[Recenzja] Kraftwerk - "Die Mensch-Maschine" (1978)

Kraftwerk - Die Mensch-Maschine


Jeden z najważniejszych albumów w dziejach fonografii. Kto wie, czy nie najważniejszy w kontekście muzyki powstałej po 1978 roku? Kraftwerk na "Die Mensch-Maschine" - poza ojczyzną zespołu opublikowanym jako "The Man-Machine" - znakomicie rozwinął pomysły ze swoich wcześniejszych wydawnictw, przede wszystkim "Trans-Europa Express" i "Radio-Aktivität". Zwiększając przebojowość i taneczny potencjał granej przez siebie muzyki, niemiecki kwartet dotarł do jeszcze większego grona odbiorców, w tym kilku pokoleniom twórców, dając im niewyczerpalne źródło inspiracji. Właściwie cała późniejsza elektronika, z synthpopem na czele, czerpie garściami z tego materiału. Jeśli nawet nie bezpośrednio, to przynajmniej za pośrednictwem tych, co czerpali wprost. Trudno zliczyć tyko tych wykonawców, którzy powoływali się na ten album w wywiadach, albo zdecydowali się na nagranie własnej wersji któregoś z sześciu zawartych tu utworów.

W sukcesie "Die Mensch-Maschine" pomogła nie tylko muzyka, ale też cała otoczka wokół niej. Uwagę zwraca na pewno okładka, kojarząca się z propagandowymi plakatami totalitarnych reżimów. Inspiracji dostarczyła także twórczość rosyjskiego malarza suprematystycznego Łazara Lisickiego, lepiej znanego jako El Lissitzky. Na okładkowym zdjęciu muzycy - od lewej: Ralf Hütter, Karl Bartos, Wolfgang Flür i Florian Schneider - prezentują swój nowy image: czerwone koszule, czarne krawaty i spodnie, gładko zaczesane włosy oraz mocny makijaż. To tytułowi ludzie-maszyny, koncept wynikający tyleż z fascynacji technologią, co filozoficznych przemyśleń nad odczłowieczeniem. To w tym okresie zaprojektowano imitujące wygląd muzyków "roboty", które zastępowały kwartet na sesjach zdjęciowych, w teledyskach, a nawet podczas koncertów.

Materiał powstawał na przełomie lat 1977/78, nie tylko w należącym do zespołu studiu Kling Klang w Düsseldorfie, ale też w pobliskim Rudas Studios. Zespół po raz pierwszy musiał pracować gdzieś indziej, ponieważ realizacja nowych utworów wymagała większej konsolety, która zwyczajnie nie mieściła się w jego własnym studiu. W komponowaniu oprócz Schneidera i Hüttera wziął udział także Bartos, co również stanowiło bezprecedensową sytuację. To właśnie jego udział odegrał istotną rolę dokonaniu zwrotu ku bardziej piosenkowym formom. Najlepszym tego przykładem chyba najbardziej rozpoznawalny kawałek zespołu, czyli "Das Modell" (dla większości świata "The Model"). To faktycznie bardzo zgrabna piosenka z charakterystycznym motywem syntezatora, taneczną rytmiką oraz chwytliwą partią wokalną. Jak na utwór Kraftwerk wyjątkowo długi okazuje się tekst, napisany przez człowieka spoza zespołu, Emila Schulta. Co ciekawe, singiel z tym utworem został kompletnie zignorowany, gdy ukazał się po raz pierwszy. Dopiero trzy lata później, gdy nagranie trafiło na stronę B singla promującego kolejny album, radiowi DJ-e właśnie ten kawałek chętniej prezentowali na antenie.

Jednak poza "Das Modell" na płycie znalazło się pięć innych, wcale nie mniej udanych, a może nawet bardziej interesujących nagrań. Takich, jak otwierający całość "Die Roboter" ("The Robots"), oparty na kilku uzupełniających się sekwencjach syntezatora, które tworzą kolejną świetną melodię, a zarazem bardzo fajny klimat, który z dzisiejszej perspektywy najlepiej określić retro-futurystycznym. Warstwa wokalna tym razem jest już bardziej zdehumanizowana - w czym pomogło wykorzystanie wokodera - i powściągliwa, składająca się z kilku powtarzanych linijek. Nie tylko po niemiecku lub angielsku - na obu wersjach albumu daje się tez usłyszeć rosyjskie słowa Ja tvoi sluga / ja tvoi rabotnik, co doskonale koresponduje z okładką oraz wyraźnie sugeruje, kim są tytułowe roboty. Równie ciekawie wypadają kolejne utwory: łączący klimatyczne, wręcz ambientowe tło z twardą, znacznie szybszą warstwą rytmiczną "Spacelab", a także majestatyczny "Metropolis", zainspirowany tak samo zatytułowanym filmowym dziełem Fritza Langa z 1927 roku. W obu warstwa wokalna ogranicza się do kilkukrotnego powtórzenia tytułu. Znacznie więcej słów pojawia się w tytułowym "Die Mensch-Maschine" ("The Man-Machine"), kolejnym bardzo przebojowym kawałku, a także w najmocniej się tutaj wyróżniającym "Neonlicht" ("Neon Lights") - najbardziej ludzkim nagraniu, balladzie, która stopniowo rozwija się w coś na kształt improwizacji.

