Posty

Wyświetlanie postów z lipiec, 2020

[Recenzja] The Group - "The Feed-Back" (1970)

Obraz
Skoro może być zespół o nazwie The Band, to czemu nie miałoby być grupy posługującej się szyldem The Group? Tak naprawdę włoski kolektyw zaczął swoją działalność kilka lat wcześniej, w 1964 roku, początkowo posługując się znacznie dłuższą nazwą Gruppo di Improvvisazione Nuova Consonanza. W składzie znaleźli klasycznie wykształceni muzycy, z których największą karierę zrobił później Ennio Morricone. Światową sławę niedawno zmarłemu kompozytorowi przyniosła przede wszystkim tworzona przez niego muzyka filmowa, szczególnie ta towarzysząca dziełom Sergia Leone (choć w Polsce pamięta się go głównie za ścieżkę dźwiękową "Misji" Rolanda Joffé'a). Tutaj Morricone występuje w roli trębacza, a sama muzyka ma zdecydowanie bardziej awangardowy charakter. Najwcześniejsze dokonania Gruppo di Improvvisazione Nuova Consonanza łączyły improwizację z eksperymentami brzmieniowymi, wykorzystując preparowane instrumenty, taśmy, elektroniczne generatory oraz inne techniki zaczerpnięte z

[Recenzja] Kraftwerk - "Kraftwerk 2" (1972)

Obraz
Podoba mi się pomysł z bliźniaczymi okładkami dwóch pierwszych albumów Kraftwerk. Jednak ponoć nie wszyscy właściwie zrozumieli ten koncept. "Dwójka" rzekomo sprzedawała się słabiej od swojego poprzednika, ponieważ grafika sugerowała, że to tylko wznowienie debiutu. Dziś problem ten i tak jest nieaktualny, gdyż oba wydawnictwa - podobnie jak wydany tuż po nich "Ralf & Florian" - nie były oficjalnie wznawiane od końca lat 70. Legalne wydanie na płycie kompaktowej lub chociaż dostępność w serwisach streamingowych pozostaje marzeniem fanów. Od kilku lat mówi się o planowanym boksie zbierającym te wczesne dokonania (na wzór "The Catalogue" z późniejszymi albumami), jednak plany te nie nabierają realnych kształtów. Nieco mniej podoba mi się sama muzyka. W zasadzie niewiele zmieniło się od czasu "Jedynki". Ralf Hütter i Florian Schneider wciąż eksperymentują z tradycyjnymi instrumentami, jak organy, flet, skrzypce czy gitary, poszerzając ich

[Recenzja] Archie Shepp - "The Way Ahead" (1968)

Obraz
W Impulse! Records trzymano rękę na pulsie. Choć w drugiej połowie lat 60. wytwórnia specjalizowała się w awangardowych odmianach jazzu, jej szefostwo nie pozostało obojętne na ówczesną popularność rocka psychodelicznego. Oczywiście, nie zaczęto nagle wydawać płyt w tym stylu. Jednak próbowano wzbudzić zainteresowanie jego odbiorców. W materiałach promocyjnych pośmiertnego albumu Johna Coltrane'a "Om" podkreślano, że muzycy nagrali go będąc na kwasie. Z kolei opublikowany w tym samym roku "The Way Ahead" Archie'ego Sheppa ozdobiono bardzo psychodeliczną grafiką. Bynajmniej nie sprawiło to, że hipisi zaczęli masowo kupować albumy z free jazzem. A może powinni, bo słuchanie ówczesnych wydawnictw Impulse! może wprowadzić w stan podobny ponoć do tego po zażyciu psychodelików. A poza tym znalazła się na nich naprawdę świetna muzyka. Nie mogło być zresztą inaczej, skoro na takim "The Way Ahead" Sheppowi towarzyszą Ron Carter, Roy Haynes, Bea

[Recenzja] Sonic Youth - "Sonic Youth" (1982)

