Posty

Wyświetlam posty z etykietą krautrock

[Recenzja] Can - "Live in Paris 1973" (2024)

Obraz
Trochę się już obawiałem, że seria archiwalnych koncertówek Can nie będzie kontynuowana. Na szczęście, pomimo zeszłorocznej przerwy, właśnie ukazała się czwarta jej odsłona. Tym razem sięgnięto jeszcze głębiej do szuflady, wybierając najstarszy jak dotąd materiał. "Live in Paris 1973" to zapis występu z 23 lutego '73 w słynnej paryskiej sali koncertowej L'Olympia. Był to jeden z ostatnich koncertów w tym najbardziej klasycznym kwintecie, z wokalistą Damo Suzukim. Premiera wydawnictwa zbiegła się zresztą w czasie z wieścią o śmierci tego muzyka. Z Can Suzuki nagrał trzy najsłynniejsze, najbardziej cenione albumy: "Tago Mago", "Ege Bamyasi" i "Future Days", po czym na wiele lat wycofał się z grania w związku ze wstąpieniem do Świadków Jehowy. W ostatnich latach, mimo walki z toczącą go od dekady chorobą nowotworową, był znów aktywny, koncertując z młodszymi grupami, jak black midi czy Spiritczualic Enhancement Center. Czytaj też:  [Recenzja

[Recenzja] Can - "Live in Cuxhaven 1976" (2022)

Obraz
W kwestii reparacji od Niemiec, których już nie nazywa się reparacjam, powiem tyle, że osobiście całkowicie zadowolę się możliwością obcowania z niemiecką powojenną kulturą. A do streamingu i fizycznej sprzedaży trafiła właśnie, po dziesięciomiesięcznej przerwie, trzecia odsłona archiwalnej serii koncertowej Can. Tym razem wybrano materiał z występu w niemieckiej miejscowości Cuxhaven, który odbył się 7 stycznia 1976 roku. W porównaniu z dwoma poprzednimi wydawnictwami, trwającymi po półtora godziny każde, "Live in Cuxhaven 1976" wypada mniej monumentalnie. To zaledwie 30-minutowy fragment koncertu. Muszę też przyznać, że trochę zaczęła mi doskwierać oprawa graficzna tych wydawnictw. O ile bardzo doceniam spójność i konsekwencję oprawy - na którą zawsze składa się podobny monochromatyczny rysunek oraz tytuł zapisany w innym kolorze - to te grafiki są po prostu mało atrakcyjne, eufemistycznie mówiąc. Tyle jeśli chodzi o minusy, bo sama muzyka jest jak zawsze świetna, czego nie

[Recenzja] King Gizzard and the Lizard Wizard - "Laminated Denim" (2022)

Obraz
Chociaż dziś mija dopiero tydzień od premiery "Ice, Death, Planets, Lungs, Mushrooms and Lava", w międzyczasie zdążyło ukazać się już kolejne wydawnictwo King Gizzard and the Lizard Wizard z premierowym materiałem. Niektóre rockowe gwiazdy mogłyby się sporo nauczyć od Australijczyków. I nie chodzi tylko o szaloną częstotliwość publikowania nowych płyt - bo ta często nie wychodzi im na dobre - a fakt, że ten album ponownie jest wyraźnie inny od poprzedniego, choć jednocześnie grupa nie traci rozpoznawalności. Nie sposób więc mówić o jakimkolwiek wyeksploatowaniu formuły, choć to przecież już czwarty album zespołu w tym roku z pięciu zapowiedzianych, nie licząc wydawnictwa z remiksami, zbioru demówek oraz dwóch koncertówek, jakie ukazały się od stycznia. "Laminated Denim" powstał w całości latem tego roku, podczas tych samych jamowych sesji, w trakcie których zarejestrowano zeszłotygodniowy album. Jeszcze przed premierą zapowiadano go jako duchowego następcę , a późni

[Recenzja] Faust - "Punkt." (2022)