Technologia stosowana przez twórców muzyki elektronicznej na przestrzeni tych nieco ponad czterech dekad poszła bardzo mocno do przodu. Jednak w drugiej połowie lat 70. takie granie było czymś naprawdę innowacyjnym, nowoczesnym, a wręcz futurystycznym. "Die Mensch-Maschine" w zasadzie stał się wyznacznikiem brzmienia na dobrą dekadę, dzięki czemu dość późno się zestrzał. Ale zestarzał się także wyjątkowo dobrze. Nawet obecnie można być pod wrażeniem, w jaki sposób i z jakim skutkiem Kraftwerk wykorzystywał ówczesną, z dzisiejszej perspektywy prymitywną technologię. Do tego album ma po prostu ogromne walory użytkowe, jako kopalnia świetnych melodii. Muzycy maksymalnie wykorzystali te niespełna trzydzieści siedem minut. Taki czas trwania pozostawia co prawda pewien niedosyt, ale zawsze można posłuchać całości dwukrotnie, najlepiej w różnych wersjach językowych. A gdybym miał polecić tylko jedną z nich? Osobiście jestem zwolennikiem niemieckiej - tak twardy, szorstki język zdecydowanie lepiej pasuje do tej muzyki. Jedynie w przypadku "Neon Lights" preferuję wariant angielski, ze względu na śpiewność tego języka, która doskonale sprawdza się w tym łagodniejszym nagraniu. 

Ocena: 10/10



Kraftwerk - Die Mensch-Machine
Kraftwerk - "Die Mensch-Maschine" (1978)

Wersja niemiecka: 1. Die Roboter; 2. Spacelab; 3. Metropolis; 4. Das Modell; 5. Neonlicht; 6. Die Mensch-Maschine

Wersja międzynarodowa: 1. The Robots; 2. Spacelab; 3. Metropolis; 4. The Model; 5. Neon Lights; 6. The Man-Machine

Skład: Ralf Hütter - syntezatory, elektronika, wokoder, wokal; Florian Schneider - syntezatory, elektronika, wokoder, wokal; Karl Bartos - elektroniczna perkusja; Wolfgang Flür - elektroniczna perkusja
Producent: Ralf Hütter i Florian Schneider


Po prawej: okładka współczesnych reedycji.


Komentarze

  1. Pamiętam jeszcze 6/10 dla tego albumu na RYM, co po raz kolejny potwierdza, że może warto z czasem wrócić do pewnych zespołów, które kiedyś nie do końca przypadły do gustu ;)

    Z obecną oceną jak najbardziej się zgadzam, ponieważ jest to fantastyczny materiał pod każdym względem. Według mnie wszystkie poprzednie płyty to tak naprawdę przedsmak przed "Die Mensch-Maschine". Panowie w najlepszy sposób pokazali tutaj, że można grać zarówno komercyjnie, jak i ambitnie. Bardzo pomysłowe aranżacje, niesamowicie chwytliwe melodie, ogromny wpływ na późniejszą muzykę, a przy tym być może najlepsza produkcja jaką słyszałem czynią to wydawnictwo arcydziełem i najlepszą płytą z obszaru synthpopu.

    OdpowiedzUsuń
  2. O cholera, 10/10, nie spodziewałem się tego. Jak ostatnio patrzyłem to na RYMie dałeś tej płycie 7/10. Co najbardziej wpłynęło na zmianę twojej opinii na temat tego albumu?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie było to nic konkretnego. Po prostu wróciłem do niego po dłuższej przerwie, praktycznie już nic z niego nie pamiętając. I z każdym kolejnym odsłuchem coraz bardziej mnie zachwycał tym wszystkim, o czym napisałem już w recenzji.

      Usuń
    2. To chyba teraz przyszła pora na 10/10 dla OK Computer ( ͡° ͜ʖ ͡°)
      Bardzo fajna recenzja ogółem, zgadzam się z oceną. Po prostu przepiękny, niesamowicie wpływowy album. Klejnot muzyki popularnej.

      Usuń
    3. A co ma "Ok Computer" do rzeczy?

      Usuń
    4. Kiedyś patrzyłem na oceny Kraftwerka, między innymi twoje i zdziwiły mnie szczerze dość niskie oceny liczbowe (5 albo 6, nie pamiętam już) tak dobrych wydawnictw jak "Trans Europa Express", a także albumu będącego przedmiotem tej recenzji. Rozumiem motywy twojej ówczesnej oceny, a także tej obecnej i się w pełni z nimi zgadzam. Do "OK Computer" nawiązałem w ramach żartu odnośnie zaistniałej sytuacji, bo z tego co zauważyłem ostatnio reflektujesz swoje oceny, często dość mocno i tbh jestem ciekawy czy po latach zmieniłeś swoje podejście do tego albumu.

      Usuń
    5. Zmieniłem, bo kiedyś było to dla mnie 1/10, a w recenzji dałem 6 ;). Doceniam niektóre pomysły, a nawet całe utwory, ale całościowo jest to zbyt anemiczne i smętne, jak na mój gust.

      Usuń
    6. Ja całkiem lubię te smęty, jednak nie mają podjazdu do tego co robili później.

      Usuń
    7. O rany 1/10 kiedyś?! Dobrze że się wziąłeś w tym momencie za recenzje a nie parę lat wcześnie, bo nawet te parę lat temu kiedy poznałem Kraftwerk to patrzyłem na ich płyty raczej jako coś okej.

      Usuń
    8. Ta jedynka była dla wspomnianego w powyższej dyskusji "Ok Computer", nie dla Kraftwerka ;).

