Posty

Wyświetlanie postów z sierpień, 2019

[Recenzja] Cecil Taylor - "Unit Structures" (1966)

Obraz
Dyskografia Cecila Taylora z pierwszej połowy lat 60. wygląda bardzo skromnie. Parę miesięcy po sesji nagraniowej "The World of Cecil Taylor" z października 1960 roku, w styczniu 1961 odbyły się kolejne nagrania (znów z udziałem Archiego Sheppa, Buella Neidlingera i Denisa Charlesa, ale też paru dodatkowych muzyków). Światło dzienne ujrzały jednak dopiero w latach 70. i 80. Następnie pianista rozpoczął działalność tria Cecil Taylor Unit, z którym coraz śmielej zapuszczał się na terytorium zyskującego coraz większą popularność free jazzu. Składu dopełniali saksofonista Jimmy Lyons i perkusista Sunny Murray. Ten drugi przeszedł później pod skrzydła Alberta Aylera, a jego miejsce w Unit zajął Andrew Cyrille. Okres ten został udokumentowany dwiema koncertówkami: "Live at the Cafe Montmartre" i "Nefertiti, the Beautiful One Has Come". Obie zarejestrowano podczas tego samego występu w listopadzie 1962 roku (jeszcze z udziałem Murraya), a wydano odpowiedni

[Recenzja] Henry Cow - "Beginnings" (2017)

Obraz
"Beginnings" oryginalnie ukazał się w 2008 roku, wyłącznie jako część 10-płytowego zestawu "40th Anniversary Box". W 2017 roku postanowiono wydać wszystkie wchodzące w jego skład płyty (z wyjątkiem jedynej opublikowanej już wcześniej - "Stockholm & Göteborg") jako osobne wydawnictwa. Dzięki temu wielbiciele grupy dostali kolejną szansę na legalne zapoznanie się z rarytasami pochodzącymi z archiwum Henry Cow. "Beginnings" to szczególnie interesujący materiał. Dokumentuje on bowiem najwcześniejszy okres działalności zespołu, jeszcze sprzed nagrania debiutanckiego albumu "Legend" (nagrania pochodzą z lat 1971-73, ale dokładne daty rejestracji nie są znane). Niektóre utwory znacząco różnią się od muzyki, jaką zespół zaprezentował na swoim fonograficznym debiucie.  Zaś wszystkie dają pewien podgląd na to, jak rozwijał się styl Henry Cow we wczesnych latach istnienia. W nagraniach uczestniczyli dokładnie ci sami muzycy, którzy zare

[Recenzja] Tool - "Fear Inoculum" (2019)

Obraz
Wydany po trzynastu latach milczenia piąty album Tool to prawdopodobnie najbardziej wyczekiwana premiera tego roku. Zespół należy w końcu do ulubieńców muzycznych mediów, które od dawna podkręcały atmosferę. Nie obyło się bez pewnych kontrowersji. Przede wszystkim w kwestii wydania. Jak dotąd nie potwierdzono, czy album w ogóle doczeka się standardowej wersji fizycznej. Pojawiła się za to wersja limitowana, która poza płytą CD, zawiera urządzenie z czterocalowym ekranem, na którym można obejrzeć specjalny filmik (i nic więcej), głośnikami i kablem USB do ładowania. Brzmi absurdalnie? Nie tak bardzo, jak cena tego szajsu (w Stanach można go kupić za prawie 300 zł, w Polsce kosztuje już stówę więcej). Jeśli zespół chce zrewolucjonizować przemysł fonograficzny, to nie tędy droga, by czynić wersje fizyczne towarem luksusowym dla osób cierpiących na nadmiar gotówki. Ale bardziej wygląda mi to na kpinę z fanów, szczególnie zważywszy na fakt, że owa wersja fizyczna zawiera... niekomple

[Recenzja] McCoy Tyner - "Extensions" (1972)

Obraz
Efemeryczne współprace wielkich muzyków w przypadku jazzu nie są niczym zaskakującym, a wręcz można uznać je za normę. Trudno jednak nie odczuć ekscytacji, kiedy trafia się na kolejny album, w którego nagraniu brało udział kilku uznanych jazzmanów, których w takiej konfiguracji jeszcze się nie słyszało. Prawie zawsze jest to gwarancją najwyższej jakości. Rzadko, ale zdarza się, że ostateczny efekt takiej współpracy nie spełnia wielkich oczekiwań. Tak jest w przypadku "Extensions" McCoya Tynera. Podczas sesji mającej miejsce 9 lutego 1970 roku w Van Gelder Studio, pianista zebrał imponujący skład: Elvina Jonesa, Wayne'a Shortera i Rona Cartera, z którymi miał już wcześniej wielokrotnie okazje grać, a także Alice Coltrane i saksofonistę Gary'ego Bartza (jednego z następców Shortera w zespole Milesa Davisa), z którymi dotąd nie współpracował. Co mogło pójść nie tak przy takim składzie? Cóż, najwyraźniej zabrakło chemii pomiędzy muzykami. Dotyczy to Bartza i Coltra