Obraz
Pod koniec zeszłego roku ukazał się obszerny boks "1971-74", zbierający nagrania klasycznego składu krautrockowej grupy Faust. Oprócz rzeczy doskonale znanych - czyli kompletnej zawartości albumów "Faust", "So Far", "The Faust Tapes" oraz "Faust IV" - znalazło się też miejsce dla trzech dysków z rarytasami. Chociaż nie wyczerpano na nich tematu niealbumowych nagrań, przyniosły trochę ciekawego, częściowo niepublikowanego wcześniej materiału. Jedna z tych płyt, "Punkt.", właśnie doczekała się indywidualnego wydania. Jest to próba rekonstrukcji piątego albumu, nad którym prace zostały zarzucone, gdy przedstawiciele Virgin Records, ówczesnego wydawcy zespołu, dali jasno do zrozumienia, że oczekują czegoś o większym potencjale komercyjnym. Wkrótce potem zespół zakończył działalność. Stąd też tytuł tego dysku, w tłumaczeniu z niemieckiego oznaczający dosłownie kropkę, a w przenośni - definitywny koniec Faust. Co nie do końca jest p

[Recenzja] Can - "Live In Brighton 1975" (2021)

Obraz
Opublikowany pół roku temu "Live In Stuttgart 1975" - pierwszy album koncertowy z prawdziwego zdarzenia w dyskografii zasłużonej grupy Can - zainaugurował nową serię wydawniczą. Jeszcze w tym roku do sprzedaży trafił zapis kolejnego występu niemieckiego zespołu. Ponownie jest to materiał pochodzący z prywatnej kolekcji Andrew Halla, fana zespołu, który w latach 1973-77, częściowo za przyzwoleniem muzyków, zarejestrował wiele ich koncertów. "Live In Brighton 1975", jak zdradza już sam tytuł, to fragment tej samej trasy koncertowej, co poprzednio ujawnione nagrania. Tym razem przenosimy się jednak do Wielkiej Brytanii i występu z 19 listopada '75 w Brighton. Siłą rzeczy są to podobne do siebie wydawnictwa. Pierwsza różnica, jaka zwróciła moją uwagę, to nieco słabsze brzmienie, które już w przypadku zapisu ze Stuttgartu nie jest przecież idealne. Czy warto zatem zapoznawać się z koncertem z Brighton? Jasne, że tak! Każdy występ Can był zupełnie inny. Koncerty na tr

[Recenzja] Cluster - "Sowiesoso" (1976)

Obraz
Połowa lat 70. była bardzo pracowita dla Roedeliusa i Moebiusa. Niedługo po wydaniu "Zuckerzeit", trzeciego albumu Cluster, odnowili współpracę z Michaelem Rotherem, czego wynikiem była druha płyta projektu Harmonia, "Deluxe". Następnie cała trójka miała okazję odbyć sesję z Brianem Eno, której efekty ujrzały światło dzienne dopiero dwie dekady później, na wydawnictwie zatytułowanym "Tracks & Traces". W międzyczasie muzycy Cluster wzięli jeszcze udział w nagraniach zespołów Guru Guru i Highdelberg, zresztą pod okiem swojego regularnego producenta Conny'ego Planka. W końcu przyszła też pora na nagranie czwartego albumu duetu. Materiał na "Sowiesoso" został zarejestrowany wciągu zaledwie dwóch dni. Pod pewnymi względami ma wiele wspólnego z poprzednim "Zuckerzeit", a pod innymi stanowi jego przeciwieństwo. Na muzyków niewątpliwie duży wpływ miała współpraca z Eno. W przeciwieństwie do energetycznego, radosnego i mocno zrytmizowane

[Recenzja] Cluster - "Zuckerzeit" (1974)

Obraz
To już zupełnie inny Cluster niż na pierwszych dwóch płytach. Przefiltrowany przez doświadczenia Hansa-Joachima Roedeliusa i Dietera Moebiusa z projektu Harmonia. Nie znajdziemy tu już abstrakcyjnych, pozbawionych rytmu i klarownej melodii eksperymentów. Muzycy zaadaptowali do swojej twórczości tzw. motorik - jednostajny, uporczywie powtarzany rytm, charakterystyczny dla wielu grup krautrockowych. Nadało to nowym utworom bardziej przewidywalnej formy, a dochodzą tu jeszcze wyraźne melodie z syntezatora, czasem wzbogacone o dźwięki gitary (w "James" instrument ten nadaje quasi-bluesowego klimatu). To wszystko sprawia, że Cluster na "Zuckerzeit" brzmi znacznie bardziej przystępnie, ale też mniej oryginalnie, zbliżając się do stylu uprawianego wówczas przez inne niemieckie zespoły. Co ciekawe, duet pracował nad swoimi kompozycjami osobno, w różnych studiach. Nie dziwią zatem opinie, że to nie tyle album Cluster, co zbiór solowych nagrań Moebiusa i Roedeliusa. A jednak

