[Recenzja] Television - "Adventure" (1978)

Television - Adventure


Wspomniałem zmarłego pod koniec stycznia Toma Verlaine'a kilka recenzji temu, ale chyba jednak zasłużył sobie także na dedykowany tekst. To w końcu jeden z najważniejszych twórców swojego pokolenia. Współtworzył jedną z najlepszych, najbardziej inspirujących grup około-punkowych, Television. Co ciekawe, sam był raczej intelektualistą niż typowym punkiem. Słuchał jazzu, zarówno Johna Coltrane'a czy Alberta Aylera - jako nastolatek uczył się zresztą gry na saksofonie - jak i elektrycznego Milesa Davisa, a swój artystyczny pseudonim pożyczył od XIX-wiecznego francuskiego poety symbolistycznego Paula Verlaine'a; naprawdę nazywał się Thomas Miller.

Television także nie był typową grupą punkrockową. Tak naprawdę muzyka zespołu mieści się gdzieś w połowie drogi między klasycznym rockiem a punkiem. Verlaine'owi zależało na utrzymaniu pewnego poziomu muzycznego. Stąd też bez skrupułów wyrzucił ze składu swojego szkolnego kolegę Richarda Meyersa, lepiej znanego pod pseudonimem Richard Hell, który nie podołał jako basista. Nie chciał też słyszeć o przyjęciu Douglasa Calvina, późniejszego Dee Dee Ramone'a, który aspirował do roli gitarzysty. Verlaine poza Television to przede wszystkim współpraca i romans z Patti Smith. Działał też jako solista, a pochodzącą z autorskiego debiutu kompozycję "Kingdom Come" do własnego repertuaru włączył sam David Bowie.

Trudno byłoby jednak zaprzeczyć temu, że największym osiągnięciem Toma Verlaine'a jest debiutancki album Television, "Marquee Moon" (dokładnie dwa dni temu minęło 46 lat od premiery). To obowiązkowy punkt każdego zestawienia najlepszych płyt lat 70. czy wszech czasów. Album, na którym punkowa bezpretensjonalność i bezkompromisowość spotykają się z instrumentalną wirtuozerią niemal na poziomie wczesnego Quicksilver Messenger Service. Porównanie nieprzypadkowe, bo i brzmienie, i klimat nie są wcale odległe. Często wskazywane podobieństwo do The Rolling Stones także nie wydaje się naciągane.

Wśród powszechnych, całkiem uzasadnionych, zachwytów nad "Marquee Moon" zapomina się jednak, że zespół zostawił po sobie więcej płyt. Wydany zaledwie rok później "Adventure" uchodzi za album zdecydowanie słabszy. Porównanie z poprzednikiem jest dla niego miażdżące, ale jeśli podejść bez konkretnych oczekiwań, okazuje się naprawdę przyjemnym wydawnictwem. Muzycy, najwyraźniej świadomi tego, jak trudno byłoby nagrać kolejny "Marquee Moon", poszli tym razem w nieco innym kierunku. I właśnie za te stylistyczne zmiany najbardziej im się oberwało od niektórych krytyków oraz części dotychczasowych fanów. A niekoniecznie akurat to jest tutaj problemem.

"Adventure" w porównaniu z poprzednikiem jest płytą na pewno bardziej stonowaną. Nawet te żywsze kawałki, upchnięte w większości w pierwszej połowie - jak przebojowy "Glory", oparty na raczej hardrockowym riffowaniu "Foxhole" czy nieco glamowe "Careful" i "Ain't That Nothin'" - dalekie są od punkowej zadziorności, jakiej nie brakuje przecież na debiucie. Trudno jednak o jakieś konkretne, sensowne zarzuty wobec tych kawałków. Co więcej, wciąż doskonale w nich słuchać, że to Television - z tym charakterystycznym, niedbałym wokalem, z fantastyczną, tak samo rozpoznawalną robotą obu gitarzystów oraz wyrazistą sekcją rytmiczną. Ale są też momenty, w których kwartet pokazuje nowe, łagodniejsze oblicze. Już drugi na płycie "Days" zbliża się do estetyki jangle popu, a do tego przynosi chyba najlepszy refren w dorobku grupy, bardzo chwytliwy, ale też nieco oniryczny. 

Jeszcze subtelniej robi się na winylowej stronie B, z takimi kawałkami, jak "Carried Away", utrzymany w wolniejszym tempie, a ponadto zdominowany przez brzmienia klawiszowe i wyjątkowo delikatnie zaśpiewany. Albo ballada "The Fire" ze wstawkami kosmicznego syntezatora oraz natchnionymi solówkami gitarzystów w klimacie QMS. Jeszcze bardziej w tym kierunku idzie kolejny wolniejszy utwór, w znacznej mierze instrumentalny "The Dream's Dream", wieńczący oryginalne wydanie. Niektóre reedycje zawierają zestaw bonusów, głównie alternatywnych wersji, ale także tytułową kompozycję "Adventure". W sumie dobrze, że pierwotnie z niej zrezygnowano, by wypada dość przeciętnie, wręcz banalnie.

Warto docenić, że zespół postawił na rozwój. Czy w dobrą stronę, to już kwestia indywidualnych preferencji słuchacza. Ja akurat nie mam nic przeciwko takiemu złagodzeniu brzmienia. Jednak kompozycje nie wydają się tak mocne, jak te z debiutu, choć zdarzają się bardziej wyraziste momenty, jak "Days" i "The Fire". Być może zespół po prostu trochę pośpieszył się z nagraniem drugiego albumu, zamiast dać sobie więcej czasu na tworzenie materiału. Tylko tylko, że to wciąż bardzo przyjemne granie.

Ocena: 7/10



Television - "Adventure" (1978)

1. Glory; 2. Days; 3. Foxhole; 4. Careful; 5. Carried Away; 6. The Fire; 7. Ain't That Nothin'; 8. The Dream's Dream

Skład: Tom Verlaine - wokal, gitara, painino; Richard Lloyd - gitara, dodatkowy wokal; Fred Smith - gitara basowa, dodatkowy wokal; Billy Ficca - perkusja
Producent: John Jansen i Tom Verlaine


Komentarze

  1. Niedobrze się ten rok zaczyna, odchodzą ci najwybitniejsi... Ostatnio jeszcze Bacharach...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] ||ALA|MEDA|| - "Spectra Vol. 2" (2024)

[Recenzja] Maruja - "Connla's Well" (2024)

[Recenzja] Santana - "Welcome" (1973)

[Recenzja] Gentle Giant - "Octopus" (1972)