      Usuń
  3. Style over substance. Straszna tandeta!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, no, porażająca siła argumentów.

      Usuń
    2. Jak inaczej skomentować fakt, że zespół, który kiedyś nagrał "Atem" skończył tworząc miałki pop? Gdy pominie się tę całą marketingową otoczkę, że futuryzm i roboty, pozostają tylko proste piosenki, Schlager grane na elektronicznych instrumentach. Nawet wartości użytkowe ma to niewielkie, nie nadaje się do tańca.

      Usuń
    3. To wciąż bardzo ogólnikowe i subiektywne, więc też nie będę się rozpisywać.
      1) Miałki pop i proste piosenki - tak miałkie i proste, że w zasadzie tylko "Das Modell" wpisuje się w piosenkowy schemat, a pozostałe mniej lub bardziej bawią się formą.
      2) Niewielkie wartości użytkowe - powiedz to tym kilkuset tysiącom osób, które kupiły ten album, albo niezliczonym uczestnikom koncertów grupy czy imprez z muzyką późnego Kraftwerk. Może nie da się do tego tańczyć w tradycyjny sposób, ale przecież ówczesną twórczością zespołu zainspirowana jest znaczna część późniejszej muzyki tanecznej.
      3) Po pominięciu tej całej marketingowej otoczki pozostaje chociażby nowatorskie brzmienie, które inspirowało niezliczonych twórców, ale też wiele naprawdę niegłupich pomysłów aranżacyjnych.
      4) Wczesny Kraftwerk nie robił niczego odkrywczego. Muzycy znaleźli na siebie pomysł dopiero w okolicach "Autobahn" czy nawet "Radio-Aktivitat", stopniowo go dopracowując.

      Usuń
    4. 1) "bawią się formą", chodzi o to, że czasami intro czy outro jest bardziej rozbudowane? OK, poczatek "Spacelab" może jest ciekawszy niż reszta, ale przecież zaraz wraca znajome. Prymitywne powtarzalne rytmy, proste melodyjki. Muzyka z pierwszych gier komputerowych bywa bogatsza. Jakie znajdujesz usprawiedliwienie dla "Das Modell"?
      2) Nagrania pozwalają się bliżej przyjrzeć składowi tej publiki: https://youtu.be/OQIYEPe6DWY?t=239
      3) Nowatorskie brzmienie to tylko efekt zastosowania nowych technologii, Moroder też coś podobnego już wtedy robił. Poza tym, to brzmienie się strasznie zestarzało i tu jakoś nie narzekasz na nie jak w recenzjach fusion.
      4) Uważam, że dwie pierwsze ich płyty to ich największe osiągnięcia. Już tam pojawiają się elementy, które będą tworzyły ich późniejszy czysto elektroniczny styl, ale są one tu odpowiednio zrównoważone brzmieniami akustycznymi, do tego całość nie jest tak monotonna jak później, pojawiają się nagłe zwolnienia i przyśpieszenia oraz nagłe erupcje dźwiękowe. Wczesny styl Kraftwerk niesłusznie sprowadzany jest tylko do krautrocka, dla minimalizmu takich utworów jak "Wellenlaenge" czy "Spule 4" trudno znaleźć odpowiedniki wśród utworów innych zespołów.

      Usuń
    5. 1) Nie tylko o to, ale też np. odejście od zwrotkowo-refrenowego schematu czy niemal improwizowany charakter "Neonlicht". I dlaczego mam w ogóle szukać usprawiedliwienia dla "Das Modell"? Nagranie hitu to jakaś zbrodnia?
      2) Ale zdajesz sobie sprawę, że wrzucenie fragmentu telewizyjnego występu dla przypadkowej publiczności w przypadku zespołu, który dawał znacznie większe koncerty dla własnych wielbicieli, to manipulacja? W dodatku skład publiczności nie ma znaczenia w kontekście tego, czego dotyczy ten punkt. A mianowicie tego, że popularność to jedyny obiektywny miernik wartości użytkowych.
      3) No brawo, a z czego miało wynikać? Jak wielu jednak wykonawców wykorzystywało wówczas taką technologię, na swój własny sposób i to całkowicie na niej polegając, kompletnie rezygnując z tradycyjnych instrumentów? I to jeszcze wprowadzając czystą elektronikę do ścisłego mainstreamu? To brzmienie nie zestarzało się źle, dlatego, że było tak unikalne i jednocześnie idealnie dopasowane do wszystkich pozostałych elementów, a ponadto wytyczyło standardy na wiele lat i do dziś w elektronice słychać jego echa.
      4) Wczesny Kraftwerk to było wyważanie otwartych drzwi - podobne rzeczy można znaleźć jeśli nie u innych grup krautrockowych, to właśnie u minimalistów, czy innych twórców nierozrywkowej elektroniki. Przypomina to raczej szukanie czegoś na oślep, nie wiedząc nawet czego, z czasem lepszym, czasem gorszym efektem, ale bez wyraźnego pomysłu na swoją twórczość.

