Posty

Wyświetlam posty z etykietą blue note

[Recenzja] The Ornette Coleman Trio - "At the 'Golden Circle' Stockholm" (1966)

Obraz
Ornette Coleman powrócił na scenę w 1965 roku, wraz z zupełnie nowym składem - tym razem trzyosobowym, z basistą Davidem Izenzonem i perkusistą Charlesem Moffettem - oraz z nowymi pomysłami i umiejętnościami. Świetnym dokumentem tego okresu są dwa albumy o wspólnym tytule "At the 'Golden Circle' Stockholm". Znalazły się na nich fragmenty występów tria z 3 i 4 grudnia 1965 roku w sztokholmskim klubie Gyllene Cirkeln. Był to debiut Colemana w barwach wytwórni Blue Note. Według wielu źródeł obie płyty ukazały się się jeszcze w 1965 roku. Biorąc pod uwagę datę rejestracji, jest to możliwe, ale bardzo nieprawdopodobne - dlatego przyjmuję rok 1966 za datę wydania. Choć poszczególne części "At the 'Golden Circle' Stockholm" nigdy nie zostały oficjalnie skompilowane jako jedno wydawnictwo, najlepiej potraktować je jako całość. Wówczas otrzymujemy najpełniejszy obraz ówczesnych występów Ornette'a. Skrzących się od porywających solówek lidera na sak

[Recenzja] Andrew Hill - "Point of Departure" (1965)

Obraz
Przełom lat 1963/64 był niezwykle pracowity dla Andrew Hilla. W ciągu pół roku pianista nagrał cztery autorskie albumy dla Blue Note: "Black Fire", "Smoke Stack" (choć nagrany jako drugi, wydany jako ostatni, dopiero w 1966 roku), "Judgment!" oraz "Point of Departure". I na każdym z nich udało mu się utrzymać bardzo wysoki poziom. Był w końcu niezwykle utalentowanym kompozytorem (samodzielnie skomponował cały materiał na wspomniane albumy) i instrumentalistą, w dodatku zawsze dobierającym sobie współpracowników z najwyższej półki. W przypadku albumu "Point of Departure" - zarejestrowanego 21 marca 1964 roku w Van Gelder Studio - byli to: Eric Dolphy, Joe Henderson, Kenny Dorham, Richard Davis i Tony Williams. Te nazwiska mówią same za siebie. Warto natomiast zauważyć, że Hill po raz pierwszy skorzystał z tak rozbudowanego składu. Do tamtej pory preferował granie w kwartecie, z basistą, perkusistą i - w zależności od albumu - saksof

[Recenzja] Cecil Taylor - "Conquistador!" (1966)

Obraz
Cecil Taylor w 1966 roku nagrał nie jedno, a dwa wiekopomne dzieła, stanowiące niekwestionowany kanon free jazzu. Niespełna pięć miesięcy po sesji "Unit Structures", 6 października pianista wrócił do Van Gelder Studio, gdzie pod okiem Alfreda Liona jako producenta oraz, oczywiście, samego Rudy'ego Van Geldera jako inżyniera dźwięku, zarejestrował materiał na swój drugi album dla Blue Note. Ponownie wsparli go saksofonista Jimmy Lyons, basiści Alan Silva i Henry Grimes oraz perkusista Andrew Cyrille. Tym razem obyło się bez drugiego saksofonisty, natomiast za partie trąbki odpowiada Bill Dixon, znany ze współpracy z Archie'em Sheppem i z własnego dzieła "Intents and Purposes" (którego najstarsze fragmenty zostały zarejestrowane zaledwie cztery dni po sesji u Taylora, 10 października). Album zatytułowano "Conquistador!" i wydano go, najprawdopodobniej, jeszcze w tym samym roku (choć przynajmniej jedno źródło podaje, że ukazał się dopiero w marcu

[Recenzja] Andrew Hill - "Judgment!" (1964)

