Posty

Wyświetlam posty z etykietą hard bop

[Recenzja] Hank Mobley - "Soul Station" (1960)

Obraz
Hank Mobley wydaje się postacią nieco dziś zapomnianą. Raczej nie wymienia się go jednym tchem wśród największych saksofonistów bopowych. W latach 50. należał jednak do najbardziej rozchwytywanych tenorzystów. Jako sideman wspomagał m.in. Dizzy'ego Gillespie, Maxa Roacha, Horace'a Silvera, Lee Morgana, Freddie'ego Hubbarda czy Milesa Davisa, w którego grupie zajął miejsce samego Johna Coltrane'a. Przewinął się też przez skład prowadzonej przez Arta Blakeya grupy The Jazz Messengers. W tamtym okresie zyskał przydomek mistrza wagi średniej tenoru,  w nawiązaniu do jego tonu, subtelniejszego w porównaniu z Coltrane'em czy Sonnym Rollinsem, ale bardziej zadziornym niż u Lestera Younga. W podobnym rozkroku zdają się stać jego autorskie albumy, jak najsłynniejszy chyba "Soul Station", mający w sobie wiele z intelektualizmu jazzu cool, ale tyle samo z ekspresyjności hard bopu. Materiał na longplay, opublikowany nakładem Blue Note, został zarejestrowany 7 lutego 1

[Recenzja] Pete La Roca - "Basra" (1965)

Obraz
Blue Note to jedna z najbardziej zasłużonych dla jazzu wytwórni. Wydawane od końca lat 30. płyty pozwalają prześledzić, jak rozwijał się gatunek od czasu bebopu, przez epokę hard bopu i cool jazzu, na swobodniejszych formach wcale nie kończąc, choć na potrzeby recenzji w tym miejscu chciałbym się zatrzymać. Sam rok 1965 przyniósł wiele interesujących wydawnictw, na których ich twórcy może i nie odchodzili całkiem od bopowej tradycji, za to zdecydowanie próbowali poszerzyć jej ramy. Wśród nich na szczególne wyróżnienie zasługują takie tytuły, jak "Life Time" Tony'ego Williamsa, "Dialogue" Bobby'ego Hutchersona, "Point of Departure" Andrew Hilla czy "Fushia Swing Song" Sama Riversa. Od tego był już tylko krok do publikowania już jednoznacznie freejazzowych płyt Cecila Taylora i Dona Cherry'ego. Zostając jednak w 1965 roku, w natłoku tych wszystkich wspaniałych albumów nieco przeoczona wydaje się "Basra" Pete'a Simsa, lepie

[Recenzja] John Coltrane - "Another Side of John Coltrane" (2021)

Obraz
Chociaż od śmierci Johna Coltrane'a minęło już ponad pół wieku, wciąż ukazują się kolejne płyty sygnowane jego nazwiskiem. Nierzadko trafia na nie zupełnie premierowy materiał, jak było w przypadku "Both Directions at Once: The Lost Album" sprzed trzech lat, czy późniejszego o rok "Blue World". Szczególnie interesująco wypadł ten pierwszy, wzbogacający wiedzę na temat tego, jak rozwijała się twórczość Trane'a tuż przed nagraniem arcydzieła "A Love Supreme". Tegoroczny "Another Side of John Coltrane" swoim tytułem zdaje się obiecywać kolejne odkrycia. Niestety, to tylko kompilacja z wydanym już wcześniej materiałem. O co więc chodzi z tą inną stroną ? Otóż są to nagrania, w których wybitny saksofonista wziął udział jako sideman, wspierając innych, nierzadko równie wielkich muzyków, by wymienić tylko Milesa Davisa, Theoloniousa Monka czy Sonny'ego Rollinsa. Zdecydowana większość materiału została zarejestrowana w latach 1956-57, a więc

[Recenzja] Wes Montgomery ‎- "Full House" (1962)

Obraz
Przeglądając różne zestawienia typu najlepsi gitarzyści jazzowi, trudno znaleźć listę, na której zabrakłoby Wesa Montgomery. To niewątpliwie jeden z najbardziej wpływowych muzyków grających na tym instrumencie. Wypracował swój własny sposób gry, wprawiając struny w ruch przy pomocy kciuka, bez użycia kostki. Doszło do tego jednak raczej przez przypadek. Wes, a właściwie John Leslie Montgomery, nie próbował wynaleźć nowej techniki. Wymyślił taki sposób, aby nie przeszkadzać innym domownikom oraz sąsiadom - na instrument miał czas dopiero nocą, gdy wracał z pracy. Zainteresował się nim dopiero w wieku dziewiętnastu lat, ale z czasem opanował jego podstawy i nauczył się grać wszystkie solówki swojego idola, Charliego Christiana. Początkowo występował raczej hobbystycznie, w rodzinnym Indianapolis, głownie w towarzystwie swoich braci. Trwało to przez wiele lat, dopóki podczas jednego z takich występów zwrócił jednak na siebie uwagę Cannonballa Adderleya, ówczesnego saksofonisty sekstetu Mi