      Usuń
    6. 1) Czemu szukać usprawiedliwienia? Ocena wskazuje na arcydzieło, gdzie tu więc miejsce na banał?
      2) Ja tylko tak żartem. Czy ich popularność obecnie mocno nie osłabła?
      3) W moim komentarzu chodziło o to, że samo wykorzystanie nowych technologii nie jest wielkim osiągnięciem. Wydaje mi sie, że Kraftwerk używał swoich instrumentów zgodnie z instrukcją obsługi, to nie Sun Ra i jego podejście do gry na Minimoogu.
      Na pytanie o innych wykonawców odpowiedź padła już w poprzednim komentarzu, jako przykład niech posłuży: Donna Summer "I Feel Love".
      4) Nie doceniasz ciągłości w ewolucji tego zespołu - porównaj np. basowe riffy w "Autobahn", "Kristallo" i "Klingklang". Uwierzyłeś chyba w to, co opowiadali w wywiadach.

      Usuń
    7. Ja mam podobne wrażenie do JD, że pierwsze płyty Kraftwerk były bardziej ekscytujące niż Mensch-Machine. I do dziś są dla mnie jedynymi, które od czasu do czasu słucham. A ta niespójność stylistyczna tych pierwszych płyt jest dla mnie ich zaletą niż wadą. Widzę pewne ewolucyjne parallelizmy w ewolucji wielu zespołów zaczynających od muzyki bardzo w ich zamierzeniu ambitnej lub poszukującej w kierunku bardziej komercyjnej. Myślę, że te zespoły na początku nie wierzyły w sukces komercyjny, "buntowały" się dla zasady, ale jak poczuły smak kasy to nagle upraszczały swoją muzykę lub szły na kompromisy. Tak było z Velvet Underground, bardzo nowatorskimi na początku grupami industrialnymi jak Laibach czy Einsturzende Neubauten, takimi drogami szedł heavy metal, hard rock ulegający zglamowaniu itd. Nawet ekstremalni jazzmani z czasem wracali do bardziej mainstreamowych nurtów co widać w muzyce Ornette Colemana, Davida Murray'a czy nawet naszego Tomasza Stańki, a Miles Davis to karykatura tego procesu. Właściwie z tych wielkich to tylko Coltrane cały czas konsekwentnie wkraczał na nowe obszary aż stał się praktycznie niedostępny dla innych, a wielu go znienawidziło za pójcie w te ekstrema. Tylko czy mamy za to tych muzyków w obcesowy sposób traktować? Tu mi się ten lekceważący ton JD nie podoba. Artyści nie idący czasem na kompromisy bardzo źle kończą. Z tego powodu nie zrobił kariery zagranicznej Czesław Niemen i szybko skończyła się Ewa Demarczyk. Kraftwerk na Mensch-Machine stał się bardziej przystępny i nie skończył jako efemeryczny zapomniany geniusz nowator. I może przez to jego wpływ na późniejsze losy muzyki elektronicznej był bardziej znaczący, choć jego własna muzyka dla mnie przestała być już tak ekscytująca jak wcześniej. Ale ja sam codziennie słucham bardzo dużo muzyki wtórnej, ale w nurtach, które lubię. Elektronika mi generalnie nie podchodzi i interesowałem się tym kierunkiem tylko w tym nowatorskim, pionierskim okresie. Jednak wpływ Kraftwerk na wiele różnych nurtów wykorzystujących elektronikę trudno przecenić. To na pewno zespół z panteonu tych najważniejszych w historii muzyki.

      Usuń
    8. @JD:
      1) Oceny wskazują tylko na to, jak bardzo dany album mnie przekonuje.
      2) Być może mainstreamowe media zapomniały o Kraftwerk, ale to wciąż bardzo popularny zespół, znany chyba każdemu, kto się naprawdę interesuje jakąkolwiek muzyką.
      3) Muzyka z "Die Mensch-Maschine" jest chyba jednak bardziej wielowarstwowa i urozmaicona od przywołanego kawałka. No i nie zapominajmy, że niemiecki kwartet nie zaczął tak grać w 1978 roku, tylko dobre trzy lata wcześniej. Na tym albumie po prostu wszystkie elementy znalazły się na swoim miejscu.
      4) To się nie wyklucza z tym, co pisałem. Oczywiście, że muzyka zespołu stopniowo ewoluowała i na "Autobahn", a nawet jeszcze na "Radio-Aktivitat", są jeszcze pozostałości po tym wczesnym okresie. Ale przecież mowa nie była o tym, że kwartet nagle zaczął grać zupełnie inaczej, tylko stał się bardziej świadomy tego, co chce osiągnąć i w jak to zrobić.

      @LeBo: Nie jest dla mnie wcale oczywiste, że Kraftwerk zmieniali swoją muzykę ze względów merkantylnych. Przecież nie podpięli się pod któryś z najbardziej popularnych wtedy nurtów (jak punk czy disco), tylko byli prekursorami czegoś nowego - wówczas jeszcze nienazwanego synthpopu. To zresztą nie jest wcale takie czarno-białe, jak mogłoby się zdawać. Wspomniany Miles Davis na przełomie lat 60. i 70., gdy akustyczny jazz bardzo tracił na popularności, zaczął grać muzykę inspirowaną rockiem, a później też funkiem, dzięki czemu jego płyty wciąż bardzo dobrze się sprzedawały. Można więc i jemu zarzucać, że sprzedał się już w czasach "In a Silent Way", "Bitches Brew", "Jack Johnson" i "On the Corner", co zresztą wielu jazzowych ortodoksów mu zarzucało. Ale przecież zdaniem wielu znawców, krytyków i wielbicieli artysty, to właśnie wtedy osiągnął swój artystyczny szczyt, a przynajmniej jeden ze szczytów. Całkowicie się zgadzam się tym ostatnim podejściem.