Obraz
"Judgment!" to jeden z tych albumów, która można brać w ciemno. Wystarczy spojrzeć na okładkę, ze znaczkiem Blue Note i czterema nazwiskami: Andrew Hill, Bobby Hutcherson, Richard Davis, Elvin Jones. A na odwrocie winylowej koperty pojawia się nie mniej zachęcająca informacja o tym, że nagrań dokonano w Van Gelder Studios, pod producenckim nadzorem Alfreda Liona, w dniu 8 stycznia 1964 roku. Po takim składzie, miejscu i czasie nagrywania można spodziewać się muzyki na najwyższym poziomie. I to właśnie przynosi ten album. Na swojej drugiej sesji nagraniowej dla Blue Note pianista Andrew Hill ponownie wystąpił w kwartecie. Tym razem zrezygnował jednak z udziału saksofonu - instrumentu, który zdecydowanie nie był niezbędny dla jego muzyki. Zamiast tego postanowił wykorzystać wibrafon, którego obsługę powierzył coraz bardziej cenionemu w jazzowym środowisku Bobby'emu Hutchersonowi. Było to doskonałe posunięcie. Hill i Hutcherson od razu nawiązali muzyczną nić porozumie

[Recenzja] Andrew Hill - "Black Fire" (1964)

Obraz
Andrew Hill to jeden z najzdolniejszych i najbardziej cenionych pianistów oraz kompozytorów nowoczesnego jazzu. Niespecjalnie jednak przekładało się to na jego popularność. Być może dlatego, że podobnie jak chociażby Eric Dolphy, tworzył muzykę zbyt awangardową dla mainstreamu, a jednocześnie zbyt mainstreamową dla awangardy. Na pewno nie pomagał fakt, że Hilla rzadko można było usłyszeć na płytach innych jazzmanów. Spośród tych kilku, na których zagrał, najbardziej znane są chyba "Our Thing" Joego Hendersona i "Dialogue" Bobby'ego Hutchersona, a więc zdecydowanie nie pierwsza liga, jeśli brać pod uwagę samą popularność. Z drugiej strony, na jego własnych albumach można usłyszeć wielu wybitnych i bardziej od niego samego znanych instrumentalistów, co pokazuje, jak wielkim uznaniem cieszył się w środowisku jazzowym. Pierwszy autorski album Andrew Hilla, "So in Love", został nagrany jeszcze w latach 50. Jednak jego działalność na dobre zaczęła się

[Recenzja] Cecil Taylor - "Unit Structures" (1966)

Obraz
Dyskografia Cecila Taylora z pierwszej połowy lat 60. wygląda bardzo skromnie. Parę miesięcy po sesji nagraniowej "The World of Cecil Taylor" z października 1960 roku, w styczniu 1961 odbyły się kolejne nagrania (znów z udziałem Archiego Sheppa, Buella Neidlingera i Denisa Charlesa, ale też paru dodatkowych muzyków). Światło dzienne ujrzały jednak dopiero w latach 70. i 80. Następnie pianista rozpoczął działalność tria Cecil Taylor Unit, z którym coraz śmielej zapuszczał się na terytorium zyskującego coraz większą popularność free jazzu. Składu dopełniali saksofonista Jimmy Lyons i perkusista Sunny Murray. Ten drugi przeszedł później pod skrzydła Alberta Aylera, a jego miejsce w Unit zajął Andrew Cyrille. Okres ten został udokumentowany dwiema koncertówkami: "Live at the Cafe Montmartre" i "Nefertiti, the Beautiful One Has Come". Obie zarejestrowano podczas tego samego występu w listopadzie 1962 roku (jeszcze z udziałem Murraya), a wydano odpowiedni

[Recenzja] McCoy Tyner - "Extensions" (1972)

Obraz
Efemeryczne współprace wielkich muzyków w przypadku jazzu nie są niczym zaskakującym, a wręcz można uznać je za normę. Trudno jednak nie odczuć ekscytacji, kiedy trafia się na kolejny album, w którego nagraniu brało udział kilku uznanych jazzmanów, których w takiej konfiguracji jeszcze się nie słyszało. Prawie zawsze jest to gwarancją najwyższej jakości. Rzadko, ale zdarza się, że ostateczny efekt takiej współpracy nie spełnia wielkich oczekiwań. Tak jest w przypadku "Extensions" McCoya Tynera. Podczas sesji mającej miejsce 9 lutego 1970 roku w Van Gelder Studio, pianista zebrał imponujący skład: Elvina Jonesa, Wayne'a Shortera i Rona Cartera, z którymi miał już wcześniej wielokrotnie okazje grać, a także Alice Coltrane i saksofonistę Gary'ego Bartza (jednego z następców Shortera w zespole Milesa Davisa), z którymi dotąd nie współpracował. Co mogło pójść nie tak przy takim składzie? Cóż, najwyraźniej zabrakło chemii pomiędzy muzykami. Dotyczy to Bartza i Coltra

