[Recenzja] Greta Van Fleet - "The Battle at Garden's Gate" (2021)



To niewiarygodne, jak znaczne postępy można poczynić między dwoma albumami. Kiedy kilka lat temu wydali swój debiut, zrobiło się o nich głośno. Ale oprócz zachwytów nie brakowało krytyki. Sam stanąłem po tej drugiej stronie, wskazując na zbyt oczywiste inspiracje i brak własnych pomysłów. Jednak muzycy fantastycznie wykorzystali kolejne miesiące, rozwijając swoją muzykę w zupełnie niespodziewanym kierunku, bardzo pomysłowo ją komplikując, ale co najważniejsze - już nie nawiązują w tak ewidentny sposób do innych twórców. Nie spodziewałem się tego i jeszcze parę miesięcy temu, do czasu ukazania się pierwszych singli zapowiadających drugi longplay, nie przypuszczałbym, że właśnie ten zespół nagra jedną z najlepszych płyt 2021 roku. Do "Cavalcade" black midi, którego premiera już pojutrze, jeszcze wrócę w dedykowanej recenzji.

Przykładem zupełnie odwrotnej sytuacji jest opublikowany już jakiś czas temu drugi album Grety Van Fleet. Nawet jeśli słychać tu pewny postęp, np. w kwestii kompozytorskiej, a podobieństwa do wiadomego zespołu sprowadzają się częściej do grania w tym samym stylu, zamiast kopiowania konkretnych utworów (choć i to się zdarza: kawałki 4, 5, 7 i 12 momentami brzmią jak zubożałe wersje "Black Dog", "No Quarter", "Kashmir" i "Stairway to Heaven"), to wciąż jest to tylko pastisz muzyki sprzed ponad pięćdziesięciu lat. Gitarowe granie przez ten czas poszło niesamowicie do przodu, a udawanie, że tak się nie stało, nie ma żadnego sensu. Szczególnie niepotrzebne jest nawiązywanie do przeszłości w sposób tak bardzo odtwórczy, bezpieczny, pozbawiony jakichkolwiek elementów zaskoczenia oraz przejawów własnej inwencji. Wbrew temu, co zdarza się sugerować innym recenzentom, nie słyszę tu innych inspiracji, niż zespół Planta i Page'a. Że niby Rush? Ale przecież wczesny Rush też był pod silnym wpływem Led Zeppelin i wyłącznie stąd biorą się te podobieństwa. Kanadyjczycy szybko jednak zaczęli podążać w bardziej prog-rockowym kierunku i komplikować warstwę rytmiczną - tutaj takich zabiegów nie słychać, więc nie ma żadnych podstaw uznania Rush za inspirację. Greta Van Fleet nie jest nawet tak wszechstronnym zespołem, jakim był Led Zeppelin. Na przestrzeni pierwszych trzech kawałków muzycy wykorzystali właściwie wszystkie swoje patenty, które potem powtarzają przez kolejne pięćdziesiąt minut. Ten początek wypada nawet przyjemnie, ale potem odczuwałem już tylko rosnące znużenie.

Przykład black midi - ale też debiutujących w tym roku Squid i Black Country, New Road - udowadnia, że we współcześnie powstającym rocku wciąż jest miejsce na kreatywność, a przynajmniej na twórcze przetwarzanie starszych pomysłów. Tymczasem Greta Van Fleet idzie po linii najmniejszego oporu, wydając kolejną płytę sprowadzającą się do imitowania działającego pół wieku temu zespołu. Z pewnością nie brakuje chętnych na słuchanie takich epigonów, szczególnie wśród słuchaczy, którzy nie chcą się rozwijać muzycznie lub jeszcze nie zdają sobie sprawy, jak wiele interesującej i różnorodnej muzyki istnieje. Jednak w tym przypadku nie znajdą niczego, czego by nie było na płytach Led Zeppelin, tam zrobionego lepiej i otoczonego utworami nieopartymi na którymś z 2-3 schematów podprowadzonych przez Gretę.

