Posty

Wyświetlam posty z etykietą post-punk

[Recenzja] Maruja - "Knocknarea" (2023)

Obraz
Młode zespoły dołączające do sceny Windmill mają nieco ułatwiony start, a to ze względu na zainteresowanie wokół tego całego zjawiska. Z drugiej strony, muszą mierzyć się z porównaniami do tych kapel, którym już udało się wybić. W przypadku niedawno opisywanej przeze mnie debiutanckiej EPki "Epic the Movie" Cowboyy, faktycznie trudno uniknąć skojarzeń ze wczesnym black midi. Kolejnych debiutantów, pochodzącą z Manchesteru grupę Maruja, która w zeszłym miesiącu także wydała swój pierwszy minialbum, zestawia się często z Black Country, New Road. Czy słusznie? Chyba jednak nie do końca. EPka "Knocknarea" to nieco ponad dwadzieścia minut muzyki, w całości wydanej wcześniej na singlach. Przy czym kwartet wypuścił dotąd w sumie sześć utworów, a tutaj zebrano jedynie cztery najnowsze. Dwa pominięte, "Tao" i "Rage", pokazują, że już na tym najwcześniejszym etapie kariery zespół doskonale wiedział, co chce grać. Najprościej określić tę muzykę jako post-pu

[Recenzja] Cowboyy - "Epic the Movie" (2023)

Obraz
Scena Windmill rozrasta się w naprawdę imponującym tempie. Co kilka miesięcy opisuję kolejnych debiutantów. "Epic the Movie" to pierwsze większe - choć jeszcze nie pełnowymiarowe - wydawnictwo założonej w zeszłym roku grupy Cowboyy. Na niespełna piętnastominutowe EP składa się pięć kawałków, łączących punkową energię, math-rockowe repetycje oraz nierzadko mówione partie wokalne. Muzycy mogą się wypierać inspiracji twórczością najsłynniejszego przedstawiciela sceny, ale jeśli komuś brakuje takiego black midi, jak na debiutanckim "Schlagenheim", to "Epic the Movie" powinien go zainteresować, nawet pomimo różnicy poziomu. Finałowy "Nothing" na też w sobie coś z "For the First Time" Black Country, New Road. Jest tu również ta charakterystyczna dla całej sceny nerwowość i niepewność, spowodowana być może faktem, że większość grup debiutowała już w czasie kryzysu związanego z brexitem oraz pandemią. W nagraniach nie dzieje się nic spektakular

[Recenzja] Yves Tumor - "Praise a Lord Who Chews but Which Does Not Consume; (Or Simply, Hot Between Worlds)" (2023)

Obraz
Nazwisko Bowie mogłoby być pewnym ułatwieniem w rozwinięciu kariery muzycznej, jednak Sean Bowie zdecydował się tworzyć pod pseudonimem Yves Tumor. Począwszy od 2015 roku muzyk wydał do tej pory pięć albumów, z czego ostatni,  "Praise a Lord Who Chews but Which Does Not Consume; (Or Simply, Hot Between Worlds)", ukazał się w zeszłym tygodniu. Jest to zarazem jego trzecie wydawnictwo dla kultowej niezależnej wytwórni Warp oraz bezpośredni następca znakomitego "Heaven to a Tortured Mind" sprzed trzech lat. To właśnie dzięki tamtemu albumowi zwróciłem uwagę na muzykę Tumora i dziś podoba mi się nawet jeszcze bardziej niż w momencie wydania. A najnowszy longplay zachwycił mnie już od razu.  Stylistycznie to wciąż ambitny pop, tym razem jednak zamiast wpływu glam rocka słychać raczej psychodelię i post-punk, przy czym inspiracje te zostają przefiltrowane przez charakterystyczny dla artysty styl oraz brzmienie trzeciej dekady XXI wieku. Nie śledziłem przedpremierowych sin

[Recenzja] Model/Actriz - "Dogsbody" (2023)

