[Recenzja] Otay:onii - "冥冥 (Míng Míng)" (2021)



Wyobraźcie sobie album, na którym śpiewa Björk, tylko jakby z chińskim akcentem. Towarzyszą temu głównie elektroniczne podkłady, zahaczające o post-industrial, drone, ambient czy glitch. Nad całością unosi się klimat tradycyjnej muzyki z Państwa Środka oraz mistyczny nastrój w duchu dokonań Dead Can Dance. Taki właśnie jest "冥冥 (Míng Míng)", drugi solowy album chińskiej - choć zamieszkującej w Nowym Jorku - artystki Lane Shi Otayonii. Debiutancki "Nag" sprzed trzech lat przeszedł praktycznie niezauważony. Inaczej jest w przypadku nowego dzieła, które stopniowo podbija tegoroczny ranking Rate Your Music. Niewątpliwie jest to album, któremu warto przyjrzeć się bliżej. Całość trwa niespełna 37 minut, wiec nie trzeba na to poświęcać wiele czasu. Choć docenienie tej muzyki może zająć nieco dłużej.

Szczególnie otwieracz "From Me II to Me" zdaje się ustawiać poprzeczkę dość wysoko i sugerować muzykę trudniejszą w odbiorze. To niemal wyłącznie jednostajne, drone'owe szumy, spod których ledwo przebija się zawodzenie Otayonii. Autorka stworzyła tu naprawdę świetny, oniryczny klimat. Już drugi na płycie "Child No.22" posiada bardziej piosenkowy, a raczej quasi-piosenkowy charakter. Tym razem na pierwszym planie jest wokal, brzmiący nieco dziwnie i jakby dziecinnie, w stylu wspomnianej Björk. Z początku towarzyszą mu delikatne dźwięki, kojarzące się z chińską muzyką ludową, jednak z czasem muzyka podąża w bardziej eksperymentalne rejony, pełne dziwnych, industrialnych i elektronicznych dźwięków. Taki jest cały album. Bardziej przystępne elementy mieszają się tutaj z zupełnie pokręconym graniem. Nie jest to jednak jakaś bardzo niekomunikatywna muzyka. Jest po prostu dość nietypowa, przez co z dużym prawdopodobieństwem odstraszy miłośników konwencjonalnego podejścia do sztuki.

Jednak warto spróbować. Aż kipi tutaj od świetnych pomysłów aranżacyjnych czy zabaw z dźwiękiem, a przy tym ma to wszystko fantastyczny klimat. Przykłady można mnożyć. Świetny jest "Through Death a Cup of Coffee", brzmiący jak jakiś radykalny remiks któregoś z björkowych hitów. Albo ambientowo-glitchowy "In Between Angel and Fly", w którym pomimo nowocześnie brzmiącej elektroniki, pojawia się być może najwięcej mistycyzmu. Podobnie mogłoby dziś grać Dead Can Dance, gdyby trochę bardziej poszło z duchem czasu, zamiast okopywać się na bezpiecznej pozycji. Warto też wspomnieć o finałowym "Un deciphered", w którym znalazły się zarówno najbardziej agresywne, jak i chyba najsubtelniejsze momenty tej płyty, całkiem przekonująco się ze sobą łącząc. Jeśli natomiast ktoś szuka bardziej melodyjnego grania, to znajdzie je w środkowej części albumu, z takimi utworami, jak "Subhuman Sings" i "Blackheart Breakables" - w obu jednak pojawia się też sporo dziwniejszych dźwięków - a zwłaszcza w "Intentions and Emotions", który w dużej części opiera się na zaskakująco zwyczajnym akompaniamencie pianina, co stanowi całkiem fajne urozmaicenie.

"冥冥 (Míng Míng)" to kolejny mocarny kandydat do tegorocznego podsumowania najlepszych płyt. Na tę chwilę nie wyobrażam go sobie poza moją pierwszą dziesiątką, ale jeszcze wiele może się zmienić przez kolejne miesiące. Album polecam przede wszystkim wielbicielom Björk, Dead Can Dance - z wyjątkiem tych nastawionych na kopię 1:1 - oraz szeroko pojętej współczesnej elektroniki.

