Posty

Wyświetlanie postów z marzec, 2014

[Artykuł] Najważniejsze utwory Metalliki

Obraz
Dla jednych Metallica to jeden z najważniejszych zespołów metalowych wszech czasów, dla innych - grupa, która dla kasy i sławy zrobi wszystko, nawet nagra kawałek w stylu country (co zresztą zrobiła w 1996 roku, tworząc "Mama Said"). Prawda leży pewnie gdzieś pośrodku, chociaż osobiście skłaniam się ku tej drugiej opcji. Faktem pozostaje jednak, że pięć pierwszych albumów zespołu to klasyka gatunku (metalu oczywiście, nie country), którą każdy powinien znać. O wielkości tych płyt stanowią przede wszystkim utwory znajdujące się na poniższej liście. Z późniejszego okresu zmieściły się tylko dwa utwory. Metallica w pierwszej połowie lat 80.: Kirk Hammett, Cliff Burton, Lars Ulrich i James Hetfield. 1. "The Four Horsemen" (z albumu "Kill 'em All", 1983) Utwór początkowo nosił tytuł "The Mechanix" i należał do repertuaru grupy Panic - Metallica wzięła go na warsztat, gdy dołączył do nich gitarzysta tamtej grupy, a jednocześnie autor

[Recenzja] Whitesnake - "1987" (1987)

Obraz
Pewnych rzeczy absolutnie nie toleruję w muzyce. Zaliczają się do nich: kicz, banał, wtórność, pretensjonalność, efekciarstwo, infantylizm, brak jakichkolwiek walorów artystycznych. Elementy te często występują razem. W przypadku dokonań Whitesnake z przełomu lat 80. i 90., pojawiają się wszystkie, może z wyjątkiem pretensjonalności. Niemałe sukcesy, jakie zespół odnosił na początku działalności, okazały się niewystarczające dla Davida Coverdale'a. Muzyk postanowił podbić dotąd dość obojętną Amerykę. W tym celu całkiem porzucił niemodne wpływy bluesa i podążył za aktualnymi trendami. A ponieważ pod koniec lat 80. promowano praktycznie tylko najgorszą tandetę i sztampę... dokładnie to znalazło się na albumie zatytułowanym "1987" (a w Stanach, żeby tamtejsi fani mogli zapamiętać, nie posiadającym tytułu wcale). Z oryginalnego składu zespołu, poza samym Coverdale'em, pozostał tylko basista Neil Murray. Pewien staż miał już też gitarzysta John Sykes, w zespole wyst

[Recenzja] Whitesnake - "Ready an' Willing" (1980)

Obraz
David Coverdale to postać, którą trudno szanować. Z jednej strony jest to wokalista posiadający dobrą, bluesową barwę głosu i niemałe umiejętności. Ale z drugiej - nie potrafił, lub co gorsze po prostu nie chciał, robić z tego dobrego użytku. Dopóki nagrywał i występował z Deep Purple, dawał z siebie wiele. Ale tam śpiewał materiał skomponowany przez innych, zdolniejszych od siebie twórców. Gdy po rozpadzie zespołu zaczął działać na własny rachunek, szybko stało się jasne, że nie ma szczególnych zdolności kompozytorskich ani praktycznie żadnych artystycznych ambicji, że interesuje go granie sztampowej muzyki, która zapewni mu sławę, bogactwo i kobiety. Takie były jego pierwsze solowe albumy, wydane jeszcze w latach 70., taka też okazała się jego cała późniejsza kariera, nierozerwalnie związana z stworzonym przez niego zespołem Whitesnake. Zasadniczo, twórczość zespołu można podzielić na dwa etapy. Pierwszy, trwający mniej więcej do 1982 roku, to czas, gdy Coverdale łączył swoje

[Recenzja] Yes - "Keys to Ascension" (1996) / "Keys to Ascension 2" (1997)

Obraz
Zjednoczenie Yes nie trwało długo. Ośmioosobowy skład rozpadł się tuż po zakończeniu trasy promującej album "Union". Muzycy w tamtym czasie nie mieli kompletnie pomysłu na dalszą działalność. W przeciwieństwie do ich wydawcy, który zasugerował powrót składu z "90125" i "Big Generator", ale z Rickiem Wakemanem zamiast Tony'ego Kaye'a. Wakeman nie mógł jednak wziąć udziału w tym przedsięwzięciu, więc album "Talk" został ostatecznie nagrany w dokładnie tym samym składzie, co dwa wspomniane wydawnictwa z lat 80. Wypełniły go banalne piosenki bliskie AOR-u i jedno dłuższe nagranie, będące nieudaną próbą nawiązania do dokonań Yes z klasycznego okresu. Wkrótce potem Trevor Rabin i Tony Kaye postanowili opuścić zespół, a Jon Anderson, Chris Squire i Alan White wpadli wówczas na całkiem niegłupi pomysł - zaproszenie Steve'a Howe'a i Ricka Wakemana. Obaj podeszli do tego entuzjastycznie, co oznaczało powrót składu z albumów "Tale

