[Recenzja] Deep Purple - "Turning to Crime" (2021)

Deep Purple - Turning to Crime


Ostrzeżenie: tekst powstał wyłącznie w celu zwiększenia liczby wyświetleń, z czego nie mam żadnych korzyści, oraz ilości komentarzy, z których większość i tak nie będzie się nadawać do opublikowania.
 
Jakiś czas temu przypadkiem natknąłem się na recenzję singla zapowiadającego najnowszy album Deep Purple, składającego się wyłącznie z przeróbek cudzych kompozycji. Abstrahując już od dziwnego pomysłu recenzowania pojedynczego nagrania, równie mocno zdumiało mnie, że autor bezwstydnie przyznaje się do nieznajomości utworów Boba Dylana czy Raya Charlesa, Fleetwood Mac kojarzy mu się tylko z mdłymi piosenkami z płyty "Rumours", a o dość ważnej przecież dla rozwoju muzyki rockowej grupie Love nawet nie słyszał. Takich osób - fanów popularnego zespołu, którzy nie znają nawet absolutnych podstaw reprezentowanego przez niego gatunku - jest z pewnością więcej. Dlatego pomyślałem sobie, że fajnie byłoby wykorzystać fakt wydania "Turning to Crime", by przybliżyć nieco twórców, których kawałki wzięli na warsztat muzycy Deep Purple. O tym, jak bardzo je zmasakrowali wiele nie będzie, gdyż zmusiłem się jedynie do posłuchania singli.

Love - "7 and 7 Is" z albumu "Da Capo" (1966)

Amerykański zespół Love zwrócił na siebie uwagę przede wszystkim późniejszym o rok albumem "Forever Changes", na którym zaprezentował bardzo subtelną odmianę psychodelii, opartą na brzmieniach akustycznych i orkiestrowych. To stąd pochodzi duży przebój "Alone Again Or", a cała płyta do dziś bywa uznawana za jeden z albumów wszech czasów. Wcześniejszy "Da Capo" to muzyka wciąż silnie tkwiąca w garażowo-rhythm'n'bluesowych korzeniach, aczkolwiek nierzadko ciekawie urozmaicona. "7 and 7 Is" to akurat najbardziej czadowy fragment longplaya. Szczególnie wersja mono - bez tego archaicznego rozbicia poszczególnych instrumentów na dwa kanały - powala wręcz proto-punkową energią. Wydaje się też idealnym kawałkiem do przerobienia przez zespół hardrockowy, jednak zdecydowanie nie przez dzisiejszy Deep Purple. W ich wersji tragicznie wypada wysilony wokal Gillana, do tego zupełnie niepotrzebnie dodano tandetny syntezator i pseudo-wyrafinowaną solówkę gitary. Ktoś pewnie tradycyjnie zapyta, czego wymagać po dziś 76-letnim wokaliście? No nie wiem, może chociaż godności, a nie wygłupiania się poprzez granie w dziadowski sposób ewidentnie młodzieżowej muzyki, jaką jest oryginał Love?

Warto sprawdzić: "Da Capo" i "Forever Changes", absolutną klasykę rocka.

Huey "Piano" Smith - "Rockin' Pneumonia and the Boogie Woogie Flu" z albumu "Having a Good Time" (1959)

Kawałek amerykańskiego pianisty, którego styl - inspirowany rhythm and bluesem, boogie oraz jazzem - miał ponoć wpływ na powstanie i rozwój rock and rolla. Warto wiedzieć, że ktoś taki istniał i czym się zajmował, natomiast jego twórczość z dzisiejszej perspektywy prezentuje się raczej archaicznie.

