[Recenzja] Krzysztof Sadowski and His Group - "Three Thousands Points" (1975)



Początki muzyki fusion w Polsce nie były może jakoś bardzo imponujące - by przypomnieć recenzowane albumy Adama Makowicza czy Spisku Sześciu - jednak wkrótce i ten nurt dogonił światowy poziom. Jednym z najlepszych tego dowodów album "Three Thousands Points" sygnowany przez Krzysztofa Sadowskiego i jego Grupę Organową. Materiał rozwija pomysły ze starszego o trzy lata "Na kosmodromie" (wydanego poza serią Polish Jazz), jeszcze odważniej - i nieco ciekawiej - wykorzystując możliwości elektrycznego instrumentarium. W porównaniu z poprzednikiem, longplay jest także spójniejszy, bardziej konsekwentny stylistycznie. Kluczem do sukcesu okazał się również trafiony dobór własnych i cudzych kompozycji. Ponadto trzeba wspomnieć o znakomitym składzie. A w zasadzie dwóch. Trafiły tu bowiem nagrania dokonane podczas dwóch różnych okazji na przestrzeni ośmiu miesięcy, w całkiem innych okolicznościach.

Całą pierwszą stronę płyty winylowej wypełnia trzyczęściowa "Suita trzy tysiące", zarejestrowana 29 października 1974 roku w studiu Polskiego Radia w trakcie XVII edycji festiwalu Jazz Jamboree. Oprócz Sadowskiego - grającego wyjątkowo nie tylko na swoim podstawowym instrumencie, czyli organach Hammonda, ale także na elektrycznym pianinie - w nagraniu wzięła udział jego żona, flecistka Liliana Urbańska, basista Wojciech Bruślik, pochodzący z Bułgarii saksofonista Veselin Nikolov, bębniarz Zbigniew Kitliński oraz perkusjonalista Andrzej Zieliński. "Suita trzy tysiące" to przede wszystkim porywające wykonanie, z licznymi solówkami na saksofonie flecie i klawiszach, a także potężnej, jazzrockowej grze sekcji rytmicznej z bardzo wyrazistymi, lekko przesterowanymi partiami gitary basowej. Oczywiście, nie jest to kompletna improwizacja. Całość opiera się na kilku skomponowanych wcześniej motywach, nie brakuje też zaplanowanych zmian klimatu i innych zwrotów akcji (w pewnym momencie pojawia się nawet bardziej klasyczna, swingująca wstawka). Sadowski najwyraźniej doskonale czuł się w takiej formule, co sugerowało już tytułowe nagranie z "Na kosmodromie".

O ile na poprzednim wydawnictwie tytułowej kompozycji towarzyszy zbiór krótszych, nadto eklektycznych kawałków. tak tym razem cała płyta jest utrzymana w zbliżonym stylu. Udało się to osiągnąć pomimo tego, że pozostałe nagrania powstały po dłuższej przerwie, w dniach 17-18 czerwca 1975 roku w warszawskiej Filharmonii Narodowej, w znacznie odmienionym składzie. Z poprzedniego wcielenia Grupy Organowej zostali tylko Bruślik, Urbańska oraz, co oczywiste, Sadowski. Basista ściągnął swoich dawnych kompanów z rockowej grupy System, gitarzystę Wincjusza Chrósta i perkusistę Wojciecha Morawskiego (w międzyczasie obaj zasilili też skład Breakout, z którym nagrali album "Kamienie"). Ponadto do zespołu dołączył fantastyczny saksofonista Tomasz Szukalski oraz grająca na perkusjonaliach Bożena Bruszewska.

Najważniejszym momentem tej sesji wydaje się "Ten nasz zwyczajny świat", kolejna trzyczęściowa suita, choć tu pojawiają się tylko jej pierwsza i ostatnia część. Środkowy, piosenkowy fragment już wcześniej ukazał się na solowym albumie "Liliana" Urbańskiej. Prawdę mówiąc, jego brak wyszedł na dobre, bo zupełnie by tu nie pasował. Zostało świetne, instrumentalne (choć z wokalizami Liliany) granie na pograniczu fusion i rocka progresywnego, a nawet z jakby folkową wstawką gitary akustycznej i elementami muzyki konkretnej. Pozostałe dwa nagrania to już interpretacje cudzych kompozycji. Świetnie wypada przeróbka "Sorcery", napisanego przez Keitha Jarretta dla Charlesa Lloyda, który w porównaniu z oryginałem nabiera jazzrockowego czadu, ale wcale nie traci finezji. Kapitalny jest moment, gdy milkną wszystkie instrumenty poza pastoralną partią fletu, która stopniowo ustępuje dźwiękom organów. W oryginale tego nie było, a naprawdę fajnie wzbogaca ten utwór. Na warsztat wzięto też "Syrinx" Claude’a Debussy’ego, oryginalnie napisany na flet solo, tutaj zaś grany z towarzyszeniem innych instrumentów. Utwór nabrał dynamiki, zbliżając się trochę do prog rocka (kojarzy mi się z "Bouree" Bacha w wersji Jethro Tull). Zagrano go w całkiem wysmakowany sposób; szczególnie udanie wypada partia Urbańskiej.

"Three Thousands Points" nie jest z pewnością albumem odkrywczym. Wręcz przeciwnie, można mu zarzucić wręcz pewną wtórność względem zachodnich wykonawców. Warto jednak docenić, że Grupa Organowa Krzysztofa Sadowskiego czerpie ze światowego fusion wyłącznie dobre wzorce, nie ulegając ówczesnej modzie na plastikowe brzmienia i taneczne rytmy. Jeśli dodać do tego świetne wykonanie i udane kompozycje, "Three Thousands Points" ukazuje się jedną z kilku, w najgorszym razie kilkunastu najlepszych płyt w serii Polish Jazz.