Obraz
Debiutanckie wydawnictwo Sonic Youth bywa różnie klasyfikowane. Według niektórych źródeł jest to album, zdaniem innych EPka. Za tym drugim przemawia czas trwania, wynoszący niespełna dwadzieścia pięć minut. Sami muzycy zawsze jednak podkreślali, że to pełnoprawny album. Bez względu na to, jak traktować tę płytę, jest to całkiem interesujące wydawnictwo, pokazujące nieco inne oblicze Sonic Youth. W przeciwieństwie do swoich późniejszych wydawnictw, Thurston Moore, Lee Ranaldo i Kim Gordon (wsparci przez perkusistę Richarda Edsona, który odszedł niedługo po nagraniu tego materiału) używają tutaj niemal wyłącznie standardowego strojenia i czystego brzmienia gitar. Uwagę zwraca także nieco funkowa praca sekcji rytmicznej. Sprawia to, że zawarta tu muzyka bliższa jest post-punku czy no wave niż późniejszych, bardziej noise'owych albumów grupy. Wśród prawdopodobnych inspiracji można wymienić The Velvet Underground, The Stooges, MC5, Can, Talking Heads, ale też awangardzistę Glenna B

[Recenzja] Dedalus - "Dedalus" (1973)

Obraz
Debiutancki album włoskiego Dedalus bywa czasem zaliczany do nurtu Canterbury. W końcu o przynależności do niego nie decyduje pochodzenie - choć większość głównych przedstawicieli wywodzi się z tego brytyjskiego miasta - ale to, jaką się wykonuje muzykę. Tak samo jak istnieją nieniemieccy przedstawiciele krautrocka czy niefrancuscy przedstawiciele zeuhlu, tak też można spotkać niebrytyjskich wykonawców nawiązujących do kanterberyjskiego brzmienia. Dość powiedzieć, że Gong, jeden z głównych przedstawicieli tej stylistyki, powstał we Francji, a przez jego skład przewinęli się muzycy o przeróżnych narodowościach. Mniej znanych reprezentantów można znaleźć też w wielu innych krajach. Szczególnie dobrze pod tym względem wypadają Włochy, gdzie oprócz Dedalus działał też Picchio dal Pozzo, mający zresztą znacznie więcej wspólnego z kanterberyjską stylistyką. W przypadku Dedalus podobieństwa dotyczą nie tyle całego nurtu Canterbury, co tylko jednego z tworzących go zespołów. Na myśli ma

[Recenzja] The Andrzej Trzaskowski Quintet - "The Andrzej Trzaskowski Quintet" (1965)

Obraz
W ostatnim czasie na pewnej facebookowej grupie dotyczącej jazzowych winyli sporo pisano o albumie "Seant" sekstetu Andrzeja Trzaskowskiego. Mniejsza o powody. Każdy jest dobry, by przypominać o takiej muzyce. Na pewno nie mniej, a może nawet bardziej interesujące jest wcześniejsze wydawnictwo pianisty, eponimiczny longplay The Andrzej Trzaskowski Quintet, wydany jako czwarta pozycja w kultowej serii Polish Jazz. A był to nie byle jaki kwintet, gdyż liderowi towarzyszyli Tomasz Stańko, Janusz Muniak, Jacek Ostaszewski oraz nieco mniej znany Adam Jędrzejowski. Nagrywając ten longplay Trzaskowski miał już spore doświadczenie, zdobyte nie tylko graniem w różnych krajowych grupach, ale także jako członek lokalnego zespołu akompaniującego amerykańskiemu jazzmanowi, Stanowi Getzowi, podczas jego polskich występów. Niedługo po tym wydarzeniu sam udał się na występu do USA, będąc pierwszym polskim jazzmanem koncertującym i docenionym po tamtej stronie Atlantyku. Mógł zatem spodz

[Recenzja] Magma - "K.A" (2004)

