latach 90. zaczął podążać w coraz bardziej eksperymentalne rejony, stawiając na skomplikowane rytmy, porzucając melodię i harmonię, skupiając się na dekonstrukcji dźwięku, który rozbrzmiewa w sposób wręcz przeczący