Ocena: 8/10



Krzysztof Sadowski and His Group - "Three Thousands Points" (1975)

1. Suita trzy tysiące = Suite of Three Thousand; 2. Sorcery; 3. Ten nasz zwyczajny świat (cz. I i III) = Our Common World; 4. Syrinx

Skład: Krzysztof Sadowski - organy, elektryczne pianino, instr. perkusyjne; Liliana Urbańska - flet, instr. perkusyjne, wokal (3); Wojciech Bruślik - gitara basowa; Winicjusz Chróst - gitara (2-4); Veselin Nikolov - saksofon sopranowy (1); Tomasz Szukalski - saksofon sopranowy i tenorowy (2-4); Zbigniew Kitliński - perkusja (1); Wojciech Morawski - perkusja (2-4); Andrzej Zieliński - instr. perkusyjne (1); Bożena Bruszewska - instr. perkusyjne (2-4)
Producent: Janina Słotwińska


Komentarze

  1. szkoda że pedofil z niego, odstrasza mnie to, od sprawdzenia jego twórczości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szanuję, ale i nie do końca rozumiem takie podejście. Uważam, że sztukę powinno się oddzielać od twórców. W tym konkretnym przypadku tym bardziej, że album powstał na długo przed okresem, którego dotyczą wspomniane oskarżenia wobec lidera, a ponadto jest też dziełem wielu innych muzyków.

      Usuń
  2. Bardzo dobra płyta. Warta posłuchania choćby dla solówki Tomasza Szukalskiego. Tak mało zostało po nim nagrań, a dla mnie to jeden z najlepszych saksofonistów w historii jazzu. Nie tylko polskiego.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak już robisz Pawle podchody pod krajowe fusion, to może uda ci się zdobyć i ocenić płytę: Karolak, Szukalski & Bartkowski "Time Killers". Podobno nie jest o nią łatwo. Moim zdaniem, jest to jedna z najlepszych polskich płyt z pogranicza jazzu i fusion, ale byłbym ciekaw Twojego zdania. Niby tylko trio, ale powala. No i na niej Szukalski mógł sobie poszaleć.

    OdpowiedzUsuń
  4. Napisałem eseje do książeczek obydwu kompaktowych wydań płyt Sadowskiego. Rozmawiałem z nim wielokrotnie (nie mając oczywiście pojęcia o sprawach pedofilskich -było to przed pięciu laty). Gdybym wiedział o sprawie, nie pisałbym tych bookletów i żałuję, że jestem ich autorem. Z tej perspektywy uważam, że nie wypada obecnie pisać recenzji jego płyt. Sprawa jest zbyt świeża, bardzo bulwersująca, dość ewidentna, a przy tym Sadowski nie wyraził cienia skruchy za to, co robił. Jest wiele znakomitych polskich płyt jazzowych - po kiego diabła pisać akurat o Sadowskim? Oczywiście za 10-20 lat, kiedy już dawno będzie leżeć w grobie, to będzie zupełnie inna perspektywa - wtedy rzeczywiście będzie można oddzielić sztukę od życia prywatnego twórcy. Ale na razie promowanie twórczości Sadowskiego jest zupełnie niepotrzebne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, jak pisałem wyżej - jest to płyta, w którą zaangażowało się kilkunastu innych muzyków, których nie powinmo się "karać" nakładaniem jakiegoś embargo na ten materiał. Tak samo, jak Ciebie nie można obwiniać za napisanie tych esejów. A przecież to, że jeden z twórców robił później (warto to podkreślić, bo w chwili nagrania mógł być jeszcze zupełnie normalnym człowiekiem) bardzo złe rzeczy, to nie umniejsza to w niczym wartości artystycznej tego albumu.

      Usuń
    2. A ja, podobnie jak Paweł uważam, że trzeba oddzielić sztukę od twórców. Jak to powiedział jeden z wielkich filozofów (w wolnym tłumaczeniu) "wzniosłe idee i przyziemne czyny często chodzą w parze". Według prawa amerykańskiego znaczna część muzyków rockowych podchodzi pod zarzut pedofilii (casus Polańskiego), bo wśród groupies było sporo nastolatek poniżej 15-ego roku życia. Tylko paru udało się skazać za ich życia. Książka "Intelektualiści" Paula Johnsona rozprawia się z wieloma wielkimi postaciami nauki, filozofii (zwłaszcza tymi mocno moralizującymi) itp., którzy na co dzień byli często postaciami odrażającymi, dopuszczającymi się okropnych czynów, gardzącymi innymi ludźmi (warto poczytać co wielki obrońca proletariatu Karol Marks myślał na co dzień o ludziach ciężkiej pracy, a ojciec duchowy ekologistów Jan Jakub Rousseau o życiu w harmonii z naturą).
      Oczywiście ocena moralna takich czynów musi być jednoznaczna, ale żądanie jakiejś cezury czasowej w traktowaniu takich osób trąci trochę hipokryzją. Czy za ileś tam lat czyny KS nie będą już tak odrażające? Oczywiście, jeżeli udowodni się, że dochodziło do zachowań niezgodnych z prawem.

      Usuń
    3. Sprawa problemowa. Z jednej strony to mądre aby oddzielać sztukę od twórców ale z drugiej strony kupując płytę takich twórców wspierasz ich, poprawiasz ich życiową sytuację bo więcej zarabiają co przekłada się na ich kondycję życiową. Np. nigdy nie kupiłbym płyt niektórych norweskich zespołów black metalowych wiedząc że spalili kościół i torturowali psy i koty bo wspierając ich wspieram pośrednio ich byt i ich prywatną działalność. Czy poszedłbyś na prywatną wizytę lekarską do doktora Mengele wiedząc że potem pójdzie do obozu i na żywca będzie ucinał dzieciom ręce i nogi. W sumie to najlepiej trzymać się od świrów z daleka. Nie dawać im zarobić oraz mieć czyste swoje własne sumienie.

