Posty

Wyświetlanie postów z styczeń, 2024

[Zapowiedź] Premiery płytowe luty 2024

Obraz
Nowy album tria Vijaya Iyera, Lindy May Han Oh i Tyshawna Soreya oraz premierowe wydawnictwa Kali Malone i Fire! w jednym miesiącu to niezłe combo, a pojawi się też archiwalna koncertówka Can ze szczytowego artystycznie okresu. Poza tym wciąż dość spokojnie na rynku fonograficznym, ale rok powoli się rozkręca. Muzyczne premiery lutego 2024 2 lutego: Ariel Kalma, Jeremiah Chiu & Marta Sofia Honer -  The Closest Thing to Silence  Ches Smith - Laugh Ash Francisco Mela & Zoh Amba -  Causa y Efecto, Vol. 2  The Last Dinner Party - Prelude to Ecstasy Marc-André Hamelin - New Piano Works Maria W Horn - Panoptikon Plantoid - Terrapath Rev. Kristin Michael Hayter - Saved! The Index Toronto Symphony Orchestra / Gustavo Gimeno / Marc-André Hamelin / Nathalie Forget [kompozytor: Olivier Messiaen] - Turangalîla-Symphonie Vijay Iyer / Linda May Han Oh / Tyshawn Sorey - Compassion Warmth - Mourning Ghost (Slowed) 9 lutego: Brittany Howard - What Now Chelsea Wolfe - She Reaches Out to She Reac

[Recenzja] Burzum - "Filosofem" (1996)

Obraz
Cykl "Ciężkie poniedziałki" S02E03 W tym roku minie trzydzieści lat, odkąd krystalicznie czysty Kristian "Varg" Vikernes został więźniem muzycznym, skazanym z zemsty za jego walkę z komercjalizacją black metalu. Podczas garowania musiał znosić niebywałe tortury - zamknięto go w jednoosobowej celi, gdzie nową muzykę mógł tworzyć jedynie przy pomocy komputera. Może i taka wersja wydarzeń brzmi absurdalnie, ale identyczna narracja w innej sprawie cieszy się od kilku tygodni dużą popularnością. Pojawienie się tu recenzji Burzum, jednoosobowego projektu Vikernesa, nie oznacza, że popieram którekolwiek z zachowań lub przekonań lidera - skazanego przez sąd mordercy, prawdopodobnie podpalacza i niedoszłego terrorysty oraz autora ideologi, będącej przedziwnym połączeniem elementów nazizmu, szowinizmu, alterglobalizmu i pogaństwa. Sama muzyka jest jednak na tyle ciekawa, że warto oddzielić twórczość od twórcy, jak już robiłem niejednokrotnie w przeszłości, choćby w przypadku

[Recenzja] Mary Halvorson - "Cloudward" (2024)

Obraz
Płyta tygodnia 19.01-25.01 Mary Halvorson znów dowozi. Amerykańska gitarzystka ma już na koncie kilka bardzo udanych płyt, które stawiają ją w gronie najciekawszych współczesnych twórców jazzowych. Mowa choćby o takich tytułach, jak "Code Girl", "Artlessly Falling" (z gościnnym występem samego Roberta Wyatta) czy duet "Amaryllis" / "Belladonna" sprzed niespełna dwóch lat. Na najnowszej "Cloudward" powraca zresztą sekstet z tej przedostatniej, co samo w sobie było już pewną przesłanką co do jakości. Tym razem Halvorson, wibrafonistka Patricia Brennan, trębacz Adam O'Farrill, puzonista Jacob Garchik, basista Nick Dunston i perkusista Tomas Fujiwara sprawiają wrażenie jeszcze lepiej zgranego zespołu, w którym - pomimo jasno określonej liderki - panuje pełne równouprawnienie. Czytaj też:  [Recenzja] Mary Halvorson - "Amaryllis & Belladonna" (2022) Doskonale obrazuje to już melodyjny otwieracz albumu, "The Gate",

[Recenzja] Michael Mantler - "The Hapless Child and Other Inscrutable Stories" (1976)

Obraz
"The Hapless Child and Other Inscrutable Stories" to Michaela Mantlera próba stworzenia albumu rockowego. Do tamtej pory komponował głównie na duże składy jazzowe, jak The Jazz Composer's Orchestra czy Liberation Music Orchestra. Tym razem również do wykonania zaprosił instrumentalistów o przede wszystkim jazzowym doświadczeniu - Carlę Bley, Jacka DeJohnette, Terjego Rypdala i Steve'a Swallowa - lecz kazał im wcielić się w rolę muzyków rockowego kwintetu. Kwintetu, bo składu dopełnił Robert Wyatt, już częściowo sparaliżowany po wypadku, dlatego udzielający się tu jedynie w roli wokalisty. Drobny wkład w materiał miał też Nick Mason z Pink Floyd, odpowiedzialny za kwestie techniczne i partie mówione. Wspomnieć trzeba o jeszcze jednym nazwisku. Sześć zawartych tu kompozycji Mantlera to hołd dla twórczości Edwarda Goreya, zresztą autora wszystkich tekstów oraz ilustracji z okładki. Czytaj też:  [Recenzja] The Jazz Composer's Orchestra - "The Jazz Composer's

[Recenzja] Björk - "Vespertine" (2001)