[Recenzja] Kenny Burrell - "Midnight Blue" (1963)

Obraz
W serii recenzji poświęconych jazzowym gitarzystom nie powinno zabraknąć jednego z największych mistrzów tego instrumentu ery hard bopu. Kenny Burrell wystąpił na ponad trzystu albumach, z których ponad sześćdziesiąt sygnował własnym nazwiskiem. Największe sukcesy, artystyczne i komercyjne, odnosił w latach 50.  i 60.  Zaistniał już jako dwudziestolatek, grając u boku samego Dizzy'ego Gillespie. Wkrótce pojawił się też w składach grup Oscara Petersona czy Tommy'ego Flanagana, a nawet zarejestrował album z Johnem Coltrane'em w roli współlidera (wydany z pięcioletnim opóźnieniem). Często grywał też z organistą Jimmym Smithem i wieloma innymi muzykami, których wymienienie zajęłoby zbyt wiele miejsca. Jego styl gry wiele zawdzięcza takim jazzowym gitarzystom, jak Charlie Christian, Django Reinhardt czy Oscar Moore, ale też bluesmanom w rodzaju Muddy'ego Watersa i T-Bone Walkera. On sam stał się z kolei inspiracją dla kolejnych pokoleń gitarzystów, nie tylko jazzowych. Powoł

[Recenzja] Grant Green - "Idle Moments" (1965)

Obraz
Mówiąc o jazzowych gitarzystach nie można nie wspomnieć Granta Greena. Może i sam instrument nie należy do najczęściej obecnych w tym gatunku, niemniej jednak wielu grających na nim muzyków zapisało się w ścisłym kanonie. Green zawdzięczał to nie tylko talentowi, ale też ciężkiej pracy. W samych latach 60. nagrał materiał na ponad dwadzieścia solowych albumów (wiele z nich ukazało się już po śmierci artysty), znajdując też czas na sesje w roli sidemana, m.in. u boku Herbiego Hancocka, Lee Morgana (na znakomitym "Search for the New Land"), Donalda Byrda czy Larry'ego Younga. Tak intensywny tryb życia umożliwiały gitarzyście różne wspomagacze. Jednak nałóg narkotykowy szybko wyniszczał jego organizm. Od końca wspomnianej dekady był już trochę mniej aktywny, aczkolwiek wciąż dużo nagrywał i koncertował, wbrew zaleceniom lekarzy. Zmarł na początku 1979 roku, czego bezpośrednią przyczyną był atak serca. Za największe dzieło Greena uważa się "Idle Moments". Był to jed

[Recenzja] Lee Morgan - "The Sidewinder" (1964)

Obraz
Lee Morgan miał krótką, lecz intensywną karierę. Początkowo planował zostać wibrafonistą, lecz ostatecznie zdecydował się na trąbkę. Już w wieku osiemnastu lat został członkiem orkiestry Dizzy'ego Gilespie. Zaledwie rok później zagrał na słynnym albumie Johna Coltrane'a "Blue Train". Wkrótce potem Art Blakey zaprosił go do swojego The Jazz Messengers, z którym zarejestrował kilka albumów, z niezwykle cenionym "Moanin'" na czele. Mogran współpracował też z takimi muzykami jak Hank Mobley, Wayne Shorter (którego wcześniej wkręcił do składu Jazz Messengers), Joe Henderson czy Grachan Moncur III, któremu towarzyszył na rewelacyjnym "Evolution". Trębacz wydawał też płyty pod własnym nazwiskiem, cieszące się dużym uznaniem krytyków i słuchaczy. W połowie lat 60. odniósł prawdziwy sukces komercyjny za sprawą singla "The Sidewinder". Był to jeden z nielicznych instrumentalnych utworów, jakie w tamtym czasie zaliczyły obecność w pierwsz

[Recenzja] Dexter Gordon - "Go" (1962)

