[Recenzja] black midi - "Cavalcade" (2021)



Grupa black midi od samego początku prezentowała się bardzo obiecująco. Jednak dotąd na obietnicach się kończyło. Zarówno koncertowy album "Live at the Windmill Brixton", na którym kwartet pełnił rolę zespołu wspierającego byłego wokalistę Can, Damo Suzuki, jak i już w pełni autorski studyjny debiut "Schlagenheim", zdawały się nie wykorzystywać w pełni jego potencjału. Ten najlepiej było słychać podczas porywającego występu w radiu KEXP z listopada 2018 roku. W studiu nie udało się odtworzyć jego energii, co tylko bardziej odsłoniło braki ówczesnych kompozycji. Przede wszystkim brak własnych pomysłów. W proponowanej wówczas przez zespół mieszance post-punku, noise rocka, math rocka i krautrocka słychać wyraźny wpływ takich twórców, jak Pere Ubu, Talking Heads, The Fall, This Heat, The Residents, Public Image Ltd., Slint, kolorowy King Crimson czy wspomniany Can. To bardzo zacne inspiracje, które trudno mieć za złe. Niestety, "Schlagenheim" nawet nie zbliża się poziomu najlepszych dokonań tych wykonawców.

Jednak już w chwili premiery tamtego longplaya muzycy obiecywali, że nie będą stać w miejscu, tylko cały czas się rozwijać. Obietnicy dotrzymali, pomimo pewnych problemów ze składem. Gitarzysta Matt Kwasniewski-Kelvin, choć brał udział w tworzeniu nowego materiału, nie mógł uczestniczyć w jego nagraniu ze względu na problemy psychiczne. Pozostali muzycy - śpiewający gitarzysta Geordie Greep, śpiewający basista Cameron Picton oraz perkusista Morgan Simpson - zdecydowali się poszerzyć koncertowy i studyjny skład o dwóch nieoficjalnych członków: saksofonistę Kaidiego Akinnibi oraz klawiszowca Setha Evansa. Taki zestaw instrumentalistów bardzo pomógł w dokonaniu stylistycznego zwrotu, a efekt przechodzi wszelkie oczekiwania. Wydanie albumu poprzedziły trzy single oraz przedpremierowe wykonanie kilku kawałków podczas kolejnego ekscytującego występu dla KEXP. Podczas tego ostatniego skład rozrósł się do oktetu za sprawą rozbudowanej sekcji dętej, w której pojawił się saksofonista Lewis Evans z zaprzyjaźnionego Black Country, New Road.

"Cavalcade" to album niewątpliwie dojrzalszy od swojego poprzednika. Do dotychczasowych inspiracji doszły wyraźne wpływy jazz-rocka oraz awangardowego proga, z czego powstała całkiem oryginalna mieszanka, niewywołująca już tak oczywistych skojarzeń z konkretnymi twórcami, może poza krótkimi fragmentami. W porównaniu z debiutem jest to muzyka zdecydowanie bardziej złożona i nieprzewidywalna, do której najlepiej zdaje się pasować określenie avant-prog. Już na podstawie ujawnionych wcześniej nagrań można było spodziewać się bardzo udanego longplaya. Nie tylko singlowe "John L", "Slow" i "Chondromalacia Patella", ale także zagrane na żywo "Dethroned" oraz "Hogwash and Balderlash", przynoszą niesamowitą dawkę energii oraz kreatywnego podejścia do struktury czy aranżacji, co chwilę zaskakując kompletnie nieprzewidzianymi zwrotami akcji. To niesamowicie gęste i intensywne granie. Słychać, że podstawowe trio doskonale się ze sobą zgrało i doszlifowało umiejętności, co owocuje nierzadko bardzo złożoną muzyką. Na płycie doskonale dopełniają całości jazzowo-awangardowe partie saksofonu i pianina, a czasem skrzypce, wiolonczela, puzon czy inne instrumenty. Czasem przebijają się tu bardziej wyraziste melodie, przede wszystkim w "Slow" czy "Dethroned", choć dominuje bardziej zgiełkliwe granie.

