[Recenzja] Tool - "Fear Inoculum" (2019)



Wydany po trzynastu latach milczenia piąty album Tool to prawdopodobnie najbardziej wyczekiwana premiera tego roku. Zespół należy w końcu do ulubieńców muzycznych mediów, które od dawna podkręcały atmosferę. Nie obyło się bez pewnych kontrowersji. Przede wszystkim w kwestii wydania. Jak dotąd nie potwierdzono, czy album w ogóle doczeka się standardowej wersji fizycznej. Pojawiła się za to wersja limitowana, która poza płytą CD, zawiera urządzenie z czterocalowym ekranem, na którym można obejrzeć specjalny filmik (i nic więcej), głośnikami i kablem USB do ładowania. Brzmi absurdalnie? Nie tak bardzo, jak cena tego szajsu (w Stanach można go kupić za prawie 300 zł, w Polsce kosztuje już stówę więcej). Jeśli zespół chce zrewolucjonizować przemysł fonograficzny, to nie tędy droga, by czynić wersje fizyczne towarem luksusowym dla osób cierpiących na nadmiar gotówki. Ale bardziej wygląda mi to na kpinę z fanów, szczególnie zważywszy na fakt, że owa wersja fizyczna zawiera... niekompletny album.

Dość dziwny okazał się pierwszy singiel promujący "Fear Inoculum", w postaci utworu tytułowego. Dziwny, bo kompletnie niekomercyjny i raczej budzący obawy wobec nadchodzącego wydawnictwa. Sam początek jest nawet obiecujący: elektroniczne brzmienia, orientalizujące perkusjonalia. Niby nic nowego w twórczości Tool, ale dotąd takie fragmenty były jedynie urozmaiceniem, a gdyby oprzeć na nich cały utwór, to mogłoby powstać coś interesującego. Niestety, nadzieja znika wraz z wejściem bardzo typowych dla grupy partii gitary, basu i perkusji, oraz dość stonowanego, ale charakterystycznego śpiewu. Z czasem właśnie te elementy coraz bardziej dominują. A zespół wyraźnie nie ma pojęcia, jak rozwinąć ten utwór. Muzycy coś tam sobie grają, ale nic z tego nie wynika, donikąd to nie prowadzi, brakuje jakiejś kulminacji, a po drodze nie ma co liczyć na żadne ciekawe rozwiązania choćby w kwestii brzmienia czy harmonii, na żadne zaskoczenia.

Wybór pierwszego singla okazał się dla mnie całkowicie zrozumiały po zapoznaniu się z całym albumem. Tytułowy "Fear Inoculum" jest po prostu reprezentatywny dla całości. To najmniej zróżnicowany ze wszystkich dotychczasowych albumów Tool. Na poprzednich wydawnictwach były i bardziej treściwe kawałki, i bardziej rozbudowane, czasem trafiało się coś w całości spokojniejszego, do tego te niby eksperymentalne miniatury. A tutaj? Pomijając obowiązkowe udziwniacze (w liczbie czterech, z których trzy pominięto na wersji fizycznej), na albumie znalazło się tylko sześć utworów: "Fear Inoculum", "Pneuma", "Invincible", "Descending", "Culling Voices" i "7empest". Każdy z nich trwa po kilkanaście minut i składa się praktycznie z tych samych elementów (doskonale już znanych z poprzednich wydawnictw Tool - może z wyjątkiem szerszego zastosowania syntezatorów), za każdym razem tylko trochę inaczej ze sobą zestawionych. Połączonych chyba zupełnie losowo, bo w każdym z tych nagrań muzycy sprawiają wrażenie tak samo zagubionych. Jakby zupełnie nie mieli pojęcia, jak powinny się rozwijać utwory, więc po prostu dodają bez umiaru kolejne motywy i efekty. Tak naprawdę, gdyby wyciąć dowolny fragment utworu X i wstawić go pomiędzy dowolnymi fragmentami utworu Y, to wciąż wszystko miałoby tyle samo - a więc niewiele - sensu. Nie sposób wskazać cokolwiek charakterystycznego, co pozwoliłoby odróżnić jeden z tych utworów od innego. Na fizycznej wersji albumu jedynym urozmaiceniem jest niespełna pięciominutowy instrumental "Chocolate Chip Trip" - perkusyjna solówka Danny'ego Careya, wzbogacona monotonnymi dźwiękami syntezatora. W sumie nic nie wnosząca ciekawostka.

