Posty

Wyświetlanie postów z październik, 2022

[Recenzja] Goat - "Oh Death" (2022)

Obraz
Gdzieś w północnej Szwecji leży malownicza wioska o nazwie Korpilombolo. W dawnych czasach mieszkańcy oddawali się tam magicznym rytuałom. Kiedy na miejsce przybyli chrześcijańscy misjonarze, postanowili spalić i zrównać wioskę z ziemi, a następnie odbudować, wolną od rzekomego zła. Ocaleli mieszkańcy rzucili jednak na miejsce klątwę… Kilka wieków później w tym właśnie miejscu rozpoczęła się historia grupy Goat. Oczywiście, cała ta fikcyjna opowieść stanowi element autopromocji, tworzący wokół projektu mistyczną otoczkę. Całe to przedsięwzięcie faktycznie jest owiane pewną tajemnicą. Nazwiska udzielających się muzyków nie są znane, a oni sami podczas koncertów i sesji fotograficznych kryją się pod maskami oraz dziwnymi przebraniami, przywołującymi skojarzenia z rytualnymi szatami jakiś dawnych, egzotycznych kultur. Tym, co wiadomo na pewno, jest to, że Goat rzeczywiście pochodzi ze Szwecji, a na początku poprzedniej dekady opublikował, w dwuletnich interwałach, trzy albumy. Debiutancki

[Recenzja] King Gizzard and the Lizard Wizard - "Changes" (2022)

Obraz
Trochę dziwnie było w zeszłym tygodniu beż żadnego nowego wydawnictwa King Gizzard and the Lizard Wizard. Ale w końcu jest. Trzeci całkowicie premierowy album Australijczyków w tym miesiącu i piąty w tym roku. Nie zdziwiłbym się, gdyby muzycy gdzieś za miesiąc zapowiedzieli kolejną płytę, choćby i ze świątecznymi piosenkami, bo w zasadzie czemu nie? Jak oni to robią? Na pewno pomaga posiadanie własnego studia, gdzie w każdej chwili mogą popracować nad kolejnym projektem. A zwykle pracują nad kilkoma naraz. Prace nad właśnie wydanym "Changes" zaczęły się zresztą już w 2017 roku, ale wtedy instrumentalistom zabrakło, jak sami przyznali, odpowiedniego warsztatu. Na album złożyło się siedem utworów, a pierwsze litery kolejnych tytułów stanowią akronim słowa "Changes". Dodatkowo płytę wydano w siedmiu różnych wersjach, z sześcioma wariantami okładki - tylko wyżej wklejony powtarza się dwukrotnie. Stylistyka materiału długo pozostawała tajemnicą. Na podstawie okładki spek

[Recenzja] Pete La Roca - "Basra" (1965)

Obraz
Blue Note to jedna z najbardziej zasłużonych dla jazzu wytwórni. Wydawane od końca lat 30. płyty pozwalają prześledzić, jak rozwijał się gatunek od czasu bebopu, przez epokę hard bopu i cool jazzu, na swobodniejszych formach wcale nie kończąc, choć na potrzeby recenzji w tym miejscu chciałbym się zatrzymać. Sam rok 1965 przyniósł wiele interesujących wydawnictw, na których ich twórcy może i nie odchodzili całkiem od bopowej tradycji, za to zdecydowanie próbowali poszerzyć jej ramy. Wśród nich na szczególne wyróżnienie zasługują takie tytuły, jak "Life Time" Tony'ego Williamsa, "Dialogue" Bobby'ego Hutchersona, "Point of Departure" Andrew Hilla czy "Fushia Swing Song" Sama Riversa. Od tego był już tylko krok do publikowania już jednoznacznie freejazzowych płyt Cecila Taylora i Dona Cherry'ego. Zostając jednak w 1965 roku, w natłoku tych wszystkich wspaniałych albumów nieco przeoczona wydaje się "Basra" Pete'a Simsa, lepie

[Recenzja] Cocteau Twins - "Victorialand" (1986)