Obraz
Dexter Gordon to chyba jedyny jazzman nominowany do Oscara nie za muzykę, ale za występ aktorski. W 1986 roku, u schyłku swojej kariery, saksofonista zagrał główną rolę w filmie "Round Midnight" Bertranda Taverniera (tym samym, za który wspomnianą nagrodę, ale za ścieżkę dźwiękową, zgarnął Herbie Hancock). Gordon wcielił się w postać jazzmana mieszkającego w Paryżu i zmagającego się z uzależnieniem od alkoholu. Historia jest ponoć luźno oparta na życiorysach Buda Powella i Lestera Younga, ale zdaje się nawiązywać też do życia samego Gordona, który też przez wiele lat żył w Europie. Na podobny krok zdecydowało się wielu czarnoskórych jazzmanów, mających dość rasizmu i lekceważącego stosunku do ich muzyki, z czym notorycznie spotykali się w swojej ojczyźnie. Gordon miał też problem z używkami. W latach 50. popadł w heroinowy nałóg. W tamtych czasach nie było to dobrze widziane przez amerykański przemysł muzyczny i gdyby wyszło na jaw, zrujnowałoby jego karierę. Trwająca

[Recenzja] Duke Ellington, Charlie Mingus and Max Roach - "Money Jungle" (1963)

Obraz
Edward Kennedy "Duke" Ellington, jeden z najsłynniejszych pianistów jazzowych, znany jest przede wszystkim jako lider bigbandowej orkiestry. Album "Money Jungle" powstał jednak w składzie trzyosobowym. Producent Alan Douglas - dziś pamiętany głównie jako twórca najbardziej kontrowersyjnych pośmiertnych wydawnictw Jimiego Hendrixa - zasugerował Duke'owi współpracę z Charliem Mingusem i Maxem Roachem. Było to niezwykle dziwne połączenie. Urodzony w 1899 roku Ellington związany był przede wszystkim z tradycyjnymi odmianami jazzu, jak swing. Ponad dwadzieścia lat od niego młodsi Mingus i Roach to już przedstawiciele jazzu nowoczesnego, jedni z największych innowatorów tamtych czasów (aczkolwiek Mingus grywał już z Ellingtonem jako początkujący muzyk). Efekt tej współpracy jest jednak zaskakująco udany. I choć okazał się niezrozumiały dla wielu wielbicieli pianisty, dziś jest dość zgodnie uznawany za kanoniczną pozycję. Sesja nagraniowa zamknęła się w ciągu je

[Recenzja] Thelonious Monk - "Monk's Music" (1957)

Obraz
Rok 1957 przyniósł aż cztery albumy sygnowane nazwiskiem Theoloniousa Monka. W tamtych czasach nie było w tym nic nadzwyczajnego. Normą było tak częste wydawanie płyt z premierowym materiałem. Natomiast warto zwrócić uwagę, że dwa z tych longplayów na stałe wpisały się do ścisłego kanonu hard bopu. A to już niemały wyczyn, nawet jak na złote lata jazzu. Pierwszym z tych albumów jest nagrany jeszcze w poprzednim roku "Brilliant Corners", drugim - "Monk's Music". Czy jednak uznanie, jakim cieszą się te dwa longplaye, jest w pełni uzasadnione? Nie mam co do tego wątpliwości w przypadku wcześniejszego wydawnictwa. Pochodzący z niego utwór tytułowy jest jednym z najbardziej wizjonerskich wykonań jazzowych z końcówki lat 50., a pozostałe nagrania również mają co zaoferować słuchaczowi. Do "Monk's Music" nie jestem już tak przekonany. Teoretycznie nie ma do czego się tutaj przyczepić. W nagraniu albumu - sesja odbyła się w dniach 25-26 czerwca 1957

[Recenzja] Thelonious Monk - "Brilliant Corners" (1957)

Obraz
Thelonious Monk to jeden z najsłynniejszych i najbardziej cenionych pianistów jazzowych, współtwórca bebopu, autor wielu popularnych standardów (z "'Round Midnight" i "Straight, No Chaser" na czele). Jego niekonwencjonalny styl gry - bardzo perkusyjny, kanciasty, nierzadko dysonansowy - początkowo spotykał się raczej z niezrozumieniem i niechęcią krytyków oraz słuchaczy. Jego pierwsze płyty, nagrane dla Prestige, nie wzbudziły większego zainteresowania. Wytwórnia sprzedała kontrakt Monka za zaledwie 108 dolarów, 24 centy. Pianista przeszedł pod skrzydła Riverside Records, dla której najpierw nagrał album z interpretacjami kompozycji Duke'a Ellingtona, a potem następny z przeróbkami innych twórców. Dopiero jego trzecie wydawnictwo dla tej wytwórni, wypełniony głównie autorskim materiałem "Brilliant Corners", spotkał się z większym uznaniem. Obecnie jest to już niepodważalny kanon hard bopu. Materiał na album był nagrywany etapami, podczas trz