Ocena: 8/10



Otay:onii - "冥冥 (Míng Míng)" (2021)

1. From Me II to Me; 2. Child No.22; 3. Through Death a Cup of Coffee; 4. Subhuman Sings; 5. Blackheart Breakables; 6. Intentions and Emotions; 7. In Between Angel and Fly; 8. Un deciphered

Skład: Lane Shi Otayonii - wokal, elektronika, wszystkie instrumenty
Producent: Lane Shi Otayonii


Komentarze

  1. Nie spodziewałem się szczerze wydawnictwa tego typu u Pana na blogu, jednakże bardzo się cieszę. Z chęcią sprawdzę dzisiaj i opiszę wrażenia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Po pierwszym odsłuchu jestem prawdziwie oczarowany. Bardzo trafne porównania do Björk i Dead Can Dance (szczególnie do Björk). Cały album trzyma bardzo wysoki poziom. Najbardziej podobał mi się łączący delikatność i chaos "Intentions and Emotions. Obawiałem się bardzo, że finał nie udźwignie ciężaru reszty płyty, na szczęście się myliłem. Naprawdę świetny album. Gdyby ukazał się pod szyldem Björk, śmiało postawiłbym go obok Vespertine. Mam nadzieję, że Otay:onii podaruje nam jeszcze niejeden taki album. Swoją drogą czy chciałby Pan może jakoś w przyszłości poszerzyć działalność o artykuły o ambitnym, elektronicznym popie? Z chęcią przeczytałbym co Pan sądzi o dokonaniach wspomnianej Björk lub na przykład FKA Twigs.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niewkluczone, że i takie recenzje się pojawią. Björk w ostatnim czasie sporo słuchałem i mam ją w dalszych planach. FKA Twigs też zrobiła na mnie pozytywne wrażenie, gdy słuchałem jej płyt (o "Magdalene" nawet wspominałem w jakimś zbiorczym poście o nowościach i w podsumowaniu roku 2019), ale nie wracałem już do nich. Na razie wciąż dominują recenzje albumów z lat 70., ale to coraz bardziej wyeksploatowany temat i powoli już pojawia się coraz więcej wydawnictw z późniejszych lat. Taka tendencja będzie teraz nabierać na sile.

      Usuń
  3. Swoją drogą gorąco polecam najnowszy live black midi na KEXP. Chłopaki dokonali kilku zmian w składzie i uważam, że brzmią obłędnie. Zdradzę, że chyba pozardrościli Black Country New Road ;). Na horyzoncie debiut Squid. Ten rok będzie fantastyczny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słuchałem wczoraj wielokrotnie najnowszych singli black midi ("Slow") i Squid ("Pamphlets"), są świetne! Widać, że oba zespoły bardzo się rozwinęły od czasu pierwszych nagrań. Ciekawe, czy tak samo będzie z BCNR, który wystartował z wyższego pułapu, czy muzycy ustawili sobie poprzeczkę zbyt wysoko.

      A rok faktycznie świetny. Oprócz wspomnianych brytyjskich grup i Otay:onii bardzo dobre albumy wydali Fire!, Merope (recenzja czeka na publikację), Notwist czy Floating Points z Pharoahem Sandersem. Do tego jeszcze całkiem fajne wydawnictwa opublikowali Elephant9, Foudre!, GY!BE i KG&LW, zbliża się też premiera nowego Darkside i pewnie jeszcze inne ciekawe rzeczy.

      Usuń
    2. Też mnie to ciekawi. BCNR są obłędni, jednak również obawiam się, że nie sprostają mocno wygórowanym oczekiwaniom. Osobiście uważam, że są w stanie wejść na jeszcze wyższy poziom. Tak jak napisałeś w recenzji, mogą zrobić znacznie większy użytek z instrumentów klawiszowych, może rozbudować sekcję dętą a moim zdaniem Isaac Wood mógłby popracować jeszcze nad tekstami i rozwinąć się jako poeta. Nie to, żeby mi się nie podobał na tym albumie. Jego głos i prezencja kojarzy mi się bardzo (nie wiem czy słusznie, to moje subiektywne odczucie) z postacią fałszywego proroka i obłudnika z "Aż poleje się krew". Często zalewa słuchacza potokiem słów, z których tak naprawdę niewiele wynika.

      Usuń
  4. Skoro już pod tą recenzją został poruszony wątek tegorocznych płyt - świetne jest descension (Out of Our Constrictions) od Natural Information Society. Bardzo fajna awangarda jazzowa, a gościnny udział Evana Parkera czyni tę płytę tylko lepszą.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] ||ALA|MEDA|| - "Spectra Vol. 2" (2024)

[Recenzja] Death - "Human" (1991)

[Recenzja] Santana - "Welcome" (1973)

[Recenzja] Van der Graaf Generator - "The Least We Can Do Is Wave to Each Other" (1970)