Jednak album, jak się okazuje, ma też inne oblicze, którego wcześniej nie ujawniono. Trzy nieznane wcześniej utwory prezentują zdecydowanie bardziej subtelne podejście. Album dość szybko je odsłania, bo już w drugim na trackliście "Marlene Dietrich" - krótkim nagraniu, charakteryzującym się rytmem bossa novy i częściowo akustycznym brzmieniem. Można je potraktować jako przyjemny, żartobliwy przerywnik. Na pewno poważniej przedstawia się "Diamond Stuff", czyli bardzo klimatyczny, intrygująco się rozwijający utwór. Jednak największym zaskoczeniem może być trwający blisko dziesięć minut finał albumu, "Ascending Forth", który przywołuje dość luźne skojarzenia z klasycznym prog-rockiem z okolic crimsonowego "Lizard", przy czym jednak słychać, że to współczesne nagranie. Te fragmenty, choć mniej złożone, także świadczą o rozwoju grupy, która na debiucie nie była aż tak wszechstronna. W dodatku świetnie uzupełniają i dopełniają te bardziej intensywne nagrania, wprowadzając więcej przestrzeni i odrobinę wytchnienia dla słuchacza.

"Cavalcade" trwa zaledwie czterdzieści dwie minuty. Bynajmniej nie z braku pomysłów - tych w poszczególnych utworach jest tyle, że można by nimi obdarzyć kilka albumów. Zespół nawet nie wykorzystał całego materiału, jakim dysponował. Pominięto łagodny, oparty w znacznym stopniu na brzmieniach akustycznych "Despair", opublikowany na jednym singlu z "John L", a także bardziej intensywny, lecz całkiem melodyjny "Sugar/Tzu", który zaprezentowano podczas występu dla KEXP. To także bardzo udane utwory, choć jednak jakoś szczególnie nie ubogaciłyby całości, która bez nich zyskała większej zwartości. Podoba mi się, że współcześni twórcy nie upychają już na siłę całej nagranej muzyki na swoje płyty, tylko dokonują przemyślanej selekcji. Najbardziej jednak cieszy mnie, że we współczesnym rocku wciąż jest miejsce na kreatywność, czego dowodzą niedawne wydawnictwa black midi, Squid oraz Black Country, New Road - przedstawicieli nowej, chyba jeszcze nie nazwanej brytyjskiej sceny. To najlepsze, co przytrafiło się tamtejszemu rockowi od czasu płyt Radiohead z początku XXI wieku.

Ocena: 10/10



black midi - "Cavalcade" (2021)

1. John L; 2. Marlene Dietrich; 3. Chondromalacia Patella; 4. Slow; 5. Diamond Stuff; 6. Dethroned; 7. Hogwash and Balderdash; 8. Ascending Forth

Skład: Geordie Greep - gitara, instr. klawiszowe, akordeon (7,8), wokal (1-3,6-8); Cameron Picton - gitara basowa, cytra (2,5,8), flażolet (3), flet (3,8), instr. klawiszowe (3), kontrabas (4,5), gitara (5,6), buzuki (5), wokal (4,5,8); Morgan Simpson - perkusja i instr. perkusyjne
Gościnnie: Kaidi Akinnibi - saksofon sopranowy (1-5,7), saksofon tenorowy (1,3,4,6-8), saksofon altowy (8); Joscelin Dent-Pooley - skrzypce (1,8); Blossom Caldarone - wiolonczela (2,5,8), dodatkowy wokal (5); Seth Evans - instr. klawiszowe (2-5,7,8); Joe Bristow - puzon (3,4,8); Rosie Alena - dodatkowy wokal (5)
Producent: John Murphy i black midi (2-8); Marta Salogni (1)


Komentarze

  1. W pełni zgadzam się z oceną. Black midi stali się wszystkim, na co miałem nadzieję. Coś niesamowitego. Sugar/Tzu jest, z tego co wiem, materiałem przygotowanym na trzeci album. Tylko pozostaje mieć nadzieję, że będą się dalej rozwijać, bo tworzą naprawdę niezwykłą muzykę - potężną, energiczną i, przede wszystkim, w pełni autentyczną.