[Recenzja] Harmonia - "Musik von Harmonia" (1974)

Obraz
Harmonia to jedna z nielicznych krautrockowych supergrup, w składzie której znaleźli się Michael Rother z Neu! (wcześniej przez chwilę także w Kraftwerk) oraz Dieter Moebius i Hand-Joachim Roedelius, czyli duet Cluster. Był rok 1973, kiedy Rother, poszukując dodatkowych muzyków do koncertowego składu Neu!, trafił do Berlina Zachodniego. Tam nawiązał znajomość z muzykami Cluster, z którymi urządził wspólne jamowanie. Muzykom grało się ze sobą tak dobrze, że zapomniano o pierwotnym planie, a zamiast tego powołano nowe trio. Harmonia pozostawiła po sobie dwa albumy studyjne. Debiutancki "Musik von Harmonia" został zarejestrowany pomiędzy czerwcem i listopadem 1973 roku, by już w styczniu trafić do sprzedaży, nakładem zasłużonej dla krautrocka wytwórni Brain. Materiał jest też znany pod tytułem "Dino", obowiązującym na niemieckich i japońskich reedycjach z lat 1979-81. Efekt współpracy Rothera, Roedeliusa i Moebiusa nie przyniósł większych zaskoczeń. Muzyka tria to w za

[Recenzja] Cluster - "Cluster II" (1972)

Obraz
Tytuł drugiego albumu Cluster nie należy do najbardziej pomysłowych i oryginalnych, w przeciwieństwie do wypełniającej go muzyki. Dieter Moebius i Hans-Joachim Roedelius - ponownie wsparci przez Conny'ego Planka, choć tym razem wyłącznie w roli producenta - interesująco rozwinęli tu stylistykę swojego eponimicznego debiutu. Pierwsze, co zwraca uwagę, to większa ilość utworów oraz normalne tytuły (na pierwszym longplayu poszczególne nagrania opisano jedynie za pomocą czasu trwania). Co prawda takie "Im Süden" i "Live in der Fabrik" mają po kilkanaście minut długości, jednak w pozostałych utworach daje się zauważyć ewidentny zwrot w stronę bardziej zwartych form. Jednocześnie duet jeszcze dalej oddala się od swoich proto-industrialnych korzeni z czasów Kluster, zbliżając się do muzyki, którą w przyszłości określono mianem ambientu. Oczywiście, to wciąż wyjątkowo abstrakcyjne granie, chociaż do kosmicznych dźwięków tym razem dołączają bardziej ludzkie : wyraźne p

[Recenzja] Can - "Live In Stuttgart 1975" (2021)

Obraz
Aż trudno uwierzyć, że jeden z najwybitniejszych rockowych zespołów, prominentny przedstawiciel krautrocka, doczekał się dotąd tylko jednej koncertówki. W dodatku opublikowany w 1999 roku, z okazji trzydziestolecia grupy, dwupłytowy "Music (Live 1971-1977)", to - jak wskazuje tytuł - jedynie kompilacja fragmentów występów z bardzo rozległego okresu. Na szczęście sytuacja powoli się zmienia. Zaledwie kilka dni temu ukazała się pierwsza część planowanej serii, w ramach której publikacji doczekają się kompletne zapisy koncertów Can. Na pierwszy ogień poszedł występ z 1975 roku w Stuttgarcie. Był to już czas po wydaniu wszystkich największych dzieł grupy ("Tago Mago", "Ege Bamyasi", "Future Days", "Soon Over Babaluma"), gdy muzycy powoli już zaczęli się kierować w nieco mniej ciekawe artystycznie rejony ("Landed"). Jednak, jak się właśnie okazuje, na żywo był to zupełnie inny zespół, niż na ówczesnych płytach studyjnych. "Liv