Obraz
Po artystycznym szczycie, jakim okazał się album "Treasure", muzycy Cocteau Twins stanęli przed trudną decyzją. Do wyboru mieli kontynuację tamtego kierunku, albo kolejny zwrot stylistyczny. Postawili na tę drugą opcję, choć pomógł w tym pewien zbieg okoliczności. Kiedy nadszedł czas, by wejść do studia, basista Simon Raymonde okazał się niedysponowany - całkowicie pochłonęły go prace nad "Filigree & Shadow", drugim albumem This Mortal Coil, projektu zrzeszającego muzyków związanych z wytwórnią 4AD. W rezultacie Elizabeth Fraser i Robin Guthrie nagrali płytę bez niego, niemalże całkiem rezygnując z rytmicznej podstawy, za to zapraszając do współpracy saksofonistę Richarda Thomasa. Efektem jest album o jeszcze bardziej subtelnej atmosferze, w zasadzie antycypujący takie stylistyki jak dream pop czy ambient pop. Tytuł "Victorialand" odnosi się do Ziemii Wiktorii, regionu Antarktydy, a wiele tytułów utworów zaczerpnięto z dokumentu BBC o obu biegunach. Zi

[Recenzja] Dry Cleaning - "Stumpwork" (2022)

Obraz
Okładka "Stumpwork" może konkurować z "Together" grupy Duster o tytuł najmniej estetycznej tegorocznej oprawy graficznej albumu muzycznego. Na szczęście muzycznie prezentuje się znacznie lepiej, niż można by się spodziewać po samym wzrokowym kontakcie. Drugi album londyńskich post-punkowców Dry Cleaning to płyta na pewno lepsza od całkiem przecież dobrego zeszłorocznego "New Long Leg". Kwartet nie odchodzi daleko od wypracowanego stylu - opierającego się na zestawieniu bezemocjonalnych melodeklamacji Florence Shaw z intensywną grą instrumentalistów - choć nieco wzbogaca aranżacje. Nie jest to wprawdzie tak przełomowe i dojrzałe dzieło, jak "Cavalcade" czy "Ants From Up There" - drugie albumy najsłynniejszch przedstawicieli tej młodej brytyjskiej sceny, black midi i Black Country, New Road - ale niewątpliwie ugruntowuje pozycję Dry Cleaning jako jednego z bardziej interesujących zespołów we współczesnym rocku. Co na pewno zwraca uwagę, t

[Recenzja] Chico Freeman - "The Outside Within" (1981)

Obraz
Można polemizować, który album Chico Freemana zasługuje na tytuł tego najlepszego. "The Outside Within" to jeden z najbardziej prawdopodobnych zwycięzców w takim ewentualnym sporze. I mój osobisty faworyt. Album stanowi potwierdzenie instrumentalnego oraz kompozytorskiego kunsztu tego nieco zapomnianego saksofonisty, wspieranego tu przez trzech innych mocarzy: pianistę Johna Hicksa, basistę Cecila McBee oraz bębniarza Jacka DeJohnette'a. Materiał musiał swoje odczekać, zanim trafił do odbiorców - nagrania odbyły się w 1978 roku, a płytowa premiera dopiero w 1981. Za to, w przeciwieństwie do wielu innych wydawnictw na labelu India Navigation, doczekał się kompaktowych wznowień i obecności w streamingu. Przy okazji poprawiono jedną z nielicznych wad oryginału, czyli kolejność utworów. W przypadku pierwotnego wydania winylowego ograniczenia czasowe tego formatu wymusiły umieszczenie na jednej stronie najdłuższej, blisko dwudziestominutowej kompozycji "Undercurrent"

[Recenzja] Can - "Live in Cuxhaven 1976" (2022)

