Posty

Wyświetlanie postów z czerwiec, 2023

[Recenzja] Carbon Based Lifeforms - "Seeker" (2023)

Obraz
Premiera nowego albumu Carbon Based Lifeforms niemalże nie została odnotowana w mediach. Ale też twórcy "Seeker" chyba za bardzo nie zabiegali o promocję swojego najnowszego wydawnictwa, wrzucając je na serwisy streamingowe niespodziewanie, prawie bez zapowiedzi. Wprawdzie na przestrzeni ostatniego miesiąca ujawniono dwa single, jednak towarzyszyły im bardzo szczątkowe informacje, niesugerujące tak rychłej premiery. A mowa przecież o nowym dziele jednego z najważniejszych przedstawicieli psybientu - mieszanki psychodelicznej atmosfery, hipnotyzujących elektronicznych pętli i energetycznej rytmiki psytrance'u z wolniejszym tempem oraz melancholią ambientu. Szwedzki duet, złożony z Johannesa Hednerga i Daniela Ringstörma, istnieje od połowy lat 90., choć pierwszy album wydał niemal dokładnie dwadzieścia lat temu. "Seeker" to powrót do tej wyjściowej stylistyki po eksperymencie, jakim był wydany dwa lata temu "Stochastic", zawierający bardziej wyciszony,

[Recenzja] Slowdive - "Just for a Day" (1991)

Obraz
Slowdive nie jest najbardziej płodnym zespołem. Przez trwającą trzy dekady karierę wydał ledwie cztery płyty długogrające, a piąta - "Everything Is Alive" - ma ukazać się we wrześniu. To dobry moment, aby przybliżyć dotychczasowe dokonania brytyjskiego kwintetu. Dziś jest to jedna z najbardziej cenionych grup rockowych ostatniego trzydziestolecia, a bez albumu "Souvlaki" nie może się obejść żadna poważna lista najważniejszych płyt lat 90. lub wszech czasów. Nie zawsze jednak tak było. Po początkowym zachwycie brytyjskiej prasy nad wczesnymi EPkami, przyszedł zwrot o 180 stopni i pierwsze dwa albumy zostały przez krytykę zmieszane z błotem. Jednym z bardziej merytorycznych zarzutów było wskazanie zbyt ewidentnego upodobnienia się do Cocteau Twins. W tamtym czasie media miały ogromny wpływ na słuchaczy, co przełożyło się na małe zainteresowanie płytami i koncertami grupy. Muzycy zdecydowali się nagrać jeszcze jeden album, odświeżając swój styl o wpływy ambientu, a gdy

[Recenzja] Neil Young - "After the Gold Rush" (1970)

Obraz
Po ogromnym sukcesie albumu "Déjà Vu" było oczywiste, że szybko doczeka się on kontynuacji. Jednak zamiast jednej płyty Crosby, Stills, Nash & Young ukazały się - pomiędzy wrześniem 1970 a majem 1971 roku - aż cztery, przygotowane oddzielnie przez każdego z głównych muzyków projektu. Można doszukiwać się w tym względów merkantylnych, jednak nie jest tajemnicą, że artystom było coraz trudniej się dogadać, co nie powinno dziwić w przypadku tak silnych indywidualistów. Prace nad "After the Gold Rush" Neil Young, wraz z muzykami Crazy Horse, rozpoczął już w sierpniu 1969 roku, jednak najpierw pojawiły się problemy z dyspozycyjnością Danny'ego Whittena, pogrążonego w heroinowym nałogu, a następnie sam lider przyjął propozycję dołączenia na trasę do Crosby'ego, Stillsa i Nasha, której następstwem było uczestnictwo w nagraniach "Déjà Vu". Spowolniło to prace nad własnym materiałem. Udało się go dokończyć dopiero w czerwcu kolejnego roku, po zaangażowa

[Recenzja] Vox Vulgaris - "The Shape of Medieval Music to Come" (2003)

Obraz
To już dwadzieścia lat od wydania jedynego albumu szwedzkiego kwartetu Vox Vulgaris, a "The Shape of Medieval Music to Come" (fajne nawiązanie do słynnego dzieła Ornette'a Colemana) wciąż wydaje się dziełem zupełnie odrębnym. To jedyna w swoim rodzaju próba współczesnego odczytania muzyki z epoki średniowiecza. Muzycy sięgnęli po autentyczne kompozycje z wieków średnich oraz używane wówczas instrumenty - jak cytra, lira korbowa, szałamaja, flet czy dudy - jednak nie zamierzali parać się wykonawstwem historycznym, zwłaszcza że i tak niemożliwe jest zagranie tak dawnych utworów w pierwotny sposób. Zamiast tego bez skrępowania zagrali je na bardziej współczesny sposób. W efekcie powstała muzyka, która nie jest ani autentycznie mediewalna, ani też w pełni nowoczesna, a zarazem ma cechy średniowiecznych dzieł oraz dzisiejszego - szeroko rozumianego - popu. Vox Vulgaris wydali "The Shape of Medieval Music to Come" własnym sumptem i rozprowadzali go wyłącznie podczas s