      Usuń
    9. "bardziej wielowarstwowa i urozmaicona" Mam i ja ciebie ochotę pociągnąć trochę za język w tej sprawie! "I Feel Love" może jest w bardziej typowej dla popu tonacji niż "Das Model", ale już melodycznie może jest bardziej złożony, bardziej nadaje sie do tańca i powstał wcześniej. Dlaczego Heino był w stanie dodać "Das Model" do swojego repertuaru i nie wydawała się ona tam nie na miejscu?
      "No i nie zapominajmy, że niemiecki kwartet nie zaczął tak grać w 1978 roku, tylko dobre trzy lata wcześniej" Sam oczywiście jesteś w stanie wskazać zespoły, które tworzyły czysto elektroniczną muzykę wcześniej niż Kraftwerk, trudno uważać ich tu za jakichś pionierów.
      "Neonlicht" ma też krótszą wersję singlową, brak tam tego fragmentu na ktory zwracałeś uwagę. Tym samym wydaje się, że zespół nie traktował jej jako niezbędnego elementu dla konstrukcji utworu. Zostaje więc prosta sentymentalna ballada grana na elektronicznych zabawkach. Jeśli stwierdzisz, że to nie jest wersja, którą recenzowałeś to jak uzasadnisz taką budowę utworu, w którym element niekonieczny zajmuje tak dużo miejsca (czy jest to dobrze wyważona forma?).
      Na czym polega twoim zdaniem głębia tego, co robił Kraftwerk na tej płycie?
      W odpowiedzi do LeBo piszesz, że Kraftwerk nie podpiął się któryś z najbardziej popularnych wtedy nurtów. Można tę płytę interpretować inaczej, jako próbę sprzedania wcześniejszych innowacji muzyki disco dla białej publiczności, która lubi sentymentalne melodie, piosenkowe formy i artystyczne pretensje.

      Usuń
    10. Uparłeś się na ten "Das Modell", a ja pisałem o całym albumie, dla którego ten kawałek nie jest najbardziej reprezentatywny. On jeden z tej płyty jest faktycznie jednowarstwowy i bardzo prosty, porównywalnie z "I Feel Love", choć jednak u Kraftwerk słyszę większe zróżnicowane melodyczne. Tylko ja nie uważam takiego grania za coś złego.

      Czysto elektroniczną - tak, ale inną, znacznie swobodniejszą w formie, a Kraftwerk upiosenkowił i wprowadził do ścisłego mainstreamu taką muzykę. Zbyt wielu wykonawców, z samym Davidem Bowie na czele, powoływało się na niemiecki kwartet, by ignorować jego wkład w muzykę.

      Single rządzą się własnymi prawami - zarówno dziś, jak i wtedy, stacje radiowe unikały kawałków dłuższych niż trzy minuty, podobnie jak i grania instrumentalnego. Zapewne zauważyłeś, że w radiu instrumentalne wstępy utworów są często przegadane przez prezentera, a podczas dłuższych solówek następują wyciszenia. Przecież nawet Miles Davis wydał singla ze "Spanish Key" i "Miles Runs the Voodoo Down", na który trafiły trwające po dwie i pół minuty fragmenty tych kawałków. Czy w takim razie uważasz, że wersje z "Bitches Brew" składają się z kilkunastu zbędnych minut, czy może jednak powodem skrócenia było coś zupełnie innego?

      Dlaczego miałbym doszukiwać się tu jakiejś głębi? Dlaczego miałaby być czymś niezbędnym?

      Jest jednak wciąż ogromna różnica pomiędzy graniem w popularnym stylu, a próbą stworzenia czegoś podobnego dla zupełnie innej publiczności.

      Usuń
    11. Pytanie, czy był to dobry wpływ. Rezultatem było powstanie infantylnego gatunku jakim był synth-pop, jedynym pozytywnym aspektem popularyzacja elektroniki. Dopiero DJ-e byli w stanie stworzyć coś ciekawego samplując odpowiednie fragmenty, wyzwalając ten lepszy materiał z piosenkowych okowów.
      Kraftwerk zaczynał wzbogacając idiom rockowy, skończył stojąc na czele rewolucji, która sprowadzała muzykę popularną do najmniejszego wspólnego mianownika. A nie musiało przecież chyba tak się stać, "Raven" został nagrany przed "From Here to Infinity" i "Die Roboter".
      Porównanie z Milesem nietrafione, ponieważ groove może być dowolną ilość razy powtarzany, piosenka zaś ma wyraźny początek i koniec.

      Usuń
    12. @LeBo
      "ten lekceważący ton JD"
      Przepraszam, jeśli któryś z moich komentarzy brzmiał szczególnie bucowato. Czasami jakoś tak samo się pisze ...

      Usuń
    13. Sprowadzanie wpływu Kraftwerk na muzykę do synthpopu to jednak spore niedomówienie, a w samym synthpopie jest trochę udanych rzeczy.

      Te utwory Milesa to nie tylko powtarzalny groove, ale też improwizacje solistów, więc idąc tamtym tokiem myślenia, też można uznać je za niekoniecznie. Może nie są niezbędne i niezastąpione, ale zdecydowanie potrzebne i decydujące o ostatecznym efekcie.

      Usuń
    14. Tak, miał Kraftwerk jeszcze wpływ na post-rocka, ale to dzięki swoim pierwszym płytom.

