Posty

Wyświetlanie postów z luty, 2023

[Zapowiedź] Premiery płytowe marzec 2023

Obraz
Sporo potencjalnie ciekawych płyt zapowiedziano na marzec. Ukaże się trochę rzeczy z Windmill Scene (deathcrash, EPka Dry Cleaning i koncertówka Black Country, New Road), nowe albumy wydadzą też Aksak Maboul, Depeche Mode, Julia Holter, Lana Del Rey,  Mats Gustafsson, Peter  Brötzmann   czy Yves Tumor, a do tego sporo archiwaliów, m.in. Zappa, Pink Floyd i Van der Graaf Generator. Szczegółowa lista poniżej. Nie jest to, oczywiście, pełny spis marcowych premier, a dokonany przeze mnie wybór. W kolejnych miesiącach też nie powinno być nudy. Nowe płyty zapowiedzieli m.in. Metallica i Peter Gabriel, co do których nie mam wielkich nadziei, za to niecierpliwie czekam na czerwcową premierę drugiego albumu Squid. Natomiast jeszcze w marcu powinien pojawić się nowy numer magazynu "Lizard" z moim przeglądem twórczości King Gizzard and the Lizard Wizard. Na ten rok zespół jeszcze nie zapowiedział oficjalnie żadnej płyty z premierowym materiałem - co w kontekście pięciu zeszłorocznych je

[Recenzja] Shame - "Food for Worms" (2023)

Obraz
Jedną rzeczy, które najbardziej imponują mi w scenie Windmill jest to, że jej poszczególni przedstawiciele  nie chcą stać w miejscu, a zamiast tego rozwijają się wraz z kolejnymi płytami. Dotąd największej ewolucji dokonały grupy black midi i Black Country, New Road na swoich drugich albumach. Niedługo przekonamy się, czy podobną niespodziankę szykuje Squid - na czerwiec zaplanowane jest jego drugie pełnowymiarowe wydawnictwo "O Monolith", a znakomity singiel "Swing" pokazuje pewien rozwój zespołu. Tymczasem trzeci album wydała grupa Shame i chociaż "Food for Worms" w żadnym wypadku nie przynosi jakiś bardzo drastycznych zmian, to ciekawie rozszerza stylistykę znaną z wydanego dwa lata temu "Drunk Tank Pink". Najbardziej zauważalne zmiany, jakie zaszły w muzyce Shame, to większa wyrazistość melodyczna, bogatsze aranżacje oraz więcej subtelności, przy jednoczesnym zachowaniu młodzieńczej energii. W rozwoju zespołu pewien udział mógł mieć Mark Elli

[Recenzja] The Necks - "Travel" (2023)

Obraz
Na The Necks (niemal) zawsze można liczyć. Od końca lat 80., z godną podziwu regularnością, australijskie trio wydaje kolejne płyty. I chociaż po blisko dwudziestu albumach - "Travel" jest osiemnastym w studyjnej dyskografii - doskonale wiadomo, czego się spodziewać, bo zespół do najbardziej eklektycznych z pewnością nie należy, to jednak ciągle udaje się utrzymać wysoki poziom muzyczny. I tym razem zaskoczeń nie ma wielu, choć jest ich więcej niż się spodziewałem. "Travel" to cztery utwory trwające po około dwadzieścia minut każdy - wcale nie tak długo, jak na ten zespół - sprowadzające się w zasadzie do samej sekcji rytmicznej, nierzadko grającej w dodatku w bardzo minimalistyczny, repetycyjny sposób. A jednak tyle wystarcza, by stworzyć intrygujący, wciągający słuchacza klimat, często ocierający się o uduchowione rejony spiritual jazzu. Podobnie jak na znakomitym "Three" sprzed trzech lat, w pierwszym utworze muzycy nie bawią się w żadne wstępy i stopni

[Recenzja] Otay:onii - "夢之駭客 Dream Hacker" (2023)