Fleetwood Mac - "Oh Well", singiel z 1969 roku

Zanim Fleetwood Mac stał się popową gwiazdą - nie jestem wielbicielem tego wcielenia grupy, choć zapewne jest to dobra muzyka, jak na taki prosty pop rock - grał całkiem przyzwoitego bluesa w brytyjskim wydaniu, a po sukcesie singla "Albatross" wzbogacił swoją muzykę o folkowe inspiracje. Niedługo przed pozbyciem się ze składu Petera Greena, założyciela i pierwszego lidera grupy, muzycy zwrócili się w bardziej hardrockowym kierunku, czego dowodem niealbumowe single "Oh Well" i "The Green Manalishi". Ten drugi już wiele lat temu trafił do repertuaru Judas Priest, nie wymagając wielu zmian, natomiast za pierwszy zabrało się teraz Deep Purple, też nie dokonując specjalnych zmian, poza dodaniem paru zbędnych dźwięków. Tym razem wokal Gillana wypada jeszcze bardziej kuriozalnie.

Warto sprawdzić: "Then Play On", "Greatest Hits" (ten z 1971 roku, zawierający głównie niealbumowe single), a jeśli bardzo się lubi bluesa, to wszystko z Peterem Greenem.

Mitch Ryder & The Detroit Wheels - "Jenny Take a Ride!" z albumu "Take a Ride" (1966)

Kawałek niedawno przypomniał Quentin Tarantino na ścieżce dźwiękowej "Dawno temu w Hollywood". To jedyny przebój tej słusznie zapomnianej grupy, dziś będący raczej tylko ciekawostką dla miłośników ówczesnego mainstreamu. A w zasadzie trochę wcześniejszego, gdyż kawałek brzmi bardziej w stylu początku lat 60. niż coś z roku, gdy powstały takie albumy, jak "Revolver", "Fifth Dimension", "Freak Out", "The Psychedelic Sounds of The 13th Floor Elevators", "Da Capo", "Blues Breakers", "East-West" czy "Fresh Cream".

Bob Dylan - "Watching the River Flow", singiel z 1971 roku

Samego Boba Dylana nie trzeba chyba nikomu przedstawiać, choć obawiam się, że wiele osób może kojarzyć jego twórczość wyłącznie z przeróbek innych wykonawców. Spotkałem się kiedyś z bardzo krzywdzącą opinią, jakoby każda taka przeróbka była lepsza od oryginalnej wersji, z czym absolutnie nie mogę się zgodzić. Dylan był nie tylko fantastycznym kompozytorem, ale także charyzmatycznym wykonawcą. Purple na warsztat wzięli stosunkowo mało znany utwór, który zdecydowanie nie należy do najlepszych w dorobku artysty - to po prostu bardzo stereotypowy blues. Wybór bardzo bezpieczny, bo coś takiego łatwo zagrać.

Warto sprawdzić: "The Freewheelin' Bob Dylan" i "The Times They Are a-Changin'" z wczesnego, stricte folkowego okresu, a także bardziej eklektyczne "Bringing It All Back Home", "Highway 61 Revisited" i "Blonde on Blonde" oraz dojrzałe "Blood on the Tracks" i "Desire". No i kultowy "The Basement Tapes" z udziałem The Band. To tak na początek.

Ray Charles - "Let the Good Times Roll" z albumu "The Genius of Ray Charles" (1959)

Kolejna legenda, jeden z pionierów muzyki soul. Śpiewający pianista Ray Charles łączył w swojej twórczości blues, rhythm'n'blues, jazz oraz gospel. Pełne pasji wykonania własnych i cudzych kompozycji przyniosły mu ogromną popularność oraz liczne wyróżnienia. "Let the Goof Times Roll" nie jest jego autorskim utworem - to przeróbka jump-bluesowego standardu z 1946 roku - jednak Purple swoją wersję oparli właśnie na wykonaniu Charlesa, z aranżacją Quincy Jonesa, rozpoczynającego słynny album "The Genius of Ray Charles".

Warto sprawdzić: "The Genius of Ray Charles", klasykę muzyki afroamerykańskiej.

Little Feat - "Dixie Chicken" z albumu "Dixie Chicken" (1973)

Jeden z bardziej znanych przedstawicieli tzw. southern rocka, ze wszystkimi wadami i niektórymi zaletami takiego grania, bez szczególnie zapamiętywanych kompozycji. Można sprawdzić, jeśli lubi się takie klimaty, ale nie należy spodziewać się hitów na miarę Lynyrd Skynyrd, ani równie dobrych albumów, jakie zdarzało się nagrywać The Allman Brothers Band (patrz niżej).

