[Recenzja] Ill Considered - "Liminal Space" (2021)

Ill Considered - Liminal Space


Ill Considered w ostatnim czasie nieco zwolnił tempo. Istniejąca od 2017 roku grupa do marca 2020 roku zdołała wydać aż jedenaście albumów. A potem nagle zamilkła, by dopiero teraz powrócić z kolejnym wydawnictwem, studyjnym "Liminal Space". To jednak pierwszy materiał zespołu, który nie powstał rzutem na taśmę. Do tej pory muzycy po prostu rejestrowali swoje jamy, które bez żadnej obróbki ani selekcji trafiły do streamingu i na fizyczne nośniki. Tym razem postanowili skorzystać z możliwości studia i poświęcić na nagrania nieco więcej czasu. Takie podejście zaowocowało prawdopodobnie najlepszym z dotychczasowych wydawnictw.

Ill Considered to obecnie trio, złożone z saksofonisty Idrisa Rahmana, perkusisty Emre'a Ramazanoglu oraz nowego basisty Lirana Donina. Po nagraniu swoich partii poprosili jednak o zarejestrowanie kolejnych ścieżek zaprzyjaźnionych instrumentalistów z młodej londyńskiej sceny jazzowej, grających na różnych dęciakach oraz perkusjonaliach. Dzięki nim muzyka zespołu nabrała znacznie bogatszego brzmienia. Poszczególne nagrania zachowują jednak spontaniczny charakter. Wciąż bardziej przypominają jamy, niż starannie zaplanowane kompozycje. Punktem wyjścia jest tu ustalony wcześniej rytm, a nie skomponowane motywy. Prosty, lecz wyrazisty perkusyjny groove stanowi podstawę każdego z tych dziesięciu utworów, tworząc solidny podkład dla niekoniecznie zsynchronizowanych, lecz znakomicie się dopełniających partii rozbudowanej sekcji dętej. Dominuje tutaj granie niezwykle energetyczne, choć część utworów potrzebuje trochę czasu, by się na dobre rozkręcić, czego przykładem "First Light", "Sandstorm", "The Lurch" czy przypominający o tak lubianych przez zespół wpływach orientalnych "Dust". Nie brak wszakże kawałków, które od pierwszych sekund wskakują na najwyższe obroty, jak "Loosed", "Light Tralled" czy najbardziej intensywny "Dervish". Trafił się też dłuższy moment wytchnienia w postaci nastrojowego "Pearls". Warto zwrócić też uwagę na finałowy "Prayer", z wysuniętą na pierwszy plan plemienną grą bębniarzy.

Jazz w 2021 roku nie należy co prawda do gatunków dostarczających najwięcej ekscytującej muzyki, jednak "Liminal Space" to kolejny bardzo dobry tegoroczny album wpisujący się w jego ramy. W żadnym razie nie jest to granie nowatorskie, ani wybitne pod względem kompozycji, wykonania czy zespołowej współpracy, jednak dzięki ogromnej dawce energii i sprawności instrumentalistów słucha się tego znakomicie. Mam tylko nadzieję, że to jeszcze nie jest szczyt możliwości Ill Considered. Czas pokaże, czy grupa będzie dalej stawiała na ilość, czy może jednak skupi się na jakości.

Ocena: 8/10



Ill Considered - "Liminal Space" (2021)

1. First Light; 2. Sandstorm; 3. Loosed; 4. Dust; 5. Dervish; 6. Pearls; 7. Light Trailed; 8. Knuckles; 9. The Lurch; 10. Prayer

Skład: Idris Rahman - saksofon tenorowy, klarnet basowy; Liran Donin - gitara basowa; Emre Ramazanoglu - perkusja
Gościnnie: Kaidi Akinnibi - saksofon tenorowy; Wayne "Ahnanse" Francis - saksofon tenorowy; Tamar Osborn - saksofon barytonowy; Robin Hopcraft - trąbka; Theon Cross - tuba; Ralph Wylde - wibrafon; Sarathy Korwar - instr. perkusyjne; Ollie Savill - instr. perkusyjne
Producent: Ill Considered


Komentarze

  1. "Jazz w 2021 roku nie należy co prawda do gatunków dostarczających najwięcej ekscytującej muzyki"
    W tym roku wyszło sporo znakomitych płyt z okolic jazzu, np.
    Matt Mitchell, Kate Gentile - "Snark Horse"
    Anna Webber - "Idiom"
    Vijay Iyer - "Uneasy"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Vijay Iyer! Fantastyczny muzyk. Jego nagrana w sekstecie płyta "Far From Over" jest, moim zdaniem, jedną z najlepszych płyt jazzowych wydanych w ostatniej dekadzie. Swietna sprawa.

