[Recenzja] Spisek Sześciu - "Complot of Six" (1975)



W połowie lat 70. fusion całkowicie zdominowało jazzowy mainstream, także w Polsce. To wtedy debiutowały takie grupy, jak np. Extra Ball, Laboratorium czy Spisek Sześciu. Ostatnia z nich powstała w 1972 roku z inicjatywy saksofonisty Włodzimierza Wińskiego. Zgodnie z nazwą był to sekstet, którego składu dopełnili trębacz Zbigniew Czwojda, puzonista Leszek Paszko, klawiszowiec Bogusław Razik i basista Andrzej Pluszcz, a także kilku kolejnych bębniarzy. Muzycy zaczynali od grania hard-bopu i funku, sięgając też po elementy korzennych pieśni afroamerykańskich. Z czasem jednak odkryli elektryczne albumy Milesa Davisa, Herbiego Hancocka czy Weather Report, co skierowało ich w stronę muzyki fusion, o lekko freejazzowych naleciałościach. W tym okresie nagrali swój jedyny, jak się okazało, album "Complot of Six". Już w następnym roku zespół się rozpadł. Wiński i Paszko kontynuowali działalność z innymi współpracownikami pod skróconym szyldem Spisek, a pozostali założyli grupę Crash.

Longplay składa się z czterech utworów o bardzo zróżnicowanej długości. Najkrótszy, niespełna czterominutowy "Pieprzem i solą", to także najbardziej tradycyjny fragment albumu, z chwytliwym tematem, będącym punktem wyjścia do improwizacji. W pozostałych nagraniach muzycy odchodzą od takiej typowej dla bopu struktury, proponując utwory rozwijające się w mniej przewidywalny sposób, nierzadko wprowadzając kolejne motywy i zmieniając klimat. To muzyka w znacznej części skomponowana, choć pozostawiająca trochę swobody dla improwizacji. Takie podejście najlepiej słychać na przykładzie blisko dwudziestominutowej kompozycji "Wizje", złożonej z kilku części o wyraźnie odmiennym charakterze. Początek sugeruje, że mamy tu do czynienia z zespołem freejazzowym - może właśnie dlatego segment ten zatytułowano "Na krawędzi", mając na myśli krawędź między głównym nurtem i awangardą jazzu. Środkowy "Pojedynek" ewidentnie zdradza wpływ davisowego "Bitches Brew" - partie trąbki, elektrycznego pianina oraz sekcji rytmicznej balansują na granicy plagiatu tych z utworu tytułowego. W ostatniej części, zatytułowanej "Modlitwa", szczególnie we fragmencie z ekspresyjną solówką lidera na tle swingującego rytmu, robi się bardziej hardbopowo, choć wracają też elementy free (partia pianina), a pod koniec pojawia się niemal spiritual-jazzowy nastrój. Na albumie znalazły się też sześciominutowy "Amorphous" oraz dziewięciominutowy "Epitaphium", nawiązujące do Davisowo-Hancockowo-Pogodynkowego fusion. Ten ostatni, faktycznie zamykający całość, to mój zdecydowany faworyt - dość klimatyczne, ale ekspresyjne nagranie, z naprawdę dobra grą instrumentalistów.

Fajna płyta, ale nie da się ukryć, że inspiracje Spisku Sześciu są bardzo czytelne, czasem aż za bardzo, a w dodatku "Complot of Six" wydaje się o dobre kilka lat spóźnione względem zachodniego mainstreamu jazzowego (szczególnie te hardbopowe wstawki). Można bronić zespołu, że przecież w tamtych czasach wszystko docierało do Polski z opóźnieniem. Ale jakoś dekadę wcześniej jazzmani pokroju Krzysztofa Komedy, Zbigniewa Namysłowskiego, Andrzeja Trzaskowskiego czy Tomasza Stańki byli bardziej na czasie. W dodatku grana przez nich muzyka miała bardziej indywidualny charakter, nie była tylko kopiowaniem zachodnich wzorców, co można zarzucić recenzowanemu albumowi.

Ocena: 7/10



Spisek Sześciu - "Complot of Six" (1975)

1. Wizje (Visions) [Na krawędzi (On the Edge) / Pojedynek (The Duel) / Modlitwa (A Prayer)]; 2. Amorphous; 3. Pieprzem i solą (With Salt and Pepper); 4. Epitaphium

Skład: Włodzimierz Wiński - saksofon tenorowy, saksofon barytonowy; Zbigniew Czwojda - trąbka; Leszek Paszko - puzon; Bogusław Razik - pianino, elektryczne pianino; Andrzej Pluszcz - gitara basowa; Adam Bielawski - perkusja
Producent: Andrzej Karpiński


Komentarze

  1. Fajnie, że zrecenzowałeś Spisek, bo to zapomniana płyta. Nie ma co porównywać do Komedy czy Stańki, bo to inna skala talentu, choć jeśli chodzi o poziom instrumentalny płyta jest przednia. Jeśli chodzi o jazz, to opóźnienia nie było - na Jazz Jamboree grali najwięksi, polscy jazzmani wyjedżali bez problemu na Zachód- przepływ informacji był dobry, w latach 70 jazz był wręcz promowaną muzyką w PRL.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie sądzę też, aby te hard-bopowe fragmenty na płycie (istotnie są!) wynikały z zapóźnienia muzyków (zwłaszcza Wiński bardzo uważnie śledził nowe trendy - np. funky). Raczej z ich świadomej decyzji. Fusion w Polsce było specyficzne. Np na Birthday Extra Ball generalnie bardzo silnie inspirowanym RTF z lat 74-75 (czyli na czasie!) znajduje się swingujący Blues for Everybody z gitarą jak z nagrań Wesa Montgomerry z lat 50. Trudno przypuszczać, żeby wynikało to z zapóźnienia Śmietany. Raczej z szacunku do tradycji. Podobnie wg mnie jest z hard-bopem na płycie Spisku Sześciu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słusznie! Przecież nie ma obowiązku grać w aktualnie modnym stylu, ważne jest to, co ma się do powiedzenia.