The Yardbirds - "Shapes of Things", singiel z 1966 roku

O tym zespole pamięta się głównie dlatego, że to pod jego szyldem zaczynali karierę tacy gitarzyści, jak Eric Clapton, Jeff Beck czy Jimmy Page. Był to dziwny twór, na który chyba nikt - muzycy, menadżerzy, producenci czy wydawcy - nie mieli za bardzo pomysłu. W poszczególnych nagraniach trafiają się ciekawe rozwiązania brzmieniowe czy aranżacyjne na miarę drugiej połowy lat 60., jednak kompozycje zwykle bazują na ogranych bluesowych i rhythm'n'bluesowych patentach, przez co zbyt mocno tkwią w pierwszej połowie wspomnianej dekady. Pełne wydawnictwa są strasznie nierówne, bronią się jedynie pojedyncze kawałki. "Shapes of Things" to jeden z nich. Ale on już doczekał się świetnej przeróbki Jeff Beck Group z 1968 roku, ze znakomitą partią wokalną Roda Stewarta, z którą współczesny Gillan nawet nie powinien próbować konkurować.

Arkansas Barefoot Boys  - "The Battle of New Orleans", singiel z 1928 roku

Nie mam wiele do powiedzenia o tym standardzie muzyki country, znanym m.in. z wykonań Johnny'ego Hortona i Lonniego Donegana, na których ponoć bazuje wersja Purpli. Oba te wykonania całkowicie mijają się z tym, czego szukam bądź kiedykolwiek szukałem w muzyce.

The Bob Seger System - "Lucifer" z albumu "Mongrel" (1970)

W Polsce Seger najbardziej znany jest ze swojej kompozycji "Turn the Page", a w zasadzie przeróbki dokonanej przez Metallikę. W sumie nic dziwnego, prezentowana przez niego muzyka kojarzy mi się wyłącznie z jazdą pick-upem przez amerykańskie pustkowia i chyba tylko w takich warunkach mógłbym jej posłuchać.

Cream - "White Room" z albumu "Wheels of Fire" (1968)

Trio Cream grało hard rocka jeszcze przed Deep Purple, Black Sabbath, nawet przed Led Zeppelin. A przy tym robiło to znacznie ambitniej od zdecydowanej większości przedstawicieli tego stylu, czerpiąc inspirację z psychodelii, bluesa, a nawet jazzu, do którego nawiązywały koncertowe improwizacje zespołu. "White Room" to jeden z najbardziej znanych utworów grupy, niedawno przypomniany nawet w filmie "Joker" Todda Phillipsa.

Warto sprawdzić: wszystko, co trio zarejestrowało w latach 60., a szczególnie albumy "Disraeli Gears", "Wheels of Fire" oraz dwuczęściowy "Live Cream".

Freddie King - "Going Down" z albumu "Getting Ready..." (1971)

Freddie King to jeden z najbardziej inspirujących bluesowych gitarzystów. To właśnie on, obok Alberta Kinga i B.B. Kinga, jest wymieniany jako jeden z tzw. Trzech Królów Bluesowej Gitary. Utwór "Going Down" pochodzi z jego najsłynniejszej płyty "Getting Ready...", a napisał go jej producent, Don Nix. Właśnie dzięki tej wersji kompozycja stała się bluesowym standardem, jednak Nix już wcześniej podarował ją produkowanej przez siebie grupie Moloch, która dokonała pierwszej wersji. Do dziś swoje interpretacje zaproponowało ponad pięćdziesięciu wykonawców, w tym m.in. J.J. Cale, John Lee Hooker czy zespoły Jeff Beck Group, Chicken Shack i Savoy Brown. Co ciekawe, kawałek był także w koncertowym repertuarze Deep Purple w latach 1973-76 oraz 2009-13. Studyjnej wersji z pewnością bliżej do późniejszych wykonań, niż tych z okresu, gdy rolę wokalisty pełnił David Coverdale w swojej życiowej formie.

Warto sprawdzić; "Getting Ready..." właśnie.