Obraz
Nie zanosi się na to, by w najbliższym czasie Sztuczna Inteligencja mogła zastąpić żywych recenzentów. Pomijam już styl tworzonych przez nią tekstów, bliższy raczej poziomu pracy domowej z późnej podstawówki. Dopóki SI nie nauczy się co najmniej weryfikowania prawdziwości dostępnych informacji oraz interpretowania faktów i umieszczania ich we właściwym kontekście, nie muszę obawiać się masowego wzrostu konkurencyjnych stron. Z ciekawości poprosiłem popularny ostatnio czat o napisanie recenzji debiutanckiego albumu Model/Actriz, czyli wydanego pod koniec lutego "Dogsbody". Trochę perfidny wybór, bo narzędzie nie ma dostępu do wiedzy po 2020 roku. Mimo tego otrzymałem zadziwiająco pewny siebie tekst, pełen konfabulacji, błędów merytorycznych i nieścisłości. Dowiedziałem się z niego choćby tego, że Model/Actriz to brytyjsko-australijski duet , który wprowadza nowe, świeże brzmienia na polską scenę muzyczną . Nie było nawet blisko. Grupę tworzy czwórka młodych muzyków z Brooklynu

[Recenzja] Dry Cleaning - "Swampy" (2023)

Obraz
Najnowsze wydawnictwo Dry Cleaning to jedynie pięcioutworowa EPka. Składają się na nią dwa premierowe utwory, wydane już wcześniej na singlu, a także remiksy dwóch kawałków z zeszłorocznego "Stumpwork" oraz jedno nagranie demo. Najmocniejszym punktem całości jest tytułowy "Swampy", w warstwie wokalnej przynoszący typową dla Florence Shaw melodeklamację, jednocześnie wzbogacając warstwę instrumentalną o klimat amerykańskiego południa. Efekt jest naprawdę fajny i mogę śmiało zaliczyć ten kawałek do moich ulubionych w dorobku zespołu. "Sombre Two" to już tylko instrumentalna, nastrojowa miniaturka, za to pokazująca muzyków od bardziej subtelnej, nawet trochę jazzującej strony. Lepiej byłoby jednak rozwinąć ten pomysł w pełnoprawny utwór. Całkiem ciekawie wypada też remiks "Hot Penny Day", gdzie bez zmian pozostała warstwa wokalna, natomiast instrumentalnie nabrał bardziej elektronicznego charakteru. Całkiem odwrotnie postąpiono w przypadku "Gar

[Recenzja] Shame - "Food for Worms" (2023)

Obraz
Jedną rzeczy, które najbardziej imponują mi w scenie Windmill jest to, że jej poszczególni przedstawiciele  nie chcą stać w miejscu, a zamiast tego rozwijają się wraz z kolejnymi płytami. Dotąd największej ewolucji dokonały grupy black midi i Black Country, New Road na swoich drugich albumach. Niedługo przekonamy się, czy podobną niespodziankę szykuje Squid - na czerwiec zaplanowane jest jego drugie pełnowymiarowe wydawnictwo "O Monolith", a znakomity singiel "Swing" pokazuje pewien rozwój zespołu. Tymczasem trzeci album wydała grupa Shame i chociaż "Food for Worms" w żadnym wypadku nie przynosi jakiś bardzo drastycznych zmian, to ciekawie rozszerza stylistykę znaną z wydanego dwa lata temu "Drunk Tank Pink". Najbardziej zauważalne zmiany, jakie zaszły w muzyce Shame, to większa wyrazistość melodyczna, bogatsze aranżacje oraz więcej subtelności, przy jednoczesnym zachowaniu młodzieńczej energii. W rozwoju zespołu pewien udział mógł mieć Mark Elli

[Recenzja] Television - "Adventure" (1978)