      Usuń
    2. Oczywiście, macie rację. Jednak granie w nowatorski lub chociaż silnie zindywidualizowany sposób byłoby tu dodatkowym atutem. A tak, jest to tylko fajna kopia czegoś starszego o parę lat.

      Usuń
  3. Podzielam opinię okechukwu, że elementy bardziej tradycyjne na tej płycie były zamierzone i nie wynikały z zapóźnień. Co najwyżej mógł to być efekt kompromisów wobec zaczynającej się w połowie lat 70-ych dominacji we władzach PSJ grupy niechętnej wobec zbyt daleko idących eksperymentów w jazzie. Muzycy byli uzależnieni od dotacji państwowych na wydawanie płyt, a te zależały od pozytywnych opinii wydawców, czyli wierchuszki PSJ. Niestety, te spory ideowe, ale i problemy finansowe powodowały często, że zespoły stawały się efemeryczne i rozpadały się po nagraniu jednej lub paru płyt. Koncerty były też koncesjonowane i dobre kontrakty koncertowe dostawały grupy mainstreamowe. To obecnie wstydliwy temat, ale po upadku systemu było sporo krytyki pod adresem osób kierujących PSJ i wydawanym przez nie Jazz Forum. Takie witryny internetowe jak Diapazon powstały m.inn. w wyniku tych sporów i wykonawcy oraz słuchacze bardziej poszukujących stylów w muzyce improwizowanej chcieli się odciąć od dawnych praktyk w preferowaniu tylko mainstreamu.
    Z drugiej strony nawet w tych nurtach mainstreamowych czy modnych nasi muzycy tworzyli sporo dobrej muzyki, a Spisek Sześciu czy wspomniany Extra Ball na koncertach dawali niezły czad i byli bardzo lubiani wśród słuchaczy. Płyta "Complot of Six" może nie powala na kolana, ale, tak jak Paweł pisze, jest dobrze słuchalna. W latach 70-ych, kiedy studiowałem, to takie zespoły cieszyły się wielką popularnością w klubach studenckich (dzisiaj to w nich leci nawet disco-polo). Pisząc ten komentarz słucham Quartet West Charlie Hadena (mam cały dzień zarezerwowany na ten zespół) i zachwycam się pięknem tej mainstreamowej muzyki jazzowej. A Haden był przecież tez jednym z filarów free, podobnie jak David Murray i obaj wrócili z czasem do grania jazzu głównego nurtu opartego na mistrzostwie kompozycyjnym i fenomenalnych umiejętnościach gry na instrumentach. Ja mimo wielkiego zauroczenia do dziś free jazzem byłem też fanem Jarka Śmietany wspomnianego przez okechukwu (może przez sentyment do tych lat studenckich) i mam wszystkie jego płyty i często je słucham. Chociaż na Diapazonie perę z nich skrytykowałem za brak odwagi i zbyt mainstreamowe podejście.

    OdpowiedzUsuń
  4. No bo Wiński czy Czwojda to nie byli wizjonerzy, ani pionierzy nowych trendów. Niemniej muzycy wysokiej klasy, a płyta właśnie przez to przemieszanie hard-bopu z fusion brzmi całkiem oryginalnie. Zresztą np. Go Ahead Extra Ball też tak brzmi (a tam jeszcze jest dużo swingu!). Podobnie Sun Ship. Takie było polskie fusion lat 70 - o wiele bardziej zakorzenione w jazzowej tradycji niż to miało miejsce np. w RFN

    OdpowiedzUsuń
  5. Konserwatyzm PSJ, o którym pisze Le Bo, nie ogranicza się zresztą do lat 70. Jeszcze parę lat temu wiceprezesem PSJ był Krzysztof Karpiński - jak pisałem przy okazji recenzji płyty Kosza - były mąż mojej cioci. Wiele razy rozmawiałem z Krzysztofem na tematy jazzowe i on zdecydowanie nie przepada ani za fusion ani za free. Dla niego ciągle esencją jazzu jest właśnie hard-bop i swing - takiej muzyki głównie słucha, i taką też gra (zresztą bardzo fajnie) na fortepianie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Zresztą każda scena jazzowa miała swoją specyfikę - np. "signum artis " enerdowskiego jazzu w latach 70 był radykalny free jazz. Mimo że kraj był komunistyczny, z ostrą cenzurą, mogli taką muzykę bez przeszków wykonywać (a krautrocka np. już nie! - mam teorię, że to radykalne free było dla enerdowców takim substytutem krautowej awangardy). Pisałem o tym przy okazji plebiscytu demoludów na FD- przy okazjji zachęcam Cię do wzięcia udziału!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie obiecuję, że wezmę udział w plebiscycie - zaległości w tym temacie mam naprawdę spore, choć kilka płyt chętnie bym wsparł.

      Usuń
  7. Czas na słuchanie będzie, bo pewnie przedłużę termin - może nawet do września. A płyt wartych poznania sporo - choćby i z samego jazzu/fusion (Czechosławacja, ZSRR, wspomniane NRD).Plus bardzo interesująca nowa fala w Jugosławii (celowo nie wspominam o traydycjnym progu- haha).

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] ||ALA|MEDA|| - "Spectra Vol. 2" (2024)

[Recenzja] Death - "Human" (1991)

[Recenzja] Present - "This Is NOT the End" (2024)

[Recenzja] Republika - "Nowe sytuacje" (1983) / "1984" (1984)