[Recenzja] McCoy Tyner - "Extensions" (1972)



Efemeryczne współprace wielkich muzyków w przypadku jazzu nie są niczym zaskakującym, a wręcz można uznać je za normę. Trudno jednak nie odczuć ekscytacji, kiedy trafia się na kolejny album, w którego nagraniu brało udział kilku uznanych jazzmanów, których w takiej konfiguracji jeszcze się nie słyszało. Prawie zawsze jest to gwarancją najwyższej jakości. Rzadko, ale zdarza się, że ostateczny efekt takiej współpracy nie spełnia wielkich oczekiwań. Tak jest w przypadku "Extensions" McCoya Tynera. Podczas sesji mającej miejsce 9 lutego 1970 roku w Van Gelder Studio, pianista zebrał imponujący skład: Elvina Jonesa, Wayne'a Shortera i Rona Cartera, z którymi miał już wcześniej wielokrotnie okazje grać, a także Alice Coltrane i saksofonistę Gary'ego Bartza (jednego z następców Shortera w zespole Milesa Davisa), z którymi dotąd nie współpracował.

Co mogło pójść nie tak przy takim składzie? Cóż, najwyraźniej zabrakło chemii pomiędzy muzykami. Dotyczy to Bartza i Coltrane, którzy nie mieli wcześniej okazji grać ani ze sobą, ani z pozostałymi muzykami (z wyjątkiem Cartera, który współpracował chyba z każdym liczącym się jazzmanem). Przede wszystkim szkoda, że Shorter i Bartz grają swoje solówki zamiennie, a w tematach, gdy można usłyszeć ich jednocześnie, brakuje jakiejś większej interakcji. Lepiej od Bartza odnajduje się tu Coltrane, której harfa dodaje tu mistycyzmu, podkreślając spiritual jazzowy charakter trzech z czterech zawartych tu utworów. Problem w tym, że daleko im do natchnionego, uduchowionego grania z najlepszych albumów Alice Coltrane, Pharoaha Sandersa, czy Joego Hendersona, nie mówiąc już o tych Johna Coltrane'a.  To ledwie namiastka tamtego klimatu i wręcz telepatycznej więzi między muzykami.

Najlepiej wypada otwieracz, "Message from the Nile", w którym muzykom udało się stworzyć najbardziej intrygujący nastrój, a także zaprezentować parę ładnych motywów i zabłysnąć solowymi partiami. Na wyróżnienie zasługują piękne partie Tynera i Shortera, transowy bas Cartera, a także harfa Coltrane. Ale już w "Survival Blues" muzycy sami zdają się nie wiedzieć, czy chcą zagrać osadzony w bluesie jazz modalny, czy jednak pójść w kierunku spiritualu. Jedynie fragment, w którym Carter i Jones prezentują swoje umiejętności bez udziału pozostałych muzyków, zasługuje na większą uwagę. A finałowy "His Blessings", zdominowany przez partie Coltrane i grającego smyczkiem Cartera, zdaje się z kolei podążać w niemalże new-age'owe rejony, niebezpiecznie balansując na granicy piękna i kiczu. Po drodze jest jeszcze "The Wanderer", jedyny utwór bez harfy, w którym zamiast spiritualu otrzymujemy jazz modalny.  Tym samym wyraźnie odstaje od reszty, ale jest to jeden z mocniejszych punktów całości - najwięcej tutaj improwizatorskiego luzu i ekspresji.

To nie tak, że "Extensions" jest słabym albumem. Jednak po grających tutaj muzykach można było spodziewać się czegoś znacznie bardziej porywającego. Tymczasem poza intrygującym klimatem "Message from the Nile" i dobrą współpracą w "The Wanderer", nie ma tu wiele ciekawego. Dla żadnego z grających tu instrumentalistów ten album nie jest powodem do wstydu, ale każdy z nich ma na koncie wiele wybitniejszych osiągnięć - jeśli nie w roli liderów, to przynajmniej sidemanów.

Ocena: 7/10



McCoy Tyner - "Extensions" (1972)

1. Message from the Nile; 2. The Wanderer; 3. Survival Blues; 4. His Blessings

Skład: McCoy Tyner - pianino; Wayne Shorter - saksofon tenorowy, saksofon sopranowy; Gary Bartz - saksofon altowy; Ron Carter - kontrabas; Elvin Jones - perkusja; Alice Coltrane - harfa (1,3,4)
Producent: Duke Pearson


Komentarze

  1. ps. jeśli chodzi o brzmienie album nagrany jest perfekcyjnie... duke pearson i van gelder mówi samo za siebie... wszystko poza niektórymi solówkami cartera z tego albumu jest top notch, alice nienachalnie wypełnia całość, a do gry bartza i shortera przyklasnął by nawet sam john coltrane... Ci dwaj akurat doskonale rozumieli ten nurt i powrót do korzeni i nieco tribalowego brzmienia.

    OdpowiedzUsuń
  2. "Extensions" to nie jest pierwsze nagranie z G. Bartzem. Wcześniej nagrali "Expansions". Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Julia Holter - "Something in the Room She Moves" (2024)

[Recenzja] Alice Coltrane - "The Carnegie Hall Concert" (2024)

[Recenzja] Laurie Anderson - "Big Science" (1982)

[Recenzja] Księżyc - "Księżyc" (1996)

[Zapowiedź] Premiery płytowe marzec 2024