Ocena: 4/10



Greta Van Fleet - "The Battle at Garden's Gate" (2021)

1. Heat Above; 2. My Way, Soon; 3. Broken Bells; 4. Built By Nations; 5. Age of Machine; 6. Tears of Rain; 7. Stardust Chords; 8. Light My Love; 9. Caravel; 10. The Barbarians; 11. Trip the Light Fantastic; 12. The Weight of Dreams

Skład: "Robert Plant" - wokal; "Jimmy Page" - gitara; "John Paul Jones" - gitara basowa, instr. klawiszowe; "John Bonham" - perkusja
Producent: Greg Kurstin


Komentarze

  1. Mnie zastanawia też warstwa wokalna - o ile na EP-ce "From the Fires" z '17 "Robert Plant" śpiewał dość naturalnie i całkiem nieźle, tak od albumów zaczął wchodzić na bardzo wysokie rejestry, przez co (w odróżnieniu od niektórych metalowych krzykaczy, typu Halford czy Diamond) brzmi zupełnie niestrawnie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Co do wokalu, to moim zdaniem "Robert Plant" nie ma startu do Roberta Planta. Ma umiejętności, ale jak dla moich uszu Robert Plant brzmi bardziej naturalnie, wokal, głos "Planta" brzmi trochę sztucznie, jakby był wymuszony, tak to mniej więcej widzę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Niezła próba na początku, ale niestety przesłuchałem kilka kawałków Grety i nie dałem się wkręcić :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiele już w życiu słyszałem, więc rzadko mnie coś rusza, ale fenomen popularności tej Grety jest dla mnie kompletnie niezrozumiały. Paweł dając 4 w ocenie jest bardzo wyrozumiały. Ani na debiucie, ani na tej płycie nie ma nic oryginalnego, na żadnym poziomie. Ani w kompozycjach, ani w brzmieniu, ani w wokalu. Przy pierwszej płycie myślałem, że to są jakieś jaja, kiepski żart (nazwisko trzech muzyków, braci Kiszka, tez wydawało się zgrywą). Chyba nikt się nie spodziewał takiego sukcesu komercyjnego, więc postanowiono pójść za ciosem i nagrać drugą płytę, złożoną już tylko, przyznaję z inteligentnych acz prostych, zagrywek Zeppelinów i szeregu innych zapożyczeń z hard rocka i nie tylko (te przygrywki na akustycznej gitarce to w końcu puszczanie oka do grunge'a). No cóż widać, że wielu dzieciaków nie ma osłuchania i kupuje to jako jakąś ożywczą nowość, a stare zgredy ciągle płaczą po Zeppelinach wpierniczając wyrób czekoladopodobny i sądząc po niektórych wpisach na Youtube naprawdę serio myślą, że ten zespół pielęgnuje zeppelinowską tradycję. A oni tylko sprzedają kit i pewnie się śmieją w kułak przeliczając zielone papierki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te akustyczne wstawki kojarzą mi się raczej z... akustycznym momentami Led Zeppelin, tylko zupełnie bez tego folkowego ducha. Poza tym całkowicie się zgadzam.

      Usuń
    2. Bardzo dobrze napisane.Jeden pan z radia(powyżej 50 lat)bardzo sie oburzył za porównanie Grety d Led zeppelin.

      Usuń
    3. @LeBo
      Brzmisz jak stary dziad i piszesz bez sensu. Oczekujesz, że ktoś teraz będzie nagrywał dla muzyki, SZTUKI a żyć ma z powietrza - "sprzedawać kit" dobre. Wolę 100% słuchać takiej Grety niż pop szmir i rocko-polo w stylu Imagine dragons czy Sławomira. Wracaj do swoich starych znanych melodii które znasz (jak w Rejsie) i nie lej jadu na młodych i obiecujących.

      Usuń
    4. Wszystko poplątałeś. To właśnie sluchanie GVF - opierającego całą swoją karierę na imitowaniu innego zespołu, który od ponad 50 cieszy się ogromną popularnością - świadczy o tym, że jest się kimś, komu najbardziej podoba się to, co już słyszał. Krytykowanie takiego epigona świadczy natomiast o tym, że od młodych wykonawców oczekuje się czegoś nowego. Po drugie, sam prezentujesz typowo dziaderską postawę - charakterystyczną też dla wielu początkujących słuchaczy - czyli czerpanie wiedzy o współczesnej muzyce z "Teraz Rocka", "Trojki" i innych głównonurtowych mediów tworzonych przez starych dziadów, który z muzyką przestali być na bieżąco około 1991 roku. Stąd też masz błędne przekononanie, że wśród młodszych wykonawców nie ma sensownej alternatywy dla pogrobowców starego rocka. W rzeczywistości, oczywiście poza mainstreamem, powstaje mnóstwo wartościowej muzyki, która nie jest epigońska i nie była tworzona dla pieniędzy, a przynajmniej nie tylko dla kasy.

