Posty

Wyświetlanie postów z maj, 2018

[Recenzja] Xhol Caravan - "Electrip" (1969)

Obraz
Historia tej niemieckiej grupy sięga 1967 roku. W oryginalnym składzie znaleźli się saksofoniści Tim Belbe i Hansi Fischer, basista Klaus Briest, oraz trzech Amerykanów: perkusista Gilbert "Skip" van Wyk, a także wokaliści James Rhodes i Ronnie Swinson. Wkrótce dołączył do nich gitarzysta Werner Funk. Początkowo występowali pod nazwą Soul Caravan. Pod tym szyldem ukazał się debiutancki album "Get in High", wypełniony przeciętną i zupełnie nieoryginalną muzyką w stylistyce psychodelicznego soulu. Wkrótce jednak ze składu odeszli obaj wokaliści i gitarzysta, a pozostali muzycy, wsparci przez klawiszowca Öckiego Breverta, zmienili nazwę na Xhol Caravan (później skróconą do Xhol, aby uniknąć pomyłek z brytyjskim Caravan) i podążyli w zupełnie inne, bardziej ambitne i eksperymentalne rejony. Opublikowany w 1969 roku album "Electrip" to jedno z najwcześniejszych krautrockowych wydawnictw. Oczywiście, w tamtym czasie nikt jeszcze nie nazywał takiej muzyki

[Recenzja] Miles Davis - "Bitches Brew Live" (2011)

Obraz
Tytuł "Bitches Brew Live" celowo wprowadza w błąd, żerując na popularności albumu Milesa Davisa z 1970 roku. W rzeczywistości nie jest koncertowa wersja tego wydawnictwa. Brakuje dwóch utworów ("Pharaoh's Dance", "John McLaughlin"), a pozostałe cztery (tytułowy, "Miles Runs the Voodoo Down", "Spanish Key", oraz zamieszczony tu dwukrotnie "Sanctuary") tak bardzo różnią się od wersji albumowych, że stały się praktycznie zupełnie nowymi kompozycjami. Zupełnie inny jest też skład - tamten album nagrywał rozbudowany ansambl, a tutaj słuchamy małych, dobrze zgranych grup. Można jednak wybaczyć wydawcy to małe oszustwo, gdyż sam materiał jest naprawdę bardzo interesujący i dobrze się stało, że został wydany. To godzina wspaniałej muzyki, zarejestrowanej podczas dwóch festiwalowych występów Milesa Davisa. Pierwsze dwadzieścia cztery minuty to zapis występu z 5 lipca 1969 roku na Newport Jazz Festival. Choć występ odbył się

[Recenzja] Captain Beefheart - "The Spotlight Kid" (1972)

Obraz
Po wydaniu pięciu albumów, Captain Beefheart i muzycy jego Magicznego Zespołu wciąż żyli w biedzie. Byli świadomi, że sytuacja ta się nie zmieni, dopóki będą grać zwariowaną, nieokiełznaną, muzykę w stylu "Trout Mask Replica". Stąd też decyzja o złagodzeniu swojego oblicza. Album "The Spotlight Kid" - sygnowany wyłącznie pseudonimem Van Vlieta (bez dopisku "...and His Magic Band") - zawiera muzykę bardziej przystępną, często o wręcz piosenkowym charakterze. Choć jest to piosenkowość raczej bluesowa niż popowa (np. "White Jam", "Blabber 'n Smoke", instrumentalny "Alice in Blunderland", "Click Clack", "Glider"). Jednak gdzieniegdzie słychać jeszcze przebłyski dawnej dzikości i bezkompromisowości ("I'm Gonna Booglarize You Baby", "When It Blows Its Stacks"). Jest też odrobina jamowego luzu, wywołująca - mimo piosenkowej formy  - skojarzenia z "Mirror Man" ("Ther

[Recenzja] John Coltrane - "Stellar Regions" (1994)

Obraz
Po premierze "Interstellar Space" nastąpiła długa przerwa w wydawaniu pośmiertnych płyt Johna Coltrane'a z premierowym materiałem studyjnym. Dopiero dwadzieścia lat później okazało się, że jego archiwa przez cały ten czas wciąż skrywały niepublikowane nagrania. Odnaleziono wówczas taśmę z zapisem sesji z 15 lutego 1967 roku, podczas której saksofoniście towarzyszyli Alice Coltrane, Jimmy Garrison i Rashied Ali. Była to jedna z dwóch sesji, których efekty złożyły się na album "Expression" (druga odbyła się 7 marca). Materiał postanowiono wydać pod tytułem "Stellar Regions", zarówno w wersji winylowej, jak i wzbogaconej o trzy alternatywne podejścia wersji kompaktowej. Nie jest to całkiem premierowy materiał. Tutejsze wykonanie "Offering" to dokładnie to samo podejście, które trafiło na "Expression". Natomiast temat z "Stellar Regions" został ponownie wykorzystany w nagraniu "Venus", zarejestrowanym równo ty

