Posty

Wyświetlam posty z etykietą industrial

[Recenzja] Model/Actriz - "Dogsbody" (2023)

Obraz
Nie zanosi się na to, by w najbliższym czasie Sztuczna Inteligencja mogła zastąpić żywych recenzentów. Pomijam już styl tworzonych przez nią tekstów, bliższy raczej poziomu pracy domowej z późnej podstawówki. Dopóki SI nie nauczy się co najmniej weryfikowania prawdziwości dostępnych informacji oraz interpretowania faktów i umieszczania ich we właściwym kontekście, nie muszę obawiać się masowego wzrostu konkurencyjnych stron. Z ciekawości poprosiłem popularny ostatnio czat o napisanie recenzji debiutanckiego albumu Model/Actriz, czyli wydanego pod koniec lutego "Dogsbody". Trochę perfidny wybór, bo narzędzie nie ma dostępu do wiedzy po 2020 roku. Mimo tego otrzymałem zadziwiająco pewny siebie tekst, pełen konfabulacji, błędów merytorycznych i nieścisłości. Dowiedziałem się z niego choćby tego, że Model/Actriz to brytyjsko-australijski duet , który wprowadza nowe, świeże brzmienia na polską scenę muzyczną . Nie było nawet blisko. Grupę tworzy czwórka młodych muzyków z Brooklynu

[Recenzja] Otay:onii - "夢之駭客 Dream Hacker" (2023)

Obraz
Dokładnie w drugą rocznicę wydania znakomitego "冥冥 (Míng Míng)", na przekór zaleceniom globalnego przemysłu muzycznego, by nową muzykę publikować w piątki, chińska artystka Otay:onii zaprezentowała swój kolejny, ogółem już trzeci album. I można się zdziwić, jak bardzo  "夢之駭客 Dream Hacker" jest inny od swojego poprzednika. Jakby mniej tutaj tej intrygującej mieszanki eksperymentalnej, post-industrialnej elektroniki , neoklasycznego klimatu Dead Can Dance oraz nawiązań do tradycyjnej muzyki chińskiej,  spod czego wydobywał się  śpiew w stylu młodej Björk, a zamiast tego więcej  materiału kierującego się w bardziej komunikatywne rejony. Taki zwrot zapowiadały już zresztą przedpremierowe single. "Overlap" to subtelna piosenka z niższym niż dotąd śpiewem artystki - już tak bardzo niekojarzącym się z Björk - oraz nastrojowym akompaniamentem elektroniki, choć w warstwie instrumentalnej pojawia się też trochę dziwnych, nowoczesnych brzmień. "W.C." zaczyn

[Recenzja] Coil - "Love's Secret Domain" (1991)

Obraz
Trudno o lepszy album na dzień św. Walentego, patrona cierpiących na choroby psychiczne i zakochanych. Szaleństwo na "Love's Secret Domain" silnie obawia się w samej muzyce, dalekiej od powszechnie rozumianej  normalności . Miłość pojawia się natomiast w tytule - choć jego akronim odsyła do psychodelików, które w studiu pojawiały się w ogromnych ilościach - a także między tworzącymi duet Johnem Balance'em i Peterem Christophersonem, którzy byli parą także prywatnie. O sesji nagraniowej albumu krążą legendy, związane głównie z narkotykowymi wizjami muzyków i innych osób, jakie przewinęły się przez studio. A wśród licznych gości znaleźli się tym razem m.in. Steven Stapleton z Nurse with Wound, odpowiadający za pełną okultystycznych i seksualnych odniesień okładkę, wokaliści Marc Almond z Soft Cell - stały bywalec na płytach Coil - oraz Annie Anxiety Bandez, perkusista Charles Hayward z Quiet Sun, Gong, This Heat i Camberwell Now, grający na gitarze flamenco Juan Ramirez

[Recenzja] The Young Gods - "Play Terry Riley In C" (2022)

Obraz
Zignorowałem ten album w okolicach jego wrześniowej premiery, ale na szczęście zdążyłem nadrobić go przed ostatecznym podsumowaniem minionego już roku. To jedna z ciekawszych płyt, jakie ukazały się w ciągu tych dwunastu miesięcy, choć dotąd nie bardzo było mi po drodze z twórczością nie tak znowu młodego The Young Gods. Szwajcarskie trio działa już od połowy lat 80., choć większą rozpoznawalność zyskało dopiero w kolejnej dekadzie, gdy anglojęzyczne teksty wyparły śpiewanie po francusku. Twórczość grupy przeważnie zalicza się do industrialnego rocka. Wspominałem już wcześniej, jak bardzo myląca jest ta etykieta, sugerująca w zasadzie nieistniejące powiązania z tym autentycznym industrialem, granym przez np. Cabaret Voltaire, Throbbing Gristle, Coil czy Einstürzende Neubauten, czyli muzyką o raczej mocno eksperymentalnym charakterze. Tymczasem te wczesne dokonania The Young Gods brzmią jak zwyczajny, piosenkowy rock, tyle że tworzony przy dużym udziale syntezatorów, samplerów i innych

[Recenzja] Throbbing Gristle - "20 Jazz Funk Greats" (1979)