[Recenzja] Anthony Williams - "Spring" (1966)

Obraz
Niemal równo rok po swojej pierwszej sesji w roli lidera, 12 sierpnia 1965 roku Tony Williams wrócił do Van Gelder Studio, by zarejestrować materiał na kolejny autorski album. Tym razem sesja zajęła tylko jeden dzień i wzięło w niej udział mniej muzyków. Perkusista ponownie skorzystał z pomocy Sama Riversa, Herbiego Hancocka i Gary'ego Peacocka, dodając do składu drugiego saksofonistę - w tej roli wystąpił nie kto inny, jak Wayne Shorter. Cały materiał został skomponowany przez Williamsa. W porównaniu ze swobodnym i spontanicznym "Life Time", "Spring" sprawia wrażenie bardziej uporządkowanego, ale jednocześnie przez większość albumu można odnieść wrażenie, że muzycy starają się ten porządek zburzyć. To kolejna próba kreatywnego rozszerzenia bopowej formuły, odejścia od utartych schematów. Może i nieco bardziej zachowawcza, ale dzięki temu odrobinę przystępniejsza dla mniej osłuchanych z jazzową awangardą, a niekoniecznie mniej porywająca. Nie może być zre

[Recenzja] Anthony Williams - "Life Time" (1964)

Obraz
W grudniu 1964 roku Tony Williams skończył dopiero dziewiętnaście lat. W niektórych stanach USA wciąż nie mógł kupić legalnie alkoholu (co zresztą stwarzało problemy podczas występów w lokalach, które alkohol sprzedawały). Cieszył się już za to sławą niezwykle utalentowanego bębniarza. A na koncie miał już nagrania m.in. u boku Grachana Moncura III ("Evolution"), Erica Dolphy'ego ("Out to Lunch!"), Herbiego Hancocka ("My Point of View", "Empyrean Isles"), Sama Riversa ("Fuchsia Swing Song") i przede wszystkim Milesa Davisa, jako stały członek jego nowego zespołu, wkrótce nazwanego Drugim Wielkim Kwintetem. Zdążył też przygotować jeden album pod swoim nazwiskiem, wydany właśnie w 1964 roku, nakładem Blue Note, pod tytułem "Life Time". Nagrania na longplay odbyły się 21 i 24 sierpnia 1964 roku, oczywiście w Van Gelder Studio. Pierwszego dnia perkusiście towarzyszył saksofonista Sam Rivers oraz basiści Richard Davis i

[Recenzja] Bobby Hutcherson - "Head On" (1971)

Obraz
O ile albumom Bobby'ego Hutchersona z lat 60. można zarzucić zbytnie podobieństwo między sobą, tak jego twórczość z początku lat 70. zaskakuje niezwykłą wręcz różnorodnością. Po ambitnym, łączącym spiritual jazz i fusion "Now!", wibrafonista nagrał bardziej komercyjny, jazz-funkowy "San Francisco". A zaraz potem znów zachwycił swoją kreatywnością i ambicjami na "Head On". Album ten nie do końca słusznie zaliczany jest do nurtu fusion. Poza elektrycznym pianinem, pojawiającym się w zależności od utworu mniej lub bardziej sporadycznie, instrumentarium jest w pełni akustyczne. Znalazła się tu niezwykle oryginalna mieszanka post-bopu, jazzu awangardowego, free jazzu, fusion i spiritualu. Podczas sesji nagraniowej, odbywającej się w dniach 1-3 lipca 1971 roku w Los Angeles, Hutcherson skorzystał z pomocy bardzo rozbudowanego aparatu wykonawczego. W nagraniach wzięło udział aż dwudziestu jeden muzyków. Poza liderem i jego stałym współpracownikiem, s

