[Recenzja] Squid - "Bright Green Field" (2021)



W poprzednich latach wielokrotnie narzekałem na współczesną kondycję muzyki rockowej. Czasy, gdy w ciągu roku ukazywało się po kilka, a nawet kilkanaście wybitnych albumów z tego gatunku, już dawno minęły. Zdawałoby się, że bezpowrotnie. Jednak ostatnie miesiące napełniają optymizmem. Nie tak dawno przecież zachwalałem pierwsze pełnowymiarowe dzieło grupy Black Country, New Road, a tu znów do sprzedaży i streamingu trafił bardzo obiecujący debiut. Squid wywodzi się z tej samej brytyjskiej sceny, co wspomniany przed chwilą BCNR czy szykujący się właśnie do wydania drugiej płyty black midi. Właściwie nie do końca mamy tu do czynienia z debiutantami, ponieważ Squid działa od połowy poprzedniej dekady i przez ten czas dorobił się kilku singli oraz EPek. Już pierwsze nagrania pokazywały spory potencjał, a z czasem młodzi muzycy zaczęli coraz bardziej komplikować swoją muzykę, nadając jej coraz ciekawszego kształtu. "Bright Green Field" to zwieńczenie tej ewolucji.

Trzeba przyznać, że muzycy Squid naprawdę umieją w post-punk. Jest tu ta intensywność i nerwowość, które niegdyś charakteryzowały najlepszych przedstawicieli nurtu w rodzaju Gang of Four, Pere Ubu, The Pop Group, This Heat, Tuxedomoon czy Talking Heads. Słychać zwłaszcza podobieństwa do ostatniej z tych grup, albo do kolorowego King Crimson. Znerwicowany wokal Olliego Judge'a ma wiele wspólnego ze śpiewem Davida Byrne'a lub Adriana Belew, a i warstwa instrumentalna - z niemal tanecznym pulsem sekcji rytmicznej oraz precyzyjnymi, misternie splatającymi się partiami gitar, podchodzącymi wręcz pod math-rock - wywołuje dość oczywiste skojarzenia. Całości intrygująco dopełniają świetnie wplecione dęciaki lub smyczki (wśród gości wystąpił tu m.in. Lewis Evans, saksofonista Black Country, New Road) oraz dość współcześnie brzmiące dźwięki elektroniczne. Możliwości zespołu doskonale pokazały trzy znakomite single zapowiadające album: trwające powyżej ośmiu minut "Narrator" i "Pamphlets" oraz tylko nieco krótszy, sześciominutowy "Paddling". Wszystkie z nich charakteryzują się niesamowitą energią, wysmakowanymi aranżacjami, inteligentnie rozbudowanymi formami, całkiem złożonym wykonaniem oraz wyrazistymi, choć poszarpanymi melodiami.

Przyznaję, że miałem pewne obawy, gdy ujawniono długość albumu, wynoszącą blisko pięćdziesiąt pięć minut. W dodatku trzy opublikowane przed premierą nagrania, choć świetne, sugerowały raczej dość jednorodne wydawnictwo. Po przesłuchaniu całości mogę stwierdzić, że faktycznie w poszczególnych utworach często powtarzają się te same patenty. Nie brakuje jednak zaskoczeń, do których należy zaliczyć przede wszystkim drugą, mocno elektroniczną część "Boy Racers" czy bardziej klimatyczny "Global Groove", w którego warstwie instrumentalnej na pierwszy plan wysuwa się perkusja i saksofon. W pozostałych nagraniach też pojawiają się różne aranżacyjne smaczki: nagłe zmiany tempa i klimatu, jazzujące lub elektroniczne wstawki (albo jedne i drugie naraz, jak w "G.S.K." czy "Documentary Filmmaker"), a także krautrockowe naleciałości w warstwie rytmicznej. We wspomnianym wcześniej "Narrator" dochodzi jeszcze gościnny udział wokalistki Marthy Skye Murphy. Może w drugiej połowie płyty zdarzają się momenty w zasadzie nic nowego niewnoszące - jak "2010" czy "Peel St." - ale to wciąż bardzo fajne kawałki, a ich brak byłby jednak sporą stratą. Jeśli już miałbym cokolwiek stąd wyrzucić, to chyba tylko dwie instrumentalne miniaturki, nietrwające razem nawet dwóch minut ("Resolution Square", "The Flyover").

Trochę się czepiam, ale te drobne zarzuty wcale nie odbierają mi przyjemności ze słuchania "Bright Green Field". W ciągu ostatnich dwóch dni wracałem do niego naprawdę często, a wcześniej intensywnie katowałem single. Te trzy zwiastuny skutecznie rozbudziły apetyt na więcej, ale też bardzo wysoko podniosły moje oczekiwania. Mogę jednak powiedzieć, że cały album okazał się w pełni satysfakcjonujący. To już drugi tak mocny debiut w tym roku, po wspomnianym "For the First Time" Black Country, New Road. Oba mają zresztą wiele ze sobą wspólnego. Łączą je zbliżone inspiracje, tak samo potężna dawka młodzieńczej energii oraz wyjątkowo dobry, szczególnie na tak młodych instrumentalistów, warsztat techniczny. Pod tym ostatnim względem Squid wypada jeszcze lepiej. Z drugiej strony, wolałem niedosyt pozostawiony przez "For the First Time" od lekkiego przesytu po pierwszym odsłuchu "Bright Green Field". Album wydaje się odrobinę za długi, jak na dzieło tak bardzo intensywne. Z drugiej strony, poszczególne nagrania trzymają naprawdę równy poziom i ciężko byłoby ten longplay skrócić. Wychodzi więc na to, że muzyka rockowa wciąż ma się świetnie, chociaż - jak wszystko inne - wyłącznie poza ścisłym mainstreamem.