[Recenzja] Klaus Schulze - "Irrlicht" (1972)

Obraz
Klaus Schulze zaczynał karierę jako perkusista. W tej roli przewinął się przez składy Tangerine Dream i Ash Ra Tempel, biorąc udział w nagraniu ich debiutanckich albumów. Sławę zyskał jednak jako twórca muzyki elektronicznej, wydawanej pod własnym nazwiskiem. Początki były trudne, bo młodego muzyka nie było stać na zakup syntezatora. Muzykę na swój pierwszy solowy album, "Irrlicht", nagrał głównie za pomocą zmodyfikowanych organów elektrycznych Teisco, taśm z zapisem orkiestry (odtwarzanych wspak), a także niewielkiego udziału gitary, cytry i perkusjonaliów. Efekt ma więcej wspólnego z musique concrète , niż muzyką elektroniczną w dzisiejszym znaczeniu. Słychać tu wpływy Karlheinza Stockhausena, partie organów wywołują skojarzenia z twórczością Oliviera Messiaena. W podobnych rejonach poruszała się wówczas grupa Tangerine Dream. Nie sposób nie usłyszeć podobieństw z wydanym w tym samym czasie, w sierpniu 1972 roku (aczkolwiek nagranym kilka tygodni później) "Zeit&

[Recenzja] Anthony Williams - "Spring" (1966)

Obraz
Niemal równo rok po swojej pierwszej sesji w roli lidera, 12 sierpnia 1965 roku Tony Williams wrócił do Van Gelder Studio, by zarejestrować materiał na kolejny autorski album. Tym razem sesja zajęła tylko jeden dzień i wzięło w niej udział mniej muzyków. Perkusista ponownie skorzystał z pomocy Sama Riversa, Herbiego Hancocka i Gary'ego Peacocka, dodając do składu drugiego saksofonistę - w tej roli wystąpił nie kto inny, jak Wayne Shorter. Cały materiał został skomponowany przez Williamsa. W porównaniu ze swobodnym i spontanicznym "Life Time", "Spring" sprawia wrażenie bardziej uporządkowanego, ale jednocześnie przez większość albumu można odnieść wrażenie, że muzycy starają się ten porządek zburzyć. To kolejna próba kreatywnego rozszerzenia bopowej formuły, odejścia od utartych schematów. Może i nieco bardziej zachowawcza, ale dzięki temu odrobinę przystępniejsza dla mniej osłuchanych z jazzową awangardą, a niekoniecznie mniej porywająca. Nie może być zre

[Recenzja] Gong - "Gong est Mort, Vive Gong" (1977)

Obraz
"Gong est Mort, Vive Gong" to pamiątka po niezwykłym wydarzeniu. 28 maja 1977 roku w paryskim Hippodrome de Pantin odbył się 24-godzinny festiwal zorganizowany przez Jacquesa Pasquiera, w całości składający się z występów muzyków i grup powiązanych z Gong. Swoje koncerty zagrali m.in. Tim Blake, Steve Hillage, Daevid Allen z Euterpe, Didier Malherbe z Bloom, efemeryczny zespół Mike Howletta - Strontium 90 (jego składu dopełniali Andy Summers, Stewart Copeland i Sting, którzy w tym samym czasie utworzyli The Police), a także różne wcielenia Gongu: w składzie z "Shamal", w składzie z "Gazeuse!" i to najbardziej ekscytujące, czyli w składzie z "Angel's Egg" i "You" (aczkolwiek bez grającej na obu tych albumach Mireille Bauer, za to z występującą tylko na drugim z nich Miquette Giraudy). Fragmenty tego ostatniego występu wypełniły recenzowany album, oryginalnie wydany wyłącznie we Francji (dopiero w XXI wieku ukazały się ogólnoeuro

[Recenzja] Cecil Taylor - "The World of Cecil Taylor" (1960)