Obraz
W kwestii reparacji od Niemiec, których już nie nazywa się reparacjam, powiem tyle, że osobiście całkowicie zadowolę się możliwością obcowania z niemiecką powojenną kulturą. A do streamingu i fizycznej sprzedaży trafiła właśnie, po dziesięciomiesięcznej przerwie, trzecia odsłona archiwalnej serii koncertowej Can. Tym razem wybrano materiał z występu w niemieckiej miejscowości Cuxhaven, który odbył się 7 stycznia 1976 roku. W porównaniu z dwoma poprzednimi wydawnictwami, trwającymi po półtora godziny każde, "Live in Cuxhaven 1976" wypada mniej monumentalnie. To zaledwie 30-minutowy fragment koncertu. Muszę też przyznać, że trochę zaczęła mi doskwierać oprawa graficzna tych wydawnictw. O ile bardzo doceniam spójność i konsekwencję oprawy - na którą zawsze składa się podobny monochromatyczny rysunek oraz tytuł zapisany w innym kolorze - to te grafiki są po prostu mało atrakcyjne, eufemistycznie mówiąc. Tyle jeśli chodzi o minusy, bo sama muzyka jest jak zawsze świetna, czego nie

[Recenzja] King Gizzard and the Lizard Wizard - "Laminated Denim" (2022)

Obraz
Chociaż dziś mija dopiero tydzień od premiery "Ice, Death, Planets, Lungs, Mushrooms and Lava", w międzyczasie zdążyło ukazać się już kolejne wydawnictwo King Gizzard and the Lizard Wizard z premierowym materiałem. Niektóre rockowe gwiazdy mogłyby się sporo nauczyć od Australijczyków. I nie chodzi tylko o szaloną częstotliwość publikowania nowych płyt - bo ta często nie wychodzi im na dobre - a fakt, że ten album ponownie jest wyraźnie inny od poprzedniego, choć jednocześnie grupa nie traci rozpoznawalności. Nie sposób więc mówić o jakimkolwiek wyeksploatowaniu formuły, choć to przecież już czwarty album zespołu w tym roku z pięciu zapowiedzianych, nie licząc wydawnictwa z remiksami, zbioru demówek oraz dwóch koncertówek, jakie ukazały się od stycznia. "Laminated Denim" powstał w całości latem tego roku, podczas tych samych jamowych sesji, w trakcie których zarejestrowano zeszłotygodniowy album. Jeszcze przed premierą zapowiadano go jako duchowego następcę , a późni

[Recenzja] Landon Caldwell & Friends - "More Unity" (2022)

Obraz
Landon Caldwell zwrócił moją uwagę swoim zeszłorocznym, recenzowanym tu albumem "Simultaneous Systems". Jest to jedno z tych pandemicznych wydawnictw, które z powodu lockdownu nie mogły zostać zarejestrowane w tradycyjny sposób. Poszczególni muzycy nagrywali swoje partie - jak podkreślono w tytule -symultanicznie, lecz przebywając w różnych miejscach. Rozwiązanie może wydawać się dziwne w przypadku takiego gatunku jak jazz, który przecież polega na ścisłej interakcji między instrumentalistami. Ale też trudno tu mówić o typowym jazzie, gdyż tamta płyta nie mniej czerpie z elektroniki, szczególnie jej ambientowego nurtu. Wspominam o tym wszystkim dlatego, że właśnie wydany "More Unity" bezpośrednio kontynuuje tamten kierunek, a jego znaczna część powstała przy pomocy już sprawdzonego systemu symultanicznego. Gwoli ścisłości, album wypełniają nagrania dwóch różnych składów. Łączy je jedynie postać lidera, który podczas obu sesji sięgnął po inny zestaw instrumentów, a t

[Recenzja] Just Mustard - "Heart Under" (2022)

Obraz
Irlandzki kwintet Just Mustard nie spieszył się z wydaniem drugiego albumu. Od premiery debiutanckiego "Wednesday" minęły już cztery lata. Warto było jednak czekać. Zespół przez ten czas dopracował swój styl, znacznie poprawił warsztat songwriterski i przeszedł do nieco większej - choć wciąż niezależnej - wytwórni, dzięki czemu nagrania odbyły się w bardziej profesjonalnych warunkach. Stylistycznie są to wciąż klimaty krążące wokół shoegaze'u, dream popu, noise rocka, post-punku, rocka gotyckiego, trip-hopu czy estetyki darkwave. Sami muzycy twierdzą natomiast, że w trakcie prac nad tym materiałem słuchali bardzo różnej muzyki, od nie aż tak dalekiego stylistycznie Bowery Electric, przez elektronicznych twórców w rodzaju Apex Twina, Boards of Canada, Andy'ego Stotta i Squarepushera czy eksperymentujących hip-hopowców z Death Grips, aż po poważnych kompozytorów Krzysztofa Pendereckiego i Belę Bartóka. Na ostateczny kształt "Heart Under" wpłynęła także pandemi