Ocena: 9/10



Squid - "Bright Green Field" (2021)

1. Resolution Square; 2. G.S.K.; 3. Narrator; 4. Boy Racers; 5. Paddling; 6. Documentary Filmmaker; 7. 2010; 8. The Flyover; 9. Peel St.; 10. Global Groove; 11. Pamphlets

Skład: Ollie Judge - wokal, perkusja; Louis Borlase - gitara, gitara basowa, dodatkowy wokal; Anton Pearson - gitara, gitara basowa, dodatkowy wokal; Laurie Nankivell - gitara basowa, trąbka, dodatkowy wokal; Arthur Leadbetter - instr. klawiszowe, instr. smyczkowe, instr. perkusyjne
Gościnnie: Nataly Corolscaia - skrzypce (2,7); Yulia Knowles - altówka (2,7); Georgia Hannington - wiolonczela (2,7); Martha Skye Murphy - wokal (3); Lewis Evans - saksofon altowy (4,6,8,11); Emma-Jean Thackray - trąbka (4,6,8,11); Charlie Keen - puzon (4,6,8,9,11)
Producent: Dan Carey


Komentarze

  1. Fenomenalny album, zastanawiałem się nawet nad 10, ale dam mu jeszcze trochę czasu. Oczywiste skojarzenia z Davidem Byrne, świetne riffy i sekcja rytmiczna. Podoba mi się nawet bardziej niż For The First Time. Obawiam się, że black midi nie przebije ich już w tym roku, ale też nie mogę się doczekać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Single black midi są tak mocarne, że to może być jeszcze lepszy album, choć Squid i BCNR ustawili wysoko poprzeczkę. A już na pewno przebiją własny debiut.

      Usuń
    2. Właśnie przesłuchuję. Przyjemnie się słucha, ale to nie do końca moja bajka. Niemniej, wysoki poziom jest.

      Usuń
  2. Nie ma żadnych wątpliwości, że zrobili ogromny krok naprzód w porównaniu ze schlaghenhaimem. Widziałeś ich występ na KEXP? Niesamowicie dali czadu. Obawiam się jedynie, że utwory na Cavalcade zostaną nieco "wykastrowane" ze swojego pazura, chociażby jak utwory Radiohead na King of Limbs i In Rainbows. Te albumowe nie umywają się do ich odpowiedników w wersji live.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widziałem, a przede wszystkim słyszałem i było to jeszcze lepsze od ich pierwszego KEXPa. Na "Schlagenheim" faktycznie nie udało się przywołać energii tamtego występu. Mam jednak przeczucie, że nawet jeśli teraz też się nie uda, to i tak będzie to wielki album. Bo do singli nie mam żadnych zarzutów.

      Usuń
  3. Jasne, zarówno John L, Despair, jak i Slow to wspaniałe utwory. Z tych zaprezentowanych na najnowszym KEXP najbardziej urzekło mnie chyba Dethroned. Robią wspaniały użytek z instrumentów dętych. Świetny jest też początkowy "kontrolowany chaos" na początku utworu ze skrzeczącym Geordie'm :). To będzie na pewno wielki album.

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetna płyta. Zastanawia mnie to częste porównanie stylu wokalnego do Davida Byrne'a - te krzyki Judge'a dużo bardziej kojarzą mi się z The Pop Group, w którym ten wokal miał podobny zasięg ekspresji. Chociaż, z drugiej strony, faktycznie w Squid są podobne rozwiązania rytmiczne do Talking Heads, szczególnie w użyciu perkusjonaliów.

    OdpowiedzUsuń
  5. Dobrze wiedzieć, że muzyka rockowa ma jeszcze jakąś przyszłość.

    OdpowiedzUsuń
  6. Dzisiaj wychodzi nowy singiel. https://www.youtube.com/watch?v=RooBTIwG13c

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A już pod koniec kwietnia ma ukazać się nowy album, "Undergrowth".

      Usuń
  7. Album 9 czerwca. Pod koniec kwietnia nowy singiel ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie zostałem wprowadzony w błąd przez pewno źródło. "Undergrowth" to kolejny singiel, a album ma mieć tytuł "O Monolith". Szkoda, że jeszcze tyle do premiery. Ten dzisiaj udostępniony kawałek "Swing (in a Dream)" (znalem go wcześniej jako "Sevenz" z koncertowych wykonań) jest świetny i zapowiada się kolejny wspaniały album ze sceny Windmill

      Usuń
    2. Nagrywali go u Petera Gabriela w Real World Studio.

      Usuń
    3. Ma być tylko osiem utworów, co dobrze wróży, bo na "Bright Green Field" doskwiera mi właśnie długość powyżej trzech kwadransów.

      Usuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] ||ALA|MEDA|| - "Spectra Vol. 2" (2024)

[Recenzja] Santana - "Welcome" (1973)

[Recenzja] Van der Graaf Generator - "The Least We Can Do Is Wave to Each Other" (1970)

[Recenzja] Death - "Human" (1991)