Posty

Wyświetlam posty z etykietą 2024

[Recenzja] Maruja - "Connla's Well" (2024)

Obraz
Maruja, wraz z Leather.head i Ugly, to ci przedstawiciele sceny Windmill, z którymi wiążę największe nadzieje, że zbliżą się kiedyś do poziomu tych największych grup: black midi, Squid oraz najbliższego im stylistycznie Black Country, New Road. Nic nie wskazuje jednak na to, by w najbliższym czasie miały pojawić się pełnowymiarowe albumy tych grup. Póki co publikują swoją muzykę w formie singli i EPek. Kwartet Maruja właśnie opublikował swój drugi minialbum, następcę "Knocknarea", który recenzowałem niemal dokładnie rok temu. Czytaj też:  [Recenzja] Maruja - "Knocknarea" (2023) Podobnie, jak w przypadku niedawnego EP Ugly, "Connla's Well" nie przynosi wiele premierowego materiału. Trzy kawałki wyszły już na singlach, a czwarty - "Resisting Resistance" - był grany na koncertach. Repertuaru dopełnia jedynie półtoraminutowe intro o tytule tożsamym z wydawnictwem. To intrygujące wprowadzenie, z jazzującym saksofonem na quasi-ambientowym czy, jak

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

Obraz
Jeśli nowy album takiego  zespołu nie dostaje w "Teraz Rocku" kompletu gwiazdek, to coś musi być na rzeczy. Teoretycznie wszystko jest tu jednak na miejscu. Pearl Jam na "Dark Matter" uparcie trzyma się stylistyki dziaderskiego rocka, ale wróciła tu energia - może z wyjątkiem coraz bardziej niedomagającego wokalnie Veddera - i radość z grania, jakich nie było chyba aż od czasu "Backspacer" sprzed lat piętnastu, a i wcześniej już zdarzało się jej brakować. Ta zmiana jest zapewne zasługą dość spontanicznego podejścia do prac nad płytą - pisanie materiału i nagranie go zajęło ponoć około miesiąca. W całym tym procesie wspierał grupę młody producent, kompozytor (współautor wszystkich kawałków) oraz multiinstrumentalista Andrew Watt - w ostatnim czasie główny specjalista od reanimowania podstarzałych gwiazd rocka,  vide  zeszłoroczne albumy The Rolling Stones i Iggy'ego Popa. Tyle tylko, że sam entuzjazm, jaki pojawił się podczas sesji, to trochę za mało, ż

[Recenzja] ||ALA|MEDA|| - "Spectra Vol. 2" (2024)

Obraz
Płyta tygodnia 15.04-21.04 Tydzień z aż dwiema dużymi premierami, na których skupiły się media - nowej, nudnej Taylor Swift i maksymalnie bezpiecznym, ale lepszym od moich przewidywań "Dark Matter" Pearl Jam - jednak najciekawsze rzeczy dzieją się oczywiście poza mainstreamem. "Spectra Vol. 2" kwintetu ||ALA|MEDA|| przypomina mi, jak dobry może być współczesny polski niezal. Pod szyldem Alameda - zapisywanym na różne sposoby, przeważnie z dodatkiem cyfr wskazujących na aktualną liczbę członków - działały do tej pory różne efemeryczne projekty Jakuba Ziołka. Towarzyszący mu muzycy oraz stylistyka zmieniały się z płyty na płytę. Tym razem otrzymujemy jednak bezpośrednią kontynuację "Spectra Vol. 1" sprzed dwóch lat, nagraną w tym samym składzie, co poprzednio. Po takim tytule należało się tego zresztą spodziewać. Niewykluczone, że po latach poszukiwań Ziołek znalazł odpowiednią dla siebie niszę, która w dodatku nie jest licznie reprezentowana na polskiej sce

[Recenzja] Present - "This Is NOT the End" (2024)

