Posty

Wyświetlanie postów z luty, 2021

[Recenzja] King Gizzard & The Lizard Wizard - "L.W." (2021)

Obraz
King Gizzard & The Lizard Wizard słynie z częstych zmian stylu, dokonywanych nierzadko z albumu na album. Tym razem jednak po raz trzeci w karierze, a drugi z rzędu, proponuje zabawy ze skalami mikrotonowymi, psychodelią i orientalizmami. Jako trzecia część tego mikrotonowego cyklu, rozpoczętego przez "Flying Microtonal Banana" w 2017 roku, a zarazem bezpośrednia kontynuacja zeszłorocznego "K.G.", "L.W." przynosi raczej przewidywalną muzykę. Nie poczytuję tego za wadę, gdyż stylistyczne poszukiwania i wybory Australijczyków często bywają niezbyt trafne, natomiast w takim graniu odnajdują się wyjątkowo dobrze, a przy tym brzmi dość oryginalnie. Zastanawiam się jednak, czy kompozycje na dwa najnowsze albumy powstawały równolegle, a jeśli tak, to czy nie lepszym rozwiązaniem byłaby selekcja tych najlepszych i opublikowanie ich na jednym longplayu? "K.G." i "L.W." można traktować jako całość. dwie płyty tego samego albumu. Stylistyka je

[Recenzja] The Notwist - "Vertigo Days" (2021)

Obraz
Niemiecka grupa The Notwist działa już od ponad trzydziestu lat i ma kilkanaście wydawnictw na koncie. Z szerszym zainteresowaniem i uznaniem spotkał się jednak tylko jeden album, "Neon Golden" z 2002 roku. To akurat całkiem przyjemny przykład tzw, indietroniki, czyli mieszanki indie popu z różnymi formami elektroniki. Kolejnym płytom nie udało się powtórzyć sukcesu. Mogło to być jedną z przyczyn odejścia klawiszowca Martin Gretschmann, mającego niemały wpływ na graną przez zespół muzykę. Niedługo później nastąpiła wieloletnia przerwa wydawnicza. Dopiero miesiąc temu bracia Markus i Micha Acher, wsparci przez nowego muzyka Christopha Becka oraz licznych gości, powrócili z nowym albumem. Podobno najlepszym od lat. "Vertigo Days" to mój pierwszy kontakt z muzyką The Notwist. I to naprawdę udany. Ten nieprzesadnie długi, co bardzo mnie cieszy, longplay składa się z czternastu utworów, tworzących razem bardzo spójną całość. Czasem wręcz trudno zorientować się się, gdzie

[Recenzja] Elephant9 - "Arrival of the New Elders" (2021)

Obraz
Norweskie trio Elephant9 działa już od kilkunastu lat i zdążyło wydać kilka albumów, jednak dotąd nie miałem okazji recenzować jego dokonań. Wspominałem co prawda o dwóch koncertówkach o wspólnym tytule "Psychedelic Backfire", które uznałem za jedne z najlepszych płyt 2019 roku, jednak pełnych recenzji nie było. Zespół nie każe jednak długo czekać na swoje kolejne wydawnictwa, a ja w końcu postanowiłem poświęcić mu trochę miejsca. Opublikowany w tym miesiącu "Arrival of the New Elders", szósta pozycja w studyjnej dyskografii grupy, to w zasadzie longplay niewiele różniący się od poprzednich. Muzycy pozostają wierni dotychczasowym inspiracjom, obejmującym takich wykonawców, jak Miles Davis, The Tony Williams Lifetime, Mahavishnu Orchestra, Weather Report, King Crimson czy Hawkwind. Konsekwencję zespołu widać już po samej okładce, utrzymanej w stylu poprzednich, a także po instrumentarium, tradycyjnie ograniczającym się do różnych klawiszy, basu oraz perkusji, z okazj

[Recenzja] Fire! - "Defeat" (2021)