Obraz
Wspomniałem zmarłego pod koniec stycznia Toma Verlaine'a kilka recenzji temu, ale chyba jednak zasłużył sobie także na dedykowany tekst. To w końcu jeden z najważniejszych twórców swojego pokolenia. Współtworzył jedną z najlepszych, najbardziej inspirujących grup około-punkowych, Television. Co ciekawe, sam był raczej intelektualistą niż typowym punkiem. Słuchał jazzu, zarówno Johna Coltrane'a czy Alberta Aylera - jako nastolatek uczył się zresztą gry na saksofonie - jak i elektrycznego Milesa Davisa, a swój artystyczny pseudonim pożyczył od XIX-wiecznego francuskiego poety symbolistycznego Paula Verlaine'a; naprawdę nazywał się Thomas Miller. Television także nie był typową grupą punkrockową. Tak naprawdę muzyka zespołu mieści się gdzieś w połowie drogi między klasycznym rockiem a punkiem. Verlaine'owi zależało na utrzymaniu pewnego poziomu muzycznego. Stąd też bez skrupułów wyrzucił ze składu swojego szkolnego kolegę Richarda Meyersa, lepiej znanego pod pseudonimem Ri

[Recenzja] Shame - "Drunk Tank Pink" (2021)

Obraz
Zmarł Tom Verlaine, śpiewający gitarzysta, klawiszowiec i kompozytor grupy Television. Jej debiutancki album "Marquee Moon" to jedno z największych dzieł muzyki około-punkowej, którego wpływ na cały nurt naprawdę trudno przecenić. Bez Verlaine'a i Television nie byłoby pewnie wielu innych grup. Może nie byłoby też tej całej potężnej dziś sceny Windmill, reprezentowanej m.in. przez zespół Shame, choć jego muzycy lubią powoływać się raczej na Davida Bowie czy The Stooges. Londyński kwintet zadebiutował już w 2018 roku płytą "Songs of Praise" - wyprzedzając tym samym nawet "Schlagenheim" black midi - ale większe uznanie zdobył po trzech latach, gdy istniała już i zdobywała popularność cała scena, wraz ze swoim drugim albumem "Drunk Tank Pink". Trochę wstyd przyznać, ale sam nie dostrzegłem wówczas w grupie większego potencjału. Podobnie miałem z Dry Cleaning, którego debiut pozostawił mnie obojętnym, ale dałem mu drugą szansę po usłyszeniu singl

[Recenzja] U2 - "War" (1983)

Obraz
Zastanawiałem się niedawno, czemu właściwie nie przepadem za U2. Docenił ich przecież nawet sam Brian Eno, nawiązując z irlandzkim zespołem współpracę jako producent. Wróciłem najpierw do "The Unforgettable Fire", pierwszego albumu grupy z pomocą Eno, a następnie do poprzedzającego go bezpośrednio "War" i wychodzi na to, że najbardziej nie pasuje mi Bono. Nie chodzi bynajmniej o jego politykowanie, ani nawet hipokryzję, bo to kwestie niemające przecież przełożenia na muzykę. Problem tkwi w tym, jak bardzo stara się zdominować te nagrania swoim śpiewem, nierzadko wpadając przy tym w strasznie melodramatyczną, wręcz histeryczną manierę. Często nawet wtedy, gdy nie ma nic do zaśpiewania, dorzuca jakieś zbyteczne wokalizy czy pokrzykiwania. Może to wycie nie przeszkadzałoby mi to tak bardzo, gdyby jego głos nie był tak strasznie przeciętny. Warstwa instrumentalna prezentuje się znacznie lepiej, przynajmniej na dwóch wspomnianych albumach. "War" to pierwsze ist

[Recenzje] The Cure - "The Head on the Door" (1985)