      Usuń
  5. Tak jak pisałem - wszystko jest kwestią odpowiedniego momentu. Zasadniczo popieram oddzielenie oceny sztuki od osoby twórcy (zwłaszcza w przypadku kompozytorów, którzy zazwyczaj - w przeciwieństwie np. do pisarzy - nie pretendują do roli autorytetów moralnych). Od śmierci większości postaci opisanych przez Johnsona (Marksa, Tołstoja, Hemingwaya, Ibsena) minęło bardzo wiele lat. W tym sensie trudno - kontemplując np. obrazy Caravaggia, wyrzucać mu, że był zabójcą.
    Polański przyznał się do czynu, wyraził skruchę, był (i jest dalej!) za niego piętnowany, przesiedział nawet jakiś czas w więzieniu. U Sadowskiego nic takiego nie nastąpiło - a rozmiar winy (z tego co wiem) jest ogromny i generalnie ta postać jawi się - niestety - jako odrażająca. Po co więc akurat w tej chwili recenzować jego płytę - skoro jest tyle innych doskonałych albumów wartych przypomnienia?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uważam, że jedynym nieodpowiednim na to momentem byłby okres, gdy cała sprawa wypłynęła i szumiały o tym media. Dlaczego recenzja pojawia się akurat teraz? Bo jestem w trakcie opisywania najciekawszych - moim zdaniem - płyt z serii Polish Jazz w chronologicznej kolejności, a akurat dziś przyszła pora na nr 47.

      Usuń
  6. Innym ciekawym podejściem jest niesłuchanie muzyki jakiegoś artysty ze względu na niezgadzanie się z wyrażanymi przez niego w tekstach odmiennymi poglądami na wszelakie sprawy - wynika to chyba z naszej skłonności do zamykania się w bańkach informacyjnych, nieumiejętności nakreślenia dystansu i przewartościowania tekstów kosztem samej muzyki, która przecież jest ostatecznie najważniejsza.

    OdpowiedzUsuń
  7. Najważniejsza? Nie wyobrażam sobie życia bez muzyki, ale też wcale nie uważam, żeby była najważniejsza - tzn, żeby nie istniały wartości istotniejsze od niej. A już zwłaszcza od muzyki Sadowskiego, który nie był Beethovenem ani nawet Komedą, tylko solidnym rzemieślnikiem, jakich są setki na świecie. Są różne przypadki - każdy należy rozpatrywać indywidualnie - na pewno stosowanie wielkich kwantyfikatorów (typu muzyka zawsze jest najważniejsza) jest zwyczajną głupotą. Np. wykonywanie muzyki Wagnera było jeszcze parę lat temu w Izraelu zakazane. Czy Wagner odpowiada za holocaust? Oczywiście, że nie, ale fakt, że był antysemitą, a także ulubionym kompozytorem Hitlera ma niebagatelne znaczenie i trudno wymagać, żeby w roku 1950 Żydzi oddzielali np. wykonanie Pierścienia Nibelungów od osoby autora. Inna sprawa, że ten zakaz trwał stanowczo zbyt długo...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wydaje mi się, że kolega powyżej pisząc, że muzyka jest ostatecznie najważniejsza nie napisał, że najważniejsza w sensie ogólnym, tylko w tym temacie, który został tu poruszony. Nawiasem mówiąc, bardzo ciekawy temat - niesłuchania muzyki ze względu na teksty. Szczerze, to sam pewnie miałbym problem ze słuchaniem black metalu, którego teoretycznie nie słucham, ale od czasu do czasu zapuszczę sobie jakiś death metal pod ćwiczenia fizyczne, całkiem dobrze się taka muzyka sprawdza w takim przypadku, a że kiedyś zainteresowałem się metalem chrześcijańskim, to tak mi zostało do dnia dzisiejszego - Mortification. Trudno mi sobie wyobrazić siebie słuchającego zespołów typu Mayhem, Marduk, czy Gorgoroth...

      Usuń
    2. Chodziło mi dokładnie o to, że przy ocenianiu albumów i ogólnie twórczości muzycznej artysty, to jakość zaprezentowanej muzyki samej w sobie jest najważniejsza spośród pozostałych części składowych - po to przecież słuchamy tych dziwnych zlepków dźwięków i akordów :). Są oczywiście gatunki jak rap (który skądinąd bardzo lubię), gdzie tekst istotnie jest bardzo ważny, jednak nawet tutaj płyty te byłyby niczym bez zmyślnych beatów - dobry tekst obroni się przecież oddzielnie, nie potrzebuje do tego tła muzycznego. Oczywiście rozumiem i nie mam za złe nikomu, kto z jakichś powodów czegoś nie słucha, bo razi go tekst - sam też tak robię - zwracam jedynie uwagę, że nie stanowi to mimo wszystko dobrej podkładki pod ocenianie samej zawartości czysto muzycznej. Wyjaśniłbym moje stanowisko wcześniej, ale zniechęciło mnie do tego używanie w pierwszej odpowiedzi słów typu głupota.

      Usuń
  8. Dziwi trochę to powszechne oburzenie, że nawet o muzyce pisać nie wolno. I to jeszcze biorąc pod uwagę, że autorzy komentarzy pochodzą z kraju, gdzie rządzi katolicka pedofilska mafia, a znani pedofile i ich obrońcy mają swoje pomniki.