[Recenzja] The Cure - "Kiss Me, Kiss Me, Kiss Me" (1987)

Obraz
Po sukcesie "The Head on the Door", który po obu stronach Atlantyku okazał się najlepiej sprzedającym albumem The Cure do tamtej pory, muzycy musieli tak bardzo uwierzyć w siebie, że przy kolejnej okazji postanowili nie ograniczać się do pojedynczej płyty. "Kiss Me Kiss Me Kiss Me" trwa blisko siedemdziesiąt pięć minut i zawiera aż osiemnaście utworów w wydaniach winylowym i kasetowym; na oryginalnej edycji kompaktowej pominięto "Hey You!" ze względu na ówczesne ograniczenia czasowe tego nośnika. W przypadku rockowych wydawnictw taka długość nie jest dobrym zwiastunem. Prawie nigdy nie udaje się utrzymać równego poziomu. Nie inaczej jest tym razem, choć przynajmniej zadbano o pewną różnorodność. "Kiss Me Kiss Me Kiss Me" z jednej strony stanowi swego rodzaju podsumowanie dotychczasowej kariery The Cure, a z drugiej - otworzył nowe ścieżki, którymi zespół mógł podążyć w przyszłości, ale większość z nich całkiem zarzucił. Zarówno w początkach karie

[Recenzja] King Gizzard and the Lizard Wizard - "PetroDragonic Apocalypse; or, Dawn of Eternal Night: An Annihilation of Planet Earth and the Beginning of Merciless Damnation" (2023)

Obraz
Najczęściej wydający nowe płyty zespół świata, King Gizzard and the Lizard Wizard, postanowił opublikować album o tytule jeszcze dłuższym niż tegoroczne dzieło Yvesa Tumora.  "PetroDragonic Apocalypse; or, Dawn of Eternal Night: An Annihilation of Planet Earth and the Beginning of Merciless Damnation" to pierwsze z zaledwie dwóch studyjnych wydawnictw zapowiedzianych na ten rok - w 2022, ale też 2017, było ich po pięć - które mają się między sobą różnić jak yin i yang. Australijczycy są oczywiście znani z częstych zmian stylu, przeważnie z płyty na płytę. Najnowszy longplay nie otwiera jednak żadnej nowej ścieżki. To kontynuacja "Infest the Rats' Nest" z roku 2019, na którym grupa spróbowała swoich sił w metalu. Zdecydowanie nie byłem miłośnikiem tego oblicza KGLW. Nawet nie chodzi o samą stylistykę, ale podejście do niej w raczej sztampowy sposób, niemal całkiem tracąc rozpoznawalność, co zdarzyło się muzykom tylko w tym wcieleniu. "PetroDragonic Apocalyps

[Recenzja] Rob Mazurek & Exploding Star Orchestra - "Lightning Dreamers" (2023)

Obraz
Nowości płytowe w pierwszej połowie 2023 roku przynoszą tyle ciekawych tytułów, że ledwo nadążam z ich recenzowaniem. Ostatnio jednak trochę mniej premier przykuwa moją uwagę. To dobry moment, aby nadrobić recenzenckie zaległości. Jednym z niesłusznie dotąd pominiętych przeze mnie albumów jest "Lightning Dreamers", najnowsze wydawnictwo amerykańskiego trębacza Roba Mazurka oraz jego Exploding Star Orchestra. W składzie zespołu po raz kolejny znaleźli się tacy muzycy, jak Jeff Parker (z post-rockowego Tortoise), Damon Locks, Angelica Sanchez czy Maurice Takara. Pojawia się też kilka nowych nazwisk, jak chociażby znany ze współpracy z Timem Berne klawiszowiec Craig Taborn. W odbywającej się we wrześniu zeszłego roku sesji nagraniowej niestety nie zdążyła już wziąć udziału zmarła kilka miesięcy wcześniej trębaczka Jaimie Branch. Jednak jej partie pojawiają się na płycie w formie sampli, zarejestrowanych podczas koncertów promujących poprzedni album ESO, "Dimension Stardust&

[Recenzja] Squid - "O Monolith" (2023)

