[Recenzja] ブラック・ミディ- "ライヴ・ファイヤ" (2022)

black midi - Live Fire


Chociaż jest to wydawnictwo przeznaczone przede wszystkim na rynek japoński, jako rodzaj promocji właśnie trwającej mini trasy black midi po Azji, warto poświęcić mu odrobinę uwagi. "Live Fire" - darujmy sobie zapis tytułu w katakanie - to po pierwsze niezłe podsumowanie dotychczasowej twórczości jednego z najbardziej ekscytujących przedstawicieli współczesnego rocka, a po drugie nienajgorszy pokaz tego, na co go stać na scenie. Swoją reprezentację mają tu wszystkie trzy dotychczasowe albumy, z naciskiem na wydany latem "Hellfire", ale są też trzy kawałki z poprzedniego "Cavalcade" i dwa z debiutanckiego "Schlagenheim", a całości dopełnia jedno premierowe nagranie. Muzycy - podstawowe trio Geordiego Greepa, Camerona Pictona i Morgana Simpsona wspiera tu wyłącznie klawiszowiec Seth Evans - na żywo grają z niesamowitą energią, nie mając przy tym żadnych problemów z dość skomplikowanymi partiami. Jeśli do czegoś trzeba się tu przyczepić, to na pewno do nieobecności w streamingu, a także do brzmienia. Występ z 9 czerwca tego roku na portugalskim NOS Primavera Sound zarejestrowano prosto z konsolety, ale jakość nagrania okazuje się bootlegowa.

Największą atrakcją jest tu niewątpliwie "Lumps", czyli właśnie ta kompozycja, która dotąd nie miała fonograficznej premiery. Ten ledwie trzyminutowy drobiazg okazuje się bardzo treściwy - to jakby skondensowana wersja drugiego i trzeciego koncertowego wcielenia King Crimson z domieszką Magmy  i Gentle Giant. Bardzo ciekawiło mnie też, jak wypadną kawałki z debiutu. Podczas występu zagrano ich więcej, ale na płycie znalazły się tylko dwa, zresztą już na samym początku. "953" w zasadzie zachowuje swój pierwotny, bardziej noise-rockowy styl, ale już w "Speedway" za sprawą Evansa pojawiają się jazz-rockowe ozdobniki, które bardzo fajnie urozmaicają ten utwór. W repertuarze z "Cavalcade" i "Hellfire" daje się nieco odczuć brak dodatkowych muzyków grających na smyczkach i dęciakach. Stracił na tym na pewno "Eat Man Eat", bardzo w tej wersji zubożony, wyraźnie niekompletny. Jednak w innych utworach kwartet zdołał doskonale wypełnić przestrzeń. Szczególnie pozytywnie zaskoczył "Sugar/Tzu" - zupełnie nie przypadkiem wybrany jako zapowiedź tego wydawnictwa - gdzie istotną rolę odgrywają nieobecne w studyjnej wersji dźwięki klawiszy imitujących wibrafon w stylu nagrań Franka Zappy. Fortepianowa wersja "The Defence" także wypada przyjemnie. Bardzo podoba mi się też to, jak zagrano "Chondromalacia Patella", "John L" czy "27 Questions", za to trochę rozczarował mnie "Slow", głównie słabszym wokalem w porównaniu z wersją studyjną.

Po trzech tak fantastycznych albumach studyjnych oraz porywających występach black midi dla KEXP spodziewałem się po "Live Fire" na pewno czegoś bardziej udanego. Przy czym jednak główny mój zarzut dotyczy jakości rejestracji, która nie pozwala w pełni cieszyć się tą muzyką. Mniej bogate brzmienie zazwyczaj nie wychodzi na złe, zaś do instrumentalnego wykonania naprawdę trudno się przyczepić. Niewiele współczesnych zespołów potrafi zagrać na takim poziomie i z taką wyobraźnią, właściwie nie ustępując prog-rockowym klasykom. Pozostaje więc czekać na koncertówkę, która w bardziej sprawiedliwy sposób odda fenomen black midi. Ja czekam z niecierpliwością. 

Ocena: 7/10



ブラック・ミディ- "ライヴ・ファイヤ" (2022)

1. 953; 2. Speedway; 3. Welcome to Hell; 4. Sugar/Tzu; 5. Lumps; 6. Eat Men Eat; 7. Chondromalacia Patella; 8. John L; 9. 27 Questions; 10. The Defence; 11. Slow

Skład: Geordie Greep - gitara, wokal; Cameron Picton - gitara basowa, wokal; Morgan Simpson - perkusja i instr. perkusyjne; Seth Evans - instr. klawiszowe
Producent: -


Komentarze

  1. Zabawne, zdaje się, że powtórzyła się sytuacja z ostatnimi koncertówkami black midi, które również zawierały świetną muzykę, ale ze względu na słabe brzmienie trudno je uznać za nic więcej niż ciekawostkę. To wydanie jednak wydaje się być tym bardziej kuriozalne, że w archiwum zespołu są naprawdę świetnie nagrane i zagrane koncerty. Oczywistym kandydatem wydaje się być koncert z Brudenell w listopadzie 2021 (https://youtu.be/n5K4Mh1-0wE), którego audio nagrał zresztą Max Goulding, czyli jeden z ludzi odpowiedzialnych za świetne brzmienie Hellfire. Jeśli zespół chciał sięgnąć po tegoroczne występy to jest też zagrany miesiąc później koncert z Nowego Jorku (jego fragmenty można znaleźć na youtube: https://youtu.be/gskOgyWq-QQ). Prawdziwie kuriozalne wydawnictwo - cieszę się, że istnieje, ale jednak w przypadku ochoty na koncertowe black midi lepiej zostać przy bootlegach.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nowy zespół Greepa z black midi: https://www.youtube.com/watch?v=LmCKK0qGRjw&t=446s

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] Maruja - "Connla's Well" (2024)

[Recenzja] Oren Ambarchi / Johan Berthling / Andreas Werliin - "Ghosted II" (2024)

[Recenzja] Cristóbal Avendaño & Silvia Moreno - "Lancé esto al otro lado del mar" (2024)

[Recenzja] Kin Ping Meh - "Kin Ping Meh" (1972)