[Recenzja] Grachan Moncur III - "Evolution" (1963)

Obraz
Kariera jazzowego puzonisty Grachana Moncura III rozpoczęła się niezwykle obiecująco. Po zdobyciu doświadczenia graniem m.in. u boku Raya Charlesa, Arta Farmera czy Sonny'ego Rollinsa, trafił pod skrzydła prestiżowej wytwórni Blue Note. W samym 1963 roku odbył dla niej aż cztery sesje nagraniowe, mające miejsce w słynnym Van Gelder Studio. W marcu wziął udział w rejestracji "My Point of View" Herbiego Hancocka. W kwietniu i we wrześniu wspomógł Jackiego McLeana, czego efektem są albumy "One Step Beyond" i "Destination... Out!" (na obu Moncur dał się też poznać jako kompozytor). A już w listopadzie odbył pierwszą sesję w roli lidera. Towarzyszył mu znakomity skład: Jackie McLean, Tony Williams, Bobby Hutcherson, trębacz Lee Morgan (znany m.in. z "Blue Train" Johna Coltrane'a) i basista Bob Cranshaw (najbardziej chyba pamiętany dzięki graniu z Sonnym Rollinsem). Na album, zatytułowany "Evolution", składają się cztery autors

[Recenzja] McCoy Tyner - "The Real McCoy" (1967)

Obraz
Alfred McCoy Tyner, znany po prostu jako McCoy Tyner, to jeden z najsłynniejszych wciąż żyjących jazzowych pianistów. Jego charakterystyczny, perkusyjny styl gry wywołuje mieszane odczucia. Krytykował go chociażby Miles Davis. Najwyraźniej zupełnie inne zdanie miał John Coltrane, w którego zespole Tyner występował przez wiele lat - grając m.in. na takich albumach, jak "My Favorite Things", "Live at the Village Vanguard", "A Love Supreme" czy "Ascension". Nie sposób wymienić wszystkich muzyków, z którymi pianista współpracował. Autorskie albumy zaczął nagrywać jeszcze jako członek kwartetu Trane'a, jednak dopiero po opuszczeniu go nagrał swoje największe dzieła. Za pierwsze z nich powszechnie uznawany jest longplay zatytułowany "The Real McCoy". Materiał został zarejestrowany 21 kwietnia 1967 roku w Van Gelder Studio, z Alfredem Lionem jako producentem. McCoy Tyner na sesję zaprosił swoich dobrych znajomych: Elvina Jonesa,

[Recenzja] Bobby Hutcherson - "Now!" (1970)

Obraz
Druga połowa lat 60. była dla Bobby'ego Hutchersona niezwykle intensywna. Pomiędzy licznymi sesjami, na których występował w roli sidemana, nagrywał też mnóstwo własnego materiału. Wypełnił on takie albumy, jak "Happenings", "Stick-Up!", "Total Eclipse" czy wydane dopiero po wielu latach "Oblique", "Patterns", "Spiral" i "Medina". Na wszystkich znalazł się bardzo sprawnie zagrany post-bop. Hutcherson zaczął jednak popadać w pewną rutynę, a na jego wydawnictwach zaczęło brakować świeżości. Sam muzyk najwyraźniej zaczął być tego świadomym, bo jeszcze przed końcem dekady zdecydował się na odświeżenie swojego stylu. Album "Now!" zawiera bardzo ciekawe, oryginalne podejście do muzyki fusion z elementami spiritual jazzu. Nagrania odbyły się w nowojorskim A&R Studios w dwóch podejściach: 3 października i 5 listopada 1969 roku. Hutchersonowi towarzyszyli następujący muzycy: saksofonista Harold Land,

[Recenzja] Bobby Hutcherson - "Components" (1966)