      Źle zrozumiałeś, nie pisałem o groove jako o elemencie kompozycji, ale jako o formie całego utworu. I tak "Green Onions" to groove, a "Eleanor Rigby" piosenka. Piosenkowa forrma nie jest tak elastyczna, nie może być dowlonie rozszerzana, ma początek i koniec.

      Usuń
    15. Szukam jakiejś konsiliencji między naszymi poglądami, bo nie jest łatwo jednoznacznie oceniać coś tak ulotnego jak artyzm. W historii rocka i jazzu artystów wiecznie nowatorskich było jak na lekarstwo, na ogół wczesny potencjał wyczerpywał się po jakimś czasie. Można było wybrać kilka dróg, najczęściej były dwie. Trwać przy swojej, w której kiedyś było się pionierem i godzić się na to, że skończy się w jakiejś niszy (vide Brötzmann i wielu innych wiernych free), lub pójść na układy z wydawcami i oddać część ambicji na rzecz komerchy (częsty układ). Można też skończyć na graniu wyłącznie autocoverów (vide Savoy Brown), Czasami nie musiały to być przemyślane ustępstwa, ale wymuszone zmiany kulturowe, albo się dostosujesz, albo przepadniesz. Wolty Milesa Davisa były w znacznej mierze wymuszone, o czym sam mówił w autobiografii. Wejście w fusion było mocno uwarunkowane finansowo (potrzebował kasy na prochy) i kulturowo (widział, że fusion + funky stają się bardzo popularne). Genialny muzyk potrafił nawet przy tak przyziemnych powodach stworzyć coś dobrego, ale przecież słyszelismy jak szybko mu się ten potencjał wyczerpywał. W końcu przyszedł kryzys, długi czas artystycznej niemocy i w końcu powiedział otwarcie "pecunia non olet" i poszedł w pop jazz. My sobie możemy trochę grymasić, że przestali być twórczy, że się uprościli, wypalili itd., ale my nie możemy żyć za nich, możemy tylko trochę powzdychać "kiedyś to byli wspaniali". Ja nie lubię ostatnich płyt Tomasza Stańki wydawanych przez ECM. Są dla mnie nudne, mdłe, przewidywalne, powtarzalne. Ale za pozostały dorobek sprzed tego okresu dałbym się pokroić. Sam Pan Tomasz trochę w swoich wywiadach dawał do zrozumienia, że to był kompromis. Dzięki niemu mógł jednak pod koniec życia zgromadzić pewien kapitał, zamieszkać w NY i poznać tamtejszą nową scenę jazzową. Ja staram się być wierny swoim ulubionym artystom nawet w tych już wypalonych czasach. Ten tydzień poświęciłem na odsłuch całego dorobku Quicksilver Messenger Service. 30 albumów, wliczając dwa autorskie Gary'ego Duncana wydane tylko pod nazwą Quicksilver. Ustawiłem odtwarzanie na losowe, żeby albumy nie szły chronologicznie. Ani przez moment nie poczułem jakiegoś dyskomfortu, choć stylistycznie to ich twórczość tak śmigała od psychodelii do prawie jazzu. I choć dalej uważam, że "Happy Trails" był znakomity i bezkonkurencyjny, to reszta też dostarczyła mi wiele retro wzruszeń.

      Usuń
    16. @JD: Kraftwerk miał też przecież wpływ chociażby na berlińską trylogię Bowiego, na różne kapele nowofalowe (przyznawali się do tego muzycy Joy Division, New Order czy Siouxsie and the Banshees), a w końcu na różnych twórców elektroniki lat 90. od Apex Twina, przez The Orb, Prodigy, Daft Punk po Bjork. Sam też wspominałeś o hip-hopowcach samplujących kawałki grupy.

      W muzyce wszystko można robić dowolnie - z mniej lub bardziej udanym efektem, ale (m.in.) po takim podejściu można odróżnić twórczych artystów od rzemieślników.

      @LeBo: Bez przesady z tym szybkim wyczerpywaniem potencjału Milesa. Będąc po czterdziestce i mając za sobą dwadzieścia lat kariery, przez cały ten wczesny okres fusion, a więc przez dobre osiem lat - od "Circle in the Round" (grudzień '67) do występu na Newport Jazz Festival (lipiec '75) - nagrał przeogromną ilość muzyki, która nie schodzi poniżej bardzo dobrego poziomu (tylko na "In Concert" słychać trochę słabszą formę, choć jest tam tez jedno z najlepszych wykonań "Ife"). W dodatku ta muzyka cały czas ewoluowała i nawet jeśli w okresie "Jacka Johnsona" było trochę bardziej słychać merkantylne zapędy (choć głównie w kawałkach, których wtedy nie wydano), to przy okazji "On the Corner" / "Get Up with It" wróciło bardziej eksperymentalne podejście. Ten boks zbierający ostatnie nagrania przed przerwą w działalności, "The Complete 'On the Corner' Sessions", to może najlepsze 6h muzyki, jakie kiedykolwiek słyszałem. Żeby tak innym się wyczerpywał potencjał w tym stylu...

      Natomiast właśnie w przypadku Quicksilver Messenger Service uważam, że potencjał bardzo szybko się wyczerpał. Eponimiczny debiut jest bardzo fajny (choć głównie za sprawą "Gold and Silver", czyli urockowionej wersji jazzowego standardu "Take Five", która muzycy bezczelnie podpisali własnymi nazwiskami, pomijając Paula Desmonda, kompozytora pierwowzoru), a "Happy Trails" to jeden ze szczytów takiego klasycznego rocka, ale na późniejszych płytach nie znalazłem absolutnie nic godnego uwagi.