[Recenzja] Radiohead - "Kid A" (2000)

Obraz
Po ogromnym sukcesie "OK Computer" mogli spocząć na laurach. Nagrywać kolejne przebojowe albumy w tym stylu i nie martwić się o zyski. Wybrali jednak inną drogę. Bardziej ambitną i odważną. Postanowili zbudować swój styl na nowo, odchodząc od dawnej przystępności i przebojowości, a także od typowo rockowego brzmienia. Poświęcili wiele czasu na tworzenie nowego materiału - napisali w sumie około czterdziestu utworów, z których nagrali około połowę. Dziesięć z nich ukazało się na albumie "Kid A", jedenaście kolejnych na wydanym rok później "Amnesiac". Wydając pierwszy z nich, niemal całkowicie zrezygnowano z tradycyjnych form promocji - żadnych singli, teledysków, nawet trasy koncertowej. Zamiast tego, wykorzystano na szeroką skalę możliwości internetu, co było prawdziwie nowatorskim rozwiązaniem. Choć "Kid A" ukazał się jeszcze w XX wieku, tak naprawdę wprowadził muzykę w XXI wiek. Pod względem ściśle muzycznym nie jest to zupełnie nowators

[Recenzja] Herbie Hancock - "Man-Child" (1975)

Obraz
Herbie Hancock postanowił nagrać ten album w znacznie poszerzonym składzie. W sesji wzięło udział równo dwudziestu instrumentalistów, w tym wszyscy członkowie Head Hunters (włącznie z byłym perkusistą Harveyem Masonem), a także tacy muzycy, jak chociażby Wayne Shorter, Stevie Wonder, czy gitarzysta Wah Wah Watson. Album "Man-Child" stanowi logiczne rozwinięcie "Head Hunters" i "Thrust" - Herbie odchodzi tu jeszcze dalej od swoich jazzowych korzeni, na rzecz typowego funku. Ograniczone zostały improwizacje, które na dwóch poprzednich albumach wciąż odgrywały istotną rolę. Zamiast tego otrzymujemy zbiór dość krótkich (jak na standardy Hancocka), zwartych kawałków o zdecydowanie tanecznym charakterze (np. singlowy "Hang Up Your Hang Ups", "Heartbeat", czy "Steppin' in It" zbudowany na linii basu podobnej do tej z "Chameleon"), uzupełnionych dwiema łagodnymi balladami ("Sun Touch" i nieco mniej komercy

[Recenzja] Yatha Sidhra - "A Meditation Mass" (1974)

Obraz
Niemieckie trio Yatha Sidhra pozostawiło po sobie tylko jeden album. Jeden, ale za to jakże piękny. "A Mediatation Mass" w całości wypełnia tytułowa czteroczęściowa suita, będąca wspaniałą mieszanką krautrocka, psychodelii, folku i jazz rocka, przesiąkniętą klimatem środkowo-południowej Azji. Choć całość jest bardzo spójna, nie bez powodu podzielono ją na części. "Part 1" - najdłuższa, 18-minutowa część - ma medytacyjny charakter i hipnotyzujący nastrój, tworzony przez przepiękne partie fletu, którym towarzyszy jednostajny podkład gitary i egzotycznych perkusjonaliów, oraz elektroniczne szumy w tle. Pojawiają się też partia wokalna o nieco wschodnim charakterze.  Krótki, ledwie trzyminutowy "Part 2", jest bezpośrednią kontynuacją poprzedniej części, ale zmienia się instrumentarium - tym razem partii fletu towarzyszy elektryczne pianino, transowa partia elektrycznego basu, oraz dość zwyczajna perkusja. W drugiej połowie milknie flet, a pozostałe instru

[Recenzja] Miles Davis - "The Complete On the Corner Sessions" (2007)

