[Recenzja] U2 - "War" (1983)

U2 - War


Zastanawiałem się niedawno, czemu właściwie nie przepadem za U2. Docenił ich przecież nawet sam Brian Eno, nawiązując z irlandzkim zespołem współpracę jako producent. Wróciłem najpierw do "The Unforgettable Fire", pierwszego albumu grupy z pomocą Eno, a następnie do poprzedzającego go bezpośrednio "War" i wychodzi na to, że najbardziej nie pasuje mi Bono. Nie chodzi bynajmniej o jego politykowanie, ani nawet hipokryzję, bo to kwestie niemające przecież przełożenia na muzykę. Problem tkwi w tym, jak bardzo stara się zdominować te nagrania swoim śpiewem, nierzadko wpadając przy tym w strasznie melodramatyczną, wręcz histeryczną manierę. Często nawet wtedy, gdy nie ma nic do zaśpiewania, dorzuca jakieś zbyteczne wokalizy czy pokrzykiwania. Może to wycie nie przeszkadzałoby mi to tak bardzo, gdyby jego głos nie był tak strasznie przeciętny.

Warstwa instrumentalna prezentuje się znacznie lepiej, przynajmniej na dwóch wspomnianych albumach. "War" to pierwsze istotne wydawnictwo grupy. To tu znalazły się pierwsze przeboje, do których wciąż chętnie wracają prezenterzy radiowi oraz sam zespół na koncertach. Pierwszy raz zostają też poruszone poważne tematy w tekstach. "New Year's Day" jest szczególnie bliski polskim miłośnikom grupy za sprawą nawiązań do Solidarności i internowania jej działaczy w stanie wojennym, natomiast "Sunday Bloody Sunday" odnosi się do krwawego stłumienia przez brytyjskich żołnierzy pokojowych protestów w Irlandii Północnej z 1972 roku, co w sumie też można odnieść do polskich realiów z czasów PRL-u. Tam jednak od dziesięcioleci panuje już spokój, a u nas protesty są coraz bardziej brutalnie tłumione przez formację, którą dowodzi pan od zabawy granatnikiem. Wracając jednak do muzyki zawartej na "War", jest to całkiem przyjemny post-punk, choć nie z tej ambitniejszej półki, zdradzający raczej merkantylne podejście w kwestii brzmienia czy formy utworów. To proste granie, ale nadrabia jednak pewną pomysłowością.

O charakterystycznej, dość niekonwencjonalnej grze The Edge'a na gitarze napisano już chyba wszystko, ale warto docenić także przyjemnie pulsujący, wyrazisty bas Adama Claytona, a zwłaszcza perkusję Larry'ego Mullena, bo w tego typu muzyce naprawdę rzadko można usłyszeć tak dobre bębnienie. Od perkusyjnego wstępu "Sunday Bloody Sunday" zaczyna się ten album i jest to jest to jego najbardziej chwytliwy moment. Mullen na pierwszy plan wysuwa się też we fragmentach bardzo energetycznego, ostrzejszego, choć wciąż przebojowego "Like a Song…". Z mniej znanych kawałków wyróżnić warto też wzbogacony prawie funkowym pulsem i lekko jazzującą trąbką "Red Light" czy jeszcze mocniej podfunkowiony "Surrender", oba zawdzięczające wiele sekcji rytmicznej, choć ostatni z nich jest trochę na sile wydłużany w końcówce. Instrumentalnie i melodycznie najlepszy jest chyba jednak "New Year's Day", gdzie żaden z muzyków nie wybija się ponad resztę, po prostu słychać tu dobrze zgrany zespół. Najmniej wyraziste okazują się natomiast schowane w środkowej części płyty "The Refugee" i "Two Hearts Beat as One", choć ten drugi nieco ratuje partia basu. "Seconds" to też raczej ciekawostka, wyjątkowo zaśpiewana przez Edge'a, który nie wypada jednak w tej roli lepiej od Bono. Ballady "Drowning Man" oraz "40" są natomiast miłym, choć przewidywalnym dodatkiem.

Jeśli podejść do "War" bez uprzedzeń, związanych z przesadzoną popularnością tego zespołu, to okazuje się całkiem przyjemnym albumem, nieco nierównym, ale niewywołującym u mnie szczególnie negatywnych emocji, no może poza lekkim zażenowaniem przy niektórych zaśpiewach Bono. To po tym albumie na U2 zwrócił uwagę Eno, mający już za sobą producencką współpracę z Davidem Bowie, Talking Heads czy Matching Mole, a to naprawdę dobra rekomendacja.

Ocena: 6/10



U2 - "War" (1983)

1. Sunday Bloody Sunday; 2. Seconds; 3. New Year's Day; 4. Like a Song...; 5. Drowning Man; 6. The Refugee; 7. Two Hearts Beat as One; 8. Red Light; 9. Surrender; 10. 40

Skład: Bono - wokal, gitara; The Edge - gitara, gitara basowa (10), pianino, wokal (2), dodatkowy wokal; Adam Clayton - gitara basowa (1-9); Larry Mullen Jr. - perkusja i instr. perkusyjne
Gościnnie: Steve Wickham - skrzypce (1,5); Kenny Fradley - trąbka (8); Jessica Felton, Taryn Hagey, Adriana Kaegi, Cheryl Poirier - dodatkowy wokal (4,8,9)
Producent: Steve Lillywhite; Bill Whelan (6)


Komentarze

  1. Debiut lepszy.

    + zestaw sucharów:
    Jak często gra U2? pro Bono.
    Kim byłby Bono gdyby nie śpiewał? U2berem.
    Jakie worki najbardziej lubi Bono? Jutowe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Debiut ma zupełnie niecharakterystyczne kompozycje. Tutaj słychać rozwój pod tym względem.

      Jak grają pro bono, to pytanie powinno brzmieć: za ile? ;)

      Usuń
    2. Można skreślić "często".

      Usuń
    3. Mnie z U2 bawi ten obrazek (abstrahując od zdania o osobie po prawej): https://paczaizm.pl/bono-bolo-lech-walesa-piosenkarz-pomaranczowe-okulary-porownanie/

      Usuń
  2. Też nie przepadałem za U2, uważałem, że ten zespół reprezentuje większość tego, co najgorsze w mainstreamie lat 80. Może rzeczywiście trochę zbyt pobieżnie do nich podszedłem i do tej płyty oraz następnej pewnie jeszcze wrócę, ale w przypadku “The Joshua Tree” jestem dość pewien swojej negatywnej oceny i liczę, że to 5/10 przynajmniej nie pójdzie u Ciebie w górę ;) Poza ich wiadomym najbardziej znanym kawałkiem, który uważam za całkiem ładny (choć te zaśpiewy Bono trochę mnie żenują), nawet te pozostałe hity brzmią tam w moich uszach miałko, a co dopiero te wypełniacze.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] SBB - "SBB" (1974)

[Recenzja] Polish Jazz Quartet - "Polish Jazz Quartet" (1965)

[Recenzja] Light Coorporation - "Rare Dialect" (2011)

[Zapowiedź] Premiery płytowe maj 2024

[Recenzja] Gentle Giant - "In a Glass House" (1973)