    OdpowiedzUsuń
  9. To jest naturalne. Jestem agnostykiem, ale rozumiem, że dla chrześcijanina słuchanie grup blacmkmetalowych o jawnie antychrześcijańskim przekazie jest po prostu niemożliwe do zaakceptowania. I to miałem na myśli piszące, że muzyka nie jest najważniejsza. Właśnie w sensie ogólnym może być najważniejsza (np. dla twórcy) i nie ma w tym nic dziwnego ani złego - cenię osob, dla których sztuka jest najważniejsza w życiu! Natomiast często nie da się wyabstrahować dzieła od osoby twórcy, poglądów jakie głosi, tekstów czy jego biografii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teoretycznie mógłbym po prostu "olać" teksty, i skupić się tylko na muzyce. Z drugiej strony, to tej muzyki chyba tam za wiele nie ma...

      Usuń
  10. Wyobraziłem sobie teraz hipotetyczną sytuację, że wiodący muzyk, jakiejś mojej ulubionej grupy okazałby się pedofilem. Niech to będzie np. Banco del Mutuo Soccorso. Czy miałbym problem ze słuchaniem ich płyt? Ogromny! Myślę, że nie potrafiłbym ich słuchać (z tych samymch powodów nie słucham Sadowskiego; jest mi o tyle łatwiej, że to po prostu płyty dobre, ale nigdy nie zajmujące jakiegoś szczególnego miejsca w moim życiu). Nie chodzi o jakąś czystość moralną ujętą w sposób purytański: nie miałbym problemów ze słuchaniem Banco, gdyby muzycy okazali się np. oszustami podatkowymi, czy jeden z nich dokonał np. zabójstwa w afekcie. Natomiast pedofilia jest na tyle odrażającym przestępstwem, że tutaj konflikt wewnętrzny jest zbyt silny. Po prostu ta świadomość rzutuje na przeżycia estetyczne.

    OdpowiedzUsuń
  11. JD. Czy ja napisałem, że nie wolno? Pewnie, że wolno, tylko czy koniecznie trzeba? Oczywiście kwestia pedofilii w Kościele jest oburzająca i to, co się dzieje w Polsce jest niewiarygodną patologią. Tyle że to temat na dyskusję na innym forum.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Napisałeś, że nie wypada. Niezbyt rozumiem dlaczego. Czy Sadowski został już skazany prawomocnym wyrokiem sądu?

      Usuń
  12. Sam na teksty przeważnie nie zwracam uwagi i nie mam problemu by słuchać np. Henry Cow czy Roberta Wyatta pomimo pro-komunistycznego przekazu ich nagrań. Mogę jednak zrozumieć, że kogoś rażą teksty antychrześcijańskie. Tylko jak to się ma do instrumentalnego "Three Thousands Points"? Rozumiałbym oburzenie, gdyby były tu teksty nakłaniające do pedofilii, albo nawet gdyby to właśnie podczas tej sesji dochodziło do takich czynów, a nagrania były tylko pretekstem. Ale to tylko abstrakcyjne dźwięki, zarejestrowane na długo przed tymi odrażającymi zdarzeniami, z którymi większość grających tu muzyków nie miała nic wspólnego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pawle, ile albumów z serii Polish Jazz zamierzasz jeszcze zrecenzować?

      Usuń
    2. Na pewno będą recenzje wszystkich płyt widocznych na grafice z tej podstrony:
      https://pablosreviews.blogspot.com/p/polish-jazz.html

      Usuń
  13. Abstrakcyjne, ale firmowane niestety nazwiskiem Sadowskiego. Mnie to przeszkadza w odbiorze. Tym bardziej, że byłem zaangażowany w wwydanie tych płyt na CD. To jest indywidualna decyzja - nie bronię przecież nikomu tych płyt słuchać.

    OdpowiedzUsuń
  14. Wracając jeszcze do metalu, to podejrzewam, że sporo z tego jest, albo było udawane. Oczywiście pomijam palenie kościołów, nawiasem mówiąc zwykły debilny wandalizm - za to powinni takie kary finansowe dostać, żeby im się odechciało na przyszłość, słynne zabójstwo, plus niszczenie nagrobków, i inne tego typu rzeczy.
    Część tego satanizmu, zdaniem niektórych - pseudo-satanizmu, był pewnie na pokaz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W większości przypadków jest to na pewno poza, chęć wzbudzenia kontrowersji (nie ważne jak o tobie mówią, byle mówili) i zdobycia popularności wśród nastolatków, który się buntują, bo im mama każe iść do kościoła. Świetnym tego przykładem pewien polski zespolik na literę B., o którym bywa głośno właśnie przez te kontrowersje, bo muzycznie jest to nic nie warte i miałoby wyłącznie niszowy zasięg.

      Ale akurat w black metalu można znaleźć ciekawe rzeczy, wykraczające poza tę szufladę. Polecam sprawdzić zeszłoroczny Oranssi Pazuzu. Nie mam pojęcia, o czym są tam teksty (demoniczna nazwa może budzić Twój niepokój), ale muzycznie jest to intrygujące połączenie ekstremalnego metalu z psychodelią, elektroniką czy krautrockiem. W zasadzie nie jest to już metal, tylko coś ponad gatunkami.

      Usuń
    2. Właśnie pamiętam, że już kiedyś pisałeś, że w black metalu dzieją się najciekawsze rzeczy z wszystkich podgatunków metalu. Sprawdzę.

      Usuń
    3. Nergal to idealny przykład infantylnej prowokacji.
      Całe jego zachowanie to tania kontrowersja, po to aby pisano o nim artykuły na "jedynym czasopiśmie poświęconemu muzyce rockowej w Polsce" i AntyMuzyce, czasem nawet tefałenie jak mocno odwali. To dosłownie gwiazdeczka z pudelka, tylko z taką różnicą, że gra gówniany black metal.