Obraz
Tytuł ósmego albumu Present - ukazującego się po piętnastoletniej przerwie wydawniczej - bardzo wyraźnie podkreśla, że to jeszcze nie koniec. Najprawdopodobnie to jednak właśnie koniec, biorąc pod uwagę, że w trakcie prac nad materiałem zmarł Roger Trigaux - gitarzysta, klawiszowiec i główny kompozytor grupy. To on pod koniec lat 70., gdy po nagraniu dwóch płyt z Univers Zero opuścił tamten zespół, założył Present i przez kolejne dziesięciolecia niestrudzenie stał na jego czele, pomimo braku komercyjnych sukcesów, o jakie zresztą grupy z kręgu Rock In Opposition wcale nie zabiegały. W nagraniach, oprócz Trigaux, udział wzięło wiele znaczących postaci sceny avant-progowej, jak perkusista Dave Kerman (5uu's, Thinking Plague, U Totem), gitarzysta François Mignot (Scherzoo) czy klawiszowiec Pierre Chevalier (Aranis, Univers Zero). Nie trudno więc zgadnąć, w jakim stylu utrzymany jest "This Is NOT the End". To rock progresywny w tej najbardziej awangardowej odmianie, przy czym

[Recenzja] Extra Life - "The Sacred Vowel" (2024)

Obraz
Płyta tygodnia 1.04-7.04 Naprawdę sporo tym razem przesłuchałem albumów, aby wybrać ten najciekawszy. I ostatecznie padło na jeden z przesłuchanych najwcześniej, bo i najbardziej przeze mnie wyczekiwanych. Extra Life należy w końcu do grona tych rockowych zespołów, którym w XXI wieku udało się wypracować bardzo idiomatyczny styl. Debiutancki album "Secular Works" z 2008 roku przyniósł intrygującą fuzję klasycznego proga, math rocka oraz klasycznej muzyki mediewalnej. Kolejne dwie płyty nie były już tak porywające, a zespół zawiesił działalność. Dwa lata temu powrócił jednak z zaskakująco udanym "Secular Works, Vol. 2", bardziej dojrzałym i dopracowanym od pierwowzoru. Z oryginalnego składu pozostał wyłącznie śpiewający gitarzysta i klawiszowiec Charlie Looker, jednak to on był zawsze mózgiem Extra Life, a jego niekonwencjonalny, jak na rock, sposób śpiewania - inspirowany twórczością Guillauma de Machauta i ogólnie muzyką epoki ars nova - jest głównym wyróżnikiem ze

[Recenzja] Carme López - "Quintela" (2024)

Obraz
Płyta tygodnia 25.03-31.03 Stopniowo osłuchuję się z premierami ostatniego piątku - wśród których znalazło się wyjątkowo dużo potencjalnie interesujących tytułów - a tymczasem wracam jeszcze do poprzedniego tygodnia i płyty, która zdecydowanie zasługuje na wyróżnienie. "Quintela" to debiutanckie dzieło Carme López, hiszpańskiej kompozytorki, performerki, nauczycielki oraz badaczki tradycyjnej muzyki z Galicji; tej na Półwyspie Iberyjskim. W nagraniach wykorzystany został tylko jeden instrument - dudy galicyjskie. Jego możliwości poszerzono jednak do maksimum, zarówno za pomocą niekonwencjonalnych technik gry, jak i zapewne korzystając ze wsparcia współczesnej technologii. Trudno uniknąć skojarzeń z Brìghde Chaimbeul, eksperymentującą z grą na dudach gaelickich. "Quintela" przynosi jednak muzykę na ogół trochę mniej przystępną. Nie dotyczy to prologu i epilogu płyty, w których López najbardziej zbliża się do Szkotki. Utwory "Cando a pena me mata, a alegria dame

[Recenzja] Ugly - "Twice Around the Sun" (2024)

Obraz
Brytyjska grupa Ugly należy do najbardziej obiecujących przedstawicieli sceny Windmill, którzy wciąż nie mają na koncie długogrającego albumu. Kapela istnieje od blisko dekady, ale wypuściła do tej pory jedynie kilkanaście singli i EPek. Najnowsze wydawnictwo, zgodnie z tytułem "Twice Around the Sun", zbiera nagrania z dwóch ostatnich lat. Do pięciu kawałków wypuszczonych już na singlach - od opublikowanych w 2022 roku "I'm Happy You're Here" oraz "Sha", przez zeszłoroczne "The Wheel" i "Hands of Man", po świeży "Shepherd's Carol", sprzed dwóch miesięcy - doszła tylko jedna nowa kompozycja, w dodatku znana z koncertowych wykonań. Jeśli więc ktoś śledził poczynania zespołu na bieżąco, to "Twice Around the Sun" nie przynosi żadnych zaskoczeń. W przypadku tej młodej brytyjskiej sceny trudno uniknąć porównań do jej głównych reprezentantów: black midi, Squid i Black Country, New Road. Tu najbliżej do tego osta