Obraz
Powroty rockowych wykonawców po latach fonograficznego milczenia zwykle nie należą do udanych. Od każdej reguły zdarzają się jednak wyjątki. I jednym z nich jest francuska Magma. Równo dwadzieścia lat po kontrowersyjnym "Merci" zespół powrócił z materiałem, który spokojnie można zaliczyć do jego najlepszych albumów. Oczywiście, pod względem personalnym jest to już zupełnie inna grupa, choć na jej czele niezmiennie stoi Christian Vander, a w składzie nie mogło zabraknąć Stelli Vander. Pozostali muzycy w większości dołączyli jeszcze w latach 90., gdy Magma była aktywna wyłącznie koncertowo. W 1998 roku ukazał się nawet premierowy singiel "Flöë Ëssi" / "Ëktah", zarejestrowany w bardzo podobnym składzie, ale jeszcze bez klawiszowca Frédérica d'Oelsnitza oraz wokalistów Himiko i Antoine'a Paganottich (córki i syna Bernarda Paganottiego, byłego basisty Magmy). Te dwa krótkie utwory pokazały, że Vander wciąż ma coś do zaoferowania - aczkolwiek niekoni

[Recenzja] Wire - "Pink Flag" (1977)

Obraz
Wire to jeden z najciekawszych zespołów, jakie przyniosła tzw. punkowa rewolucja. Debiutancki "Pink Flag" to teoretycznie stricte punkowe granie. Niby tak, ale nie do końca. Do myślenia daje już sam fakt, że longplay ukazał się nakładem Harvest Records - poddziału EMI, który powstał, by wydawać płyty tych bardziej ambitnych wykonawców, na czele z Pink Floyd. I rzeczywiście, trudno postawić ten album w jednym szeregu z wydanym w tym samym roku "Never Mind the Bollocks" Sex Pistols, nie mówiąc już o chałturach innych punkowców. Zdecydowanie nie mamy tu do czynienia z niechlujnie, agresywnie zagranym rock and rollem, ale z muzyką znacznie bardziej pomysłową, dobrze przemyślaną, bliską już post-punkowego czy nowofalowego myślenia. Powyżej punkowych standardów jest już sama okładka, która równie dobrze mogłaby ozdobić album jakiegoś mniej pretensjonalnego przedstawiciela rocka progresywnego. Nie pojawia się na niej tytuł. Nie jest przecież potrzebny, skoro został pr

[Recenzja] Sun Ra and His Astro Infinity Arkestra - "Atlantis" (1969)

Obraz
Album "Atlantis" pierwotnie ukazał się w 1969 roku, w niskim nakładzie wypuszczonym przez własną wytwórnię Saturn. Znalazło się na nim pięć utworów, których tytuły zostały zainspirowane nazwami fikcyjnych lub rzeczywistych miejsc na świecie. Cztery lata później longplay został uwzględniony w serii reedycji wybranych dokonań Sun Ra i Arkestry, dokonanych przez prestiżową Impulse! Records. W tej wersji zyskał zupełnie nową okładkę, a chociaż spis utworów wygląda tak samo, to pod tytułem "Yucatan" kryje się całkowicie inny utwór. Nie alternatywne podejście do tego samego tematu, ale zupełnie inna kompozycja (o ile w tym przypadku można w ogóle mówić o kompozycjach, gdyż są to raczej improwizacje). Oba nagrania pojawiły się na kompaktowej reedycji Evidence z 1993 roku. Po raz kolejny zmieniono też okładkę, tym razem na nawiązującą do oryginalnego projektu, ale utrzymaną w fioletowo-żółtej kolorystyce. Pierwsza strona albumu powstawała w latach 1967-69 w nowojorsk

[Recenzja] Faust - "Faust IV" (1973)