Obraz
Czy to najlepsza płyta Björk? Tak wynika chociażby z ocen użytkowników serwisu Rate Your Music, gdzie "Vespertine", z robiącą wrażenie średnią 4,25 na 5, zajmuje aktualnie dwudzieste miejsce na liście albumów. Plasuje się tam tuż za takimi dziełami, jak "The Velvet Underground & Nico", "A Love Supreme" i "Revolver", a przed "Paranoid", "Disintegration" czy nawet "Kind of Blue". O ile nie podzielam aż takiego uwielbienia dla tego wydawnictwa Islandki, to z jej własnej dyskografii też postawiłbym je najwyżej. Bez wątpienia to właśnie tutaj udało się jej znaleźć najlepsze proporcje pomiędzy popową atrakcyjnością, a artystycznymi ambicjami. Do tamtej pory przeważało to pierwsze, by późniejsze płyty zdominowało bardziej eksperymentalne podejście, które praktycznie pogrzebało komercyjną karierę artystki. Szanuję podejście, że mając możliwości monetyzowania swoich nieprzeciętnych umiejętności wokalnych, nie chciała ogra

[Recenzja] Hizbut Jámm - "Hizbut Jámm" (2024)

Obraz
Płyta tygodnia 12.01-18.01 Obok takiej okładki nie można przejść obojętnie. Ale też czysto muzycznie jest to pierwsza naprawdę interesująca tegoroczna premiera. Najnowsza pozycja w katalogu Instant Classic to zarazem debiut kwartetu Hizbut Jámm, na którego czele stoi uznany polski gitarzysta Raphael Roginski, a składu dopełniają śpiewający gitarzysta Mamadou Ba, grający na korze Noums Dembele oraz perkusista Paweł Szpura. Współpraca muzyków rozpoczęła się jeszcze przed pandemią, która uniemożliwiła im koncertowanie, ale dała szansę dopracowania materiału w spokojniejszych warunkach. Muzykę w całości skomponował Roginski, a teksty w zachodnioafrykańskim języku wolof lub po francusku napisał Mamadou Ba. Czytaj też:  [Recenzja] Saagara - "2" (2017) W materiałach promocyjnych lider podkreśla, że postrzega Hizbut Jámm jako nowoczesny zespół, który jedynie czerpie inspiracje z afrykańskich tradycji muzycznych, a nie jest w nich całkowicie zanurzony. Faktycznie, zawarte tu utwory st

[Recenzja] The Cure - "Wish" (1992)

Obraz
"Wish" to jeden z tych albumów, które swój wielki sukces komercyjny - a był to najlepiej notowany longplay The Cure - zawdzięczają wyłącznie jednemu hitowi. Zaskakująco, jak na tę grupę, optymistyczny i pogodny  "Friday I'm in Love" jest bez wątpienia najbardziej rozpoznawalną piosenką zespołu. Nie wiem, jak gdzie indziej, ale w Polsce do zarzygania przypominaną przez stacje radiowe, gdzieś pomiędzy kawałkami Lady Pank czy Kombi.  "Wish" zdaje się też jednak najwięcej tracić na obecności tego jednego kawałka. Wielu miłośników muzyki zapewne w ogóle nie chciało sięgnąć po tę płytę z obawy, że w całości wypełniają ją tak błahe pioseneczki. Tymczasem tego typu grania nie ma tu wiele. Z jedenastu pozostałych kawałków jeszcze tylko  "High",  "Wendy Time", "Doing the Unstuck" i "A Letter to Elise" mają taki bardziej przebojowy charakter, choć b liżej im do singli The Cure z poprzedniej dekady, a to za sprawą bardziej m

[Recenzja] Lady Pank - "Lady Pank" (1983)

Obraz
Cykl "Polskie ejtisy" #1 Pierwsza w tym roku recenzja pojawia się późno, ale chciałem żeby było grubo. Najlepiej, żeby opisywała album, który wszyscy znają, niektórzy nawet domagali się jego recenzji, a moja opinia o nim odbiega od tych najbardziej powszechnych. Eponimiczny debiut Lady Pank przyszedł mi na myśl od razu i nic lepszego już nie wymyśliłem, choć nie opuszczały mnie też wątpliwości, czy warto w ogóle o nim pisać. Jasne, to jeden z największych sukcesów komercyjnych polskiej fonografii, a co najmniej połowa repertuaru pewnie dalej śmiga w tych najbardziej dziaderskich stacjach radiowych. Ale z drugiej strony, to przecież album kompletnie nieistotny z czysto muzycznego punktu widzenia, o walorach artystycznych na poziomie mniej niż zero i ogólnie brzmiący strasznie krindżowo z dzisiejszej perspektywy. A to i tak najlepsze, co grupa nagrała w swojej wciąż trwającej karierze. Tak po prawdzie, to zespół nagrywał ten album nie jeden raz. Już dwa lata po premierze pierwo

[Artykuł] Podsumowanie roku 2023

Obraz
Kolejny świetny muzycznie rok za nami. W 2023 roku powodów do narzekań na małą ilość ciekawych premier nie mieli ani miłośnicy bardziej klasycznego grania - ukazały się przecież m.in. nowe albumy Metalliki, Depeche Mode, Petera Gabriela czy The Rolling Stones, a nawet premierowy singiel (muzyków) The Beatles - ani tym bardziej zwolennicy nowszych brzmień, bo tu już tradycyjnie nie zabrakło mnóstwa interesujących tytułów z bardzo różnych gatunków, od dominujących dziś hip-hopu i elektroniki, przez jazz, aż po rock i pop. Właśnie ta bardziej współczesna muzyka zdominowała moje subiektywne podsumowanie roku. Zanim jednak przejdę do rankingu zeszłorocznych albumów, pojawią się coroczne działy najchętniej czytanych postów i moich płytowych zakupów, a także druga edycja Muzycznego dzbana roku , od której zacznę podsumowanie. Muzyczny dzban roku 2023 Aluminiową statuetkę Eryka* za najgłupsze i najbardziej szkodliwe wypowiedzi minionego roku otrzymuje ponownie... Roger Waters W 2022 roku były