[Recenzja] Alice Coltrane - "The Carnegie Hall Concert" (2024)

Obraz
Aż trudno uwierzyć, że przy tylu jazzowych archiwaliach, ile ukazuje się każdego roku, do tej pory nie było żadnego wydawnictwa Alice Coltrane. To w końcu jedna z niewielu instrumentalistek w tym gatunku, którym w ubiegłym wieku udało się zrobić całkiem imponującą karierę. Na pewno pomogło w tym nazwisko i granie u boku słynnego męża, ale to po jego śmierci nagrała swoje najbardziej znaczące dzieła. Twórczo rozwinęła na nich koncepcje Trane'a, jeszcze silniej zanurzając się w muzyce Dalekiego Wschodu. Fantastycznym uzupełnieniem tych pierwszych prób znalezienia własnego stylu jest właśnie wydany nakładem Impulse! materiał koncertowy. "The Carnegie Hall Concert" to zapis występu z 21 lutego 1971 roku w tytułowej nowojorskiej sali, zorganizowanego na rzecz Integral Yoga Institute hinduskiego guru Swamiego Satchidanandy. Koncert zbiegł się z premierą albumu "Journey in Satchidanda" - pierwszego, na którym Alice, dotychczas znana przede wszystkim jako pianistka, ucz

[Recenzja] Julia Holter - "Something in the Room She Moves" (2024)

Obraz
Płyta tygodnia 18.03-24.03 Pierwszy kwartał 2024 w muzyce nie wypada spektakularnie, ale możliwe, że właśnie przyniósł płytę roku. Długo wyczekiwany "Something in the Room She Moves"  bierze co najlepsze z poprzednich dzieł Julii Holter - na czele z pomysłowymi aranżacjami oraz umiejętnością kreowania fascynującego klimatu - i łączy to z najlepszym dotychczas zestawem kompozycji. Zaprocentowała tu pewnie najdłuższa przerwa wydawnicza - od premiery poprzedniego "Aviary" minęło już w końcu całe sześć lat - dzięki czemu artystka nie musiała tworzyć w pośpiechu żadnych wypełniaczy. Najpewniej wybrała co lepsze i pasujące do siebie ze skomponowanych w tym czasie utworów, nie probując tym razem przytłoczyć słuchaczy zbyt dużą dawką muzyki. Album trwa 53 minuty i wydaje się to optymalną długością dla materiału utrzymanego na tak dobrym, a przy tym wyrównanym poziomie. W porównaniu z kilkoma poprzednimi dziełami Holter, "Something in the Room She Moves" ma jakby o

[Recenzja] Amirtha Kidambi's Elder Ones - "New Monuments" (2024)

Obraz
Płyta tygodnia 11.03-17.03 Karnatacka wokalistka i fisharmonistka Amirtha Kidambi może być wam znana ze współpracy z Mary Halvorson w ramach projektu Code Girl, albo z występu na "Brass" Moor Mother i Billy'ego Woodsa. Może być też znana z własnego zespołu Elder Ones, zwłaszcza że opisywałem tu już jego poprzednią płytę "From Untruth", wydaną niemal dokładnie pięć lat temu. Od tamtego czasu dość mocno zmienił się skład. U boku Kidambi pozostał jedynie saksofonista Matt Nelson. Na "New Monuments" towarzyszy im nowa sekcja rytmiczna, z kontrabasistką Evą Lawitts i perkusistą Jasonem Nazary, a dodatkowo skład wzmocnił wiolonczelista Lester St. Louis. Istotną rolę w brzmieniu grupy odgrywają też syntezatory i elektroniczne efekty, za które odpowiada cały kwintet. Czytaj też:  [Recenzja] Amirtha Kidambi's Elder Ones - "From Untruth" (2019) Muzyka Elder Ones to współczesny jazz z mocno zaangażowanymi tekstami Kidambi. Pod tytułem płyty kryje si

[Recenzja] Moor Mother - "The Great Bailout" (2024)

