Posty

Wyświetlanie postów z maj, 2016

[Recenzja] Gary Moore - "Corridors of Power" (1982)

Obraz
Po raz kolejny Gary Moore kazał długo czekać na swój album. Pomiędzy wydaniem "Back on the Streets" a  "Corridors of Power" minęły cztery lata. Gitarzysta jednak nie próżnował w tym czasie. Istotnie wspomagał Grega Lake'a - byłego muzyka King Crimson i Emerson, Lake & Palmer, który próbował rozkręcić solową karierę, zresztą bez powodzenia - a także przygotował własny album "Dirty Fingers", który jednak odłożono na półkę, aby wcześniej wydać eponimiczny longplay bardziej komercyjnego projektu G-Force. Ostatecznie "Dirty Fingers" ukazał się w 1983 roku w Japonii i rok później w Wielkiej Brytanii, długo po premierze zarejestrowanego później "Corridors". Do nagrania tej płyty Moore pozyskał przede wszystkim dwóch muzyków, którzy właśnie opuścili Whitesnake - bębniarza Iana Paice'a oraz swojego dawnego kompana z pierwszego składu Colosseum II, basistę Neila Murraya - a także klawiszowca Tommy'ego Eyre. Wśród gości pojawil

[Recenzja] Roy Harper & Jimmy Page - "Whatever Happened to Jugula?" (1985)

Obraz
Roy Harper i Jimmy Page w podobnym czasie przeżywali wzloty i upadki. Lata 60. były dla nich czasem stopniowego budowania pozycji na muzycznej scenie, by na przełomie dekad osiągnąć swój komercyjny i artystyczny szczyt. Jednak w drugiej połowie lat 70. coraz wyraźniej popadali w twórczy kryzys, który w pełni objawił się w pierwszej połowie kolejnej dekady. Harper wydał kilka naprawdę kiepskich płyt, a Page znacząco ograniczył swoją aktywność - po tym, jak nie wypalił projekt XYZ z muzykami Yes, Chrisem Squire'em i Alanem Whitem, były gitarzysta Led Zeppelin przygotował jedynie przeciętną ścieżkę dźwiękową "Death Wish II". Muzycy najwyraźniej doszli do wniosku, że skoro osobno nic im nie wychodzi, to może znowu spróbują zrobić coś razem. Page już wcześniej zagrał bowiem w utworze "The Same Old Rock" z najlepszej płyty Harpera, "Stormcock". Tym razem powstał z tego cały album. Materiał na "Whatever Happened to Jugula?" (wznawiany później cz

[Recenzja] Grand Funk Railroad - "Survival" (1971)

Obraz
Czwarty album Grand Funk Railroad nie przynosi większych zaskoczeń. Może za wyjątkiem uwzględnienia w repertuarze aż dwóch cudzych kompozycji: "Feelin' Alright" z repertuaru grupy Traffic oraz "Gimme Shelter" The Rolling Stones. Oba zostały zagrane odpowiednio ciężej, bardziej surowo, aby pasować do stylistyki pozostałych nagrań. Trudno jednak mówić o jakiejś nowej jakości, pokazaniu tych kompozycji od innej strony. Doszło jedynie do pewnego spłycenia, a wykonanie stoi na niższym, poziomie od oryginałów, szczególnie wokalne. Poza tym jest to typowy materiał dla wczesnego Grand Funk, z czadowymi kawałkami o lekko jamowych fragmentach instrumentalnych ("Country Road", All You've Got Is Money"), czasem łagodzonych za pomocą gitary akustycznej ("Comfort Me") lub organów elektrycznych i okropnie zaaranżowanych, pseudo-soulowych chórków ("I Want Freedom"). Całości dopełnia ballada, "I Can Feel Him in the Morning",

[Recenzja] Gary Moore - "Back on the Streets" (1978)