[Recenzja] Art Blakey and the Jazz Messengers - "Art Blakey and the Jazz Messengers" ["Moanin'"] (1959)

Obraz
The Jazz Messengers był prawdziwym zespołem-instytucją. Nierozerwalnie związanym z osobą wybitnego perkusisty Arta Blakeya, który zaczynał karierę w latach 40. ubiegłego wieku, występując u boku m.in. Theloniousa Monka, Charliego Parkera i Dizzy'ego Gillespiego. To właśnie on, równolegle z Maxem Roachem, przyczynił się do stworzenia nowoczesnego, bopowego stylu gry na perkusji. Na początku następnej dekady nawiązał współpracę z pianistą Horace'em Silverem, która w 1954 roku zaowocowała powstaniem kwintetu The Jazz Messengers. Początkowo Blakey i Silver dzielili się funkcją lidera lub pełnili ją zamiennie. Po odejściu ze składu pianisty niekwestionowanym liderem i jedynym stałym członkiem błyskawicznie zmieniających się składów został perkusista. Dobitnie podkreślił to rozszerzając szyld do Art Blakey and the Jazz Messengers. Grupa istniała aż do jego śmierci w 1990 roku. W międzyczasie była prawdziwą kuźnią talentów, gdyż Blakey lubił otaczać się młodymi, obiecującymi inst

[Recenzja] Sam Rivers - "Fuchsia Swing Song" (1965)

Obraz
Saksofonista Sam Rivers zadebiutował późno, bo dopiero na początku piątej dekady życia. Wcześniejsze lata spędził na starannej edukacji, m.in. w bostońskim konserwatorium, a następnie zdobywał doświadczenie na scenie. W latach 50. prowadził własny Boston Improvisational Ensemble. Przez jego skład przewinął się Tony Williams, w chwili dołączenia mający zaledwie trzynaście lat. Williams wkrótce stał się jednym z najbardziej cenionych perkusistów, czego potwierdzeniem było dołączenie na początku lat 60. do kwintetu Milesa Davisa. Wydarzenie to pomogło także w rozwoju kariery Riversa. Gdy z grupy Davisa odszedł George Coleman, Williams zasugerował, by zaprosić do składu jego dawnego lidera. Współpraca saksofonisty z trębaczem trwała kilka miesięcy, spędzonych na intensywnym koncertowaniu (pamiątką po tym okresie jest album "Miles in Tokyo", wydany w 1969 roku). Powszechnie uważa się, że Miles zakończył współpracę z Riversem, ponieważ grał on w zbyt awangardowy sposób, nie pa

[Recenzja] Sonny Rollins - "Saxophone Colossus" (1957)

Obraz
Walter Theodore "Sonny" Rollins to jeden z najwybitniejszych saksofonistów tenorowych i jeden z ostatnich wciąż żyjących wielkich jazzmanów. Karierę zaczynał pod koniec lat 40. Pierwszy zespół prowadził jeszcze w szkole średniej, a w jego skład wychodzili szkolni koledzy: Jackie McLean, Kenny Drew i Art Taylor (każdy z nich zrobił później karierę). Wkrótce Sonny zaczął współpracować z tak uznanymi muzykami, jak Miles Davis (mało brakowało, a to właśnie on, a nie John Coltrane, zostałby członkiem tzw. Pierwszego Wielkiego Kwintetu), Theloniousem Monkiem czy Maxem Roachem. Największe sukcesy odnosił w latach 50. To wtedy zyskał takie przydomki, jak   Saxophone Colossus ,  New Bird  czy  Bird of the Tenor  - dwa ostatnie nawiązują, oczywiście, do Charliego "Birda" Parkera, jednego z najbardziej cenionych i inspirujących jazzowych saksofonistów. Również Sonny pozostawał początkowo pod wielkim wpływem Birda. Niestety, nie tylko muzycznym - za jego sprawą zainteresow

[Recenzja] Cannonball Adderley - "Somethin' Else" (1958)