Obraz
Album "So Far", choć znacznie przystępniejszy od eponimicznego debiutu Faust, pod względem komercyjnym podzielił los swojego poprzednika. Przedstawiciele wytwórni Polydor wymówili wówczas grupie kontrakt. Jednak Uwe Nettelbeck szybko znalazł dla swoich podopiecznych nowego wydawcę, uderzając do właśnie utworzonej brytyjskiej Virgin Records. Faust był jednym z pierwszych wykonawców w jej katalogu, obok Mike'a Oldfielda, Gong, Henry Cow oraz swoich rodaków z Tangerine Dream. Zgodnie z umową, jaką Nettelbeck zawarł z wytwórnią, producent dostarczył przygotowany przez siebie kolaż różnych ścinków, które pozostały po wcześniejszych sesjach zespołu. "The Faust Tapes", jak nazwano ten album, sprzedawano w cenie zwykłego singla, który w zależności od źródła rozszedł się w ilości pomiędzy 60 a 100 tysięcy sztuk. Ze względu na swoją cenę longplay został usunięty z oficjalnego brytyjskiego notowania, jednak osiągnął swój cel - przedstawił Faust brytyjskiej publiczno

[Recenzja] The Band - "Music from Big Pink" (1968)

Obraz
The Band. Niezwykle prosta i celna nazwa dla grupy muzycznej. Początkowo muzycy używali szyldu The Hawks. Gdy jednak zostali zaproszeni do współpracy przez Boba Dylana, powszechnie zaczęto nazywać ich po prostu  zespołem . Nawet na plakatach promujących koncerty można było przeczytać szyld Bob Dylan and the Band. W skład zespołu wchodzili gitarzysta Robbie Robertson, klawiszowcy Richard Manuel i Garth Hudson, basista Rick Danko oraz perkusista Levon Helm. Od września 1965 do maja 1966 intensywnie koncertowali z Dylanem, pomagając mu odtworzyć elektryczną muzykę z albumów "Bring It All Back Home" i "Highway 61 Revisited". Kiedy jednak Bob przystąpił do nagrywania kolejnego albumu, "Blonde on Blonde", z muzyków The Band towarzyszył mu jedynie Robertson. Promująca to wydawnictwo trasa koncertowa nie doszła do skutku. Oficjalnie z powodu wypadku motocyklowego Dylana, choć istnieje wiele wątpliwości, czy takie wydarzenie w ogóle miało miejsce. Faktem jest,

[Recenzja] Dexter Gordon - "Go" (1962)

Obraz
Dexter Gordon to chyba jedyny jazzman nominowany do Oscara nie za muzykę, ale za występ aktorski. W 1986 roku, u schyłku swojej kariery, saksofonista zagrał główną rolę w filmie "Round Midnight" Bertranda Taverniera (tym samym, za który wspomnianą nagrodę, ale za ścieżkę dźwiękową, zgarnął Herbie Hancock). Gordon wcielił się w postać jazzmana mieszkającego w Paryżu i zmagającego się z uzależnieniem od alkoholu. Historia jest ponoć luźno oparta na życiorysach Buda Powella i Lestera Younga, ale zdaje się nawiązywać też do życia samego Gordona, który też przez wiele lat żył w Europie. Na podobny krok zdecydowało się wielu czarnoskórych jazzmanów, mających dość rasizmu i lekceważącego stosunku do ich muzyki, z czym notorycznie spotykali się w swojej ojczyźnie. Gordon miał też problem z używkami. W latach 50. popadł w heroinowy nałóg. W tamtych czasach nie było to dobrze widziane przez amerykański przemysł muzyczny i gdyby wyszło na jaw, zrujnowałoby jego karierę. Trwająca

[Recenzja] Zappa / Mothers - "Roxy & Elsewhere" (1974) + "Roxy by Proxy" (2014)

Obraz
Albumy "Over-Nite Sensation" i "Apostrophe (')" były najlepiej sprzedającymi się wydawnictwami Franka Zappy, jakie ukazały się do tamtej pory. Był to efekt pewnych kompromisów artystycznych, zwrócenia się w stronę bardziej konwencjonalnego rocka. Tym samym nie w pełni wykorzystany został olbrzymi potencjał, tkwiący w ówczesnym składzie The Mothers. Nieco inaczej zespół prezentował się podczas występów. Można się o tym przekonać słuchając dwupłytowego, w wersji winylowej, "Roxy & Elsewhere". Trafił tu materiał zarejestrowany podczas różnych koncertów, przede wszystkim w trakcie kilkudniowej serii występów w hollywoodzkim Roxy Theater (8-10 grudnia 1973 roku), a także na pensylwańskim Edinboro State College oraz w chicagowskim Auditorium Theatre (odpowiednio 8 i 11 maja 1974 roku). Poszczególne nagrania czasem są miksem kilku wykonań, ponadto dokonano pewnych poprawek i dogrywek w studiu. Repertuar składa się z utworów wcześniej nie wydanych na