      Usuń
  15. Na pewno tak- sporo rzeczy w metalu to prostu sceniczny image jak z horrorów. Ale są rzeczy na poważnie - łącznie z zabójstwami i podpaleniami kościołów- tak jak w części norweskich grup blackmetalowych. Dla mnie teksty są bardzo istotne (oczywiście nie w blackmetalu, bo ten gatunek mnie w ogóle nie interesuje) - Henry Cow/Art Bears oceniam wysoko - są błyskotliwe, np. połączenie marksizmu z motywami średniowiecznymi z kart Tarota na Winter Songs - rewelacja. Wyatt inna sprawa. Ale nie będę wywoływał demonów i prowokował dyskusji - chyba że Paweł napisze recenzję drugiej płyty Matching Mole

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, drugi album Matching Mole to z kolei całkiem odwrotna sytuacja. Tutaj postać twórcy nie zasługuje na potępienie - Wyatt przyznawał później, że bezrefleksyjnie dał się zwieść pewnej idei; nie dokonał też żadnej zbrodni - ale ten longplay nie jest już tylko abstrakcyjną sztuką, lecz czymś zasługującym na krytykę. Nie z powodów artystycznych, tylko ze względu na wyraz poparcia dla zbrodniczego reżimu oraz śpiewanie przez Wyatta wersów w rodzaju tego, że mógłby zabijać w imię swoich przekonań. Właśnie dlatego nie ma recenzji tego albumu. Ale nie przeszkadza mi to cenić innych dokonań tego artysty, jak "Rock Bottom", płyty Soft Machine czy debiut Matching Mole.

      Usuń
    2. Tutaj akurat nie wyobrażam sobie nie słuchać takiego Rock Bottom.

      Usuń
  16. Pamiętam, że Mahavishnuu w artykule poświęconym Wyattowi bronił"Little Red Record" wskazując na to, że okładka, na której muzycy są wystylizowani na hunbejwinów, została narzucona przez wytwórnię i że muzycy się od niej dystansowali (no i że ma charakter humorystyczny co jest średnim argumentem w kontekście tego, że ten humor dotyczy zjawiska, które odpowiada za miliony ofiar). Niemniej nie tłumaczy to zupełnie skandalicznego tekstu "Righteous Rhumba"- gdzie jak słusznie zauważasz pada wprost deklaracja o możliwości mordowania przeciwników politycznych na chińską modłę. Niemniej to tylko słowa, nie czyny. Więc w tym sensie jest zasadnicza różnica między Wyattem a Sadowskim. Na korzyść tego pierwszego.

    OdpowiedzUsuń
  17. A jak byście ocenili instrumentalną zawartość "Little Red Record"?

    OdpowiedzUsuń
  18. JD. Nie został skazany i być może nie zostanie, bo większość czynów się przedawniła. Co nie znaczy, że nie ma (wielkiego) problemu. Czy ojciec Marciel Degollado został skazany prawomocnym wyrokiem sądu za swoje przestępstwa? Niestety nie- bo był kryty (również przez Jana Pawła II). Podobnie było z Sadowskim. Jest zbyt dużo świadków, zbyt dużo głosów pokrzywdzonych, aby można było mówić o pomówieniu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, trudno mi ocenić wartość tych zeznań. Ale nie należy porównywać sytuacji Sadowskiego z Degollado! Nie stoi za nim przecież żadna potężna instytucja, która nie pozwala na przeprowadzenie sprawiedliwego procesu. Czyżby muzycy jazzowi mieli swoją masonerię broniącą ich przed wymiarem sprawiedliwości?
      Czy morderca Gesualdo powiniem zostać wykreślony z podręczników historii muzyki?

      Usuń
  19. W przypadku Wyatta, był on też pod wpływem dezinformacji promowanej przez zachodnich dziennikarzy, którzy byli zapraszani do np. Rosji Radzieckiej, lecz pokazywano im niewielką część państwa, oczywiście tylko tą pozytywną.
    Potem mówiono o Rosji jako świetnym państwie i siano propagandę, więc i wierzyło w to pełno ludzi w państwach zachodnich, często intelektualiści i artyści.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyatt i jemu podobni mogli też sadzić, że informacje podawane przez zachodnie media i rządy na temat zbrodni w państwach komunistycznych są nieprawdziwe. W końcu nawet dziś jesteśmy w naszym kraju świadkami manipulacji i propagandy w wykonaniu telewizji partyjnej, dla niepoznaki nazywanej państwową. Nie zmienia to tego, że "Little Red Record" wyraża poparcie dla zbrodniczej ideologii. Jeśli chodzi o czysto muzyczną wartość tego albumu, to oceniam go niżej zarówno od eponimicznego debiutu, jak i tego, co miało być trzecim longplayem Matching Mole, czyli "Rock Bottom".

      Usuń
    2. No tak, fanatyzm i wypieranie niewygodnych informacji to inna kwestia, choć równie ważna co bycie pod wpływem fałszu. W przypadku Little Red Record to Wyatt mógł skupić na perkusji albo śpiewać pomijając teksty i skupiając się na samym dźwięku jak to czasem robił, bo album wcale nie jest zły stricte muzycznie.