Obraz
Saksofonista Julian Adderley - lepiej znany pod pseudonimem Cannonball, nadanym mu ze względu na posturę (choć pierwotnie brzmiał on Canibal i odnosił się do... wielkiego apetytu) - prawdopodobnie najbardziej pamiętany jest jako członek istniejącego pod koniec lat 50. sekstetu Milesa Davisa. Jego grę można usłyszeć na tak ważnych albumach, jak "Milestones" i "Kind of Blue", a także na "Porgy and Bess". W tym samym okresie zarejestrował również własny "Somethin' Else", który również należy do niekwestionowanej klasyki jazzu. W tamtym okresie Cannonball należał do najbardziej cenionych muzyków jazzowych. Widziano w nim nawet następcę Charliego "Birda" Parkera. Niestety, w kolejnej dekadzie zaczął tracić popularność na rzecz bardziej postępowych jazzmanów. Choć w 1966 roku przypomniał o sobie przebojami "Mercy, Mercy, Mercy", a kilka lat później kolejnym - "Country Preacher" (oba zostały napisane przez jego ówc

[Recenzja] Oliver Nelson with Eric Dolphy - "Straight Ahead" (1961)

Obraz
Niespełna tydzień po sesji nagraniowej "The Blues and Abstract Truth", 1 marca 1961 roku, Oliver Nelson i Eric Dolphy wrócili do studia Rudy'ego Van Geldera, by zarejestrować kolejny materiał. Tym razem towarzyszyli im pianista Richard Wyands, basista George Duvivier i perkusista Roy Haynes, natomiast rolę producenta pełnił Esmond Edwards. Wszyscy współpracowali ze sobą już przy okazji albumu "Screamin' the Blues" Nelsona (nagranego w maju 1960, wydanego na początku 1961 roku), a niektórzy mieli okazję pracować ze sobą już więcej razy, więc sesja odbyła się w błyskawicznym tempie. Według eseju Joego Goldberga z okładki albumu, nagrania nie trwały nawet trzech godzin - muzykom tak świetnie się razem grało, że całość została zarejestrowana w jednym podejściu. Pięć premierowych kompozycji autorstwa Nelsona, a także interpretacja kompozycji "Ralph's New Blues" Milta Jacksona, są utrzymane w charakterystycznym dla tamtych czasów, hardbopowy

[Recenzja] Oliver Nelson - "The Blues and the Abstract Truth" (1961)

Obraz
Oliver Nelson nie jest może wymieniany wśród najważniejszych i najlepszych saksofonistów, jednak jego album "The Blues and the Abstract Truth" należy do najbardziej cenionych wydawnictw bopowych. Wystarczy zresztą spojrzeć, w jakim składzie został nagrany, by nie mieć żadnych wątpliwości co do jego jakości. Eric Dolphy, Freddie Hubbard, Bill Evans, Paul Chambers i Roy Haynes to muzycy, których nie trzeba przedstawiać, ich nazwiska mówią za siebie same. Dodatkowo, w sesji mającej miejsce 23 lutego 1961 roku w Van Gelder Studio, wziął udział mniej znany George Barrow, grający na saksofonie barytonowym. Jego nazwisko nie znalazło się na froncie okładki, a na albumie nie zagrał żadnej solówki, jednak jego instrument odgrywa ważną rolę w brzmieniu całości. Zawarta tu muzyka jest w pewnym sensie kontynuacją "Kind of Blue" Milesa Davisa czy "Blue Train" Johna Coltrane'a (Chambers grał na obu tych albumach, Evans na pierwszym). Zbliżony jest klimat tych

[Recenzja] Eric Dolphy Quintet - "Outward Bound" (1960)

Obraz
Eric Dolphy to niezwykle ważna postać dla awangardowego jazzu. Zasłynął dzięki swojemu niekonwencjonalnemu podejściu do gry na saksofonie (często używał też innych dęciaków, jak klarnet basowy czy flet), przez co spotykał się z niezrozumieniem ortodoksyjnych krytyków, nazywających jego twórczość anty-jazzem . Dopiero po swojej przedwczesnej śmierci zaczął być bardziej doceniany. W ciągu ledwie piętnastoletniej kariery wspomagał takich muzyków, jak Chico Hamilton, Charles Mingus, Oliver Nelson, Ornette Coleman (na słynnym "Free Jazz") czy John Coltrane (m.in. na "Olé" i "Live at Village Vanguard"). Pozostawił też kilka płyt (kilkadziesiąt wliczając pośmiertne wydawnictwa) wydanych pod własnym nazwiskiem. 1 kwietnia 1960 roku w studiu Rudy'ego Van Geldera odbyła się pierwsza sesja Dolphy'ego w roli lidera. Towarzyszył mu doborowy skład: Freddie Hubbard na trąbce, Roy Haynes na perkusji, Jaki Byard na pianinie i George Tucker na kontrabasie. Na