[Recenzja] Cecil Taylor - "The World of Cecil Taylor" (1960)



"The World of Cecil Taylor" uchwycił ciekawy moment w twórczości Cecila Taylora i w ogóle w historii jazzu. Jest to bowiem jeden z w sumie nielicznych albumów, na których można obserwować narodziny free jazzu. Zawarta tu muzyka nie ma jeszcze wiele wspólnego z tym stylem, ale słychać już pewne idee, które doprowadziły do przeistoczenia się bopu w "nową rzecz", jak początkowo określano ten styl, zanim krytycy spopularyzowali termin "free jazz".

Materiał został zarejestrowany 12 i 13 października 1960 roku. Pianista skorzystał z pomocy sprawdzonej (chociażby na albumie "Looking Ahead!") sekcji rytmicznej: basisty Buella Neidlingera i perkusisty Denisa Charlesa. W studiu pojawiło się także dwóch początkujących muzyków: saksofonista Archie Shepp (była to jego pierwsza sesja nagraniowa, jeszcze zanim stał się jednym z czołowych przedstawicieli free jazzu) i perkusista Sunny Murray (późniejszy współpracownik Alberta Aylera). Pierwszego z nich można usłyszeć w dwóch utworach na albumie, natomiast nagrania z udziałem drugiego zostały odrzucone. Reszta materiału z tej sesji została opublikowana dopiero w 1989 roku na obszernym wydawnictwie "The Complete Candid Recordings of Cecil Taylor and Buell Neidlinger". Jego fragmenty powtórzono w 1990 roku na znacznie już skromniejszym "Air". Ten tytuł może wprowadzać w błąd, ponieważ identyczny noszą trzy wydania "The World of Cecil Taylor" z 1971 roku (na wszystkich późniejszych reedycjach przywrócono oryginalny tytuł).

Na album trafiły trzy kompozycje Taylora i dwie interpretacje utworów z broadwayowskich musicali: "This Nearly Was Mine" autorstwa Oscara Hammersteina II i Richard Rodgers (z "South Pacific" z 1949 roku) oraz "Lazy Afternoon" autorstwa Johna Latouche'a i Jerome'a Morossa (z "The Golden Apple" z 1954 roku). W większości są to pierwsze lub drugie podejścia, z wyjątkiem utworu "Air" (28. podejście).

"The World of Cecil Taylor" to muzyka wciąż mająca wiele wspólnego z bopem. Nie brakuje tutaj wyrazistych tematów i melodii, z często swingującą sekcją rytmiczną i Sheppem grającym w znacznie bardziej zachowawczy sposób, niż w późniejszych latach. Ale jednocześnie więcej tu już swobody, łamania pewnych schematów i zasad, przede wszystkim w niesamowitych partiach lidera, które w chwili wydania albumu były wręcz obrazoburcze dla jazzowych ortodoksów (a nawet dla takiego nowatora, jak Miles Davis, który odnosił się z nieukrywaną niechęcią do free jazzu i jego przedstawicieli). Słuchając jego brutalnej, mogącej sprawiać wrażenie nieco chaotycznej, ale bardzo kreatywnej gry w "Air", "Port of Call" czy "E.B.", nie można mieć wątpliwości do jego wkładu w powstanie "nowej rzeczy". Ale Taylor potrafi być też bardziej liryczny (choć wciąż niekonwencjonalny), co pokazuje w "This Nearly Was Mine" i "Lazy Afternoon".

A z czasem okazało się, że materiał na album został wybrany bardzo ostrożnie, z pominięciem najbardziej zwariowanych, wywrotowych pomysłów Taylora z tejże sesji. Dopiero trzy dekady później ujawniono takie cuda, jak 17-minutową wersję "Air" (podejście dziewiąte) czy nieznaną wcześniej kompozycję "Number One", które są już właściwie grane z prawdziwie freejazzową swobodą. I gdyby to one znalazły się na oryginalnym albumie, szok ówczesnych słuchaczy byłby jeszcze większy, a dziś "The World of Cecil Taylor" byłby wymieniany w jednym rzędzie z nagranym dwa miesiące później "Free Jazz" Ornette'a Colemana.

Ale nawet w takiej formie, w jakiej album się ukazał, wywoływał zadziwienie i skrajne odczucia - od zachwytu po obrzydzenie - wśród krytyków, innych muzyków i zwykłych słuchaczy, którzy zapoznali się z tym materiałem tuż po jego wydaniu. Natomiast z dzisiejszej perspektywy nie można ignorować jego roli w powstaniu free jazzu. Ani tego, ze to po prostu kawał naprawdę świetnej muzyki, z fantastycznym wykonaniem i dobrymi kompozycjami.

Ocena: 8/10



Cecil Taylor - "The World of Cecil Taylor" (1960)

1. Air (Take 28); 2. This Nearly Was Mine (Take 1); 3. Port of Call (Take 2); 4. E.B. (Take 2); 5. Lazy Afternoon (Take 1)

Skład: Cecil Taylor - pianino; Buell Neidlinger - kontrabas; Denis Charles - perkusja; Archie Shepp - saksofon tenorowy (1,5)
Producent: Nat Hentoff

Po prawej: Okładka reedycji z 1971 roku, wydanej pod tytułem "Air" i sygnowanej przez The Cecil Taylor Quartet Featuring Archie Shepp. Znalazł się na niej dokładnie ten sam materiał, co na oryginalnym wydaniu albumu.



Cecil Taylor - "Air" (1990)

1. Number One (Take 1); 2. Number One (Take 2); 3. Air (Take 9); 4. Air (Take 21); 5. Air (Take 24); 6. Port of Call (Take 3)

Skład: Cecil Taylor - pianino; Buell Neidlinger - kontrabas; Sunny Murray - perkusja (1,2); Denis Charles - perkusja (3-6); Archie Shepp - saksofon tenorowy (3-5)
Producent: Nat Hentoff

Po prawej: Okładka albumu "Air" z 1990 roku, zawierającego zupełnie inny materiał, niż album "The World of Cecil Taylor", zarejestrowany podczas tej samej sesji,


Komentarze

  1. Chyba zrobię jeszcze jedno podejście i do następnych płyt Cecila; ta mi od razu podeszdła (pisownia etymologiczna). Takich improwizacyj na pianinie w jazzie to dotąd chyba nie słyszałem. :D A przy tym równy, wyraźny rytm jakby łączy to z normalnością. Moja ocena identyczna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Otóż to. To jeden z tych albumów, które jednocześnie są awangardowe i normalne. Podobnie można powiedzieć np. o twórczości Erica Dolphy'ego, Andrewa Hilla, czy albumie "Conference of the Birds" Dave'a Hollanda. Przy czym tam wszędzie jest to osiągnięte w inny sposób. No i nie ma tam takiej gry na pianinie ;)

      Cecil bywał i bardziej konwencjonalny (np. wcześniejszy "Looking Ahead!") i bardziej radykalny (np. "Unit Structures" - tutaj to już w ogóle cuda wyprawia na pianinie), a "The World..." mieści się gdzieś po środku.

      Usuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Annette Peacock - "I'm the One" (1972)

[Recenzja] Julia Holter - "Aviary" (2018)

[Recenzja] Amirtha Kidambi's Elder Ones - "New Monuments" (2024)

[Recenzja] Moor Mother - "The Great Bailout" (2024)

[Recenzja] Joni Mitchell - "Song to a Seagull" (1968)