Booker T. & the M.G.'s - "Green Onions" z albumu "Green Onions" (1962)

Booker T. Jones, Steve Cropper, Lewie Steinberg i Al Jackson Jr. w latach 60. tworzyli zespół akompaniujący wokalistom nagrywającym dla Stax Records. Wydali też kilka instrumentalnych płyt pod szyldem Booker T. & the M.G.'s, z których największą sławę zyskał debiutancki "Green Onions", uznawany do dziś za klasykę rhythm'n'bluesa. Wypełniły go głównie przeróbki cudzych kompozycji, jednak największym hitem okazał się autorski utwór tytułowy.

Warto sprawdzić: "Green Onions", bo klasyka.

The Allman Brothers Band - "Hot 'Lanta" z albumu "At Fillmore East" (1971)

Niewielu było rockowych wykonawców, którzy na żywo wypadaliby równie fenomenalnie, co The Allman Brothers Band. Może tylko Cream, Jimi Hendrix, Grateful Dead, Quicksilver Messenger Service i Rory Gallagher, jeśli wybór ograniczyć do grup nieidących w stronę jazzu, awangardy lub eksperymentów. Jednak moim zdaniem to właśnie Allmani osiągnęli największe wyżyny w graniu koncertowym na swoim "At Fillmore East", z którego pochodzi najbardziej znana wersja jamu "Hot 'Lanta". Bardzo fajny jest też ich studyjny debiut bez tytułu, na którym grają bardzo porządnego blues rocka. Pozostałym płytom bliżej do southern rocka i daleko do tego poziomu.

Warto sprawdzić: "At Fillmore East", "The Allman Brothers Band".

Led Zeppelin - "Dazed and Confused" z albumu "Led Zeppelin" (1969)

Wierzę, że akurat tego zespołu nikomu przedstawiać nie trzeba. Osobiście cenię go m.in. za to, że wiedzieli kiedy zejść ze sceny.

Warto sprawdzić: "In Through the Out Door", a tak naprawdę wszystko poza tym.

The Spencer Davis Group - "Gimme Some Lovin'", singiel z 1966 roku

To w tym zespole karierę zaczynał uzdolniony wokalista, multiinstrumentalista i kompozytor Steve Winwood, a "Gimme Some Lovin'" to pierwszy przebój jego współautorstwa. Najciekawsze rzeczy robił później, już po rozstaniu z trzymającym się rhythm'n'bluesa oraz bluesa brytyjskiego The Spencer Davis Group.

Warto sprawdzić: późniejsze dokonania Winwooda, jak "Mr. Fantasy" i "The Low Spark of High Heeled Boys" Traffic oraz eponimiczny, a zarazem jedyny album Blind Faith.


Deep Purple na "Turning to Crime" przypomina utwory z czasów młodości muzyków, które w większości można uznać za klasykę rocka, rhythm'n'bluesa czy bluesa. Dzięki temu powstał najlepszy album zespołu pod względem kompozytorskim od bardzo dawna, jeśli nie po prostu najlepszy w tym aspekcie. Zachęcam jednak zapoznać się raczej z oryginalnymi wersjami, a w niektórych przypadkach - oznaczonych w powyższym tekście - z całymi płytami danych twórców. Będzie to z pewnością przyjemniejsze doświadczenie i z większym pożytkiem dla słuchającego.

Ocena: bez oceny



Deep Purple - "Turning to Crime" (2021)

1. 7 and 7 Is; 2. Rockin' Pneumonia and the Boogie Woogie Flu; 3. Oh Well; 4. Jenny Take a Ride!; 5. Watching the River Flow; 6. Let the Good Times Roll; 7. Dixie Chicken; 8. Shapes of Things; 9. The Battle of New Orleans; 10. Lucifer; 11. White Room; 12. Caught In The Act Medley: Going Down / Green Onions / Hot 'Lanta / Dazed and Confused / Gimme Some Lovin'

Skład: Ian Gillan - wokal; Don Airey - instr. klawiszowe; Steve Morse - gitara; Roger Glover - gitara basowa; Ian Paice - perkusja
Producent: Bob Ezrin