[Recenzja] Cluster - "Cluster" (1971)

Obraz
Cluster zdaje się nieco niesłusznie pozostawać w cieniu innych wywodzących się z krautrocka grup w rodzaju Kraftwerk czy Tangerine Dream. Słuchając dziś jego dokonań trudno nie znaleźć podobieństw z różnymi współczesnymi nurtami muzyki elektronicznej. Nawet jeśli nie wynika to z bezpośredniego wpływu niemieckiego zespołu, to niewątpliwie świadczy o jego kreatywności i wizjonerstwie. Wszystko zaczęło się pod koniec lat 60. w Berlinie Zachodnim, gdy współpracę nawiązało trzech muzyków: Hans-Joachim Roedelius, Dieter Moebius oraz najbardziej z nich doświadczony Conrad Schnitzler, który w tym samym czasie współpracował ze wspomnianym Tangerine Dream. Trio przyjęło nazwę Kluster i dokonało kilku eksperymentalnych nagrań. Paradoksalnie, najciekawsze rzeczy powstały dopiero po odejściu Schnitzlera, po którym dwaj pozostali muzycy zdecydowali się zmienić nazwę na bardziej światową. Materiał na debiutancki album duetu powstał w styczniu 1971 roku, z istotną pomocą producenta Conny'ego Plank

[Recenzja] Kraftwerk - "Ralf & Florian" (1973)

Obraz
"Ralf & Florian" to ostatnia z trzech wyklętych płyt Kraftwerk. Już na kolejnym wydawnictwie zespół obrał inny, bardziej komunikatywny kierunek. A jeszcze przed końcem dekady całkowicie zrezygnował z grania swojego wczesnego materiału na koncertach i wznawiania tych albumów. Dziś wczesny dorobek Kraftwerk funkcjonuje wyłącznie poza oficjalnym obiegiem, choć bynajmniej nie przynosi wstydu swoim twórcom. "Ralf & Florian", podobnie jak poprzednia płyta i zgodnie ze swoim tytułem, został zarejestrowany w duecie przez Ralfa Hüttera i Floriana Schneidera. Każdy z nich gra na różnych instrumentach, wykorzystując je przeważnie w tradycyjny sposób, co stanowi odejście od bardziej eksperymentalnych początków. Jednocześnie muzycy jeszcze nie zbliżają się tutaj do stylistyki, która przyniosła im popularność. To czyni ten album niepowtarzalną w dyskografii Kraftwerk. Jeśli pominąć dwa żywsze utwory, jest to muzyka o bardziej wyciszonym, subtelnym nastroju. Nierzadko zdaj

[Recenzja] Gruppe Between - "Einstieg" (1971)

Obraz
Krautrock to bardzo zróżnicowany nurt. Chociażby pod względem środowiska, z jakiego wywodzą się jego przedstawiciele. Wielu z nich, by wspomnieć tylko o Amon Düül II czy Faust, tworzyli zdolni amatorzy. Nie brakowało jednak zespołów, których założyciele odebrali staranne wykształcenie muzyczne, a nawet działali na polu muzyki klasycznej. I właśnie do nich zalicza się Gruppe Between, później używający skróconej nazwy Between. Ten międzynarodowy skład powstał w 1970 roku w Monachium, z inicjatywy dwóch młodych niemieckich kompozytorów i instrumentalistów, pianisty Petera Michaela Hamela oraz altowiolisty Ulricha Stranza. Wkrótce dołączyli do nich gitarzysta argentyńskiego pochodzenia Roberto Détrée, a także urodzony w Stanach Robert Eliscu, ówczesny oboista Münchner Philharmoniker (i późniejszy współpracownik Popol Vuh). Na sam koniec skład poszerzył się o amerykańskiego perkusistę Cottrella Blacka oraz północnoirlandzkiego flecistę Jamesa Galwaya (obecnie sir Jamesa Galwaya), który

[Recenzja] Amon Düül II ‎- "Wolf City" (1972)