    OdpowiedzUsuń
  2. Połowa roku, a wyszły już 3 naprawdę fajne rockowe albumy.
    Czy my jeszcze jesteśmy w XXI wieku?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie no, takich naprawdę fajnych to już się zdążyło ukazać więcej. Te trzy, które zapewne masz na myśli, są wręcz rewelacyjne. Szczególnie black midi i Squid. Nie wiem, co to się obecnie wyrabia, ale bardzo mi to pasuje!

      Usuń
  3. Tak szczerze, to spodziewałem się dychy. Wprawdzie Squid i BCNR zaprezentowały się wspaniale, to nie ma żadnych wątpliwości, że black midi weszli na całkowicie nowy poziom. Brzmią jak zupełnie inny zespół. Szczerze, nie spodziewałem się, że Geordie jest tak dobrym gitarzystą. Album przekroczył moje oczekiwania w każdym zakresie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Squid zajebisty BCNR jakoś specjalnie do mnie nie przemówił, za to Black Midi rozbiło bank świetna płyta!

    OdpowiedzUsuń
  5. O ile Squid do mnie trafił, to black midi jakoś przekonać mnie nie może. Zarówno jedynka, a jak i Kawalkada. Może gdyby była to muzyka wyłącznie instrumentalna to mój sceptycyzm byłby mniejszy, niestety specyfika wokalu psuje mi odbiór. I tu nie chodzi o syndrom pierwszego przesłuchania, które potrafi przynieść inne wrażenia niż za kolejnym razem.

    OdpowiedzUsuń
  6. Mi się chyba najbardziej podoba BCNR, później black midi, a na końcu Squid.

    OdpowiedzUsuń
  7. BCNR troszkę u mnie stracił, tzn. to świetna płyta, najlepszy rockowy debiut od wielu lat, ale albumy Squid i black midi okazały się jeszcze lepsze.

    OdpowiedzUsuń
  8. Faktycznie w Anglii rodzi się nowa scena muzyczna. W tym roku pojawiła się jeszcze inna płyta w post-punkowym stylu - On All Fours od Goat Girl. Nie jest to co prawda tak wysoki poziom jak często wspominane na Twoim blogu trzy albumy, jednak też jest to dosyć miłe dla ucha granie. Tak więc jest jeszcze nadzieja dla rocka! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest jeszcze parę zespołów, ktore można zaliczyć do tej sceny, np. Dry Cleaning, Shame. Akurat te dwa mnie w ogóle nie zainteresowały swoją twórczością, a Goat Girl kojarzę tylko z nazwy.

      Usuń
  9. Po jakimś czasie dochodzę do wniosku, że nie jest to dla mnie płyta na maksymalną ocenę. Mix nie pozwala wyciągnąć wszystkiego co najlepsze z kompozycji. Szczególnie dotyczy to Dethroned, które jest nieco anemiczne w porównaniu do wersji live. Szkoda, że zrezygnowano z bardziej rozbudowanej sekcji dętej. Czy mógłbyś uzasadnić dlaczego stawiasz ten album (przynajmniej wg ocen) powyżej takich dzieł jak 'Lizard' czy 'Discipline'? W żadnym wypadku nie kwestionuję twojego zdania, ale chciałbym poznać twoje uzasadnienie oceny maksymalnej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po prostu tamte albumy tak mną nie wstrząsnęły, zresztą musiałem się do nich stopniowo przekonywać, a obecnie są na dobrej drodze, by też otrzymać maksymalne oceny.

      Usuń
    2. Rozumiem, sam się jeszcze zastanawiam nad ostateczną oceną. Ciekaw jestem co chłopaki wykombinują w przyszłości. Cieszę się, że poszli w avant-progowym kierunku. Wydaje mi się, że ich umiejętności instrumentalne są naprawdę duże. Jak sądzisz?

      Usuń
    3. Prawda, płyta dobra, lecz przeceniona. Brzmienie jest słabe.

      Usuń
    4. @Anonimowy: Zdecydowanie tak. Mają bardzo dobry warsztat techniczny, co w takiej stylistyce jest koniecznością.