      Usuń
    17. Rzeczywiście, zapomniałem o tych nowofalowych zespołach. Twórczość takich zespołów jak Joy Division to dla mnie tylko bicie piany, podobny przypadek jak medialna moda na grunge. Co do wpływu na elektronikę lat 90-tych nie wydaje mi się on znaczący, dasz jakiś przykład? Sample to tylko surowy materiał, ich wybór nie świadczy koniecznie o wpływie.
      Istotne jest pytanie czy był to dobry wpływ. Formułując inaczej: jakie rozwiązania wprowadzone przez Kraftwerk miały w twojej opinii pozytywny wpływ na rozwój muzyki? Nie dostrzegasz negatywnych konsekwencji ich wyborów (np. przy wątłym brzmieniu ówczesnych elektronicznych instrumentów bardziej jaskrawo widać niewyszukaną prostotę struktury kompozycji)?

      Usuń
    18. Wpływ Kraftwerk na rozmaite nurty to nie jest coś, czego muszę dowodzić, bo na ten temat napisano już całe tomy. Sporo tekstów na ten temat znajdziesz w sieci. Tu masz trzy z brzegu:
      https://www.theguardian.com/music/2013/jan/27/kraftwerk-most-influential-electronic-band-tate
      https://www.npr.org/2020/05/07/852081716/how-florian-schneider-and-kraftwerk-created-pops-future?t=1631285423725
      https://www.nytimes.com/2009/12/06/arts/music/06kraftwerk.html

      Oczywiście, że wpływ tego późniejszego Kraftwerk był pozytywny, ponieważ zespół w bardzo znaczącym stopniu przyczynił się do wprowadzenia stricte elektronicznego grania do mainstreamu (a wcześniej było to coś, czego słuchała garstka miłośników tego rodzaju awangardy), dzięki czemu nastąpił szybszy rozwój elektroniki, w ramach której zaczęło powstawać coraz więcej nowych nurtów, co przyśpieszyło też technologiczny rozwój.

      Wystarczyłoby napisać, że Tobie te późniejsze płyty Niemców się nie podobają, ale podważanie znaczenia tych nagrań dla współczesnej muzyki, to niepotrzebna walka z faktami.

      Usuń
    19. Przejrzałem podane linki, główny argument - często samplowane, więc wpływowe. Niestety nie jest to dobry argument, o czym pisałem już poprzednio. Idąc tą drogą najbardziej wpływowi artyści to The Winstons i Lyn Collins. Druga sprawa: czy saplowanie kogoś kto samplował Kraftwerk miałoby świadczyć o pośrednim wpływie?
      A propos Trylogii Berlińskiej, nie dziwię się, że Bowie interesował się Kraftwerkiem, ale niekoniecznie to co oceniasz jako potencjalny wpływ jest nim na prawdę. Nie zapominaj, że Eno słuchał wtedy Morodera, mówiąc że to "sound of the future".
      Jestem w stanie docenić coś, co mi się nie podoba, nie w tym rzecz.

      Usuń
    20. Po pierwsze, to czy przypadkiem sam ciągle tu przywoływany Moroder nie był pod bezpośrednim wpływem Elektrowni? Płycie "From Here To Eternity" wcale nie tak daleko od połączenia konwencji "czarnego" disco z surową, futurystyczną elektroniką Kraftwerk, choć oczywiście ma ona swój własny charakter.

      Po drugie, płyta "Świat komputerów" (zespół na pewno byłby dumny z tłumaczeń nazew ich dzieł;) ) to jak biblia dla nurtu electro, z którego w pierwszej połowie lat 80. rodziło się techno i bardziej elektroniczny hip-hop. Warto obadać choćby, jak się przez tą dekadę zmieniał styl trójki z Belleville - od debiutu Cybotron po choćby Rythim is Rythim. To jest oczywiście ta znienawidzona muzyka taneczna, ale przecież wcale nie trwało długo, zanim nie zaczęły powstawać nurty w stylu IDM czy ambient house.

      Usuń
    21. Oczywiście Moroder był pod ich wpływem (przyznawał się do tego), ale i Kraftwerk korzystał z jego pomysłów (z dat nagrań wynika, że w tym przypadku nie byli pierwsi).
      Nie o "Computerwelt" w tej dyskusji mowa.

      Usuń
    22. Sorry, z toku dyskusji wywnioskowałem, że zeszła ona z "Człowieka-Maszyny" na ogół twórczości Kraftwerka.

      Usuń
    23. Ale czy "Computerwelt" by powstał, gdyby wcześniej nie było "Die Mensch-Maschine"?

      Usuń
    24. Pewnie nie, jednak to nie powinno mieć wpływu ocenę poprzedniego albumu.
      Czy uważasz "Computerwelt" lepszą płytę?

      Usuń
    25. Nie powinno i nie o to chodzi, ale jeśli "Computerwelt" stanowi rozwinięcie "Die Mensch-Maschine", to znaczy, że ten drugi (chronologicznie wcześniejszy) też jest ważnym elementem w łańcuchu rozwoju nurtu electro, z którego w pierwszej połowie lat 80. rodziło się techno i bardziej elektroniczny hip-hop, cytując Artura.