      Usuń
  5. Przepraszam że nie na temat, ale czy słuchał pan dziś live'a Cavalcade? Wiem że debiut Black Midi nie zrobił na Panu zbyt dużego wrażenia, na mnie mówiąc szczerze też, nie, ale to co dzieje się na nowym albumie, to po prostu cudo!

    OdpowiedzUsuń
  6. Czuję się głupio, muszę zaznaczyć, iż poprzedni komentarz napisałem przed przeczytaniem recenzji...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Album słyszałem już wielokrotnie, pojutrze recenzja.

      Usuń
  7. Początek tej recenzji to jeden z najlepszych trollingów jakie widziałem w ostatnim czasie.

    OdpowiedzUsuń
  8. Słaby zespół szkoda czasu na nich marna kopia LZ

    OdpowiedzUsuń
  9. Pytanie może nie na temat,ale zadam je tutaj. Jakie Pan miałby porady dla kogoś kto chce zacząć pisać swoje recenzje, jakich rzeczy unikać, a czego się trzymać?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Proponowałbym, żebyś pisał o tym, na czym naprawdę się znasz. Na pewno warto robić to regularnie, a w międzyczasie samemu dużo czytać - nie tylko na ten temat i nie tylko recenzje - ponieważ dzięki temu można rozwinąć własny warsztat pisarski. Początkującym mogę też poradzić, aby nie zniechęcali się niewielką liczbą wyświetleń. Ja w początkowo notowałem po 200 wejść miesięcznie. Teraz mam tyle w ciągu godziny. Ale nie przyszło to bez wysiłku. Niestety, widziałem już wiele obiecująco zapowiadających się stron/blogów z recenzjami, których autorom zapału wystarczyło na parę miesięcy, po czym się poddawali.

      Usuń
    2. Jeszcze tylko jedno pytanie,co Pan poleca do przeczytania,aby posrzerzać wiedze,oczywiście oprócz słuchania,słuchania i jeszcze raz słuchania 🙂

      Usuń
    3. To zależy od tego, jaką konkretnie tematyką jesteś zainteresowany. Na pewno lepiej, żeby to były książki i czasopisma, a w dalszej kolejności strony internetowe oraz blogi, niż komentarze randomowych użytkowników pod filmikami z YouTube'a, newsami czy na Facebooku.

      Usuń
  10. I tutaj napiszę, że dawno nie słyszałem tak beznadziejnego wokalisty jak Kiszka. Ten gość kompletnie nie wie, jak chce śpiewać, taki rozmazany i rozmyty jest ten jego głos. Uszy bolą. A skojarzenia z Rush są zapewne efektem tego, jak bardzo chce odejść od porównań z Plantem, usilnie wchodząc na najwyższe rejestry; przez to co prawda brzmi jak Geddy Lee, ale taki biedny. Mi osobiście otwieracz kojarzy się z "Closer to the Heart" i rozumiem, że ludzie mogą kojarzyć niektóre utwory z Kanadyjskim zespołem, i te skojarzenia nie polegają na rozbudowanej warstwie rytmicznej, tylko właśnie wokalu.

    Co do płyty, już pomijając samą kiszkę, te utwory są dosyć nudne i pozbawione jakiegokolwiek polotu. Pod względem instrumentalnym nie ma tragedii, jest dosyć przyzwoicie, lecz też nie ma czego za bardzo wyróżniać; największym problemem jest właśnie wokalista, który sprowadza ten zespół na jeszcze większy dół. Ale i bez niego jest to dosyć przeciętne granie. Prawie cała płyta brzmi jak takie biedniejsze Led Zeppelin. Dziwi mnie, że mimo wymienienia 12 utworu, nie wspomniałeś w nawiasie o "Babe I'm Gonna Leave You", bo wydaje mi się, że "The Weight of Dreams" brzmi jak oczywista wariacja na temat tego utworu. A ze "Stairway to Heaven" skojarzyło mi się natomiast "Broken Bells". I być może jeszcze jakiś inny utwór, ale już mi się nie chce sprawdzać jaki.