      Usuń
  20. Nie przesadzajmy: po pierwsze maoizm wcale nie miał aż tak dobrej prasy na Zachodzie (jak wcześniej stalinizm). Po drugie wśród artystów zapraszanych do ZSRR byli i tacy jak Celine, który -mimo iż przyjeżdżał tam jako gorący orędownik Rosji Sowieckiej - potrafił zorientować się w sytuacji i napisać krytyczną relację z podróży po Sowietach. Po trzecie u Wyatta skandaliczna jest nie sama fascynacja komunizmem, ale akceptacja mordów, wyrażona wprost w tekście: "But I'll kill if I must". To jest clue problemu i coś zupełnie niewyobrażalnego.

    OdpowiedzUsuń
  21. A to w takim razie przepraszam za braki w wiedzy, najwidoczniej muszę więcej poczytać. Choć moim zdaniem fascynacja ideologią, która u podstaw jest skrajnie zła i antyludzka też jest czymś zasługującym na pogardę, bo przecież sam Marks zakładał rewolucję, a jak wiemy rewolucje raczej nie słyną z pokojowego przebiegu.

    OdpowiedzUsuń
  22. Jak zaczniemy grzebać w życiu osobistym i poglądach rockmanów, to za chwilę trzeba będzie spora grupkę wrzucić w niepamięć. Artyści generalnie są grupą wysokiego ryzyka psychologicznego. Nie dość, że są najbardziej kabotyńską grupą społeczną, to jeszcze wmawia się im, że są opiniotwórczy i mogą stanowić wzór dla innych. A tymczasem jest to ostatnia grupa jakiej powinno się ufać. Intelektualistów u nich jak na lekarstwo, a skłonności do zachowań i poglądów skrajnych grubo powyżej średniej dla przeciętnego społeczeństwa.
    Dobrym przykładem jest historia grupy Bay City Rollers. Grupa stworzona przez producentów miała być wzorem dla dzieciaków i nastolatek, a stworzony dla nich sceniczny image w stylu czerstwych i grzecznych boysbandowych chłopaczków miał być przeciwwagą dla "groźnych" dla młodzieży grup z ciężkiego rocka. Grupa odniosła wielki sukces komercyjny wśród nastoletniej młodzieży. Tymczasem dziennikarze wytropili, że w życiu prywatnym ci idole dzieciaków byli zaprzeczeniem scenicznego image. Jeden dorabiał w filmach porno, drugi okazał się pedofilem (został skazany), trzeci zabił staruszkę, dwóch pozostałych zaliczyło próby samobójcze, a jeden w końcu umarł na AIDS. A wy się zastanawiacie, czy oni na serio są satanistami, komunistami czy zbokami. W takim razie Screamin' Jay Hawkins powinien być nekrofilem, bo na scenie lubował się w takich cmentarno-zombie rekwizytach. Zajmujmy się dalej muzyką na tym blogu, bo daleko nie zajedziemy w tym tropieniu życia prywatnego muzyków.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda, choć dużym problemem jest to, że artyści faktycznie są opiniotwórczy dla niektórych osób, szczególnie wielu młodszych.

      Usuń
    2. Ale to już inna kwestia. Odpowiednie hasło pojawia się nawet u Bocheńskiego:
      http://100-zabobonow.blogspot.com/2008/04/artysta.html

      Usuń
  23. Co do Sadowskiego, to podzielam pogląd Pawła i JD. Jeśli zostały popełnione jakieś ohydne czyny, to sprawa dla wymiaru sprawiedliwości. Poglądy artystów, których słucham, nie są dla mnie żadnym problemem. X może być ultrakatolikiem, marksistą, rasistą, antysemitą, monarchistą, świadkiem Jehowy, wyznawcą scjentologii. To jego sprawa. Mnie interesuje jego działalność artystyczna. Z Pawłem nie zgodziłbym się w innej kwestii – chodzi o cenzurę/wykluczenie „Little Red Record” z działu recenzji. Warto poczytać sobie więcej na temat tego albumu, jego historii, zagłębić się w teksty, skonfrontować PRAWDZIWE poglądy Wyatta z jego działalnością społeczno-polityczną. W przypadku tekstów ideologiczne wątki widoczne są w dwóch kompozycjach. Na dobrą sprawę w „Gloria Gloom” nie dostrzegam nic godnego potępienia. No chyba, że na kogoś jak płachta na byka działa słowo „socjalizm”. Niewątpliwie kontrowersyjne są natomiast fragmenty „Righteous Rumba”:

    My radical cheek is soft and meek
    But I'll kill if I must
    I'd rather have the Chinese here
    Than Europe on me thrust

    Pozytywny stosunek do tego, co działo się pod koniec lat 60. w Chinach jest nie do przyjęcia. Takie błędy należy wskazywać, można nawet ostro piętnować, jednak istotna jest również właściwa interpretacja tematu. Paweł napisał o „Little Red Record”:
    „Nie z powodów artystycznych, tylko ze względu na wyraz poparcia dla zbrodniczego reżimu oraz śpiewanie przez Wyatta wersów w rodzaju tego, że mógłby zabijać w imię swoich przekonań”. W podobnym tonie, z tym że jeszcze ostrzej, pisał okechukwu.
    Owszem, jest mowa o zabijaniu, jednak autor zaznacza, że uczyniłby to tylko wtedy, gdyby musiał. Różnica jest dość istotna. Generalnie, nie chodzi o obronę maoizmu, bo tutaj nie ma czego bronić, rzecz w tym, aby krytykować to, co rzeczywiście miało miejsce. Tymczasem w różnych miejscach w kontekście tego albumu niejednokrotnie pojawiają się zarzuty, które są bezpodstawne (vide nieszczęsna okładka). Skoro wspomniał o tym okechukwu, warto przypomnieć, jak było naprawdę. Zespół nie miał nic wspólnego z tym pomysłem. Okładkę stworzył jeden z grafików pracujących dla CBS. To wytwórnia zadecydowała też o tym, że właśnie ten projekt trafił na „Little Red Record”. Robert Wyatt dystansował się od tego pomysłu, stwierdził nawet w wywiadzie, że okładka zupełnie mu się nie podobała. Co do jej żartobliwego przekazu – wspomniał o tym kiedyś w jednym z wywiadów basista Bill MacCormick. Była to jednak tylko supozycja, wszak to nie on był jej autorem i sam zastanawiał się nad jej sensem. Przekaz ideologiczny płynący z „Little Red Record” z pewnością nie zasługuje na apologię, jednak, przynajmniej dla mnie, nie jest to powód do cenzury/wykluczenia. O takich sprawach powinno się dyskutować.