Obraz
"The World of Cecil Taylor" uchwycił ciekawy moment w twórczości Cecila Taylora i w ogóle w historii jazzu. Jest to bowiem jeden z w sumie nielicznych albumów, na których można obserwować narodziny free jazzu. Zawarta tu muzyka nie ma jeszcze wiele wspólnego z tym stylem, ale słychać już pewne idee, które doprowadziły do przeistoczenia się bopu w "nową rzecz", jak początkowo określano ten styl, zanim krytycy spopularyzowali termin "free jazz". Materiał został zarejestrowany 12 i 13 października 1960 roku. Pianista skorzystał z pomocy sprawdzonej (chociażby na albumie "Looking Ahead!") sekcji rytmicznej: basisty Buella Neidlingera i perkusisty Denisa Charlesa. W studiu pojawiło się także dwóch początkujących muzyków: saksofonista Archie Shepp (była to jego pierwsza sesja nagraniowa, jeszcze zanim stał się jednym z czołowych przedstawicieli free jazzu) i perkusista Sunny Murray (późniejszy współpracownik Alberta Aylera). Pierwszego z nich mo

[Recenzja] Tool - "10,000 Days" (2006)

Obraz
Muzycy Tool jak zwykle nie śpieszyli się z nagraniem kolejnego albumu. "10,000 Days" ukazał się pięć lat po "Lateralus" - tyle samo, ile tamten album po "Ænimie". O ile jednak wcześniejsza przerwa wydawnicza zaowocowała dopracowaniem przez zespół swojego stylu, tak kolejna nie przyniosła żadnych świeżych pomysłów. "10,000 Days" brzmi, jakby został zarejestrowany tuż po tamtej sesji, albo nawet w jej trakcie. Tool popadł w kompletną stagnację, powielanie sprawdzonych schematów, kompletny brak nowych idei. Nie powstrzymało to jednak muzyków, by po raz kolejny upchnąć na album prawie tyle muzyki, ile mieści płyta kompaktowa. "10,000 Days" trwa co prawda krócej od swoich dwóch poprzedników, jednak tylko nieznacznie, nie schodząc poniżej 75 minut. Początek album wcale nie sprawia złego wrażenia. Wręcz przeciwnie. "Vicarious" może i składa się wyłącznie z elementów doskonale znanych z poprzednich albumów zespołu, ale tworzący

[Recenzja] Magma - "Live" (1975)

Obraz
Pierwszy koncertowy album Magmy został zarejestrowany podczas występów w paryskim Taverne de l'Olympia, odbywających się w dniach 1-5 czerwca 1975 roku. Zespół promował wówczas swoje najnowsze studyjne dzieło, "Köhntarkösz", jednak w międzyczasie znacząco zmienił się skład. Z muzyków, biorących w nagraniu tamtego albumu, przetrwali tylko Christian i Stella Vanderowie oraz Klaus Blasquiz. Miejsce pozostałych instrumentalistów zajęli: klawiszowcy Benoit Widemann i Jean-Pol Asselin, gitarzysta Gabriel Federow i basista Bernard Paganotti. Ponadto skład zasilił grający na skrzypcach Didier Lockwood - wówczas mało znany, obecnie uznawany za jednego z najlepszych jazzowych skrzypków. Na dwupłytowy album trafiło pięć utworów, których część tytułów wydaje się jakby znajoma, ale jakoś tak nie do końca. Zespół nie mógł wykorzystać oryginalnej pisowni z przyczyn prawnych, gdyż "Live" ukazał się dla innej wytwórni, niż wcześniejsze wydawnictwa. I dlatego pod nazwą &qu

[Recenzja] McCoy Tyner - "Sahara" (1972)

Obraz
"Sahara" to album, dzięki któremu McCoy Tyner na dobre wyszedł z cienia Johna Coltrane'a. Oczywiście, pianista już wcześniej wydawał artystycznie udane dzieła (jak opisany już przeze mnie "The Real McCoy"), jednak dopiero niniejsze wydawnictwo zwróciło na niego większą uwagę. Album sprzedał się w ponad stu tysiącach egzemplarzach i był nominowany w dwóch kategoriach do nagrody Grammy. Co należy uznać za naprawdę wielki sukces, szczególnie biorąc pod uwagę, że zdecydowanie nie jest to muzyka o komercyjnym charakterze. Materiał na longplay został zarejestrowany w styczniu 1972 roku w nowojorskim Decca Recording Studio, a wydany pół roku później nakładem Milestone. W sesji uczestniczyli również: saksofonista Sonny Fortune (najbardziej znany z późniejszej współpracy z Milesem Davisem - można go usłyszeć na "Big Fun", "Get Up with It", "Agharta" i "Pangaea"), perkusista Alphonse Mouzon (znany chociażby z eponimicznego de

