[Recenzja] Tangerine Dream - "Cyclone" (1978)



Peter Baumann definitywnie opuścił Tangerine Dream w 1977 roku. Stało się to wkrótce po zakończeniu amerykańskiej trasy i zmiksowaniu zarejestrowanej w jej trakcie koncertówki "Encore". Edgar Froese wykorzystał chwilową przerwę w działalności zespołu na nagranie swojego czwartego albumu solowego, "Ages". Podczas sesji, trwającej od sierpnia do listopada, wsparł go jedynie perkusista Klaus Krüger. Sprawdził się na tyle dobrze, że został przyjęty do Tangerine Dream. Miejsce Baumanna zajął natomiast brytyjski multiinstrumentalista Steve Jolliffe, który przewinął się już przez skład niemieckiej grupy niedługo po jej powstaniu. Wkrótce jednak wrócił do swojej ojczyzny, gdzie na krótko zasilił skład bluesrockowego Steamhammer (wziął udział w nagraniu albumu "Mk II"), a następnie zajął się tworzeniem muzyki stockowej. Ponowne zaproszenie do Tangerine Dream, mającego już wówczas ugruntowaną pozycję, było dla niego szansą, by zyskać szersza popularność.

Niestety, zarejestrowany w styczniu 1978 roku album "Cyclone" spotkał się raczej z chłodnym przyjęciem fanów i krytyków. Zarzuty kierowano zwłaszcza przeciw Jollliffemu, którego rola nie ogranicza się tu tylko do grania na różnych instrumentach klawiszowych, ale także do gry na licznych instrumentach dętych i... śpiewu. "Cyclone" jest bowiem pierwszym albumem Tangerine Dream na którym pojawiły się regularne partie wokalne i teksty. Zarówno to, jak również dodanie perkusji i rosnąca rola gitary Froese'a, sprawia, że muzyka zespołu zbliżyła się do głównego nurtu rocka progresywnego, a zwłaszcza do twórczości Pink Floyd. Tym samym grupa zatoczyła koło. O ile jednak w pierwszych latach działalnością główną inspiracją był eksperymentalny "A Saucerful of Secrets", tak "Cyclone" wywołuje raczej skojarzenia z "Wish You Were Here". Tak naprawdę nie powinno to być zaskoczeniem, bo już wcześniejszy "Stratosfear" stanowi wyraźną zapowiedź tego kierunku. "Cyclone" ukazał się jednak w nieco innej muzycznej rzeczywistości, gdy krytycy i cześć słuchaczy zachłysnęli się punk rockiem, co niewątpliwie wpłynęło na odbiór tego albumu. Jolliffe miał jednak wyrzuty sumienia, że to przez niego zespół traci popularność i postanowił z niego odejść.

Longplay składa się z trzech, w większości rozbudowanych utworów. Trzynastominutowy "Bent Cold Sidewalk" rozpoczyna się od przetworzonego wokalu, a po chwili podąża w zdecydowanie rockowe rejony, z podniosłymi partiami klawiszy i mocną, ale dość finezyjną perkusją, stanowiącymi podkład dla partii wokalnej. Jolliffe zdecydowanie nie jest szczególnie uzdolnionym wokalistą, natomiast barwa jego głosu może kojarzyć się z Rogerem Watersem wymieszanym z Jonem Andersonem. W piątej minucie zaczyna się część instrumentalna, oparta na typowej dla wcześniejszych dokonań zespołu, zapętlonej elektroniki, stanowiącej jednak podkład głównie dla solówek fletu i innych dęciaków, ale też syntezatorów. I efekt jest naprawdę intrygujący (nie licząc dość kuriozalnych wstawek wokalnych). Ostatnie minuty to powrót do podniosłego, rockowego grania.

Pięciominutowy "Rising Runner Missed by Endless Sender" to nagranie o quasi-piosenkowym charakterze, z dużą ilością śpiewu, tym razem naprawdę kiepskiego. Jednak warto zwrócić uwagę na warstwę instrumentalną, z minimalistycznymi partiami gitary, syntezatorów, perkusji i elektronicznego basu, które nie są wcale dużo odległe od stylistyki synth-punku. Dwudziestominutowy "Madrigal Meridian" jest już bliższy wcześniejszej twórczości zespołu. Ten w pełni instrumentalny utwór składa się z kilku części: ambientowo-kosmicznego wstępu, przyśpieszenia z ostinatową elektroniką i perkusją, stanowiącymi podkład dla klawiszowych i gitarowych solówek, a także klimatycznej końcówki, zawierającej m.in. partie fletu i klawinetu. Może ogólny zamysł wydaje się trochę niejasny - bo równie dobrze mogłyby to być trzy różne utwory - ale to i tak najlepsze tutaj nagranie, pozbawione jakiś niepotrzebnych elementów.

Podzielam wiele zarzutów, jakie w przeszłości pojawiły się wobec "Cyclone". W kwestii brzmień elektronicznych zespół nie zaprezentował tutaj niczego nowego, jedynie powtarza pomysły stosowane już od czasu "Phaedry". Dodanie partii wokalnych to zabieg zupełnie niepotrzebny. Do tej pory muzyka Tangerine Dream doskonale broniła się bez nich, a wokalnym umiejętnościom Jolliffe'a można wiele zarzucić. Zbliżenie się do prog-rockowego mainstreamu raczej też nie wyszło na dobre (grupa zaczęła tracić własną tożsamość i unikalność), choć sam pomysł rozszerzenia instrumentarium był świetny - mam tylko wrażenie, że nie wykorzystano w pełni możliwości, jakie to dawało. Biorąc to wszystko pod uwagę, nie sposób zaprzeczyć, że "Cyclone" ustępuje kilku wcześniejszym albumom Tangerine Dream. Ale tak naprawdę, jest to wciąż ciekawe granie. A największą zaletą tego materiału jest to, że może być dobrym wprowadzeniem do muzyki elektronicznej dla rockowych słuchaczy znajdujących się na etapie Pink Floyd.

Ocena: 7/10



Tangerine Dream - "Cyclone" (1978)

1. Bent Cold Sidewalk; 2. Rising Runner Missed by Endless Sender; 3. Madrigal Meridian

Skład: Edgar Froese - syntezatory, melotron, gitara; Christopher Franke - syntezatory, melotron, elektroniczna perkusja; Steve Jolliffe - flet, rożek angielski, klarnet basowy, lyricon, klawinet, syntezatory, fortepian, elektryczne pianino, wokal; Klaus Krüger - perkusja i instr. perkusyjne
Producent: Tangerine Dream


Komentarze

  1. Bedziesz jeszcze opisywal mandarynki, czy na tym koniec? Szczegolnie interesuje plyta Poland do ktorej mam spory sentyment.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W najbliższym czasie nie mam w planach kolejnych recenzji Tangerine Dream. Jeszcze nie zdecydowałem, czy w ogóle będą.

      Usuń
  2. Faktycznie album "Cyclone" przez element wprowadzenia wokalu można uznać za najsłabszy w dorobku Tangerine Dream, ale grupa szybko odnalazła swoją tożsamość... Opublikowany rok później krążek "Force Majeure" to już prawdziwa perła i pod względem "koronkowej" stylistyki jest jedym z najlepszych albumów grupy!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Republika - "Nowe sytuacje" (1983) / "1984" (1984)

[Recenzja] Death - "Human" (1991)

[Recenzja] Present - "This Is NOT the End" (2024)

[Zapowiedź] Premiery płytowe kwiecień 2024

[Recenzja] Extra Life - "The Sacred Vowel" (2024)