Obraz
"The Complete On the Corner Sessions" to ostatni boks z tej serii i zarazem najlepszy. Na sześciu kompaktach zebrano materiał z trzyletniego okresu poprzedzającego długą przerwę od grania, jaką Miles zrobił sobie w połowie lat 70. Ściślej mówiąc, nagrań dokonano podczas kilkunastu różnych sesji, mających miejsce od marca 1972 do maja 1975 roku. Davis, po krótkim etapie jazzrockowym, wrócił wówczas do tworzenia bardziej eksperymentalnej muzyki. Razem z towarzyszącymi mu instrumentalistami, stworzył niesamowitą i bardzo oryginalną fuzję jazzu, funku, rocka, psychodelii, muzyki hindustańskiej i afrykańskiej, oraz współczesnej awangardy, kładąc nacisk przede wszystkim na warstwę rytmiczną, której podporządkowana została cała reszta. W nagraniach, jak zwykle, trębacza wspomagało mnóstwo wspaniałych, kreatywnych muzyków. Podczas sesji z czerwca i lipca '72, których wynikiem był album "On the Corner", towarzyszyła mu prawdziwa śmietanka sceny fusion, m.in. John M

[Recenzja] Cargo - "Cargo" (1972)

Obraz
Holenderski Wishbone Ash. Tak najprościej można opisać należącą do nieznanego kanonu rocka grupę Cargo. Skojarzenia z angielskim zespołem wywołują przeplatające się partie dwóch gitar solowych i pulsujące partie basu, oraz charakterystyczne dla lat 70. brzmienie. Zespół pozostawił po sobie tylko jeden longplay, a także parę singli i EPek, wydanych jeszcze pod szyldem September. Album "Cargo" ukazał się w 1972 roku i przeszedł praktycznie niezauważony. Dopiero kompaktowa reedycja z 1993 roku zwróciła na dawno już nieistniejący zespół uwagę szerszego grona miłośników klasycznego rocka. Longplay wypełniają zaledwie cztery, w większości rozbudowane kompozycje, o dość swobodnych, raczej jamowych strukturach. Dominuje instrumentalne granie, z długimi solówkami braci De Hont, podpartymi wyrazistą grą sekcji rytmicznej. Dwa najdłuższe utwory, "Sail Inside" i "Summerfair" łączą rockowy czad z łagodniejszymi momentami, o niemal pastoralnym nastroju, tak typo

[Recenzja] John Coltrane - "Live in Japan" (1991)

Obraz
Latem 1966 roku John Coltrane udał się na swoją jedyną trasę koncertową po Japonii. Towarzyszył mu jego ostatni zespół, w skład którego wchodzili Pharoah Sanders, Alice Coltrane, Jimmy Garrison i Rashied Ali. Co najmniej dwa z tych występów - z 11 i 22 lipca w Tokio - zostały profesjonalnie zarejestrowane i na przestrzeni lat ukazały się liczne wydawnictwa zawierające ich fragmenty lub całość. Najpełniejszy obraz przynosi wydany w 1991 roku boks "Live in Japan", który na czterech płytach CD zawiera prawdopodobnie kompletne zapisy obu występów. Wcześniej ukazały się m.in.: Okładka "Concert in Japan". " Concert in Japan " (1973) - 2 LP z fragmentami występu z 22 lipca (bez "My Favorite Things"). " Coltrane in Japan " (1973) - 3 LP,  zapis z 22 lipca. Wydany tylko w Japonii. " Second Night in Tokyo " (1977) - 3 LP, zapis z 11 lipca plus wywiad z liderem. Wydany tylko w Japonii. " Live in Japan Vol. 1 " i &

[Recenzja] Rage Against the Machine - "Renegades" (2000)

Obraz
Muzycy Rage Against the Machine wyjątkowo szybko - jak na swoje standardy - uporali się z nagraniem czwartego albumu, który do sprzedaży trafił niewiele ponad rok po "The Battle of Los Angeles". Nie ma w tym jednak niczego nadzwyczajnego, gdyż "Renegades" to po prostu album z coverami. Zespół sięgnął głównie do repertuaru wykonawców hiphopowych (jak np. Cypress Hill czy Afrika Bambaataa) i około-punkrockowych (The Stooges, MC5, Minor Threat). Są też mniej oczywiste wybory, jak utwory Boba Dylana, The Rolling Stones i Bruce'a Springsteena. Za każdym razem zespół nadaje jednak coverom własnego stylu, całkowicie rezygnując z elementów charakterystycznych dla oryginalnych twórców, dzięki czemu brzmią jak jego autorskie kawałki. Z jednym wyjątkiem. "Beautiful World" nowofalowego Devo został przerobiony na... łagodną balladę, z subtelnym śpiewem Zacka de la Rochy i akompaniamentem nieprzesterowanej gitary. To całkowite zaprzeczenie stylu zespołu, co s

[Recenzja] Herbie Hancock - "Thrust" (1974)