[Recenzja] David Bowie - "Hunky Dory" (1971)

Obraz
Tytuł rozpoczynającego ten longplay "Changes" jest wielce wymowny. Bowie zmieniał stylistykę niczym kameleon. W ciągu pięciu lat wydał cztery płyty, z których każda utrzymana jest w innym stylu. Po staromodnym popie (eponimiczny album z 1967 roku), folku (eponimiczny album z 1969 roku) i hard rocku ("The Man Who Sold the World"), przyszła pora na kolejne bardziej popowe, trochę też folkowe wydawnictwo, tym razem jednak jak najbardziej współczesne, na miarę początku lat 70., wyraźnie już kierujące się w stronę glamu. W nagraniach, odbywających się latem 1971 roku, wsparli go dawni współpracownicy: Mick Ronson, Rick Wakeman oraz Mick Woodmansey, a także nowy basista, Trevor Bolder. Ten ostatni wskoczył na miejsce Tony'ego Visconti, z którym Bowie się poróżnił. Oznaczało to także zmianę na stanowisku producenta, które zajął Ken Scott. Nowy materiał zyskał tytuł "Hunky Dory", co w angielskim slangu oznacza, że wszystko jest w porządku. I doskonale p

[Recenzja] Het Pandorra Ensemble - "III" (1978)

Obraz
Pomimo swojego tytułu, "III" jest pierwszym i jedynym wydawnictwem holenderskiego kwartetu Het Pandorra Ensemble. Równie myląca jest okładka tego albumu, sugerująca granie z okolic punku i nowej fali. Zawarta tu muzyka nie ma absolutnie nic wspólnego z taką stylistyką. Należałoby ją raczej zaklasyfikować jako rock progresywny z dużą domieszką jazzu, za to zupełnie bez symfonicznej pompy. Słyszę tu przede wszystkim dwie możliwe inspiracje. Pierwsza to scena Canterbury, z naciskiem na grupę National Health (która jednak zadebiutowała w tym samym roku). Takie skojarzenia wywołuje zwłaszcza brzmienie, ale też swobodne, bardziej jazzowe niż rockowe struktury utworów. Druga prawdopodobna inspiracja to King Crimson, szczególnie instrumentalne fragmenty "Larks' Tongues in Aspic", "Starless and Bible Black" i "Red". Tutaj należałoby wskazać podobny sposób gry instrumentalistów. Album zawiera pięć całkowicie instrumentalnych, zapewne przynajmnie

[Recenzja] Procol Harum - "Procol Harum" (1967)

Obraz
Skoro wspominałem już o The Moody Blues, muszę poświęcić też parę zdań grupie Procol Harum, której wkład w powstanie rocka progresywnego jest równie istotny. Prawdopodobnie większy, bowiem to właśnie ten zespół, jako jeden z pierwszych, wprowadził do rocka elementy muzyki klasycznej i uczynił z nich jeden z podstawowych elementów swojego stylu. Nie polegało to na dodaniu, jak u Moody Blues, orkiestry symfonicznej, ale na wplataniu motywów zaczerpniętych wprost z twórczości klasycznych kompozytorów albo innego rodzaju nawiązaniach już na etapie kompozycji, a nie dopiero podczas aranżacji. Wciąż jednak były to tylko smaczki, które ubarwiały stuprocentowo rockowe kawałki, przeważnie nie wychodzące poza piosenkową strukturę. Korzenie obu zespołów to rhythm and blues. Procol Harum wywodzi się bezpośrednio z grającego w tym stylu The Paramounts. Grupa wydała kilka singli, a także intensywnie koncertowała, głównie supportując większych od siebie - The Beatles, The Rolling Stones. Brak