    OdpowiedzUsuń
  24. Le Bo, to nie chodzi wcale o grzebanie czy wystawianie świadectw moralności , tylko o rzeczy najbardziej elementarne. Pedofilia (a w przypadku Sadowskiego mówimy również o 10-letnich dziewczynkach!) należy do najbardziej odrażających przestępstw i zestawianie tego z takim czy innym trybem życia jest po prostu manipulacją. Jestem osobiście zaangażowany w temat, mam prawo do takiego zdania.

    OdpowiedzUsuń
  25. Tak na marginesie ani Wyatt ani Sadowski nie podchodzą pod to kabotyństwo rockowe (które - przyznaję istnieje). Obydwaj prezentują wysoki poziom intelektualny, na dodatek ani jeden ani drugi nie jest przecież rockmanem. Krolopp też nim nie był.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gwoli ścisłości, ja użyłem pojęcia rockman w sensie stylu życia, a nie profesji. Dalej piszę o artystach w ogóle, bo ta cała ta grupa (a więc i jazzmani, i aktorzy, i malarze itd.) charakteryzuje się dużym ryzykiem psychologicznym i skłonnością do niestandardowych zachowań. Psychologowie wręcz uważają, że ta genetyczna baza psychologiczna skłania ich do wybierania takich zawodów artystycznych. Oczywiście mówimy o pewnym statystycznym rozkładzie, więc to nie wyklucza, że od czasu do czasu znajdzie się w tym towarzystwie intelektualista. Nie znam osobiście KS i nie wiem na ile można go nazwać intelektualistą, ale jego działalność w ramach PSJ pokazywała, że miał dość ciasne poglądy na jazz i mocno forsował mainstream, kosztem kierunków awangardowych. A od intelektualisty wymagał bym raczej szerszych horyzontów. Ale oceniam, że Ty masz większą wiedzę na jego temat, wiec mogę się mylić.
      Znam bardziej odrażające przestępstwa niż pedofilia, ale nie zamierzam bronić KS w tej kwestii. Powinien ponieść karę. Ale w Polsce dużo się krzyczy o pedofilii, ale aparat sprawiedliwości jest wyjątkowo pobłażliwy dla tych przestępców. Może dlatego, że tak wielu z nich chodzi w koloratkach lub spiczastych nakryciach głowy.

      Usuń
  26. Adrithgor, nie, nie - Marksa tu zostawmy, on naprawdę nie odpowiada za to, co zrobiono w stalinowskiej Rosji czy Chinach. Ja nie potępiam fascynacji komunizmem wśród młodych muzyków w latach 70 (zresztą była ona w krajach zachodnich powszechna). Chodzi o konkretny przypadek Wyatta - jeszcze raz będę potwarzał do znudzenia - nie stosujmy wielkich kwantyfikatorów.

    OdpowiedzUsuń
  27. Mahavishnuu - temat już wałkowaliśmy. Przy całym szacunku do Ciebie uważam, że bronisz Wyatta w sposób nierozsądny. Tak- jak kiedyś pisałem na FD - zmieńmy dwa słowa w tekście (jak poniżej( i wstawmy okładkę prezentującą muzyków Matching Mole w strojach esesmanów (też żartobliwą - też narzuconą przez wytwórnię, od której też dystansowaliby się muzyycy) Czywtedy podjąłbyś się obrony?

    Look, see the people at the top
    Come down a Jew lane
    In Belgium, Greece and Portugal
    In France and sunny Spain

    My Nazi cheek is soft and meek
    But I'll kill if I must
    I'd rather have the Arians here
    Than Jews on me thrust
    I'd rather have the Arians here
    Than Jews on me thrust

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czemu w takiej sytuacji miałby nie bronić Wyatta? W sensie, wygląda to trochę jak twierdzenie, że zabójstwo Chińczyka czy kułaka jest w pewien sposób mniej złe niż zabicie Żyda czy Polaka, jakby ofiary komunizmu były gorsze od ofiar nazizmu.

      Usuń
    2. Ale jest przecież pewna oczywista różnica: z wyznawaniem ideologii nazistowskiej wiąże się koniecznie nawoływanie do mordu na niearyjczykach, natomiast nie jest tak w przypadku ideologii komunistycznej.

      Usuń
    3. No ale tu mowa o tym słynnym "nieprawdziwym" komuniźmie, który nawoływał, a przede wszystkim doprowadzał do mordu na burżuazji i intelektualistach.
      Sam tekst, o którym mowa nieszczególnie wystrzega się totalitarnych skłonności komunizmu, które doprowadzały do masowych mordów.

      Usuń
    4. Jako że, maoistowska stylizacja pochodzi od wytwórni, jest to nieuprawniony wniosek.