Komentarze

  1. Trochę szkódka że to nie recenzja, z oceną, bo ta byłaby zapewne stosunkowo wysoka - może i najwyższa od czasów "Come Taste The Band", ale podejrzewam że wszystkie kawałki brzmią plastikowo i płasko w porównaniu z oryginałami (tyle że właśnie takie brzmienie może odpowiadać dzisiejszemu słuchaczowi). Moją uwagę przykuła za to okładka... To ciekawe, bo wielu Gloverów chodzi po Warszawie i koczuje w pustostanach i na dworcach. A Paice wygląda tak, że aż chce się mu zabrać pałeczki i raczej posadzić raczej w fotelu, a nie za bębnami. Chyba już nie te lata. Gillian to taki miły wujcio, wizualnie trzyma się lepiej niż sugeruje to wokal. Dobrze że aż dwóch zdecydowało się nie ustawiać en face bo pewnie też miałbym raczej przykre skojarzenia. W każdym razie pewnie przykro byłoby tego słuchać wizualizując sobie kto to gra.

    A za rogiem czyhają Scorpionsi. Ale nawet ja nie zamierzam tego słuchać. A przecież często ze zwykłej ciekawości/sentymentu (chociaż w wypadku Niemców go nie mam) sięgam po nowe dokonania staruchów.

    Te komentarze których nie publikujesz (pewnie sporo było pod Yes i IM) to obelgi za obrażanie zasłużonych weteranów?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, właśnie takie komentarze nie przechodzą.

      Nie sądzę, żebym dobrze ocenił ten album, gdybym go jednak przesłuchał. W przypadku płyt z przeróbkami nie uwzględniam w ocenie kompozycji, bo nie powstały z myślą o tym konkretnym wydawnictwie. Wszystkie pozostałe elementy - jeśli single są reprezentatywne dla całości - prawdopodobnie prezentuje dokładnie ten sam poziom, co inne albumy Deep Purple z ostatnich trzech i pół dekady. A to trochę przypał nagrać płytę na takim poziomie, mając do dyspozycji takie kompozycje. No trudno, ważne, że album ukazał się w sam raz, abyśmy mieli co kupić ojcom pod choinkę.

      Usuń
  2. W przypadku Fleetwood Mac z okresu z Peterem Greenem ja bym proponował zapoznać się z albumem (lub całym koncertem) "Live in Boston" vol. 1 i 2. Są tam najbardziej ciężko zagrane utwory tej grupy z okresu bluesowego, a więc bliżej stylistyki hard rocka. Jest też na tych albumach "Oh Well". Szczególnie rozbudowane wersje Rattlesnake Shake (24.38 min.), The Green Manalishi (12.52) i Encore Jam (13.25) to dawka potężnego blues rocka z elementami psychodelii. Zwłaszcza jak się porówna Rattlesnake Shake z tej wersji koncertowej z pierwowzorem z płyty "Then Plays On" to buty spadają.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Potwierdzam, koncert z Bostonu jest świetny. Ale raczej zbyt obszerny, żeby polecać go na pierwszy kontakt z grupą. Może na drugi ;).

      Usuń
    2. jak będzie koniec świata to tylko jedna rzecz przetrwa istnienie niestety deep purple na scenie

      Usuń
  3. Dwie z w/w kompozycji w swoich interpretacjach wydał już Rush w roku 2005. I ma dziwne przeczucie, że zrobili to o niebo lepiej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już zapomnislem o tamtym wydawnictwie, ale faktycznie zawiera "7 And 7 Is" i "The Shapes of Things", a do tego jest tam też inny kawałek z "Wheels of Fire" Cream, "Crossroads". Dało się tego słuchać, ale ze znużeniem. Wersje Rush nic nie wniosły do tych cudzych kompozycji.

      Usuń
  4. Przy okazji dwóch artystów którzy tu się pojawili:
    Czy bedziesz jeszcze recenzować płyty Boba Dylana? Zakończyłeś na Desire a przecież później nagral jeszcze kilka ciekawych płyt.I czy zabierzesz sie kiedyś za twórczość Raya Charlesa?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mam w planach kontynuować pierwszego, ani brac się za drugiego.