Obraz
Dokładnie w drugą rocznicę wydania znakomitego "冥冥 (Míng Míng)", na przekór zaleceniom globalnego przemysłu muzycznego, by nową muzykę publikować w piątki, chińska artystka Otay:onii zaprezentowała swój kolejny, ogółem już trzeci album. I można się zdziwić, jak bardzo  "夢之駭客 Dream Hacker" jest inny od swojego poprzednika. Jakby mniej tutaj tej intrygującej mieszanki eksperymentalnej, post-industrialnej elektroniki , neoklasycznego klimatu Dead Can Dance oraz nawiązań do tradycyjnej muzyki chińskiej,  spod czego wydobywał się  śpiew w stylu młodej Björk, a zamiast tego więcej  materiału kierującego się w bardziej komunikatywne rejony. Taki zwrot zapowiadały już zresztą przedpremierowe single. "Overlap" to subtelna piosenka z niższym niż dotąd śpiewem artystki - już tak bardzo niekojarzącym się z Björk - oraz nastrojowym akompaniamentem elektroniki, choć w warstwie instrumentalnej pojawia się też trochę dziwnych, nowoczesnych brzmień. "W.C." zaczyn

[Recenzja] The Smiths - "Meat Is Murder" (1985)

Obraz
The Smiths na "Meat Is Murder", swoim drugim regularnym albumie, pokazali nieco większą wszechstronność pod względem muzycznym, ale nie mniej zaskakujące okazały się teksty, po raz pierwszy tak mocno upolitycznione. Zespół, a w zasadzie Morrissey, krytykuje tu system edukacji ("The Headmaster Ritual"), porusza problem przemocy domowej ("Barbarism Begins at Home") i wykazuje troskę o zwierzęta ("Meat Is Murder"). Wszystkie te tematy do dziś nie tracą na aktualności, a ostatni od mniej więcej tygodnia wywołuje zwiekszony lęk na polskiej prawicy. Jak zwykle ma to więcej wspólnego z konserwatywnymi wyobrażeniami o świecie, niż rzeczywistością. A przy okazji udało się choć trochę wyciszyć temat wyprowadzania setek milionów z budżetu na wille dla organizacji powiązanych z rządem. W kwestii mięsa daleko mi do radykalizmu Morrisseya i chętnie zająłbym kompletnie przeciwne stanowisko, gdyby nie świadomość, że pewne ograniczenia są konieczne dla spowolnien

[Recenzja] Unwound - "Leaves Turn Inside You" (2001)

Obraz
Co łączy reprezentujący nurt progresywnej elektroniki Heldon z death-metalowym Death i post-hardcore'owym Unwound? Na pewno więcej, niż mogłoby się wydawać. Każda z tych grup wydała po siedem albumów, z których niemal każdy kolejny - zawsze za wyjątkiem trzeciego, a w przypadku Unwound także czwartego - był interesującym rozwinięciem poprzedniego oraz dalszym poszerzaniem ram uprawianej stylistyki. Wieńczące ich dyskografie albumy "Stand By", "The Sound of Perseverance" i "Leaves Turn Inside You" są wręcz bezkonkurencyjne w swojej kategorii. W przypadku amerykańskiego tria Unwound - na tamtym etapie tworzonego przez śpiewającego gitarzystę Justina Trospera, basistę Verna Rumseya oraz perkusistkę Sarę Lund - okazuje się to tym bardziej imponujące, że mówimy o materiale trwającym dłużej niż jakiekolwiek inne ich wydawnictwo, bo blisko osiemdziesiąt minut. Album podzielono na dwa dyski, co ciekawe opisane numerami dwa i trzy. Muzycy sugerują w ten sposób,

[Recenzja] Kelela - "Raven" (2023) VS. Caroline Polachek - "Desire, I Want to Turn Into You" (2023)

Obraz
Wartych wspomnienia premier fonograficznych pojawiło się ostatnio tak wiele, że nazbierało się już trochę zaległości. Dziś będzie zatem o dwóch albumach - aktualnie dwóch pierwszych miejscach rankingu Rate Your Music dla 2023 roku - reprezentujących różne podejścia do współczesnego popu. Może nie tak całkiem różne, bo są to raczej obrzeża mainstreamu, ale na pewno inne. Nie mogło być chyba inaczej, jeśli autorką pierwszej z tych płyt jest młoda Afroamerykanka mieszkająca w Los Angeles, z doświadczeniem śpiewania w kapelach jazzowych, metalowych i reprezentujących różne odmiany elektroniki, dziś tworząca ambitne R&B, a drugiej - biała dziewczyna z Nowego Jorku, która zaczynała na scenie alternatywnej, a po nieudanej próbie zostania twórcą dronów i ambientów, zwróciła się w stronę popowych piosenek. "Raven" Keleli Mizanekristos, podpisującej się po prostu jako Kelela, oraz "Desire, I Want to Turn Into You" Caroline Polachek, zapewne właśnie ze względu na różne doś