Obraz
Mats Gustafsson, Johan Berthling i Andreas Werliin niemal co roku prezentują premierową muzykę. Czy to nagraną w trio pod szyldem Fire!, czy też w bardziej rozbudowanym składzie i pod stosownie zmodyfikowaną nazwą Fire! Orchestra. Nie minął jeszcze rok od premiery koncertowego "Actions" - składającego się z odświeżonej wersji tytułowej kompozycji Krzysztofa Pendereckiego - a już do sklepów i na serwisy streamingowe trafiło kolejne wydawnictwo. Tym razem zarejestrowane w bardziej kameralnym składzie, po raz pierwszy od wydanego trzy lata temu "The Hands". Jednak podstawowy skład został tu wsparty przez dwóch muzyków bigbandowego wcielenia grupy: trębacza Gorana Kajfesa oraz grającego na puzonie i suzafonie Matsa Äleklinta. To nie jedyna zmiana. "Defeat" całkowicie odchodzi od bardziej rockowego brzmienia "The Hands", a Gustafsson chyba po raz pierwszy w karierze uczynił swoim głównym instrumentem flet. Longplay składa się z pięciu utworów o łączny

[Recenzja] Sun Ra - "Disco 3000" (1978)

Obraz
Sun Ra przeważnie występował i nagrywał w dużych, kilkunastoosobowych grupach. Czasem jednak decydował się na mniejszy skład. Tak było podczas występu z 23 stycznia 1978 roku w Mediolanie. Liderowi towarzyszyli wówczas jedynie saksofonista John Gilmore, trębacz Michael Ray oraz perkusista Luqman Ali. Z fragmentami tego koncertu można zapoznać się dzięki opublikowanemu niedługo później albumowi "Disco 3000". Podobnie jak wiele innych pozycji z obszernej dyskografii rzekomego mieszkańca Saturna, longplay ukazał się własnym sumptem, w niewielkim nakładzie rozprowadzanym podczas występów. Oryginalne, bardzo trudne do zdobycia, kopie zawierały różne, własnoręcznie wykonane okładki. Powyższa grafika, inspirowana jednym z pierwotnych projektów, pochodzi z europejskiej reedycji winylowej z 2009 roku. Przy okazji warto wspomnieć o wznowieniach kompaktowych, które na dwóch płytach CD zawierają kompletny zapis mediolańskiego występu. W tej recenzji skupię się jednak na pierwotnie opubli

[Recenzja] David Bowie - "'Heroes'" (1977)

Obraz
Zaraz po zakończeniu prac nad albumem "Lust for Life" Iggy'ego Popa, latem 1977 roku, David Bowie przystąpił do przygotowania kolejnej odsłony swojej Trylogii Berlińskiej. "'Heroes'" (cudzysłów jest częścią tytułu) jako jedyna część tego cyklu faktycznie została w całości zarejestrowana w Berlinie Zachodnim, które to miasto ponownie dostarczyło inspiracji zarówno do tekstowej, jak i muzycznej warstwy albumu. Nagrania odbyły się na przełomie lipca i sierpnia w Hansa Studio. Bowie ponownie skorzystał z pomocy Briana Eno i Tony'ego Visconti, którzy mieli istotny wpływ na ostateczny kształt "Low", a także swojego zespołu wspierającego, wówczas wciąż składającego się z Carlosa Alomara, George'a Murraya i Dennisa Davisa. W studiu pojawiła się też nowa postać - Robert Fripp we własnej osobie, którego charakterystyczna gitara ubarwiła niektóre z nowych utworów. Struktura longplaya przypomina poprzednie wydawnictwo. Pierwszą połowę albumu, czyli

[Recenzja] Iggy Pop - "Lust for Life" (1977)

Obraz
Identycznie, jak w przypadku "The Idiot", w powstawanie kolejnego albumu Iggy'ego Popa mocno zaangażował się David Bowie. Brytyjski artysta znalazł czas pomiędzy pracą nad swoimi dwoma wielkimi dziełami, "Low" i "'Heroes'", by wspomóc Amerykanina w jego solowej karierze. Zaraz po zakończeniu nagrań na "Low" zebrał zespół, z którym Pop mógł wyruszyć na światową trasę promującą "The Idiot". Znalazł się w nim gitarzysta Ricky Gardiner, wcześniej członek Beggars Opera, a także znani ze współpracy z Toddem Rundgrenem bracia Sales, basista Tony i perkusista Hunt. Bowie osobiście zasiadł za klawiszami. Zaraz po zakończeniu koncertów kwintet udał się do berlińskiego Hansa Studio, celem przygotowania nowego materiału. Prace tym razem nie przebiegały pod dyktando Bowiego. Pop poczuł się zdecydowanie pewniej w roli lidera. Samodzielnie napisał wszystkie teksty, a także muzykę do kawałka "Sixteen". Nalegał też, aby w komponowa