[Recenzja] King Gizzard & the Lizard Wizard - "Ice, Death, Planets, Lungs, Mushrooms and Lava" (2022)

Obraz
Październik należy do King Gizzard & the Lizard Wizard. Australijczycy zaplanowali na ten miesiąc aż trzy nowe albumy. Każdy z nich ma pokazywać inne oblicze grupy. Dziś premiera pierwszego z nich, "Ice, Death, Planets, Lungs, Mushrooms and Lava". To materiał stworzony od podstaw w studiu, do którego muzycy weszli praktycznie bez żadnego przygotowania - mając gotowe jedynie tytuły utworów - co przełożyło się na wydawnictwo o bardzo luźnym, jamowym charakterze. W ten sam sposób nagrano już wcześniej utwór "The Dripping Point" z kwietniowego "Omnium Gatherum", ze świetnym efektem, co najwidoczniej zachęciło zespół do powtórzenia tego na skalę całej płyty. Ale grupa nie porzuca też innych podjętych ostatnio wątków. Już za cztery dni powinno pojawić się kolejne wydawnictwo, "Laminated Denim", będące bezpośrednią kontynuacją wypuszczonego w marcu "Made in Timeland", na którym eksplorowano bardziej elektroniczne rejony. Na 28 października

[Recenzja] Horace Tapscott Quintet - "The Quintet" (2022)

Obraz
Po wydaniu "The Giant Is Awakened" Horace Tapscott postanowił zerwać z dużym przemysłem muzycznym. Od tamtej pory nagrywał wyłącznie dla niezależnych wytwórni. Światła dziennego nie ujrzał jego drugi materiał dla Flying Dutchman, który powstał jeszcze w 1969 roku. Nagrania odbyły się w dokładnie tym samym kwintecie, który zarejestrował wspomniany album, czyli z saksofonistą Arthurem Blythe'em, basistami Davidem Bryantem i Walterem Savage'em oraz perkusistą Everettem Brownem. Efekty tej drugiej sesji na szczęście się zachowały, a po ich odnalezieniu w końcu doczekały się publikacji. Banalny, w dodatku mało oryginalny tytuł "The Quartet" idealnie pasuje do całości, bo mimo wyraźnego lidera, jest to dzieło przede wszystkim zespołowe. Z trzech zawartych tu utworów jedynie środkowy "Your Child" to kompozycja Tapscotta. Zaczyna się zresztą od delikatnego fortepianowego wstępu i dopiero po chwili dochodzą pozostali instrumentaliści. Nagranie nabiera inten

[Recenzja] Magma - "Kãrtëhl" (2022)

Obraz
Pandemia okazała się mieć co najmniej jeden pozytywny skutek. Wielu wykonawców, którzy normalnie byliby w trasie, miało sporo czasu, aby popracować nad nową muzyką. Do tych pandemicznych wydawnictw właśnie dołączył najnowszy album francuskiej grupy Magma. Przyznać muszę, że miałem dość mieszane odczucia, gdy dowiedziałem się o tej premierze. Jest to przecież jeden z najbardziej fascynujących zespołów rockowych, który czerpiąc inspiracje przede wszystkim od poważnych kompozytorów w rodzaju Igora Strawińskiego i Beli Bartóka czy jazzmana Johna Coltrane'a, stworzył zupełnie nowy nurt, określony przez siebie mianem zeuhl. To także jeden z najrówniejszych wykonawców, jeśli chodzi o poziom dyskografii. Zarówno wśród płyt z lat 70., jak i tych nagranych już w XXI wieku, dominują albumy co najmniej bardzo dobre. Niefortunnie się składa, że zdecydowanie poniżej tej poprzeczki plasuje się do niedawna ostatni, wydany przed trzema latami "Zëss (Le Jour Du Néant)". I stąd moje obawy.