      Usuń
    2. Pełna zgoda, to wspaniała płyta. A znasz nagrania Matta Mitchella? Moim zdaniem to jeden z czołowych obecnie kreatywnych muzyków.

      Usuń
    3. Oczywiście, wciąż ukazuje się wiele znakomitych płyt jazzowych, ale proporcjonalnie nie aż tak znów dużo, a współczesna muzyka stoi raczej elektroniką i hip-hopem. Coś ciekawszego zaczęło się też w końcu znów dziać na scenie rockowej - może to tylko pojedyncze przypadki, ale zwracają uwagę, a jazz od lat trzyma stały poziom i się nie wychyla.

      Tegoroczny Vijay Iyer to naprawdę udana płyta, ale to taki trochę podręcznikowy jazz z ECM. Mam wrażenie że słyszałem juz wiele takich albumów. Za to ta Anna Webber faktycznie bardzo intrygująca i chyba dość unikalna. Dzięki za cynk.

      Usuń
    4. Oj, mylisz się co do Iyera. On zawsze gra swoje, tym razem rzeczywiście więcej tu odwołań do tradycji, ale w żadnym wypadku nie jest to ecmowski jazz, co więcej można by przekonująco argumentować, że nie jest to w ogóle jazz.
      Sprawdź koniecznie Mitchella!!! Możesz zacząć od jego wcześniejszej płyty "Phalanx Ambassadors".

      Usuń
    5. Chciałem sprawdzić też tegorocznego Mitchella, ale to aż sześć płyt! Trochę dużo jak na pierwszy kontakt z czyjąś twórczością. Ten, który teraz wymieniłeś, ma normalną, winylową długość więc chętnie go posłucham. Tym bardziej, że zaciekawiła mnie gra tego muzyka u Webber.

      Usuń
    6. Rzeczywiście, nie jest coś dobrego na początek. Możesz też zacząć od płyty Tima Berne'a "Shadow Man", tam Mitchell bardzo ciekawie gra.
      Jeszcze co do twojego poprzedniego komentarza: dla jazzu też ten rok zdaje się być wyjątkowym, pierwsze dwa nagrania przeze mnie wymienione mają szanse zapisać się na trwałe w historii. Można jeszcze wymienić kilka płyt z tego roku, które są zdecydowanie godne uwagi.

      Usuń
    7. Nie podzielam optymizmu JD co do tych dwóch płyt rzekomo mających się trwale zapisać w historii. Przede wszystkim dlatego, że są mało jazzowe. Oboje wykonawców błądzi na granicy jazzu, eksperymentu, minimalizmu i czegoś tam jeszcze, co daje muzykę intrygującą dla wąskiego kręgu smakoszy nurtów okołojazzowych, ale mającą mały potencjał słuchalności. No i nie są one takie zupełnie oryginalne. Podobne koncepcje rozwijali już np. A. Braxton, E. Parker, a A. Webber ma niezłych prekursorów w brytyjskiej szkole free improvowych wykonawców, a i J. Cale miał na nią niewątpliwy wpływ. Z tym, że Braxton i Parker byli jeszcze dość blisko jazzu, a A. Webber to w wielu projektach z jazzem to już nie ma prawie nic wspólnego.

      Usuń
    8. Sorry za literówkę, myślałem J. Cage wpisałem J. Cale. Anna Webber niewątpliwie jest spadkobierczynią myśli J. Cage'a.