Obraz
"Thrust" to drugi album Herbiego nagrany ze składem Head Hunters (z nowym perkusistą Mikiem Clarkiem na miejscu Harveya Masona). Pomysł na muzykę jest taki sam, jak na przebojowym "Head Hunters". Bo i po co od razu zmieniać coś, co przyniosło tak wielki sukces? Dominują tu proste, funkowe rytmy i futurystyczne brzmienia syntezatorów, ale utwory są dość długie (mieszczą się w przedziale czasowym od siedmiu do jedenastu minut), co daje muzykom spore pole do popisu. Tanecznego potencjału nie można odmówić takim kawałkom, jak "Palm Grease", "Actual Proof" i "Spank-a-Lee", ale najważniejszym i najpiękniejszym utworem jest bardziej stonowany "Butterfly", w którym błyszczy przede wszystkim Bennie Maupin, choć zarówno lider (grający tu głównie na pianinie elektrycznym), jak i rozbudowana sekcja rytmiczna również pokazują swój talent. Ogólnie jest to całkiem przyjemny longplay, choć nie tak przełomowy i interesujący, jak jego słyn

[Recenzja] The Stooges - "The Stooges" (1969)

Obraz
Dowodzony przez charyzmatycznego Iggy'ego Popa zespół The Stooges był jednym z prekursorów punk rocka. Podobnie jednak jak inni proto-punkowi wykonawcy, do zaoferowania miał znacznie więcej, niż jego naśladowcy. Co słychać już na jego debiutanckim, eponimicznym albumie. Zespół zarejestrował go w kwietniu 1969 roku z pomocą byłego muzyka The Velvet Underground, Johna Cale'a, w roli producenta. Choć muzycy aktywnie koncertowali od kilkunastu miesięcy, przystępując do nagrań dysponowali jedynie pięcioma kompozycjami, w większości trwającymi około trzech minut. Przedstawiciele Electra Records nie chcieli słyszeć o tak krótkim albumie, więc zespół spontanicznie stworzył jeszcze trzy kawałki ("Real Cool Time", "Not Right" i "Little Doll"). Podobno zajęło to tylko jedną noc, a następnego dnia zostały zarejestrowane w studiu. Wytwórni nie spodobał się także miks albumu przygotowany przez Cale'a - ostatecznie materiał został ponownie zmiksowany prz

[Recenzja] Miles Davis - "The Complete Jack Johnson Sessions" (2003)

Obraz
Jeden z najlepszych boksów z tej serii. Zarówno ze względu na ilość i jakość premierowego materiału, jak i na możliwość podglądu tego, jak rodził się jeden z najlepszych albumów Milesa Davisa, czyli "Jack Johnson" (znany też jako "A Tribute to Jack Johnson"). Na pięciu płytach CD zamieszczono nagrania dokonane w okresie od 18 lutego do 4 czerwca 1970 roku. W tamtym czasie trębacz był pod silnym wpływem muzyki rockowej i funkowej, przede wszystkim Jimiego Hendrixa, Jamesa Browna i grupy Sly and the Family Stone. Jednak dopiero dzięki temu wydawnictwu można się w pełni przekonać, jak wielki był to wpływ. Ówczesny koncertowy skład grupy Davisa był całkiem stabilny - towarzyszyli mu Dave Holland, Jack DeJohnette, saksofonista Steve Grossmann, Chick Corea i/lub Keith Jarrett na klawiszach, a także perkusjonalista Airto Moreira. Jednak w studiu Miles eksperymentował ze składem, testując możliwości i umiejętności różnych muzyków. Oprócz wyżej wymienionych instrumenta

[Recenzja] Radiohead - "OK Computer" (1997)

Obraz
Jeden z najsłynniejszych albumów w historii, który po dwóch dekadach od wydania wciąż wywołuje wielkie - i skrajne - emocje. Multiplatynowa sprzedaż, stała obecność w praktycznie wszystkich profesjonalnych listach płyt lat 90. i wszech czasów, pierwsze miejsce w rankingu ogólnym strony Rate Your Music - to wszystko robi wrażenie, bez względu na to, czy podzielamy te zachwyty, czy jesteśmy nimi zdumieni. Jednocześnie utrudnia to obiektywną ocenę tego materiału. Dla jednych jego wielkość jest dogmatem. Dla innych jest to najbardziej przereklamowany album w dziejach, niesłuchalny gniot, który przyczynił się do upadku muzyki rockowej. Obydwa podejścia są oczywiście mocno przesadzone. Z jednej strony zestawienie tego albumu z dziełami w rodzaju "Dark Side of the Moon" czy "Kind of Blue" jest śmieszne i smutne zarazem, lecz z drugiej - nie jest to całkiem bezwartościowa muzyka. Do nagrania swojego trzeciego longplaya muzycy Radiohead podeszli całkiem ambitnie. Za c