[Recenzja] Andrzej Korzyński - "Diabeł" (2023)

Obraz
Film Andrzeja Żuławskiego "Diabeł", jego drugie pełnometrażowe dzieło, ukończone w 1972 roku, nie miało łatwego startu. PRL-owska cenzura zablokowała kinową premierę, a także wydała zalecenie, by nawet nie umieszczać nigdzie żadnych informacji na temat istnienia tego obrazu. Rzekomo chodziło o brutalny charakter filmu, ze scenami szaleństwa, przemocy, gwałtu, kazirodztwa i śmierci. Reżyser miał jednak na ten temat inną teorię. Chociaż akcja została osadzona w 1793 roku, na początku II rozbioru Polski, gdy wojska pruskie wkroczyły do Wielkopolski, to nie zabrakło aluzji do współczesnych wydarzeń Marca 1968 i zawoalowanej krytyki ówczesnych władz. Żuławski znalazł się na ich celowniku, co stało się przyczyną jego emigracji do Francji. Właśnie tam stworzył m.in. jedno ze swoich najbardziej znanych dzieł, kolejny horror, "Opętanie" (1981), zilustrowany sugestywną muzyką Andrzeja Korzyńskiego, z którym współpracował już przy okazji "Diabła". Film z 1972 roku os

[Recenzja] Coil - "Love's Secret Domain" (1991)

Obraz
Trudno o lepszy album na dzień św. Walentego, patrona cierpiących na choroby psychiczne i zakochanych. Szaleństwo na "Love's Secret Domain" silnie obawia się w samej muzyce, dalekiej od powszechnie rozumianej  normalności . Miłość pojawia się natomiast w tytule - choć jego akronim odsyła do psychodelików, które w studiu pojawiały się w ogromnych ilościach - a także między tworzącymi duet Johnem Balance'em i Peterem Christophersonem, którzy byli parą także prywatnie. O sesji nagraniowej albumu krążą legendy, związane głównie z narkotykowymi wizjami muzyków i innych osób, jakie przewinęły się przez studio. A wśród licznych gości znaleźli się tym razem m.in. Steven Stapleton z Nurse with Wound, odpowiadający za pełną okultystycznych i seksualnych odniesień okładkę, wokaliści Marc Almond z Soft Cell - stały bywalec na płytach Coil - oraz Annie Anxiety Bandez, perkusista Charles Hayward z Quiet Sun, Gong, This Heat i Camberwell Now, grający na gitarze flamenco Juan Ramirez

[Recenzja] Television - "Adventure" (1978)

Obraz
Wspomniałem zmarłego pod koniec stycznia Toma Verlaine'a kilka recenzji temu, ale chyba jednak zasłużył sobie także na dedykowany tekst. To w końcu jeden z najważniejszych twórców swojego pokolenia. Współtworzył jedną z najlepszych, najbardziej inspirujących grup około-punkowych, Television. Co ciekawe, sam był raczej intelektualistą niż typowym punkiem. Słuchał jazzu, zarówno Johna Coltrane'a czy Alberta Aylera  - jako nastolatek uczył się zresztą gry na saksofonie - jak i elektrycznego Milesa Davisa, a swój artystyczny pseudonim pożyczył od XIX-wiecznego francuskiego poety symbolistycznego Paula Verlaine'a; naprawdę nazywał się Thomas Miller. Television także nie był typową grupą punkrockową. Tak naprawdę muzyka zespołu mieści się gdzieś w połowie drogi między klasycznym rockiem a punkiem. Verlaine'owi zależało na utrzymaniu pewnego poziomu muzycznego. Stąd też bez skrupułów wyrzucił ze składu swojego szkolnego kolegę Richarda Meyersa, lepiej znanego pod pseudonimem R

[Recenzja] Hank Mobley - "Soul Station" (1960)