Obraz
Minęło trochę czasu od poprzedniej autorskiej płyty Gary'ego Moore. Przez te pięć lat, jakie minęły od wydania "Grinding Stone", gitarzysta zdążył dwukrotnie dołączyć i odejść z Thin Lizzy. Za pierwszym razem zagrał jedynie parę koncertów i zarejestrował solówki do ballady "Still in Love with You", za to przy drugim pobycie wziął udział w przygotowaniu całego albumu "Black Rose" - dość ciekawego, bo łączącego hardrockową stylistykę z irlandzkimi melodiami. W międzyczasie zdążył jeszcze wystąpić na trzech płytach jazz-rockowego Colosseum II. Wspominam tu o tych wszystkich dokonaniach, ponieważ "Back on the Streets" bezpośrednio z nich wynika. Nie tylko stylistycznie. Część materiału Moore zarejestrował z muzykami Thin Lizzy, a resztę ze swoimi kompanami z Colosseum II. W trzech nagraniach udzielają się Phil Lynott i Brian Downey, czyli śpiewający basista oraz perkusista Thin Lizzy. Lynott jest także kompozytorem lub przynajmniej współautor

[Recenzja] The Byrds - "The Notorious Byrd Brothers" (1968)

Obraz
W trakcie nagrywania "The Notorious Byrd Brothers" doszło do poważnego rozłamu w grupie. Chociaż sesja rozpoczęła się w składzie z dwóch poprzednich albumów - z Jimem (tudzież Rogerem, jak od tej pory chciał być nazywany) McGuinnem, Davidem Crosbym, Chrisem Hillmanem i Michaelem Clarkiem - pod jej koniec w zespole została tylko połowa tych muzyków. Najpierw doszło do sprzeczki z perkusistą. Pozostali członkowie, szczególnie Crosby, zarzucali mu braki techniczne i okazywali niezadowolenie z jego gry w swoich kompozycjach. Na jego miejsce postanowiono zatrudnić renomowanych perkusistów sesyjnych, Jima Gordona (m.in. Derek and the Dominos, Traffic) i Hala Blaine'a, jednak Clarke jeszcze przez pewien czas pozostawał oficjalnie w zespole, a nawet pojawił się na okładce albumu. Następnie doszło do konfliktu z Crosbym, który sprzeciwiał się włączeniu do repertuaru cudzej kompozycji, "Goin' Back" autorstwa Gerry'ego Goffina i Carole King - uważał to za krok

[Recenzja] Armageddon - "Armageddon" (1975)

Obraz
To swego rodzaju ironia losu, że zespół Armageddon powstał dzięki jednej śmierci, a zakończyła jego istnienie kolejna śmierć. Najpierw zmarł Mick Bradley, perkusista grupy Steamhammer. Dwaj pozostali muzycy, gitarzysta Martin Pugh oraz basista Louis Cennamo (wcześniej w Renaissance i Colosseum), próbowali działać z innymi muzykami, ale bez większego powodzenia, co ostatecznie skończyło się rozwiązaniem zespołu. Zaraz potem nawiązali jednak współpracę z Keithem Relfem - byłym wokalistą The Yardbirds i Renaissance, który pomagał przy produkcji ostatniego albumu Steamhammer - a także perkusistą Bobbym Caldwellem, wcześniej występującym w Captain Beyond i grupie Johnny'ego Wintera. Pod szyldem Armageddon kwartet nagrał eponimiczny album, jednak z powodu uzależnienia Pugha i Caldwella od heroiny, nie zagrał ani jednego koncertu. Do ponownego spotkania muzyków już nie doszło, ponieważ niedługo później zmarł Relf, porażony prądem ze źle uziemionej gitary. Jedyny albumu Armageddon wpisu

[Recenzja] Colosseum II - "Strange New Flesh" (1976)