    OdpowiedzUsuń
  11. No, minął już chyba tydzień i nie ma mojego wpisu, pozytywnego dla tej płyty. Mnie, inaczej niż piszącym na tym forum, podoba się ta płyta. Przesłuchałem ją chyba 15 razy, jest bardzo dobra, a naśladownictwo Led Zeppelin jest odleglejsze niż wcześniej i grupa ma już coś samodzielnie wypracowanego, choć mieści się w ramach retro rocka, który jest swoistą powtórką stylu sprzed lat, ale daje przestrzeń do kreacji artystycznej. Płyta ta już na stałe zajmie miejsce w historii rocka, nie jako arcydzieło, ale jako płyta solidna, na pewno wybitna w stylu retro rocka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dopóki wytwórnia będzie płacić za promocje, to geriatryczne media muzyczne będą podtrzymywać pamięć o tym zespole. Ale jak tylko się rozpadnie, to szybko większość o nim zapomni. W historii zapisują się tylko ci, którzy zmieniają jej bieg.

      Usuń
  12. Ktoś odleciał. ""The Battle at Garden's Gate", był ukoronowaniem tej doskonałej podróży przez psychodeliczny rock i wszelki możliwy eksperyment."

    https://kultura.onet.pl/muzyka/wywiady-i-artykuly/najlepsze-plyty-2021-roku-swiat-muzyczne-podsumowanie-onet-kultura/zwb3hz9

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może autorka miała na myśli swoją psychodeliczną podróż i eksperymenty, tylko od tego towaru wszystko jej się poplątało.

      Ogólnie okropne zestawienie. Nie wiem tylko co tam robią Little Simz i Damon Albarn, którzy kompletnie nie pasują do reszty stylistyką i poziomem.

      Usuń
    2. Nie mam pojęcia, jaka jest reszta tych płyt, Little Simz i Billie Eilish nagrały naprawdę dobre albumy, ale ciężko brać na poważnie zestawienie, w którym znajdują się nowe Iron Maiden i Greta Van Fleet, nawet jeżeli reszta płyt w nim jest na jakimś przyzwoitszym poziomie.

      "Wypełnione są po brzegi pomysłowymi melodiami, zaskakującymi zmianami tempa i wysublimowanymi harmoniami " - no i przy Maidenach babkę też poniosło, bo nic takiego nie słyszałem na tym "Senjutsu" xD

      Usuń
    3. Akurat Albarn wiadomo dlaczego tam jest, przecież to tak samo znane nazwisko, jak np. Iron Maiden - nieważne, jaka byłaby sama płyta, pewnie po prostu usłyszeli że pan od Blur i Gorillaz coś wydał więc to sklasyfikowali. :P

      Usuń
    4. Wygląda to jakby autorzy po prostu przepisali skądś Top 10 najlepiej sprzedających się / najczęściej streamingowanych albumów i na siłę starali napisać o nich coś pozytywnego, pewnie nawet wbrew własnym przekonaniom, a może bez słuchania tych płyt. Ogólnie żenada. Ale czego właściwie spodziewać się po serwisie piszącym o wszystkim po trochę? Przypomina mi się, jak inna tego typu strona opublikowała ranking nazwany "Top 5 Milesa Davisa, największego nowatora muzyki", uwzględniając tam "Tutu" i jakieś późniejsze płyty, których nawet nie kojarzę. To jeszcze większą żenada od listy z Onetu, bo nawet nie zrobili rozeznania, które albumy faktycznie były nowatorskie albo chociaż są tymi najbardziej znanymi i cenionymi. To już nawet bardziej rzetelny był ten seksistowski ranking wokalistek "Teraz Rocka", gdzie chociaż wprost napisali, że kryterium wyboru to wygląd, a nie umiejętności wokalne czy wartość artystyczna muzyki.

      Usuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Zapowiedź] Premiery płytowe maj 2024

[Recenzja] Oren Ambarchi / Johan Berthling / Andreas Werliin - "Ghosted II" (2024)

[Recenzja] Cristóbal Avendaño & Silvia Moreno - "Lancé esto al otro lado del mar" (2024)

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] Kin Ping Meh - "Kin Ping Meh" (1972)