[Recenzja] Sonic Youth - "Bad Moon Rising" (1985)
Na swoim drugim pełnowymiarowym - choć znów niezbyt długim - wydawnictwie, muzycy Sonic Youth zaproponowali coś na kształt albumu koncepcyjnego. Poszczególne utwory płynnie przechodzą w kolejne, zaś ich warstwa tekstowa skupia się na pokazaniu mrocznej strony Ameryki, poruszając takie tematy, jak przemoc, śmierć czy szaleństwo. Pod względem muzycznym jest to natomiast kontynuacja drogi obranej na "Confusion Is Sex". Kwartet, a właściwie troje gitarzystów, dalej eksperymentuje z brzmieniem i awangardowymi technikami gry na swoich instrumentach. Aczkolwiek tym razem zdają się lepiej nad tym wszystkim panować, co sprawia, że utwory wydają się trochę bardziej przemyślane, choć wciąż dalekie od powszechnie pojmowanej piosenkowości i zachowujące artystyczną bezkompromisowość. Zaczyna się od zaskakująco melodyjnego i łagodnego "Intro", opartego na kilku uzupełniających się ścieżkach gitar. W "Brave Men Run (In My Family)" brzmienie jest już bardziej zgiełk