[Recenzja] Sonny Sharrock - "Ask the Ages" (1991)

Obraz
Warren "Sonny" Sharrock, nazywany nie bez powodu  Hendrixem jazzu lub Coltrane'em gitary , na instrumencie nauczył się grać stosunkowo późno. Karierę muzyczną zaczynał pod koniec lat 50. jako wokalista w amatorskiej grupie doo-wopowej. Jazzem zainteresował się pod wpływem "Kind of Blue" Milesa Davisa, a szczególnie gry Johna Coltrane'a. Sam chciał początkowo zostać właśnie saksofonistą, jednak z powodu astmy musiał zmienić instrument. Zdecydował się więc na gitarę, wkrótce wyrabiając sobie swój własny sposób gry, zdradzający inspirację zarówno Trane'em, jak i Jimim Hendrixem. Na jazzowej scenie zaistniał pod koniec lat 60. Wyraźnie ciągnęło go w stronę ambitniejszego grania, czego dowodem udział w sesjach takich muzyków, jak Pharoah Sanders, Don Cherry, Wayne Shorter czy Miles Davis. Jednocześnie był stałym współpracownikiem Herbiego Manna, z którym tworzył bardziej komunikatywne rzeczy. Ważną postacią w karierze Sharrocka był też Bill Laswell, z którym

[Recenzja] Chick Corea - "Circulus" (1978)

Obraz
Przed kilkoma dniami, 9 lutego, zmarł jeden z najsłynniejszych jazzmanów, Chick Corea. To postać nieco kontrowersyjna. Z jednej strony znakomity pianista, tworzący swego czasu artystycznie wartościowe rzeczy. Jednocześnie muzyk, który m.in. pod wpływem scjentologii zwrócił się w stronę bardziej komercyjnego grania, miewający skłonności do instrumentalnego onanizmu, do tego nie zawsze wykazujący się dobrym smakiem w kwestii dobru brzmień elektronicznych instrumentów. Corea zostanie zapamiętany przede wszystkim za sprawą współpracy z Milesem Davisem - wystąpił na tych najważniejszych elektrycznych płytach trębacza, czyli "In a Silent Way", "Bitches Brew", "Jack Johnson" i "On the Corner" - a także dzięki własnej grupie Return to Forever, z którą odnosił wielkie sukcesy komercyjne w czasach popularności plastikowego fusion. Nagrał też wiele płyt solowych, z których najbardziej cenione, a przy tym faktycznie warte poznania są dwie: jeszcze stricte a

[Recenzja] Frank Zappa - "Joe's Garage Act I" / "Joe's Garage Act II & III" (1979)

Obraz
Frank Zappa zawsze był płodnym twórcą, jednak pod koniec lat 70. przeszedł sam siebie. W samym 1979 roku opublikował aż pięć albumów, z których drugi i ostatni to wydawnictwa dwupłytowe. Kolejno były to  "Sleep Dirt", "Sheik Yerbouti", "Orchestral Favorites", a także "Joe's Garage Act I" i "Joe's Garage Act II & III". Jak nietrudno się domyślić, dwa ostatnie tworzą całość - rockową operę w trzech aktach (kompaktowe reedycje zawierają cały materiał na dwóch, wydanych razem dyskach). Podobne przedsięwzięcia kojarzą się ze sporą dawką patosu, jednak Zappa podszedł do niego z typowym dla siebie humorem. Wszystkie recenzje "Joe's Garage", jakie udało mi się znaleźć, skupiają się na warstwie tekstowej, będącej satyrą na amerykańskie społeczeństwo i politykę, choć obrywa się też przemysłowi muzycznemu oraz instytucjom religijnym. Zappa wyraża swoją krytykę w sposób prosty, dosadny, nierzadko wulgarny, ale przy tym hum

[Recenzja] Darkside - "Psychic" (2013)