Obraz
Tytuł "20 Jazz Funk Greats" może sugerować składankę z podrzędnym fusion. Z kolei okładka równie dobrze mogłaby trafić na płytę z chrześcijańskimi piosenkami. Tyle że to album Throbbing Gristle, jednego z głównych pionierów industrialu, a zawartą tutaj muzykę trudno byłoby określić jako lekką i przyjazną w odbiorze dla każdego słuchacza. Z jazzem ma tyle wspólnego, że pojawiają się tu partie kornetu i wibrafonu, a z funkiem w zasadzie nie da się wskazać żadnych związków. Oprawa graficzna to pastisz okładek płyt, które latami zalegają w koszach z przecenionym towarem w sklepach płytowych, a zarazem świadomy trolling potencjalnych nabywców, którzy nie zetknęli się wcześniej z nazwą Throbbing Gristle. Sielankowe zdjęcie wykonano na brytyjskim wybrzeżu Beachy Head, popularnej miejscówce wśród samobójców. Bardziej adekwatną do zawartości grafikę zyskało wznowienie płyty z 1981 roku, gdzie kolorowe zdjęcie zastąpiono jego czarno-białą wersją, a u stóp muzyków pojawiło się martwe ci

[Recenzja] Coil - "Horse Rotorvator" (1986)

Obraz
Chodzi mi po głowie od pewnego czasu zrobienie przeglądu najlepszych płyt lat 80., bo to muzycznie była świetna dekada, a niezasłużenie ma dość kiepską opinię. Wynika to w znacznej mierze stąd, że tych naprawdę ciekawych rzeczy trzeba szukać przede wszystkim poza ówczesnym mainstreamem, choć i w jego obrębie zdarzały się naprawdę udane dzieła. Gdybym miał przygotować listę najlepszych, powiedzmy, stu płyt tamtego dziesięciolecia, to z całą pewnością nie zabrakłoby na niej miejsca dla "Horse Rotorvator", drugiego długogrającego wydawnictwa duetu Coil. To album doskonale reprezentujący tę dekadę, zawierający w sobie co najlepsze z tamtego okresu, a jednocześnie całkiem pozbawiony tego, za co najłatwiej go krytykować, czyli brzmieniowo-aranżacyjnego kiczu. Jest to w dodatku album, który z pewnością nie mógłby powstać we wcześniejszych dziesięcioleciach, ale później, nawet w bieżącym roku, to już jak najbardziej. Pierwsze, co zwraca uwagę, to pastoralna okładka, przedstawiająca a

[Recenzja] Coil - "Scatology" (1984)

Obraz
Gdybym miał zgadywać, jaki zespół spotkałby się z największą niechęcią naszych polskich obrońców tzw. tradycyjnych wartości, wskazałbym na Coil. Grupę tworzoną przez parę homoseksualistów, narkomanów i pogan zafascynowanych magią oraz okultyzmem, a nawet sięgających po antychrześcijańskie symbole. Mało? Sprawdźcie sobie, co znaczy tytuł debiutanckiego longplaya "Scatology" i poszukajcie okładki pierwszego wydania na kompakcie. Jedynym powodem, dlaczego prawdopodobnie nie ma Coil na żadnej krążącej po necie liście zakazanych zespołów jest fakt, że w sumie mało kto o nim słyszał, a jeszcze mniej miało okazję zapoznać się z twórczością duetu. To akurat nie powinno dziwić. Zdecydowanie nie jest to muzyka łatwa w odbiorze i przyjemna w powszechnym rozumieniu. Wśród osób zainteresowanych bardziej eksperymentalnym graniem kapela ma status legendy, a zupełnie obiektywnie - to po prostu jeden z najważniejszych przedstawicieli industrialu oraz szeroko pojętej elektroniki. Inicjatorem p

[Recenzja] Otay:onii - "冥冥 (Míng Míng)" (2021)

Obraz
Wyobraźcie sobie album, na którym śpiewa Björk, tylko jakby z chińskim akcentem. Towarzyszą temu głównie elektroniczne podkłady, zahaczające o post-industrial, drone, ambient czy glitch. Nad całością unosi się klimat tradycyjnej muzyki z Państwa Środka oraz mistyczny nastrój w duchu dokonań Dead Can Dance. Taki właśnie jest "冥冥 (Míng Míng)", drugi solowy album chińskiej - choć zamieszkującej w Nowym Jorku - artystki Lane Shi Otayonii. Debiutancki "Nag" sprzed trzech lat przeszedł praktycznie niezauważony. Inaczej jest w przypadku nowego dzieła, które stopniowo podbija tegoroczny ranking Rate Your Music. Niewątpliwie jest to album, któremu warto przyjrzeć się bliżej. Całość trwa niespełna 37 minut, wiec nie trzeba na to poświęcać wiele czasu. Choć docenienie tej muzyki może zająć nieco dłużej. Szczególnie otwieracz "From Me II to Me" zdaje się ustawiać poprzeczkę dość wysoko i sugerować muzykę trudniejszą w odbiorze. To niemal wyłącznie jednostajne, drone&#