[Recenzja] Yes - "Union" (1991)

Obraz
Na początku lat 90. Jon Anderson, Bill Bruford, Rick Wakeman i Steve Howe, wsparci przez basistę Tony'ego Levina i producenta Jonathana Eliasa, zabrali za tworzenie drugiego albumu pod szyldem Anderson Bruford Wakeman Howe. Nagrania szły sprawnie, jednak przedstawiciele wytwórni narzekali na brak potencjalnego singla. Tymczasem grupa Yes, w składzie obejmującym Chrisa Squire'a, Trevora Rabina, Tony'ego Kaye'a i Alana White'a, wciąż męczyła się nad stworzeniem następcy "Big Generator". Brakowało nie tylko materiału, ale i odpowiedniego wokalisty. Rozwiązanie problemów obu grup pojawiło się przypadkiem, gdy Anderson odnowił znajomość z Rabinem. Po zapoznaniu się z demówkami gitarzysty, wokalista zaproponował swój udział w nagraniu kolejnego albumu Yes - pod warunkiem, że Rabin napisze przebój dla ABWH. Pomysł ten tak bardzo spodobał się managementowi grup, że wymuszono na muzykach obu składów zjednoczenie się i wydanie wspólnego albumu pod szyldem Yes.

[Recenzja] Anderson Bruford Wakeman Howe - "Anderson Bruford Wakeman Howe" (1989)

Obraz
Jon Anderson nie potrafił dogadać się z pozostałymi muzykami Yes w sprawie dalszego kierunku artystycznego zespołu. Postanowił więc odejść i... stworzyć własną wersję Yes. Udało mu się pozyskać do współpracy byłych członków grupy: Steve'a Howe'a, Ricka Wakemana i Billa Bruforda. Do pełnej reaktywacji klasycznego składu z "Fragile" i "Close to the Edge" zabrakło więc tylko, z oczywistych przyczyn, Chrisa Squire'a. Jego miejsce zajął Tony Levin, współpracownik Bruforda z kolorowej inkarnacji King Crimson. Zaangażowano też Rogera Deana, autora wielu okładek Yes z klasycznego okresu. Nie powiodło się natomiast z uzyskaniem praw do nazwy - sąd przyznał je grupie dowodzonej przez Squire'a. Zdecydowano się zatem na nieco banalny i przesadnie długi szyld Anderson Bruford Wakeman Howe. Eponimiczny i, jak się wkrotce okazało, jedyny album ABWH stanowi próbę powrotu do klasycznego stylu Yes, ale z wykorzystaniem późniejszych doświadczeń muzyków. Powróciły za

[Recenzja] Yes - "Big Generator" (1987)

Obraz
Po sukcesie "90125" nad zespołem wisiała spora presja względem następnego albumu. Wydawca naciskał na kolejne hity w stylu "Owner of a Lonely Heart". Tworzenie ich szło jednak dość opornie. Muzycy nie byli w dodatku zgodni w jakim pójść kierunku. Liczne sprzeczki doprowadziły do rezygnacji w pewnym momencie Trevora Horna - funkcję producenta przejął wówczas Paul De Villers, sporo do powiedzenia w tej kwestii miał też Trevor Rabin. Prace nad albumem były kontynuowane przez około dwa lata, w międzyczasie kilkakrotnie zmieniano studia nagraniowe. Ostateczny efekt jest wynikiem kompromisu: z jednej strony stanowi kontynuację przebojowego stylu z "90125", a z drugiej - w większym stopniu nawiązuje do klasycznych dokonań grupy. Zespół, niestety, poległ na obu frontach. O ile na poprzednim longplayu zespół starał się jakoś ciekawie urozmaicić ten przebojowy materiał, tak tutaj idzie bezwstydnie w piosenkowy banał. Produkcja wciąż jest efekciarska, jednak H

[Recenzja] Yes - "90125" (1983)

Obraz
Różnie potoczyły się losy muzyków Yes na początku lat 80. Niektórzy z nich postanowili śmiało ruszyć na podbój list przebojów, całkowicie wyrzekając się jakichkolwiek ambicji artystycznych (Steve Howe i Geoff Downes w supergrupie Asia, Jon Anderson we wspólnym projekcie z Vangelisem), lub porzucić scenę i stać się rozchwytywanym producentem (Trevor Horn), podczas gdy innym układało się zdecydowanie słabiej. Chris Squire i Alan White bynajmniej nie próżnowali. Wiosną 1981 roku nawiązali współpracę z Jimmym Page'em. Trio przybrało nazwę XYZ (skrót od ex-Yes/Zeppelin) i zajęło tworzeniem materiału. Niewiele zabrakło, by do zespołu dołączył Robert Plant. Obaj byli muzycy Led Zeppelin szybko jednak stracili zainteresowanie i zajęli innymi sprawami. Squire i White po dłuższym czasie znaleźli nowego gitarzystę, Trevora Rabina. Składu wkrótce dopełniło dwóch innych byłych muzyków Yes: klawiszowiec Tony Kaye oraz mający pełnić rolę wokalisty, ale ostatecznie decydujący się na bycie pro