      Usuń
    9. Mało jazzowe? Domieszki są konieczne, żeby ożywić ten nieco skostniały idiom. Czego byś oczekiwał od "prawdziwego jazzu"?
      Co do oryginalności, nie ma muzyki całkowicie nowej. Porównania do free jazzu raczej nietrafione, tu mamy do czynienia z bardziej kompozytorskim podejściem, Parker zawsze grał free improv i problemami kompozycji nie jest zainteresowany, Braxton to lepszy trop, ale na omawianych albumach koncepcje są inne niż jego "modularna".

      Usuń
    10. do JD
      Tak, zgadzam się, że obecnie trudno być oryginalnym, Jak słuchałem fragmenty tych płyt dostępne w sieci to zaraz spojrzałem na jedną z moich półek z takim pogranicznym jazzem (np. wydawnictwo RogueArt lubi promować takich "poszukujących" artystów) i niestety pojawiło się déjà vu. Nie wiem na jakiej podstawie uważasz, że Webber i Mitchell są jacyś wyjątkowi. Fajnie miksują różne pomysły z przeszłości, przyznaję, pewnie dodają też coś od siebie, ale nie chcę ryzykować sporego wydatku na płyty, które pewnie po jednym przesłuchaniu wylądują na tej mojej półce okołojazzowej i nigdy do nich nie wrócę. Ja już niczego nie oczekuję od "prawdziwego jazzu" poza sporą dawką jazzu w jazzie np. jak w tych płytach Ill Considered. Estetycznie nigdy mi nie pasowały takie pograniczne nurty, z tych samych powodów nie zachwycam się Vijay Iyerem (ale wierzę tym co piszą, że to znakomity artysta). Mam za sobą już ten etap życia kiedy rzucałem się na te wszystkie awant nowinki i na starość coraz bardziej cenię sobie znowu słuchalność w płytach. Muzyka Mitchell'a czy Webber jest wybitnie dla koneserów i fajnie, że na tym blogu można się o niej coś dowiedzieć. Ale same przymiotniki nie wystarczą żeby ją promować. Potencjalny słuchacz spoza koneserów (a tacy dominuja na tym blogu) musi też się dowiedzieć, że jest to muzyka mało konsumpcyjna. Ale masochiści też są wśród nas.

      Usuń
    11. Nie rozumiem niestety. Co to "słuchalność" i "jazz w jazzie"?

      Usuń
  2. Bardzo fajna muzyka, taka łagodniejsza odmiana Die Like a Dog Quartet Petera Brötzmanna, tylko bez mocno elektrycznie zmienionej trąbki. Dużo wydają płyt, ale są to zwykle krążki do 30 minut, jakby nie chcieli zanudzać słuchacza. Ostatnio mam problem żeby znaleźć coś w jazzie z kilku zeszłych lat i ta kapela wyjątkowo mi przypadła do słuchu, zarówno do słuchania relaksacyjnego jak i przy pracy. Mimo, że to free jazz, jest bardzo poukładany i w sumie bez dysonansów, łatwy do strawienia nawet dla osób bojących się free. Chyba dobrze się sprzedają, bo na ich stronie większość winyli jest "sold out".

    OdpowiedzUsuń
  3. "Far From Over" przesłuchane. Faktycznie, dobra muzyka. Nie zachwyciłem się aż tak, jak kolega Harris, ale zdecydowanie daje radę. Teraz mi jeszcze powiedzcie, gdzie mogę przesłuchać panią Annę Webber - "Idiom" 2021? Na Spotify nie ma, na YouTube nie ma, coś tam jest na Bandcamp, ale nie wszystko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapytaj Czechów, czy mają u siebie ten album. Ułóż to sobie, bo więcej napisać nie mogę.

      Usuń
    2. Ekhem, powiem tak, pomogło mi pewne zwierzątko...
      Wiem, wiem, możecie rzucać kamieniami :D

      Usuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] Maruja - "Connla's Well" (2024)

[Recenzja] Oren Ambarchi / Johan Berthling / Andreas Werliin - "Ghosted II" (2024)

[Recenzja] Cristóbal Avendaño & Silvia Moreno - "Lancé esto al otro lado del mar" (2024)

[Zapowiedź] Premiery płytowe maj 2024