Obraz
Hank Mobley wydaje się postacią nieco dziś zapomnianą. Raczej nie wymienia się go jednym tchem wśród największych saksofonistów bopowych. W latach 50. należał jednak do najbardziej rozchwytywanych tenorzystów. Jako sideman wspomagał m.in. Dizzy'ego Gillespie, Maxa Roacha, Horace'a Silvera, Lee Morgana, Freddie'ego Hubbarda czy Milesa Davisa, w którego grupie zajął miejsce samego Johna Coltrane'a. Przewinął się też przez skład prowadzonej przez Arta Blakeya grupy The Jazz Messengers. W tamtym okresie zyskał przydomek mistrza wagi średniej tenoru,  w nawiązaniu do jego tonu, subtelniejszego w porównaniu z Coltrane'em czy Sonnym Rollinsem, ale bardziej zadziornym niż u Lestera Younga. W podobnym rozkroku zdają się stać jego autorskie albumy, jak najsłynniejszy chyba "Soul Station", mający w sobie wiele z intelektualizmu jazzu cool, ale tyle samo z ekspresyjności hard bopu. Materiał na longplay, opublikowany nakładem Blue Note, został zarejestrowany 7 lutego 1

[Recenzja] The Waeve - "The Waeve" (2023)

Obraz
Chociaż to pierwsze duże wydawnictwo The Waeve, tworzący duet Graham Coxon i Rose Elinor Dougall debiutantami oczywiście nie są. On znany jest przede wszystkim z gry na gitarze, saksofonie oraz innych instrumentach w Blur, a ona współtworzyła The Pipettes. Ciekawiej od własnego doświadczenia prezentują się inspiracje dla nowego projektu. Coxon powołuje się m.in. na "In the Court of the Crimson King" King Crimson, "Still Life" Van der Graaf Generator, "Camembert Electrique" Gong oraz "Laughing Stock" Talk Talk, ale też płyty rhythm'n'bluesowej śpiewaczki Irmy Thomas czy folkowego piosenkarza Martina Carthy'ego. Graham z kolei wskazuje na wydawnictwa Broadcast, Fairport Convention, Penguin Cafe Orchestra oraz Young Marble Giants. Nie znaczy to bynajmniej, że muzyka zawarta na eponimicznym albumie The Waeve kopiuje tych - często niemających przecież ze sobą nic wspólnego - wykonawców. Duet bierze sobie raczej jakieś jakieś drobne element

[Recenzja] Loscil & Lawrence English - "Colours of Air" (2023)

Obraz
Kanadyjczyk Scott Morgan, pseudonim Loscil, oraz Australijczyk Lawrence English debiutowali na początku XXI wieku i od samego początku obracali się w zbliżonych, ambientowo-dronowych klimatach. Album "Colours of Air" jest jednak dopiero ich pierwszym wspólnym projektem. To dokładnie taka muzyka, jakiej można było się spodziewać po współpracy tej dwójki. Całość składa się z ośmiu stosunkowo krótkich, jak na tę stylistykę, utworów, zatytułowanych nazwami kolorów. Duet próbuje tu przedstawić za pomocą dźwięków, jak wyobraża sobie brzmienie poszczególnych barw. Posługuje się w tym celu odpowiednio przetworzonymi elektronicznie nagraniami organów piszczałkowych, dokonanych na egzemplarzu z australijskiego Old Museum w Brisbane. Z początku dominuje raczej zwiewne, pastelowe granie, jednak z czasem atmosfera gęstnieje, staje się coraz bardziej napięta ("Grey", "Black"), aż ostatecznie pogrąża w mroku ("Pink", najbardziej zrytmizowana "Magenta"

[Recenzja] Shame - "Drunk Tank Pink" (2021)

Obraz
Zmarł Tom Verlaine, śpiewający gitarzysta, klawiszowiec i kompozytor grupy Television. Jej debiutancki album "Marquee Moon" to jedno z największych dzieł muzyki około-punkowej, którego wpływ na cały nurt naprawdę trudno przecenić. Bez Verlaine'a i Television nie byłoby pewnie wielu innych grup. Może nie byłoby też tej całej potężnej dziś sceny Windmill, reprezentowanej m.in. przez zespół Shame, choć jego muzycy lubią powoływać się raczej na Davida Bowie czy The Stooges. Londyński kwintet zadebiutował już w 2018 roku płytą "Songs of Praise" - wyprzedzając tym samym nawet "Schlagenheim" black midi - ale większe uznanie zdobył po trzech latach, gdy istniała już i zdobywała popularność cała scena, wraz ze swoim drugim albumem "Drunk Tank Pink". Trochę wstyd przyznać, ale sam nie dostrzegłem wówczas w grupie większego potencjału. Podobnie miałem z Dry Cleaning, którego debiut pozostawił mnie obojętnym, ale dałem mu drugą szansę po usłyszeniu singl