[Recenzja] Tangerine Dream - "Cyclone" (1978)

Obraz
Peter Baumann definitywnie opuścił Tangerine Dream w 1977 roku. Stało się to wkrótce po zakończeniu amerykańskiej trasy i zmiksowaniu zarejestrowanej w jej trakcie koncertówki "Encore". Edgar Froese wykorzystał chwilową przerwę w działalności zespołu na nagranie swojego czwartego albumu solowego, "Ages". Podczas sesji, trwającej od sierpnia do listopada, wsparł go jedynie perkusista Klaus Krüger. Sprawdził się na tyle dobrze, że został przyjęty do Tangerine Dream. Miejsce Baumanna zajął natomiast brytyjski multiinstrumentalista Steve Jolliffe, który przewinął się już przez skład niemieckiej grupy niedługo po jej powstaniu. Wkrótce jednak wrócił do swojej ojczyzny, gdzie na krótko zasilił skład bluesrockowego Steamhammer (wziął udział w nagraniu albumu "Mk II"), a następnie zajął się tworzeniem muzyki stockowej. Ponowne zaproszenie do Tangerine Dream, mającego już wówczas ugruntowaną pozycję, było dla niego szansą, by zyskać szersza popularność. Nies

[Recenzja] Tool - "Lateralus" (2001)

Obraz
Jedno trzeba przyznać grupie, nawet jeśli kompletnie nic nie znajduje się w jej twórczości. Muzycy niezwykle dbają o aspekt wizualny. Oprawa graficzna albumów i koncertów, teledyski - wszystko jest dokładnie dopracowane. Pod tym względem Tool nie ustępuje największym grupom progresywnym. Wystarczy spojrzeć na kompaktowe wydanie "Lateralus". Pudełko zapakowano w czarne, półprzeźroczyste etui (na nim znajdują się wszystkie informacje - jak nazwa wykonawcy, tytuł albumu, lista utworów i nazwiska zaangażowanych osób - nigdzie więcej nie powtórzone), a książeczkę wydrukowano na przeźroczystej folii, dzięki czemu można stopniowo wnikać w kolejne warstwy psychodelicznej grafiki. Aż chciałoby się postawić ten album na półce ze względu na samo wydanie. Ale sama muzyczna zawartość też prezentuje się całkiem interesująco. Ok, zespół (ponownie wsparty przez producenta Davida Bottrilla) znów przegiął z długością, wypełniając po brzegi płytę kompaktową, umieszczając po drodze kilk

[Recenzja] Anthony Williams - "Life Time" (1964)

Obraz
W grudniu 1964 roku Tony Williams skończył dopiero dziewiętnaście lat. W niektórych stanach USA wciąż nie mógł kupić legalnie alkoholu (co zresztą stwarzało problemy podczas występów w lokalach, które alkohol sprzedawały). Cieszył się już za to sławą niezwykle utalentowanego bębniarza. A na koncie miał już nagrania m.in. u boku Grachana Moncura III ("Evolution"), Erica Dolphy'ego ("Out to Lunch!"), Herbiego Hancocka ("My Point of View", "Empyrean Isles"), Sama Riversa ("Fuchsia Swing Song") i przede wszystkim Milesa Davisa, jako stały członek jego nowego zespołu, wkrótce nazwanego Drugim Wielkim Kwintetem. Zdążył też przygotować jeden album pod swoim nazwiskiem, wydany właśnie w 1964 roku, nakładem Blue Note, pod tytułem "Life Time". Nagrania na longplay odbyły się 21 i 24 sierpnia 1964 roku, oczywiście w Van Gelder Studio. Pierwszego dnia perkusiście towarzyszył saksofonista Sam Rivers oraz basiści Richard Davis i

[Recenzja] King Gizzard & the Lizard Wizard - "Infest the Rats' Nest" (2019)