Obraz
Drugi album wibrafonisty Bobby'ego Hutchersona został nagrany w równie gwiazdorskiej obsadzie, co debiutancki "Dialogue". W składzie ponownie znaleźli się Freddie Hubbard i Joe Chambers, a ponadto dołączyli Herbie Hancock, Ron Carter oraz grający na saksofonie i flecie James Spaulding. Sesja odbyła się 14 czerwca 1965 roku, tradycyjnie w Van Gelder Studio, z Alfredem Lionem w roli producenta. Materiał został wydany dopiero w listopadzie 1966 roku pod tytułem "Components". Wypełniło go osiem premierowych kompozycji. O ile poprzedni album Hutchersona wypełniają wyłącznie kompozycje napisane przez sidemanów (Joego Chambersa i Andrew Hilla), tak na "Components" autorem połowy materiału jest lider. Cztery napisane przez niego utwory wypełniają pierwszą stronę winylowego wydania. Pod względem stylistycznym nie wychodzą poza granice hard bopu. Są jednak dość zróżnicowane: nagranie tytułowe wyróżnia się dużą ekspresją; "Tranquillity" to subt

[Recenzja] Eric Dolphy - "Out to Lunch!" (1964)

Obraz
Rok 1964 rozpoczął się niezwykle obiecująco dla Erica Dolphy'ego. Muzyk podpisał kontrakt z prestiżową wytwórnią Blue Note. Pod koniec lutego zarejestrował dla niej sesję, której efektem jest album powszechnie uważany za jego największe osiągnięcie, "Out to Lunch!". Niespełna miesiąc później wziął udział w nagraniu albumu "Point of Departure" Andrew Hilla. Planował też nagrania z freejazzowym pianistą Cecilem Taylorem. Wcześniej jednak wyruszył do Europy, gdzie koncertował u boku Charlesa Mingusa, a także pod własnym nazwiskiem (z pomocą mało wówczas znanych, lokalnych muzyków). Zupełnie niespodziewanie, 29 czerwca, świat obiegła informacja o śmierci Dolphy'ego. Muzyk zapadł w śpiączkę insulinową, a w szpitalu, do którego został przewieziony nie udzielono mu właściwej pomocy, uznając jego stan za efekt zażycia narkotyków (od których zawsze trzymał się z daleka). W tak głupi sposób zakończyła się krótka, lecz wybitna kariera tego genialnego muzyka. Przer

[Recenzja] Don Cherry - "Symphony for Improvisers" (1967)

Obraz
"Symphony for Improvisers", drugi autorski album Dona Cherry'ego, ma dokładnie taką samą formę, jak jego poprzednik, "Complete Communion". Znalazły się na nim tylko dwa, blisko dwudziestominutowe nagrania o improwizowanym charakterze. Sesja odbyła się 19 września 1966 roku, ponownie w Van Gelder Studio z Alfredem Lionem jako producentem. Podobny jest też skład, choć tym razem aparat wykonawczy został rozbudowany. Oprócz wszystkich muzyków biorących udział w nagraniu poprzedniego albumu - saksofonisty Gato Barberiego, basisty Henry'ego Grimesa i perkusisty Eda Blackwella - w studiu pojawili się również Pharoah Sanders jako flecista i drugi saksofonista, francuski basista Jean-François Jenny-Clark, a także niemiecki wibrafonista i pianista Karl Berger. Brzmienie jest tu zatem bogatsze. Szczególnie partie wibrafonu ciekawie urozmaicają kolorystykę albumu. Poza tym, zawarta tu muzyka jest bezpośrednią kontynuacją "Complete Communion". Całość doś

[Recenzja] Cannonball Adderley - "Somethin' Else" (1958)

Obraz
Saksofonista Julian Adderley - lepiej znany pod pseudonimem Cannonball, nadanym mu ze względu na posturę (choć pierwotnie brzmiał on Canibal i odnosił się do... wielkiego apetytu) - prawdopodobnie najbardziej pamiętany jest jako członek istniejącego pod koniec lat 50. sekstetu Milesa Davisa. Jego grę można usłyszeć na tak ważnych albumach, jak "Milestones" i "Kind of Blue", a także na "Porgy and Bess". W tym samym okresie zarejestrował również własny "Somethin' Else", który również należy do niekwestionowanej klasyki jazzu. W tamtym okresie Cannonball należał do najbardziej cenionych muzyków jazzowych. Widziano w nim nawet następcę Charliego "Birda" Parkera. Niestety, w kolejnej dekadzie zaczął tracić popularność na rzecz bardziej postępowych jazzmanów. Choć w 1966 roku przypomniał o sobie przebojami "Mercy, Mercy, Mercy", a kilka lat później kolejnym - "Country Preacher" (oba zostały napisane przez jego ówc