      Usuń
  5. Nie wiem, który z muzyków wyskoczył z tym projektem. Jak Gillan, to jestem w lekkim szoku, przecież on kilka lat temu już nagrał przeróbki z The Javelins.
    Co do albumu to puściłem go sobie dzisiaj przy przeglądaniu calodniowych wiadomości. Szału nie ma, masakrowac takze nie będę. Liczę tylko na to, ze młodzi po przeczytaniu powyższej recenzji Pawła, zainteresują się poleconymi longplay'ami (a taka dinozaurowa nazwa mi się przypomniała) i wsiakna w dobra muzykę.
    Jak dla mnie 3/10. Można, Ale po co??
    PS. Pawle, widziałem na rymie, ze ostatnio ostro pracujesz nad klasyka/powazna. Będziesz coś recenzować???

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam za małą wiedzę, żeby pisać merytorycznie o poważce.

      Usuń
  6. Jakiś czas temu kupiłem ojcu Whoosh, ucieszył się bardzo i non stop katuje Throw The Bones czy Nothing It All, ten mu nie przypadł do gustu. Co do Whoosh jak na Dinozaury jest ok ale według mnie ale no nie jest to jakiś album po który bym chętniej sięgał niż Machine Head czy nawet Perfect Strangers, chociaż nagrany w podobnej stylistyce czuć na nim zadyszke i starość, brakuje mu "mocy" ale dla pana w podeszłym wieku jak mój ojciec jest ok.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To Durple miały kawałek o tytule takim samym jak GG? Ciekawe jakby im wyszło coverowanie Giganta.

      Usuń
    2. Gdyby w swoich lepszych latach wzięli na warsztat "Why Not?", to chyba nie byłoby tragedii, bo oryginał Gentle Giant brzmi jak próba grania w stylu Uriah Heep z okresu, gdy ten imitował Deep Purple.

      Usuń
  7. A w sumie to skąd taka niekonsekwencja? Nowe dokonania Iron Maiden czy Yes albo nawet Wilsona - słuchasz a DP, Scrpionsów czy Who już nie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiedziałem, że to trzeba słuchać w pakiecie

      Usuń
    2. To Ty powiedziałeś kiedyś że nie zamierzasz już słuchać dinozaurów. Zwyczajnie interesuje mnie ten dualizm

      Usuń
    3. I zwykle tego nie robię, ale Iron Maiden miał obiecujący singiel, a Yes potencjał na coś tak złego, że az śmiesznego. Natomiast po Deep Purple, Scorpions czy Who nie spodziewam się niczego więcej, niż sztampy i okropnej nudy.

      Usuń
  8. Przyznaję, że to ja zasugerowałem pod albumem Yes, że może wzięcie się za covery coś zmieni u Durpli i nawet nie do końca na poważnie, więc i efekt zbytnio mnie nie rozczarował (bo mimo wszystko z ciekawości sprawdziłem). Najbardziej zabolała wersja “White Room”. W oryginale to jedna z najlepszych piosenek rockowych (tylko szkoda, że tak nagle się urywa niemal w środku solówki. Niestety nie znalazłem wersji koncertowych, która dorównywałaby w moich uszach studyjnej). A tu aż bolą uszy od wygładzonego brzmienia i stetryczałego wokalu. Nawet spodziewałem się takiej formy recenzji, ale i tak fajnie wyszło ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Good news: Morse już nie gra z Purplami (chociaż powody odejścia nie są good)
    Bad news: Purple nagrywają kolejny album.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie sądzę, żeby brak Morse'a cokolwiek miał cokolwiek zmienić. To był tylko jeden z wielu i nie największy problem współczesnego Deep Purple.

      Usuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] ||ALA|MEDA|| - "Spectra Vol. 2" (2024)

[Recenzja] Death - "Human" (1991)

[Recenzja] Present - "This Is NOT the End" (2024)

[Recenzja] Republika - "Nowe sytuacje" (1983) / "1984" (1984)