      @Adrithgor: To co w takim razie powiedzieć o takim "Third" Soft Machine, który nie tylko fatalnie brzmi, ale po prostu popełniono tam ewidentne błędy produkcyjne? To dopiero przeceniany album, kierując się taką logiką. Sam nie jestem co prawda zwolennikiem tak skompresowanego brzmienia, jak na "Cavalcade", ale nawet pasuje do tej stylistyki, podkreśla tę intensywność i ciężar.

      Usuń
    5. Nie twierdzę, że brzmienie jest powodem, przez który uważam płytę za przecenioną, ale jednak nieco pogarsza doświadczenie, choć mimo wszystko album mi się podoba.
      Słynna kwestia spartolonego brzmienia na trójce od SM jest szczerze mówiąc czymś, czego nie rozumiem gdyż nigdy nie miałem wrażenia że brzmienie tej płyty jest jakieś okropne. Nawet jeśli jest okropne, to jest to raczej naturalne brzmienie zrobione byle jak, a na Cavalcade mamy wycackane brzmienie nienaturalne i skompresowane, co jak dla mnie jest gorsze niż przypadek opus magnum Soft Machine.

      Usuń
    6. Sprawdź - jeśli tego jeszcze nie zrobiłeś - jak materiał z "Third" brzmi na koncertówkach albo sesjach dla BBC. Różnica jest ogromna i to bynajmniej nie na korzyść albumowych wersji. To sprawia, że w ogóle nie wracam do tego albumu, choć uważam go za arcydzieło. Wolę jednak słuchać tych kompozycji w wersjach koncertowych.

      Usuń
    7. Dzięki, zobaczę. Miałem prędzej czy później zamiar zabrać się za archiwa Soft Machine, gdyż z tego co widziałem na YouTube ich koncerty były genialne.

      Usuń
    8. W zasadzie warto sprawdzić wszystkie koncertówki Soft Machine z okresu do połowy lat 70., choć niektóre też nie są najlepiej nagrane. Dzięki nim można prześledzić, jak zmieniał się styl między kolejnymi albumami. Studyjna dyskografia nie pokazuje wszystkich etapów rozwoju, albo robi to w niepełny sposób.

      Jeśli o mnie chodzi, to najbardziej lubię te że słowem "BBC" w tytule oraz "NDR Jazz Workshop", ale "Grides" czy "Live in Paris" też są świetne.

      Usuń
    9. Jeszcze raz dzięki, a Grides to chyba nawet mam na dysku.

      Usuń
    10. Też nie rozumiem tej krytyki brzmienia “Third”, może tylko to nałożenie nagrań w “Facelift” brzmi niezbyt subtelnie, ale poza tym pod względem jakości dźwięku słyszę zwyczajny album. Ale również nie słuchałem jeszcze wersji koncertowych. Chociaż trudno mi uwierzyć, żeby cokolwiek mogło przebić arcydzieła z wersji studyjnej :)

      Usuń
  10. Płyta jest absolutnie fenomenalna. Gdyby nie to wygładzenie, pewnie byłaby jedną z kilku najlepszych płyt jakie słuchałem. Z drugiej strony, zniekształcenie wokali i instrumentów nadaje niesamowity klimat. Ciekawy jestem jak zniesie próbę czasu. Jak myślicie, warto zaopatrywać się w vinyl?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja akurat kupiłem black midi (i Squid) na cd, bo wychodzę z założenia, że nie ma sensu przepłacać, gdy materiał i tak został nagrany cyfrowo. Z drugiej strony, niektóre współczesne albumy potrafią brzmieć lepiej na winylu, ze względu na limit głośności analogowego krążka - dzięki temu mogą zniknąć zniekształcenia obecne w cyfrowych formatach. Choć "Cavalcade" ten problem raczej nie dotyczy. Tak więc musisz sam zdecydować.

      Usuń
  11. Ale żeby tak chwalić album, na którym muzycy inspirowali się Wilsonem? Początek utworu nr 5 to przecież ewidentne nawiązanie do No-Man Returning Jesus

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet jeśli - bo moim zdaniem to naciągana bardzo teoria - to black midi zasługiwaliby na jeszcze większe uznanie, że z takiego okropnego smeta zrobili coś słuchalnego.

      Usuń
  12. Słuchałeś już jakiś koncertowych bootlegów z nowy materiałem od Black Midi?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, w ogóle nie zagłębiam się w takie rzeczy. Jest zbyt wiele oficjalnych wydawnictw do poznania.