Obraz
Rok 2022 rozpoczął się na tej stronie recenzją pierwszego albumu The Cure, więc chyba dobrym pomysłem będzie domknięcie go inną płytą tego zespołu. "The Head on the Door", szósta pozycja w podstawowej dyskografii, to wydawnictwo pod pewnymi względami przełomowe. To tutaj zadebiutował bodajże najsłynniejszy skład grupy. Do Roberta Smitha i Lola Tolhursta ponownie dołączyło dwóch byłych muzyków: Simon Gallup, który odszedł w nienajlepszej atmosferze po nagraniu tzw. mrocznej trylogii, a także Porl Thompson, który współtworzył zespół na bardzo wczesnym etapie, jeszcze przed dokonaniem jakichkolwiek profesjonalnych nagrań. Składu dopełnił nowy bębniarz Boris Williams. To właśnie na "The Head on the Door" The Cure ponownie odnalazł się muzycznie. Po krótkiej przygodzie Smitha i Tolhursta z synthpopem (EPka "The Walk" i singiel "Let's Go to Bed") oraz jazz-popem (singiel "The Lovecats"), a także po bardzo eklektycznym, nieklejącym się w s

[Recenzja] Leather.head - "live and limp vol. 1" (2022)

Obraz
Zapamiętajcie tę nazwę, bo to prawdopodobnie kolejny wielki zespół tej młodej brytyjskiej sceny rockowej, skupionej wokół londyńskiego klubu Windmill. Kiedy w 2019 roku debiutował black midi nawet nie przypuszczałem, że to początek tak ciekawego zjawiska. Dwa lata później zespół ten wydał drugi, niesamowicie rozwojowy względem pierwszego album, a równolegle zadebiutowały kolejne świetne grupy, jak Squid, Dry Cleaning czy Black Country, New Road. Lawina się rozpędza, bo właśnie kończący się rok przyniósł kolejne bardzo udane płyty tych grup - jedynie Squid nie wypuścił nic nowego - a także następne długogrające debiuty, wśród których zabrakło jednak czegoś naprawdę wyjątkowego. No, z wyjątkiem Jockstrap, który jednak mimo powiązań ze sceną, niekoniecznie łapie się do niej pod względem stylistycznym. Ale już w przyszłym roku może dojść do pewnych przetasowań na szczycie, jeśli doczekamy się pełnowymiarowego wydawnictwa Leather.head. W pierwszej połowie tego roku grupa opublikowała dwa po

[Recenzja] ブラック・ミディ- "ライヴ・ファイヤ" (2022)

Obraz
Chociaż jest to wydawnictwo przeznaczone przede wszystkim na rynek japoński, jako rodzaj promocji właśnie trwającej mini trasy black midi po Azji, warto poświęcić mu odrobinę uwagi. "Live Fire" - darujmy sobie zapis tytułu w katakanie - to po pierwsze niezłe podsumowanie dotychczasowej twórczości jednego z najbardziej ekscytujących przedstawicieli współczesnego rocka, a po drugie nienajgorszy pokaz tego, na co go stać na scenie. Swoją reprezentację mają tu wszystkie trzy dotychczasowe albumy, z naciskiem na wydany latem "Hellfire", ale  są też trzy kawałki z poprzedniego "Cavalcade" i dwa z debiutanckiego "Schlagenheim", a całości dopełnia jedno premierowe nagranie. Muzycy - podstawowe trio  Geordiego Greepa, Camerona Pictona i Morgana Simpsona wspiera tu wyłącznie klawiszowiec Seth Evans - na żywo grają z niesamowitą energią, nie mając przy tym żadnych problemów z dość skomplikowanymi partiami. Jeśli do czegoś trzeba się tu przyczepić, to na pew

[Recenzja] Dry Cleaning - "Stumpwork" (2022)

Obraz
Okładka "Stumpwork" może konkurować z "Together" grupy Duster o tytuł najmniej estetycznej tegorocznej oprawy graficznej albumu muzycznego. Na szczęście muzycznie prezentuje się znacznie lepiej, niż można by się spodziewać po samym wzrokowym kontakcie. Drugi album londyńskich post-punkowców Dry Cleaning to płyta na pewno lepsza od całkiem przecież dobrego zeszłorocznego "New Long Leg". Kwartet nie odchodzi daleko od wypracowanego stylu - opierającego się na zestawieniu bezemocjonalnych melodeklamacji Florence Shaw z intensywną grą instrumentalistów - choć nieco wzbogaca aranżacje. Nie jest to wprawdzie tak przełomowe i dojrzałe dzieło, jak "Cavalcade" czy "Ants From Up There" - drugie albumy najsłynniejszch przedstawicieli tej młodej brytyjskiej sceny, black midi i Black Country, New Road - ale niewątpliwie ugruntowuje pozycję Dry Cleaning jako jednego z bardziej interesujących zespołów we współczesnym rocku. Co na pewno zwraca uwagę, t