Obraz
W ciągu najbliższych miesięcy - oficjalna data wciąż nie jest znana - powinien ukazać się długo oczekiwany drugi album Darkside. Warto z tej okazji przypomnieć wydany przed ośmiu laty debiutancki "Psychic". Za projektem stoi dwóch amerykańskich muzyków: Nicholas Jaar, obecnie jeden z najsłynniejszych przedstawicieli współczesnej sceny elektronicznej, a także multiinstrumentalista Dave Harrington, w swoich własnych projektach poruszający się na pograniczu ambientu, jazzu i rocka. Połączyła ich chęć stworzenia muzyki, która zachowując nowoczesny charakter będzie wyraźnie odwoływać się do tego, co grano kilka dekad wcześniej. Szyld, pod którym się skryli, zupełnie nie przypadkiem wywołuje skojarzenia ze słynną płytą z pryzmatem na okładce. Duet zadebiutował w 2011 roku udaną eponimiczną EPką, a następnie opublikował - pod zmodyfikowanym szyldem Daftside - płytę z remiksem albumu "Random Access Memories" grupy Daft Punk. W końcu przyszła zaś pora na zaprezentowanie pełn

[Recenzja] Eberhard Weber - "Yellow Fields" (1976)

Obraz
Eberhard Weber to niemiecki basista, którego nazwisko wiele osób z pewnością kojarzy z płyt Kate Bush. Zanim jednak nawiązał współpracę z brytyjską wokalistką, był ważną postacią europejskiej sceny jazzowej. Zaczął jeszcze w latach 60., grając przede wszystkim u boku Wolfganga Daunera. Udzielał się też na płytach innych wykonawców, najczęściej poruszających się po takich stylistykach, jak free jazz czy fusion. Weber został doceniony za specyficzny sposób frazowania oraz tonację. Jego indywidualny styl gry stał się jeszcze bardziej zauważalny, gdy zaczął grać na skonstruowanym przez siebie elektro-akustycznym kontrabasie z dodatkową struną. W latach 70. muzyk związał się z wytwórnią ECM, biorąc udział w nagraniach innych podopiecznych Manfreda Eichera, ale też tworząc pod własnym nazwiskiem. Pozostał aktywny do początku XXI wieku. Po przejściu udaru w 2007 roku nie wrócił już do grania. Prawdopodobnie najbardziej znanym solowym dziełem Webera jest jego debiut, "The Colours of Chloë

[Recenzja] Black Country, New Road - "For the First Time" (2021)

Obraz
"For the First Time" to jeden z najbardziej wyczekiwanych rockowych debiutów ostatnich lat. Brytyjski septet zwrócił na siebie uwagę słuchaczy i krytyków już dwa lata temu. Dwa świetne single, "Athens, France" oraz "Sunglasses", a także porywające występy (nierzadko w towarzystwie innej obiecującej młodej grupy, black midi), wywołały ogromny entuzjazm. Internetowy magazyn Quietus ogłosił Black Country, New Road najlepszym zespołem na świecie . Takie deklaracje mediów należy traktować z dużym dystansem, jednak grupa faktycznie wyróżnia się na tle obecnej sceny rockowej. Jej twórczość można w uproszczeniu określić jako post-punk z wpływami jazzu oraz muzyki klezmerskiej. Uwagę zwracają całkiem wysokie umiejętności oraz dojrzałość instrumentalistów - trzech dziewczyn i czterech chłopaków - którzy na zdjęciach wyglądają na bardzo młodych. Bynajmniej nie są zupełnymi debiutantami. Część muzyków aktywnie działa w innych projektach, a większość składu współtworzy

[Recenzja] Steven Wilson - "The Future Bites" (2021)

Obraz
"The Future Bites" to kolejna próba Stevena Wilsona odcięcia się od etykiety rocka progresywnego, która niegdyś niesłusznie do niego przylgnęła. Pomimo tego wielu recenzentów wciąż uparcie przypisuje Wilsonowi progresywność. Jednak już nie w znaczeniu muzyki przypominającej prog-rock sprzed półwiecza, a w tym prawidłowym, oznaczającym rozwój. Nijak ma się to do zawartości tego albumu. Trudno nazwać rozwojem zwyczajną zamianę jednego stylu na inny. Tym bardziej, że to już drugie z rzędu wydawnictwo Wilsona w tym stylu, powielające patenty z wydanego cztery lata temu "To the Bone". A przecież już wcześniej zdarzało mu się zbliżać się do takiego grania. Co więcej, wbrew swojemu tytułowi "The Future Bites" bynajmniej nie brzmi jak potencjalna muzyka przyszłości, lecz stanowi nostalgiczny powrót do estetyki popu lat 80., jedynie z bardziej współczesnym brzmieniem. W końcu w przeciwieństwie do innych pogrobowców, były lider Porcupine Tree nigdy nie starał się o