[Recenzja] Asia - "Asia" (1982)

Obraz
Pod względem personalnym była to prawdziwa supergrupa. W składzie Asii znaleźli się z muzycy z czołowych grup z nurtu rocka progresywnego: śpiewający basista John Wetton z King Crimson i U.K., gitarzysta Steve Howe i klawiszowiec Geoff Downes z Yes, a także perkusista Carl Palmer z Emerson, Lake & Palmer. Jeśli jednak ktoś spodziewał się po nich dzieła na miarę "Red", "Close to the Edge" czy "Trilogy", to srodze się zawiódł. Muzycy całkowicie porzucili artystyczne ambicje i zaczęli tworzyć materiał, który pozwolił odnieść im ogromny sukces w latach 80. - dekadzie, której muzyczny mainstream był zdominowany przez plastikowe brzmienie i miałkie melodie. I taki jest właśnie debiutancki album zespołu. To zbiór prostych piosenek, o tyleż chwytliwych, co niesamowicie wręcz banalnych i sztampowych melodiach, a także tyleż nowoczesnym w chwili wydania, co tandetnym i przestarzałym obecnie brzmieniu. Kompozycje są pozbawione jakiejkolwiek kreatywności, w

[Recenzja] U.K. - "Danger Money" (1979)

Obraz
Choć działalność U.K. przypadła na ciężkie czasy dla ambitniejszych form rocka, debiutancki album supergrupy sprzedawał się całkiem nieźle - trafiając na listy po obu stronach Atlantyku - a jego koncerty cieszyły się sporym zainteresowaniem. Zespół nie był jednak w stanie przetrwać z innego powodu. Muzycy mieli różne wizje artystyczne. Eddie Jobson opowiadał się za rockiem progresywnym w jak najbardziej klasycznym wydaniu, Johna Wettona coraz bardziej ciągnęło w stronę komercyjnych piosenek, a Bill Bruford i Allan Holdsworth chcieli zwrotu w bardziej jazz-rockowym kierunku. Ostatnia dwójka wkrótce odeszła, zakładając grupę Bruford (wspólnie z Dave'em Stewartem i Jeffem Berlinem), natomiast Jobson i Wetton chwilowo zdołali się porozumieć na gruncie muzycznym i po dodaniu do składu byłego perkusisty Franka Zappy, Terry'ego Bozzio, zarejestrowali materiał na drugi album U.K. Wraz z odejściem Bruforda i Holdswortha całkowicie zniknęły wpływy jazz-rockowe. Zespół zaprezentowa

[Recenzja] U.K. - "U.K." (1978)

Obraz
Po rozwiązaniu King Crimson w połowie lat 70., John Wetton i Bill Bruford przez dłuższy czas nie potrafili znaleźć dla siebie satysfakcjonującego zajęcia. Wetton przewinął się przez składy Roxy Music i Uriah Heep, Bruford wspomagał właśnie założony National Health i zasilił koncertowy skład Genesis - żadnej z tych posad nie utrzymali jednak przez dłużej niż parę miesięcy. Pod koniec 1976 roku obaj muzycy postanowili odnowić współpracę ze sobą. W planach było stworzenie tria z Rickiem Wakemanem, jednak klawiszowiec ostatecznie zdecydował się na powrót do Yes. Bruford tymczasem nagrał swój pierwszy solowy album ("Feels Good to Me"), by następnie podjąć kolejną próbę stworzenia zespołu z Wettonem. Basista zasugerował zaproszenie do składu grającego na skrzypcach i instrumentach klawiszowych Eddiego Jobsona, z którym występował już w Roxy Music (mającego na koncie także współpracę z Curved Air i Frankiem Zappą), natomiast perkusista zasugerował gitarzystę ze swojego solowego

[Recenzja] Yes - "Yesshows" (1980)

Obraz
Druga koncertówka Yes. Tym razem tylko dwupłytowa. Nie powtarzają się tu żadne utwory z obecnych na "Yessongs". Materiał został zarejestrowany podczas różnych koncertów w latach 1976-78, w trakcie tras promujących albumy "Relayer", "Going for the One" i "Tormato". Repertuar pochodzi głównie z tych trzech albumów i poprzedzającego je "Tales from Topographic Oceans", ale jest też fragment znacznie starszego "Time and a Word". Całość została skompilowana przez Chrisa Squire'a i przygotowana do wydania już w 1979 roku, jednak pozostali członkowie nie byli zadowoleni z efektu i wstrzymali premierę. Blisko rok później przedstawiciele Atlantic Records zdecydowali się wydać album bez konsultacji z zespołem. "Yesshows" prezentuje dwa różne oblicza zespołu. Nieznacznie różniące się między sobą składem - na trasie promującej "Relayer", podobnie jak i na samym albumie, grał Patrick Moraz, zastąpiony późnie