Obraz
Po rozpadzie Colosseum perkusista Jon Hiseman nie miał szczególnie udanej kariery. Obiecujące trio z Jackiem Bruce'em i saksofonistą jazzowym Johnem Surmanem zakończyło działalność po paru występach (równie efemeryczny był jego powrót pod koniec dekady). Kolejny zespół, hardrockowy Tempest, m.in. z Allanem Holdsworthem w składzie, wydał nawet dwa albumy, które jednak nie wzbudziły większego zainteresowania. Hiseman postanowił zatem wrócić do jazz-rocka i szyldu Colosseum, na szczęście dodając do nazwy rzymską dwójkę, co oddziela od siebie te dwa zespoły. Łączy je w zasadzie tylko osoba bębniarza. Dość dziwny okazał się wybór pozostałych muzyków, którzy z jazzem niewiele mieli do czynienia do tamtej pory i później. Gitarzysta Gary Moore przez cale życie grał komercyjnego hard rocka lub wygładzonego bluesa. Także Don Airey udzielał się głównie w zespołach hardrockowych, przeważnie jako sesyjny klawiszowiec, a w 2002 roku na stałe dołączył do Deep Purple. Mike Starrs zaistniał natomia

[Recenzja] The Byrds - "Younger Than Yesterday" (1967)

Obraz
"Younger Than Yesterday" to pierwsze wydawnictwo The Byrds, na którym basista Chris Hillman wyszedł z cienia pozostałych muzyków. Dotąd nieaktywny jako kompozytor, tutaj podpisany jest pod pięcioma z jedenastu kompozycji. Tylko "So You Want to Be a Rock 'n' Roll Star" sygnuje wspólnie z Jimem McGuinnem. Cztery pozostałe - "Have You Seen Her Face", "Time Between", "Thoughts and Words" oraz "The Girl with No Name" - napisał samodzielnie i w dodatku w każdym z nich wystąpił w roli głównego wokalisty, choć dotąd udzielał się wyłącznie w chórkach. Reszta materiału to dwa utwory napisane przez samego Davida Crosby'ego ("Everybody's Been Burned", "Mind Gardens") i dwa wspólnie z McGuinnem ("Renaissance Fair", "Why"), ponadto jeden McGuinna oraz niebędącego członkiem zespołu Roberta Hipparda ("C.T.A.-102"), a także przeróbka Boba Dylana ("My Back Pages").

[Recenzja] Grand Funk Railroad - "Live Album" (1970)

Obraz
Wymieniany czasem wśród najlepszych płyt koncertowych "Live Album" jest z dużym prawdopodobieństwem najlepszym wydawnictwem w dorobku Grand Funk Railroad. Rzecz zarejestrowano podczas kilku koncertów z czerwca 1970 roku na Florydzie. Było tuż po premierze trzeciego w studyjnej dyskografii "Closer to Home", ale trio postawiło na sprawdzony materiał z dwóch pierwszych longplayów, robiąc wyjątek dla jednej nowej kompozycji. Pomimo wyboru utworów z kilku różnych występów, jest to niezwykle autentyczny zapis ówczesnych koncertów zespołu, bez żadnych studyjnych poprawek, dogrywek czy miksów. Tym, co odróżnia "Live Album" od studyjnych poczynań zespołu, jest wyeksponowanie najlepszych jego cech i uczynienie nieistotnymi tych pozostałych. Mocną stroną Marka Farnera, Mela Schachera i Dona Brewera było żywiołowe, w pełni zespołowe jamowanie, a przecież tego typu granie najlepiej sprawdza się właśnie na scenie. Tutejsze wykonania wprost rozpiera energia, a częst

[Recenzja] The Gary Moore Band - "Grinding Stone" (1973)

Obraz
Zanim Gary Moore zyskał ogromną sławę za sprawą swoją wygładzonej wersji bluesa z albumu "Still Got the Blues", miał już za sobą dobre dwie dekady działalności. Stosunkowo niewiele z tego czasu spędził w zespołach, a były to irlandzkie grupy hardrockowe Skid Row (nie mylić z późniejszym amerykańskim zespołem pudel-metalowym o tej samej nazwie) i Thin Lizzy, czy brytyjski jazz-rockowy Colosseum II. Zdecydowanie częściej nagrywał pod własnym nazwiskiem, po raz pierwszy już w 1973 roku, choć wtedy akurat starał się stworzyć pozory zespołu, używając szyldu The Gary Moore Band. Towarzysząca mu tu sekcja rytmiczna i inni muzycy są jednak ewidentnym tłem dla jego gry na gitarze oraz śpiewu. Album "Grinding Stone", choć część słuchaczy odstraszy już samą okładką, daje pewne nadzieje po spojrzeniu na tracklistę. To tylko sześć nagrań, z czego najdłuższe trwa 17 minut, a inne zbliża się do dziesięciu - zdaje się to sugerować raczej ambitne dzieło. Niestety, długość poszczegól