[Recenzja] Just Mustard - "Heart Under" (2022)

Obraz
Irlandzki kwintet Just Mustard nie spieszył się z wydaniem drugiego albumu. Od premiery debiutanckiego "Wednesday" minęły już cztery lata. Warto było jednak czekać. Zespół przez ten czas dopracował swój styl, znacznie poprawił warsztat songwriterski i przeszedł do nieco większej - choć wciąż niezależnej - wytwórni, dzięki czemu nagrania odbyły się w bardziej profesjonalnych warunkach. Stylistycznie są to wciąż klimaty krążące wokół shoegaze'u, dream popu, noise rocka, post-punku, rocka gotyckiego, trip-hopu czy estetyki darkwave. Sami muzycy twierdzą natomiast, że w trakcie prac nad tym materiałem słuchali bardzo różnej muzyki, od nie aż tak dalekiego stylistycznie Bowery Electric, przez elektronicznych twórców w rodzaju Apex Twina, Boards of Canada, Andy'ego Stotta i Squarepushera czy eksperymentujących hip-hopowców z Death Grips, aż po poważnych kompozytorów Krzysztofa Pendereckiego i Belę Bartóka. Na ostateczny kształt "Heart Under" wpłynęła także pandemi

[Recenzja] The Lounge Society - "Tired of Liberty" (2022)

Obraz
Trzy najlepsze współczesne zespoły rockowe - black midi, Squid oraz Black Country, New Road - mają zaskakująco zbieżne ze sobą biografie. Wszystkie te grupy powstały w ciągu kilku ostatnich lat w Wielkiej Brytanii, a rozpoznawalność przyniosły im występy w londyńskim klubie Windmill Brixton oraz współpraca z wytwórnią Speedy Wunderground Dana Careya, który także produkował ich pierwsze nagrania. Dokładnie tak samo zaczyna się historia kwartetu The Lounge Society, który właśnie zaprezentował swój debiutancki album "Tired of Liberty". Czy to kolejne wielkie dzieło tej sceny? W porównaniu z "Ants From Up There", "Bright Green Field" czy "Cavalcade" i "Hellfire", pierwsze długogrające wydawnictwo Salonu Towarzyskiego wypada na pewno niezbyt oryginalnie. Stylistycznie najbliżej tu do Squid - i to chyba niekoniecznie ze względu na wspólną inspirację twórczością Talking Heads - jednak brakuje tego szaleństwa, precyzji oraz kreatywności w rozwi

[Recenzja] Wędrowcy~Tułacze~Zbiegi - "Trzy siostry" (2022)

Obraz
Trudno uwierzyć, że materiał na to wydawnictwo powstał już w zeszłym roku. Okładka zdaje się nawiązywać do wojny w Ukrainie, a w połączeniu z fragmentem jednego z tekstów - zainspirowanym sztuką Antoniego Czechowa - brzmiącym  Trzy siostry lecą do Moskwy , nabiera bardzo dosłownego znaczenia. I zaskakująco koresponduje z trwającą właśnie kontrofensywą Ukrainy. Sama muzyka też nieźle pasuje do obecnej sytuacji geopolitycznej. Chociaż działający już od kilku lat projekt Wędrowcy~Tułacze~Zbiegi tworzą muzycy na co dzień związani ze sceną blackmetalową - udzielający się w takich zespołach, jak Furia, Odraza czy Gruzja - to zawartość EP "Trzy siostry" wpisuje się w estetykę zimnofalową. Tego typu klimat doskonale odzwierciedlał niegdyś nastroje z czasów zimnej wojny. Czemu więc nie miałby się sprawdzić teraz, gdy stosunki na linii Wschód-Zachód znów uległy, eufemistycznie mówiąc, ochłodzeniu, a do tego stoimy właśnie u progu kryzysu związanego z brakiem surowców energetycznych i g