Obraz
Płyta tygodnia 4.03-10.03 W przypadku niektórych artystów proste zaszufladkowanie do jednego gatunku nie jest wcale takie łatwe. Przykładem może być amerykańska wokalistka, poetka i aktywistka Camae Ayewa, profesjonalnie znana jako Moor Mother. Swoją muzyczną karierę rozwija zarówno stojąc na czele Irreversible Entanglements, kwintetu mocno osadzonego w freejazzowej tradycji, jak i nagrywając własne płyty z całkiem współczesnym hip-hopem. Wśród tych ostatnich była i udana współpraca z Billym Woodsem ("Brass"), i dobrze pomyślana próba zainteresowania jazzowym dziedzictwem słuchającej rapu młodzieży ("Jazz Codes"). Artystka najwidoczniej jednak nie ma zamiaru zamykać się w tych niszach, bo jeśli nawet na właśnie wydanym "The Great Bailout" pojawiają się elementy jazzu czy hip-hopu, to w naprawdę śladowych ilościach. Czytaj też:  [Recenzja] Moor Mother - "Jazz Codes" (2022) Niezmienne są jedynie partie wokalne Ayewy, która w charakterystyczny dla s

[Recenzja] Fire! - "Testament" (2024)

Obraz
Płyta tygodnia 23.02-29.02 Jeśli można być czegoś pewnym w fonograficznym roku kalendarzowym, to nowego albumu - a przynajmniej koncertówki czy EPki - tria Fire! lub jego rozbudowanego wcielenia Fire! Orchestra. W zeszłym roku pod tym drugim szyldem ukazał się monumentalny "Echoes", w którego nagraniu uczestniczyło ponad czterdziestu muzyków. Tym razem skład został ograniczony do absolutnego minimum. Na płycie słychać wyłącznie barytonowy saks - i sporadyczne pokrzykiwania - Matsa Gustafssona, bas Johana Berthlinga oraz bębny Andreasa Werlina. Żadnej elektroniki, fletów czy grających na dodatkowych instrumentach gości, co dotąd było na płytach Fire! normą. Cały materiał zarejestrowano w trakcie dwóch dni, prosto na analogową taśmę, bez żadnych dogrywek i żmudnych miksów. Wszystko to zgodnie ze szkołą Steve'a Albiniego, w którego studiu i z którego pomocą album powstawał. Czytaj też:  [Recenzja] Fire! Orchestra - "Echoes" (2023) W takiej surowej wersji trio wypad

[Recenzja] Can - "Live in Paris 1973" (2024)

Obraz
Trochę się już obawiałem, że seria archiwalnych koncertówek Can nie będzie kontynuowana. Na szczęście, pomimo zeszłorocznej przerwy, właśnie ukazała się czwarta jej odsłona. Tym razem sięgnięto jeszcze głębiej do szuflady, wybierając najstarszy jak dotąd materiał. "Live in Paris 1973" to zapis występu z 23 lutego '73 w słynnej paryskiej sali koncertowej L'Olympia. Był to jeden z ostatnich koncertów w tym najbardziej klasycznym kwintecie, z wokalistą Damo Suzukim. Premiera wydawnictwa zbiegła się zresztą w czasie z wieścią o śmierci tego muzyka. Z Can Suzuki nagrał trzy najsłynniejsze, najbardziej cenione albumy: "Tago Mago", "Ege Bamyasi" i "Future Days", po czym na wiele lat wycofał się z grania w związku ze wstąpieniem do Świadków Jehowy. W ostatnich latach, mimo walki z toczącą go od dekady chorobą nowotworową, był znów aktywny, koncertując z młodszymi grupami, jak black midi czy Spiritczualic Enhancement Center. Czytaj też:  [Recenzja

[Recenzja] Kali Malone - "All Life Long" (2024)

Obraz
Płyta tygodnia 9.02-15.02 Na przestrzeni ostatnich trzech lat Kali Malone z kompletnie nieznanej mi artystki stała się dla mnie jedną z najważniejszych postaci współczesnej sceny muzycznej i istotnym punktem odniesienia podczas pisania o innych twórcach. Tak się złożyło, że akurat w tym okresie Malone przejawia wzmożoną aktywność artystyczną, co roku wydając nowy materiał. Zaczęło się od bardzo zwartego "Living Torch" z 2022 roku, później był monumentalny "Does Spring Hide Its Joy" - z trzema sześćdziesięciominutowymi wersjami tytułowej kompozycji - a ostatni tydzień przyniósł kolejny większy projekt, "All Life Long". Choć to właściwie trzy różne projekty na jednym, blisko osiemdziesięciominutowym albumie. Czytaj też:  [Recenzja] Kali Malone - "Living Torch" (2022) "All Life Long" składa się z kompozycji, nad którymi Malone pracowała w latach 2020-23. Połowę zawartej tu muzyki artystka wykonała samodzielnie lub z pomocą Stephena O'M