Obraz
Piąty album Amon Düül II powstawał równolegle z innym wydawnictwem. Producent Olaf Kübler postanowił wykorzystać okazję do zrealizowania własnego albumu pod szyldem Utopia. W projekt zaangażowani byli także muzycy znani z innych niemieckich grup, jak Embryo czy Passport. Większości składu Amon Düül II pomysł od początku nie przypadł do gustu. Jednie Lothar Meid bardzo mocno się w niego zaangażował - jako jedyny zagrał we wszystkich utworach, które zresztą napisał wspólnie z Küblerem. Pozostali muzycy obawiali się, że producent chce wykorzystać ich popularność dla własnych korzyści. Podejrzenia budziła jego decyzja, aby jeden z utworów Utopii, "Deutsch Nepal", umieścić także na mającym ukazać się wcześniej "Wolf City" (w niezauważalnie innym miksie). O motywacjach Küblera sporo mówi też fakt wznowienia albumu "Utopia" w latach 80. pod szyldem Amon Düül II. Pod względem stylistycznym jest to, mimo pewnych podobieństw, wyraźnie inna muzyka, kierująca się

[Recenzja] The Group - "The Feed-Back" (1970)

Obraz
Skoro może być zespół o nazwie The Band, to czemu nie miałoby być grupy posługującej się szyldem The Group? Tak naprawdę włoski kolektyw zaczął swoją działalność kilka lat wcześniej, w 1964 roku, początkowo posługując się znacznie dłuższą nazwą Gruppo di Improvvisazione Nuova Consonanza. W składzie znaleźli klasycznie wykształceni muzycy, z których największą karierę zrobił później Ennio Morricone. Światową sławę niedawno zmarłemu kompozytorowi przyniosła przede wszystkim tworzona przez niego muzyka filmowa, szczególnie ta towarzysząca dziełom Sergia Leone (choć w Polsce pamięta się go głównie za ścieżkę dźwiękową "Misji" Rolanda Joffé'a). Tutaj Morricone występuje w roli trębacza, a sama muzyka ma zdecydowanie bardziej awangardowy charakter. Najwcześniejsze dokonania Gruppo di Improvvisazione Nuova Consonanza łączyły improwizację z eksperymentami brzmieniowymi, wykorzystując preparowane instrumenty, taśmy, elektroniczne generatory oraz inne techniki zaczerpnięte z

[Recenzja] Kraftwerk - "Kraftwerk 2" (1972)

Obraz
Podoba mi się pomysł z bliźniaczymi okładkami dwóch pierwszych albumów Kraftwerk. Jednak ponoć nie wszyscy właściwie zrozumieli ten koncept. "Dwójka" rzekomo sprzedawała się słabiej od swojego poprzednika, ponieważ grafika sugerowała, że to tylko wznowienie debiutu. Dziś problem ten i tak jest nieaktualny, gdyż oba wydawnictwa - podobnie jak wydany tuż po nich "Ralf & Florian" - nie były oficjalnie wznawiane od końca lat 70. Legalne wydanie na płycie kompaktowej lub chociaż dostępność w serwisach streamingowych pozostaje marzeniem fanów. Od kilku lat mówi się o planowanym boksie zbierającym te wczesne dokonania (na wzór "The Catalogue" z późniejszymi albumami), jednak plany te nie nabierają realnych kształtów. Nieco mniej podoba mi się sama muzyka. W zasadzie niewiele zmieniło się od czasu "Jedynki". Ralf Hütter i Florian Schneider wciąż eksperymentują z tradycyjnymi instrumentami, jak organy, flet, skrzypce czy gitary, poszerzając ich

[Recenzja] Faust - "Faust IV" (1973)

Obraz
Album "So Far", choć znacznie przystępniejszy od eponimicznego debiutu Faust, pod względem komercyjnym podzielił los swojego poprzednika. Przedstawiciele wytwórni Polydor wymówili wówczas grupie kontrakt. Jednak Uwe Nettelbeck szybko znalazł dla swoich podopiecznych nowego wydawcę, uderzając do właśnie utworzonej brytyjskiej Virgin Records. Faust był jednym z pierwszych wykonawców w jej katalogu, obok Mike'a Oldfielda, Gong, Henry Cow oraz swoich rodaków z Tangerine Dream. Zgodnie z umową, jaką Nettelbeck zawarł z wytwórnią, producent dostarczył przygotowany przez siebie kolaż różnych ścinków, które pozostały po wcześniejszych sesjach zespołu. "The Faust Tapes", jak nazwano ten album, sprzedawano w cenie zwykłego singla, który w zależności od źródła rozszedł się w ilości pomiędzy 60 a 100 tysięcy sztuk. Ze względu na swoją cenę longplay został usunięty z oficjalnego brytyjskiego notowania, jednak osiągnął swój cel - przedstawił Faust brytyjskiej publiczno