Obraz
Od tego albumu zależało, czy Squid ugruntuje swoją pozycję jednego z najlepszych zespołów na współczesnej scenie rockowej, czy okaże się tylko sensacją jednego sezonu. Pierwszy album, "Bright Green Field" sprzed dwóch lat, to moim zdaniem najlepszy jak dotąd rockowy debiut XXI wieku. Jednocześnie nie jest to płyta pozbawiona wad - przede wszystkim zbyt długa, szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że nie każdy utwór wnosi tam coś unikalnego. Squid na "O Monolith" musiał udowodnić, że jest w stanie powtórzyć to, czego na swoich drugich albumach dokonały zaprzyjaźnione, wywodzące się z tej samej londyńskiej sceny grupy black midi i Black Country, New Road. "Cavalcade" oraz "Ants From Up There" stanowią znaczny postęp względem swoich poprzedników, przebijając je choćby muzyczną dojrzałością, większą wyrazistością kompozycji czy wypracowaniem bardziej idiomatycznego stylu. Czy to się tu udało? Squid niewątpliwie poczynił istotne postępy pod każdym prakty

[Recenzja] Slint - "Spiderland" (1991)

Obraz
Nie podzielam dość powszechnych zachwytów nad rokiem 1991. A to dlatego, że kompletnie nie pociąga mnie ówczesny mainstream. Płyty, jakie wydały wówczas takie zespoły, jak Metallica, Nirvana, Pearl Jam, Red Hot Chili Peppers, U2, Queen czy, o zgrozo, Guns N' Roses, uchodzą dziś za klasykę rocka, jednak jest to zasługa kilku promowanych do porzygania kawałków, a nie jakiś głębszych walorów muzycznych. Bardzo przekonuje mnie natomiast to, co działo się wówczas poza rockowym mainstreamem, ewentualnie gdzieś na jego obrzeżach. Albumy takie, jak "Loveless" My Bloody Valentine, "Laughing Stock" Talk Talk, "Love's Secret Domain" Coil czy właśnie "Spiderland" Slint, dowodzą, że wciąż działy się wówczas ciekawe, inspirujące rzeczy, a rock mógł się jeszcze rozwijać, zamiast jedynie spoglądać sentymentalnie na lata 70. Premiera "Spiderland" w 1991 roku przeszła bez większego echa. W masowej świadomości album nie zaistniał, a nieliczne rece

[Recenzja] Kresy - "Lumer" (2023)

Obraz
Gdyby skupić się wyłącznie na kwestiach czysto muzycznych, można by pomyśleć, że to kolejny zespół ze sceny Windmill, który próbuje wypełnić pustkę po oryginalnym wcieleniu black midi. Trudno jednak zlekceważyć fakt, że teksty są tutaj śpiewane po polsku. Kresy to kwintet pochodzący wprawdzie nie z Kresów, a z Łodzi, który właśnie wydał swoje debiutanckie EP. "Lumer" to cztery energetyczne kawałki o dość nieprzewidywalnym, ale niegłupio pomyślanym przebiegu, stylistycznie utrzymane gdzieś pomiędzy noise rockiem, post-punkiem, math rockiem i post-hardcore'em, z odrobiną psychodelii w wolniejszych momentach. Uwagę zwraca bardzo sprawny warsztat instrumentalny piątki młodych muzyków, a chyba jeszcze lepsze wrażenie robią partie wokalne Jana Kępińskiego, przechodzące od melodeklamacji do znerwicowanego śpiewu i histerycznych wrzasków, sprawiając przy tym wrażenie wykonanych na luzie. Dobrze wiedzieć, że także na polskiej scenie rockowej działają też zespoły, które śledzą aktu

[Recenzja] Colin Stetson - "When We Were That What Wept for the Sea" (2023)

Obraz
To dobry rok dla Colina Stetsona. Muzyk zdążył już zaliczyć gościnne, choć niezwykle istotne występy na albumach "Carry Them with Us" Brìghde Chaimbeul oraz "No Highs" Tima Heckera. Niedawno wydał też autorską płytę  "When We Were That What Wept for the Sea", która zdaje się nieźle podsumowywać jego dotychczasową działalność. Stetson na muzycznej scenie jest aktywny od końca ubiegłego wieku. Już w początkach kariery miał okazję grywać z Fredem Frithem, byłym muzykiem Henry Cow, a fonograficznie zadebiutował na płycie Toma Waitsa. Lista muzyków czy zespołów, z jakimi nagrywał, jest naprawdę długa i imponująca. Z ciekawszych nazw oraz nazwisk warto wymienić Anthony'ego Braxtona, Evana Parkera, Billa Laswella, Hamida Drake'a, Davida Byrne'a, Lou Reeda czy zespoły Arcade Fire, LCD Soundsystem i Godspeed You! Black Emperor. Jako twórca Colin Stetson zyskał uznanie dzięki trzyczęściowemu cyklowi "New History Warfare", gdzie w pełni zaprezen