[Recenzja] Little Simz - "Drop 7" (2024)

Obraz
W XXI wieku nastąpiło pewne zatarcie różnic pomiędzy fonograficznymi formatami. Tego samego dnia, gdy Burial wydał 25-minutowego singla, Little Simz opublikowała EPkę o długości niespełna kwadransa. Przynajmniej albumy zazwyczaj pozostają najdłużej grającymi wydawnictwami, czego przykładem kolejna z wczorajszych premier, blisko 80-minutowa płyta Kali Malone. Ta ostatnia jest bez wątpienia największym muzycznym wydarzeniem tygodnia i jeszcze do niej wrócę w odpowiednim czasie. Singli natomiast z zasady nie recenzuję, nawet tych długich, więc Burial musi jeszcze poczekać na pierwszy dedykowany tekst. Za to zignorować nie mogę tego drobiazgu od brytyjskiej raperki, bo mimo krótkiego czasu trwania dzieją się tu ciekawe rzeczy. Czytaj też:  [Recenzja] Little Simz - "Sometimes I Might Be Introvert" (2021) "Drop 7" składa się z siedmiu premierowych utworów - niby sugeruje to już sam tytuł, ale wszystkie poprzednie "Dropy" miały niepowiązaną z tytułami liczbę ście

[Recenzja] Vijay Iyer / Linda May Han Oh / Tyshawn Sorey - "Compassion" (2024)

Obraz
Płyta tygodnia 2.02-8.02 Nowojorski pianista i kompozytor Vijay Iyer na swoim najnowszym albumie ponownie łączy siły z basistką Lindą May Han Oh oraz perkusistą Tyshawnem Soreyem. Trio już w 2021 roku wydało dobrze przyjęty "Uneasy". Podobnie, jak tamtą płyta, "Compassion" ukazał się nakładem kultowego ECM. To już ósma płyta Iyera dla tej zasłużonej wytwórni w trwającej od trochę ponad dekadę współpracy. Na repertuar składają się zarówno własne kompozycje pianisty, jak i interpretacje cudzych utworów. "Overjoyed" napisał Stevie Wonder, ale bezpośrednią inspiracją była wersja Chicka Corei - to hołd dla tego muzyka, zmarłego niemal dokładnie trzy lata przed premierą tej płyty. "Nonaah" pochodzi z kolei z repertuaru saksofonisty Roscoe Mitchella, z którym Iyer miał okazję nagrywać i uważa za swojego mentora. Na płycie znalazł się też "Free Spirits" Johna Stubblefielda - saksofonisty znanego choćby z występu w "Calypso Frelimo" Mi

[Recenzja] The Smile - "Wall of Eyes" (2024)

Obraz
Płyta tygodnia 26.01-1.02 To jeszcze nie ten moment, gdy można pisać o The Smile bez wspomnienia o Radiohead. Wydany w ostatni piątek drugi album tej pierwszej grupy udowadnia jednak - jeśli ktokolwiek jeszcze w to wątpił po premierze debiutu - że to coś więcej, niż tylko poboczny projekt. W zasadzie nie sądzę, by Thom Yorke i Jonny Greenwood, muzycy stanowiący główną siłę kreatywną obu grup, mieli jeszcze ochotę reanimować ich macierzystą kapelę, o ile nie zmusi ich do tego sytuacja finansowa. W The Smile mają znów pełną swobodę artystyczną, mogą grać co chcą i z kim chcą - np. z bardziej wszechstronnym perkusistą, jakim okazał się dopełniający składu Tom Skinner - a dodatkowy komfort zapewnia brak presji ze strony krytyki oraz publiczności, która od Radiohead oczekiwałaby grania w konkretny sposób lub kolejnych przełomów.  Oczywiście względem The Smile pewne oczekiwania też musiały się pojawić, nie tylko ze względu na zaangażowane nazwiska, ale też wysoko postawioną poprzeczkę debiut