[Recenzja] Amon Düül II ‎- "Carnival In Babylon" (1972)

Obraz
Choć twórczość grup krautrockowych początkowo spotykała się z pewnym lekceważeniem, dość szybko zainteresowały się nimi duże ogólnoświatowe koncerny fonograficzne. Amon Düül II podpisał kontrakt z amerykańskim United Artists Records. Wkrótce nakładem tej wytwórni zostały wznowione trzy dotychczasowe albumy: "Phallus Dei", "Yeti" oraz "Tanz der Lemminge", a niedługo potem dołączył do nich zupełnie premierowy "Carnival In Babylon". Skład nie zmienił się znacząco od poprzedniego longplaya - dołączył drugi perkusista, Daniel Fichelscher (późniejszy członek Popol Vuh, w którym pełnił głównie rolę gitarzysty), znacznie zwiększył się udział wokalistki Renate Knaup, za to klawiszowiec Falk Rogner wystąpił tylko w charakterze gościa. Bardziej znaczące zmiany zaszły w samej muzyce. Nie trudno odnieść wrażenie, że nowy wydawca zażądał bardziej przystępnego materiału. Nie znaczy to bynajmniej, że zespół zaczął grać pop. Choć nie da się ukryć, że nastą

[Recenzja] Kraftwerk - "Kraftwerk" (1970)

Obraz
Niedawna śmierć Floriana Schneidera trochę zmieniła moje recenzenckie plany. Bo choć nie zamierzałem na razie pisać o Kraftwerk, to trudno o lepszą motywację. Elektrownia, bo tak należy tłumaczyć nazwę niemieckiego zespołu, to jeden z najważniejszych twórców muzyki elektronicznej z lat 70., uważany za jednego z głównych prekursorów synth-popu oraz electronic dance music, z jej różnymi odmianami jak techno i house. Podobnie jednak jak w przypadku innego słynnego przedstawiciela ówczesnej elektroniki, Tangerine Dream, korzenie Kraftwerk to krautrock. Jednak już od dawna muzycy niechętnie przyznają się do swoich wczesnych dokonań. Trzy pierwsze albumy ostatnich oficjalnych wznowień doczekały się na przełomie lat 70. i 80., a więc jeszcze przed popularyzacją płyt kompaktowych (na które trafiły wyłącznie w formie bootlegów). Ta wczesna twórczość przedstawia się jednak całkiem interesująco i bynajmniej nie jest powodem do wstydu. Eponimiczny debiut Kraftwerk został zarejestrowany wk

[Recenzja] Faust - "So Far" (1972)

Obraz
Choć skład nie zmienił się znacząco w porównaniu z eponimicznym debiutem - odszedł tylko jeden z dwóch perkusistów, Arnulf Meifert - muzyka Faust przeszła drastyczną metamorfozę. Na "So Far" miejsce awangardowych kolaży i jamów zajęły zdecydowanie krótsze, bardziej poukładane i melodyjne kawałki. Nie znaczy to jednak, że mamy tu do czynienia z konwencjonalnymi piosenkami.  Utwory w rodzaju "It's a Rainy Day, Sunshine Girl", tytułowego "So Far", "Mamie Is Blue", a także "No Harm" (pomijając trzyminutową introdukcję) polegają na obsesyjnym powtarzaniu jednego motywu, dokładając do niego partie wokalne, solowe, a także różne dodatkowe dźwięki. Wszystkie z tych utworów charakteryzują się hipnotyczną grą sekcji rytmicznej, na ogół zgiełkliwymi partiami gitary, jazzującymi dęciakami, organowym tłem oraz niezbyt czystymi wokalami. Innymi słowy, jest to krautrock w najczystszej postaci. Niewątpliwie właśnie te nagrania są najmocn