      Usuń
  28. Aryans oczywiście przez "y" bo tak chodziłoby o Arian

    OdpowiedzUsuń
  29. Jednocześnie kończę dyskusję na ten temat i nie będę już odpowiadał na kolejne komentarze (nie dlatego, że dyskusja jest na niskim poziomie,bo jest pełna kultura wypowiedzi, tylko ona nie ma sensu,bo i tak nikt nikogo nie przekona).Odniosłem się tak mocno do Sadowskiego, bo poświęciłem mu sporo czasu (również w kwestii wydania samych płyt - Michał z GAD miał pewne problemy z umową, akurat znałem dobrze kogoś, kto przyjaźnił się z Sadowskim co przyspieszyło ostateczne podpisanie umowy przez Sadowskiego). Sprawa z pedofilią była dla mnie wielkim szokiem (parę dni nie mogłem się otrząsnąć), płyt nie zamierzam więcej słuchać. Takie dość emocjonalne podejście, ale myślę, że mam do niego prawo.

    OdpowiedzUsuń
  30. Okechukwu@
    Również nie mam zamiaru ciągnąć tego tematu, bo faktycznie przypomniałeś mi o tym, że kilka lat temu dyskutowaliśmy na ten temat na Muzycznych Dinozaurach. Na koniec tylko w ramach odpowiedzi.
    Nie bawiłbym się w takie zmiany w tekście, bo bardzo łatwo można zostać oskarżonym o manipulacje. Dlatego lepiej oceniać to, co naprawdę zawiera przekaz. Problem polega na tym, że często formułując zarzuty zapominamy o kontekście historycznym. To szeroki i skomplikowany temat, dlatego nie sposób rozwinąć go w tym miejscu. W przypadku rewolucji kulturalnej Wyatt zawierzył osobom, które w wyniku dezinformacji, zaczadzenia ideologicznego wprowadzały w błąd osoby o poglądach lewicowych. Być może była to naiwność, różnie można to oceniać. Z czasem, gdy lepiej poznał temat zrewidował swoje poglądy. Wyatt krytykował komunistyczne despocje w Europie, popierał demokratyczną opozycję w tych krajach. Nie był to zatem agresywny komuch, ogarnięty nienawiścią w stosunku do inaczej myślących. W jednym z wywiadów przedstawił to tak:
    Wiem, ile zbrodni popełniono w imię komunizmu i moje zachowanie w tamtym czasie było naiwne. Ale z drugiej strony wciąż gotów jestem bronić idei Marksa: wszystko, co zrobiono w imię komunizmu nie ma, moim zdaniem, nic z Marksem wspólnego. Moja postawa z tamtego okresu, ale i dzisiejsze wybory wynikają z niezgody na to, by bogaci stawali się coraz bogatsi, kosztem biednych, którzy na nich pracują i stają się coraz biedniejsi. W Anglii komuniści zdawali mi się mniejszymi hipokrytami niż partia socjalistyczna. Ale podkreślam, że to polska „Solidarność” z tamtego okresu uosabia idee, w które wierzyłem i wierzę. Polski komunistyczny rząd był dla mnie zdegenerowaną elitą, grupą arystokratów i satrapów.
    Apologia marksizmu nie wypływała tylko z przesłanek ideologicznych. Wyatt: Komunizm był jedyną alternatywą dla amerykańskiego imperializmu, dla „shitburgerów” z McDonalda i coca-coli nazywanej przez nas urin-colą.
    Gdybyśmy słuchali takiej argumentacji w latach 70. lub 80. byłaby to dla nas czysta abstrakcja. Obecnie wygląda to zgoła inaczej. Od ponad 30 lat doświadczamy na własnej skórze „uroków” dzikiego kapitalizmu, bo dokładnie taki wariant zaczęto budować w naszym kraju po 1989 roku. Balcerowszczyzna szybko sprowadziła wielu ludzi na ziemię. Zupełnie nie dziwi mnie fakt, że na Zachodzie nie brakowało przeciwników systemu kapitalistycznego. Oczywiście, ich wariant był bardziej cywilizowany niż nasz, nie wspominając już o poziomie życia obywateli. Oceniając wybory ideologiczne młodych ludzi na Zachodzie w latach 60. i 70. musimy pamiętać o wielu uwarunkowaniach socjopolitycznych i gospodarczych. Inaczej niechybnie popełnimy błąd ahistorycznego myślenia. Dlatego nie lubię uderzać w prokuratorskie tony i oceniać postawy takiego czy innego człowieka.

    OdpowiedzUsuń
  31. Mahavishnuu w Twojej wypowiedzi pojawił się nowy wątek, więc króciutko\ na ten temat. .Oczywiście uwarunkowania, o których piszesz (non-konformizm, alternatywa dla konsmupcyjnego stylu życia) miały miejsce. Podobnie jak np fascynacja nazizmem w latach 30 nie wynikała u wielu Niemców z krwawej żądzy wymordowania paru milionów Żydów (czego zresztą wówczas nie było jeszcze w założeniach NSDAP) tylko miała podłoże ekonomiczno-społeczne (bezrobocie, poczucie upokorzenia Traktatem Wersalskim). W ogóle nigdy nie jesteśmy wolni od ahistoryzmu, bo żyjemy w określonych czasach i nigdy do kończa nie zrozumiemy tego co odczuwali ludzie żyjący w poprzedniej epoce. W tym sensie można relatywizować kontekstem każde zachowanie łącznie z największymi zbrodniami (nie porównuję Wyatta do zbrodniarzy, twierdzę tylko, że taka relatywizacja może nastąpić).

    OdpowiedzUsuń
  32. MrEzio45, użycie słowa "głupota" było głupotą z mojej strony. Przepraszam!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Death - "Human" (1991)

[Recenzja] Republika - "Nowe sytuacje" (1983) / "1984" (1984)

[Recenzja] Present - "This Is NOT the End" (2024)

[Zapowiedź] Premiery płytowe kwiecień 2024

[Recenzja] Death - "The Sound of Perseverance" (1998)