[Recenzja] Bobby Hutcherson - "Dialogue" (1965)

Obraz
Wibrafon nie należy do najczęściej stosowanych instrumentów. Zwłaszcza obecnie wydaje się reliktem przeszłości (choć jego historia zaczęła się ledwie sto lat temu). Znalazł jednak zastosowanie w wielu gatunkach muzycznych, przede wszystkim w jazzie. W latach 60. wielu z tych jazzmanów, którzy poszukiwali nowych środków artystycznego wyrazu, chętnie wzbogacało brzmienie o wibrafon, pełniący rolę instrumentu harmonicznego (często zastępując nim pianino). Jednym z najbardziej rozchwytywanych wibrafonistów był Bobby Hutcherson. Jazzem interesował się od najmłodszych lat, początkowo próbując sił jako saksofonista, trębacz i pianista. Jednak dopiero usłyszenie nagrań wibrafonisty Milta Jacksona wskazało mu właściwą drogę. Jak wielu innych jazzowych muzyków w tamtym czasie, Hutcherson przeniósł się do Nowego Jorku, gdzie szybko zwrócił na siebie uwagę. W pierwszej połowie lat 60. współpracował m.in. z Erikiem Dolphym (np. "Out to Lunch"), Tonym Williamsem ("Life Time&quo

[Recenzja] Wayne Shorter - "Odyssey of Iska" (1971)

Obraz
W latach 70. solowa kariera Wayne'a Shortera drastycznie zwolniła tempo. Saksofonista skupiał się na działalności Weather Report, sporadycznie nagrywając na własny rachunek. Jednym z jego nielicznych solowych wydawnictw z tej dekady jest album "Odyssey of Iska", zarejestrowany tuż przed powstaniem wspomnianego zespołu. Sesja nagraniowa odbyła się 26 sierpnia 1970 roku, w nowojorskim A&R Studios. Oprócz lidera wzięli w niej udział tacy muzycy, jak gitarzysta Gene Bertoncini, basiści Ron Carter i Cecil McBee, perkusiści Billy Hart, Alphonse Mouzon i Frank Cuomo oraz grający na wibrafonie i marimbie David Friedman. "Odyssey of Iska" pod względem stylistycznym stanowi kontynuację poprzedniego w dyskografii Shortera "Super Nova". Saksofonista po raz kolejny zapuszcza się w rejony fusion, wykorzystując doświadczenia zdobyte podczas nagrywania słynnych "In a Silent Way" i "Bitches Brew", ale też podczas późniejszych sesji Milesa

[Recenzja] Don Cherry - "Complete Communion" (1966)

Obraz
"Complete Communion" to nietypowy i odważny debiut. Jeszcze parę lat wcześniej byłoby nieprawdopodobne, żeby zacząć solową działalność od albumu składającego się tylko z dwóch, około dwudziestominutowych utworów. 1966 rok to już jednak czas największej popularności free jazzu. A i Don Cherry nie był przecież muzykiem znikąd. Zyskał rozpoznawalność już na przełomie dekad, dzięki wieloletniej współpracy z Ornettem Colemanem. Wziął udział w nagraniu tak ważnych albumów, jak "The Shape of Jazz to Come" czy "Free Jazz", które w znacznym stopniu ukształtowały tę stylistykę. W pierwszej połowie lat 60. Cherry współpracował też z innymi ważnymi dla tego nurtu twórcami, jak John Coltrane, Albert Ayler czy Archie Shepp. "Complete Communion" został zarejestrowany 24 grudnia 1965 roku w studiu Rudy'ego Van Geldera. Producentem został Alfred Lion, gdyż materiał powstawał dla założonej przez niego wytwórni Blue Note. Oprócz Cherry'ego, grającego