      Usuń
  13. Recenzja i opinie zachęciły do przesłuchania. Fajne. Mam skojarzenia z Bowiem, Faith No More i KC.

    OdpowiedzUsuń
  14. https://www.youtube.com/watch?v=f-t3C0oB0nU
    Takie coś znalazłem, mały Geordie xD
    Grał już całkiem spoko, ciekawe, kiedy zaczynał.

    OdpowiedzUsuń
  15. W poniedziałek nowa muzyka: https://www.bbc.co.uk/programmes/m0016ygt
    Jestem bardzo ciekaw co zaprezentują - z bootlegów wynika, że nowy materiał jest raczej rozwinięciem pomysłów zawartych na Cavalcade i mimo, że nie odświeża jakoś szczególnie stylu zespołu to wydają się oni brzmieć bardziej naturalnie i dojrzale w tym co robią. Jaram się.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po black midi nie spodziewam się teraz kolejnego zaskoczenia, raczej tylko solidnej kontynuacji "Cavalcade". Ale trzymam za nich kciuki, żeby w przyszłości dalej się rozwijali. Natomiast teraz słucham tego drugiego zespołu wspomnianego pod linkiem, Opus Kink - jeszcze nie mają albumu na koncie, tylko single - i brzmi to bardzo obiecująco. Post-punk wymieszany z innymi stylami z dość oryginalnym rezultatem. To może być w końcu ten przedstawiciel tej młodej brytyjskiej sceny, który dorówna black midi, BC,NR i Squid.

      Usuń
    2. Jest i on: https://youtu.be/Efmq_uXt1Rk. Płyta 15 lipca.
      Jak wrażenia? Mi się podoba. Zespół nie stoi w miejscu, choć już bardziej rozwija niż rewolucjonizuje swój styl.

      Usuń
    3. https://open.spotify.com/track/1PMHfsqnvnTO7mBwDA5pQL?si=0e2f91bf329a42dd
      Co myślisz o nowym singlu?

      Usuń
    4. Rzeczywiście ciekawe nagranie. Stylistyka "Cavalcade", ale z nowymi wpływami. Nie mogę się doczekać nowego albumu, który ma nosić tytuł "Hellfire". I czas trwania poniżej 40 minut to bardzo dobra wiadomość.

      Usuń
  16. Nowy singiel: https://www.youtube.com/watch?v=WuCUCb2jn9Q

    OdpowiedzUsuń
  17. Album będzie bardzo krótki. Tylko 39 minut.

    OdpowiedzUsuń
  18. Mikołaj Lam13 maja 2022 16:04

    Świetny album. Słucha się go bardzo przyjemnie, 42 minuty są tu raczej wystarczające. Momentami podobny "Larks' tounges in aspic", szczególnie utwór "Hogwash and Balderwash". Gdyby nie ta recenzja, pewnie nigdy bym się o zespole Black Midi nie dowiedział, a myślę, że warto. Moja ocena 9/10

    OdpowiedzUsuń
  19. Do najnowszego numeru magazynu Uncut dołączono CD z alternatywną, nagraną przez Steve'a Albiniego wersją kawałka zamykającego Hellfire, 27 Questions: https://youtu.be/r5hQSA0I27I
    I podobno jutro ma się ukazać kolejny singiel - Eat Men, Eat.

    OdpowiedzUsuń
  20. Słyszałeś nowy singiel black midi? https://m.youtube.com/watch?v=dflSgJG4g3M&feature=youtu.be

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słyszałem. Na razie z tych trzech ujawnionych nowych utworów najbardziej przekonuje mnie "Welcome to Hell", którego słuchałem na okrągło, ale może muszę się bardziej z pozostałymi osłuchać.

      Usuń
  21. Jutro premiera albumu. Kiedy będzie recenzja?

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] ||ALA|MEDA|| - "Spectra Vol. 2" (2024)

[Recenzja] Santana - "Welcome" (1973)

[Recenzja] Van der Graaf Generator - "The Least We Can Do Is Wave to Each Other" (1970)

[Recenzja] Death - "Human" (1991)