[Recenzja] Dry Cleaning - "New Long Leg" (2021)

Obraz
Już za dwa miesiące grupa Dry Cleaning opublikuje swój drugi album. To dobry moment, aby przypomnieć jej zeszłoroczny debiut. Chociaż kwartet nagrywa dla labelu 4AD - kojarzonego przede wszystkim z takimi nazwami, jak Dead Can Dance czy Cocteau Twins - grana przez niego muzyka mieści się w nieco innej kategorii. To przedstawiciel tej samej młodej sceny brytyjskiego rocka, co black midi, Black Country, New Road czy Squid. O ile jednak tamte zespoły bardzo kreatywnie czerpią z przeszłości, tworząc muzykę na miarę XXI, tak "New Long Leg" sprawia raczej wrażenie jakiejś zapomnianej płyty z lat 80., poddanej bardziej współczesnemu masteringowi. Co wcale nie znaczy, że nie jest to muzyka dobra na dzisiejsze czasy. Młodzi londyńczycy upodobali sobie granie post-punku z okolic Gang of Four, Public Image Ltd., The Raincoats, Wire czy nawet This Heat, z dużą domieszką noise rocka w stylu Sonic Youth, choć bez charakterystycznej dla tych grup skłonności do eksperymentu. Otrzymujemy tu z

[Recenzja] Magazine - "Real Life" (1978)

Obraz
Debiutancki album Magazine to jedno z najwcześniejszych i najbardziej znaczących dzieł post-punku. Kapela powstała z inicjatywy wokalisty Howarda Devoto, gdy znudziło go granie czystego punka z założonym przez siebie kilka miesięcy wcześniej Buzzcocks. Składu nowej grupy dopełnili gitarzysta i okazjonalnie saksofonista John McGeoch, basista Barry Adamson, perkusista Martin Jackson oraz klasycznie wyszkolony pianista Bob Dickinson, który jednak zrezygnował po ledwie kilku występach. Jako kwartet zespół nagrał swój pierwszy singiel, "Shot by Both Sides", by wkrótce potem powrócić do formuły kwintetu po dokooptowaniu nowego klawiszowca, którym został Dave Formula. Już z nim w składzie zarejestrowano "Real Life" - album wyrastający z punkowych korzeni, lecz mający za nic ograniczenia tej stylistyki. Na pierwotnym wydaniu longplaya znalazło się dziewięć utworów. Nie brakuje wśród nich ewidentnie punkowych numerów, na czele z najbardziej surowym "Recoil". Mocno

[Recenzja] black midi - "Hellfire" (2022)

Obraz
Poprzedni rok był pod jednym względem absolutnie wspaniały. Tyle świetnych płyt, ile się wówczas ukazało, to prawdziwa rzadkość. Jednak po tych nieco ponad sześciu miesiącach roku 2022 mogę stwierdzić tyle, że jeśli ustępuje on poprzedniemu, to tylko nieznacznie. Pierwsze półrocze, wypełnione wieloma interesującymi dziełami, pięknie rozpoczął "Ants From Up There", drugi album Black Country, New Road. Równie potężne otwarcie drugiego półrocza zapewnia z kolei "Hellfire", trzeci longplay black midi. Obie grupy wywodzą się z tej samej sceny i tak samo wspaniale się rozwijają, choć w całkiem różnych kierunkach. Trójka black midi nie jest jednak takim przełomem, jakim był "Cavalcade" względem debiutanckiego "Schlagenheim". Jeżeli tamte płyty miały się do siebie tak, jak "Discipline" do poprzedzającego go "Red" (choć stylistycznie bardziej pasowałoby odwrotne porównanie), to "Hellfire" i "Cavalcade" są jak, trzym