[Recenzja] Roy Harper - "The Unknown Soldier" (1980)

Obraz
Coś niedobrego zaczęło się dziać z Royem Harperem. Najpierw album "Commercial Breaks", planowany do wydania na 1978 lub 1979 rok, okazał się tak denny, że wydawca zablokował jego premierę. Doszło tylko do wytłoczenia testowych egzemplarzy, a oficjalne wydanie materiału nastąpiło kilkanaście lat później. Następny projekt muzyka, "The Unknown Soldier", choć wydany bez opóźnienia, potwierdza, że twórczy kryzys dotknął artystę na dobre. Jeszcze kilka lat wcześniej nie byłoby przesadą nazwanie Harpera jednym z najlepszych ówczesnych kompozytorów. Tutaj aż za połowę muzyki odpowiada David Gilmour, który kompozytorem raczej tylko bywał, bardziej z doskoku i konieczności, niż własnej potrzeby artystycznego wyrazu. Jeden z tych kawałków, "Short and Sweet", pojawił się już zresztą dwa lata wcześniej na autorskim, eponimicznym debiucie gitarzysty Pink Floyd. Z kolei trzy z pięciu kompozycji samego Harpera to nowe wersje nagrań z "Commercial Breaks" - niekon

[Recenzja] Steamhammer - "Speech" (1972)

Obraz
Zgodnie z niepisaną tradycją Steamhammer przed nagraniem kolejnego albumu musiał zmienić skład. Tym razem odeszło jednak aż dwóch muzyków oryginalnego wcielenia grupy: najpierw basista Steve Davy, a następnie wokalista i główny kompozytor Kieran White. Ten ostatni zdążył jeszcze wziąć udział w koncertach zaplanowanych na lato 1971 roku, podczas których w zespole zadebiutował doświadczony basista Louis Cennamo. Muzyk występował wcześniej u boku byłych muzyków The Yardbirds, Keitha Relfa i Jima McCarty'ego, w założonym przez nich progowym Renaissance, a następnie zagrał na płycie "Daughter of Time" jazz-rockowego Colosseum. Przed końcem roku Martin Pugh, Mick Bradley i Cennamo weszli do studia, by zarejestrować materiał na czwartą płytę Steamhammer. Muzykę napisali wspólnie, zaś teksty dostarczyli znajomi spoza zespołu. Zaśpiewał je gościnnie Garth Watt-Roy z NKR-owego Fuzzy Duck. W chórkach udziela się natomiast ściągnięty przez Cennamo Keith Relf, który pomógł też muzykom

[Recenzja] Aerosmith - "Rocks" (1976)

Obraz
"Rocks" to ten album, który ugruntował pozycję Aerosmith po sukcesie poprzedniego "Toys in the Attic", radząc sobie nawet nieco lepiej w notowaniach, choć ostatecznie nie osiągając aż takich wyników sprzedaży. Przez kolejną dekadę zespół miał coraz bardziej pogrążać się w nijakości, jednak te dwa albumy dały pewien kredyt zaufania, dzięki któremu grupa wciąż cieszyła się popularnością i przetrwała największy kryzys w karierze. Na okładce "Rocks" znalazło się pięć oszlifowanych diamentów. W domyśle - członków zespołu. Ktoś tu miał albo przesadne mniemanie o sobie, albo godny podziwu dystans do siebie. Bo zawarta tu muzyka z pewnością nie olśniewa kreatywnością, oryginalnością ani jakimś ponadprzeciętnym poziomem muzycznym. Jeśli wcześniejszy album przyniósł bardziej imprezowy materiał, tak tutaj, zgodnie z tytułem, dominuje rockowy czad. Szkoda, że często tak mało charakterystyczny. Znaczna część repertuar brzmi jak podkręceni pod względem tempa i natęż