Obraz
King Gizzard & the Lizard Wizard na swoim drugim tegorocznym albumie, "Infest the Rats' Nest", postanowili zmierzyć się ze stylistyką odległą od wszystkiego, czego próbowali wcześniej. Zresztą nie pierwszy raz w swojej karierze. Tym razem nie porwali się jednak na coś, co z dużym prawdopodobieństwem by ich przerosło (jak próba grania jazz rocka na wydanym dwa lata temu "Sketches of Brunswick East"). Wręcz przeciwnie. Sięgnęli po stylistykę, z którą żaden muzyk nie powinien mieć większych problemów. Nawet nie trzeba było angażować wszystkich członków septetu - w sesji udział wzięło w zasadzie trzech muzyków: śpiewający gitarzysta i basista Stu Mackenzie, grający na gitarze i basie Joey Walker oraz perkusista Michael Cavanagh. Trio, w niewielkim stopniu wsparte przez innych członków zespołu, postanowiło zmierzyć się z thrash metalem. Wydany już parę miesięcy temu singiel "Planet B" prezentuje się nawet nieźle. Oprócz typowo thrashowej pracy gi

[Recenzja] Gong - "Live Etc." (1977)

Obraz
"Live Etc." to uzupełnienie najciekawszego, najbardziej twórczego i kreatywnego okresu w historii grupy Gong. Na dwie płyty winylowe trafiły fragmenty koncertów, sesje radiowe i studyjne odrzuty. Wszystko zarejestrowano pomiędzy czerwcem 1973, a wrześniem 1975 roku, a więc w czasie, gdy powstały dwie ostatnie części trylogii "Radio Gnome Invisible" - "Angel's Egg", "You" - i tuż przed zmianą kierunku na "Shamal". Wydawnictwo doskonale podsumowuje i uzupełnia materiał znany ze studyjnych albumów. Pierwszą płytę wypełniają głównie nagrania koncertowe z sierpnia i września 1973 roku (odpowiednio we Francji i Szkocji), zarejestrowane w najsłynniejszym składzie grupy, tworzonym przez Daevida Allena, Gilli Smyth, Didiera Malherbe'a, Steve'a Hillage'a, Tima Blake'a, Mike'a Howletta i Pierre'a Moerlena. Repertuar obejmuje zarówno utwory znane z albumów "Camembert Electrique" ("You Can't Kill

[Recenzja] Tool - "Ænima" (1996)

Obraz
Dokładnie przed tygodniem dyskografia Tool trafiła w końcu na serwisy streamingowe. To zapewne część kampanii promocyjnej zapowiadanego na koniec sierpnia nowego albumu grupy, "Fear Inoculum". Zawsze to jeden news więcej na każdym portalu zajmującym się muzyką. Ale sama inicjatywa godna pochwały. Od teraz nie trzeba już męczyć się na YouTubie, ręcznie przewijając co bardziej denerwujące fragmenty poszczególnych albumów. Wystarczy jedno kliknięcie, by przejść do następnego utworu. Miło. Zwłaszcza, że na bardzo długich albumach grupy nie brakuje zbędnych wypełniaczy. Wyjątkiem bynajmniej nie jest drugie pełnowymiarowe wydawnictwo zespołu, "Ænima". Zespół nie miał żadnej litości dla słuchaczy - umieścił na albumie niemal dokładnie tyle muzyki, ile mieści się na płycie kompaktowej. W pierwszej kolejności powinny wylecieć stąd wszystkie przerywniki, których zespół nawpychał tu do cholery. Część z nich to ewidentne wygłupy (organowa melodyjka "Intermission&quo

[Recenzja] Bobby Hutcherson - "Head On" (1971)

Obraz
O ile albumom Bobby'ego Hutchersona z lat 60. można zarzucić zbytnie podobieństwo między sobą, tak jego twórczość z początku lat 70. zaskakuje niezwykłą wręcz różnorodnością. Po ambitnym, łączącym spiritual jazz i fusion "Now!", wibrafonista nagrał bardziej komercyjny, jazz-funkowy "San Francisco". A zaraz potem znów zachwycił swoją kreatywnością i ambicjami na "Head On". Album ten nie do końca słusznie zaliczany jest do nurtu fusion. Poza elektrycznym pianinem, pojawiającym się w zależności od utworu mniej lub bardziej sporadycznie, instrumentarium jest w pełni akustyczne. Znalazła się tu niezwykle oryginalna mieszanka post-bopu, jazzu awangardowego, free jazzu, fusion i spiritualu. Podczas sesji nagraniowej, odbywającej się w dniach 1-3 lipca 1971 roku w Los Angeles, Hutcherson skorzystał z pomocy bardzo rozbudowanego aparatu wykonawczego. W nagraniach wzięło udział aż dwudziestu jeden muzyków. Poza liderem i jego stałym współpracownikiem, s