      W tej chwili nie powiedziałbym, że "Computerwelt" jest lepszy, ale zobaczymy co będzie, jak go sobie jeszcze parę razy odświeżę przed recenzją.

      Usuń
    26. Banalne, ale skoro tak to "Trans Europa Express" też jest ważnym ogniwem w tym łańcuchu, ponieważ "Die Mensch-Maschine" stanowi jej rozwinięcie. I można tak dalej ...
      "najważniejszy w kontekście muzyki powstałej po 1978 roku" tylko dlatego , że jego następca miał wpływ na powstanie electro?

      Usuń
    27. Przeinaczasz to, co napisałem. Już na "The Man-Machine" pojawiły się elementy proto-electro, ale ten album nie był w Stanach takim sukcesem, jak następny. Dlatego tamtejsi twórcy powoływali się najcześciej na "Computer World", bo to był ich pierwszy kontakt z Kraftwerk.

      Usuń
    28. Ale przecież na "Planet Rock" użyta jest melodia z "Trans Europa Express"!

      Usuń
    29. To też bardzo ważny, prekursorski album, ale chyba jednak mniej od swojego następcy zapowiadający kolejną dekadę.

      Usuń
  4. Czyżby zdaniem osób odpowiedzialnych za reedycje albumu kreacje muzyków i ukryty pod nimi komentarz były niewygodnie trafne? Równie dobrze mogliby po prostu walnąć na okładce czerwoną plamę, bo pozbycie się tych postaci pozbawia sensu cała okładkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapewne chodziło o ujednolicenie okładek, dostosowanie tej do nowych grafik "Autobahn", "Radio-Aktivitat" i "Trans-Europa Express", które z kolei przygotowano na podobieństwo oryginalnej okładki "Computerwelt". Ale faktycznie było to niepotrzebne i głupie.

      Usuń
    2. Kórde to teraz mam w głowie filmiki z serii nadmiernie uproszczone logo wielu rzeczy.

      Usuń
  5. Cholera, gdy pod wpływem recenzji wróciłem do późnego Kraftwerk (od "Autobahn" w górę), to aż nie mogłem uwierzyć, że kiedyś oceniałem te albumy tak nisko. Pozostaje mi podziękować, bo czasem aż głupieję w gąszczu wszystkiego, co mam odznaczone na RYM, (zwykle wolę posłuchać czegoś nowego albo wrócić do świetnych rzeczy niż ogarniać te setki nietrafnych ocen) i przyznam, że bywasz mi drogowskazem co do tego, które albumy warto ponownie odpalić i zrewidować swoje zdanie na ich temat ;) Widać na część muzyki faktycznie nie od razu można być gotowym.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mam ten problem. Zdarza mi się nie docenić jakiejś płyty od razu, a po powrocie po dłuższej przerwie odbiór jest już zupełnie inny. Tylko skąd wiedzieć, do której muzyki wrócić i jak znależc na to czas, kiedy tyle albumów czeka jeszcze na poznanie? Zazwyczaj drugą szansę daję płytom że stylów, których wcześniej nie poważałem, a zacząłem się do nich przekonywać, albo po prostu do tych, które są powszechnie cenione, co znaczy, że mają jakiś potencjał, który mogłem przeoczyć. Częściej jednak z tego pierwszego powodu, albo z czyjejś rekomendacji. Cieszy mnie, że moje opinie mogą być dla kogoś takim drogowskazem, zachęcać do rewizji poglądów.

      Usuń
    2. Kiedyś wychodziłem z założenia "Poznam choć 75% wszystkiego, co warte poznania, to przyjdzie czas na konfrontowanie tych starych ocen". Niestety, to było wtedy, gdy taki zbiór liczyłem w paru tysiącach, a przecież liczba takich albumów jest przeogromna i już wiem, że nie starczy na to wszystko życia. Kryje się tu też pułapka - im więcej albumów przesłuchasz, tym więcej masz takich, co do których wiesz, że będziesz chciał do nich regularnie wracać i te mniej ważne spadają już na samo dno priorytetów. Już teraz wiem, że część moich ocen będzie po prostu bzdurna. Pocieszam się tym, że obecnie moje noty są (prawdopodobnie) znacznie bardziej "świadome" niż kiedyś. Obyś czuł tak samo lub podobnie.

      Usuń
    3. Nie pamiętam, kiedy ostatnio słuchałem albumu, który dobrze znam. Teraz tylko poznaję nowe (premierowe lub po prostu nie znane mi wcześniej) albo bardziej zagłębiam się w te, które recenzuję, ewentualnie wracam do czegoś, czego nie doceniłem wcześniej, a słyszałem jakiś potencjał (czyli np. nie było to kopią innej muzyki) lub jest to stylistyka, do której przekonałem się w międzyczasie. A i na to brakuje czasu.

      Usuń
  6. Muszę przesłuchać ponownie- pamiętam, że największą bolączką był dla mnie "Das Model"- nie lubię języka niemieckiego w muzyce, nie trawię go, tak samo z resztą jak norweskiego czy duńskiego, tutaj bardzo mi przeszkadzał- w momencie pierwszego odsłuchu dałem chyba nawet 5/10.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] ||ALA|MEDA|| - "Spectra Vol. 2" (2024)

[Recenzja] Death - "Human" (1991)

[Recenzja] Present - "This Is NOT the End" (2024)

[Recenzja] Republika - "Nowe sytuacje" (1983) / "1984" (1984)