"Fear Inoculum" to zupełnie niepotrzebny powrót. Zespół nie proponuje tu niczego nowego, żadnych nowych rozwiązań, żadnych nowych inspiracji. To nie jest muzyka, która powstała w celu zaspokojenia artystycznych potrzeb i ambicji muzyków. Sprawia raczej wrażenie wymuszonej, nagranej na siłę, byle tylko fani i dziennikarze w końcu przestali dopytywać o nowy album. Stworzono więc produkt zawierający wszystkie typowe dla twórczości Tool elementy. Powstały z nich jednak zupełnie niecharakterystyczne, snujące się bez celu utwory, w których pozornie coś się dzieje (nieustanne przechodzenie od łagodnych do cięższych momentów i z powrotem), ale nic z tego nie wynika, zaraz i tak wraca poprzedni motyw albo wprowadzany jest kolejny, a utwór dalej zdaje się stać w miejscu (może to też kwestia braku odpowiedniej dynamiki brzmienia), nie prowadząc do żadnej kulminacji. A ta pozorna różnorodność poszczególnych utworów sprawia, że na albumie nie ma tak naprawdę żadnej różnorodności, bo cały czas powtarzane są dokładnie te same patenty. Nie oczekiwałem po tym albumie niczego ciekawego (jeśli aktywny, grający koncerty zespół przez kilkanaście lat nie jest w stanie wypuścić nowego materiału, to fatalnie świadczy to o jego twórczej kondycji), ale aż takiej nudy się nie spodziewałem. Tool dołączył właśnie do grona największych nudziarzy pseudo-progresu, w rodzaju Stevena Wilsona, Riverside czy Opeth.

Ocena: 3/10



Tool - "Fear Inoculum" (2019)

1. Fear Inoculum; 2. Pneuma; 3. Litanie contre la peur*; 4. Invincible; 5. Legion Inoculant*; 6. Descending; 7. Culling Voices; 8. Chocolate Chip Trip; 9. 7empest; 10. Mockingbeat*

* pominięte w wersji fizycznej

Skład: Maynard James Keenan - wokal; Adam Jones - gitara; Justin Chancellor - gitara basowa; Danny Carey - perkusja i instr. perkusyjne, syntezator
Producent: Joe Barresi


Komentarze

  1. Dostaliśmy to czego się spodziewaliśmy, ale dla fanów każde pierdnięcie będzie super!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki piękne za recenzję. Tak jak czułem po wysłuchaniu dżingla, że będzie to zjazd po równi pochyłej. Nie spodziewałem się, że aż tak bardzo. Mysalem o ocenie 4-5, a tu niespodzianka. Ciekawe ilu ludzików przepusci te prawie 400zl. Jak kiedyś nadmieniłem, zbieram albumy w formacie CD, wolę więc czyvhac na takie okazje muzyczne, jak ta która trafiła mi się dziś. Zamówiłem sobie Johna Coltrane - Quartet Plays Chim Chim Cheree Song za 18zl. Wydatek nieporównywalny, a uczta dla uszu niewspółmierna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też sądziłem, że będzie wyższa ocena. Ale album jest tak strasznie bez wyrazu, że nie może być wyższej.

      Z tym Coltrane'em zdecydowanie wyjdzie Ci na dobre ;)

      Usuń
    2. Można powiedzieć jasno że Tool myśli o fanach jak o frajerach, tylko frajer kupi takie gówno. A za 18zł to nie wiem gdzie ty to kupiłeś.

      Usuń
    3. Do Przemek


      A w (bez kryptoreklamy) empiku dziś złapałem ;)

      Usuń
    4. W Empiku! przecież tam drogo, byłem wczoraj w empiku jest teraz cała dyskografia Bitlesów a ta na płycie naklejka że przecena z 70zł na 45zł no proszę, kto w to uwierzy...

      Usuń
    5. Bo Beatlesi wciąż są jednym z najpopularniejszych wykonawców, a teraz, po premierze filmu "Yesterday", znów powiększyło się grono ich wielbicieli - a więc sklepy mogą zawyżać ceny ich albumów, bo przy takiej liczbie fanów chętni na zakup się znajdą.

      Natomiast jazzu nikt nie słucha, płyty tylko się kurzą w sklepie, więc ceny są niższe, żeby ktoś się w końcu zlitował i kupił. Możesz zresztą sprawdzić na stronie wspomnianego sklepu, że faktycznie wiele albumów Coltrane'a można kupić za kilkanaście złotych, z darmową dostawą do wybranego sklepu. A "Live at Village Vanguard" nie kosztuje nawet dychy...

      Usuń
    6. O a to w sumie dobrze, ja kupiłem "Kind of Blue" Na przecenie za 20zł ale tak normalnie chodzi za 40zł. Ostatnio chciałem kupić "Astigmatic" to też był za 40zł. A płyty Bitelsów były razem z soundtrackiem do tego filmu i jeszcze jakąś EP'ke sprzedają "The Early Beatles" gdzie wszystkie te utwory są na płytach długogrających. No ale liczy się hajs.

      Usuń
    7. Do Przemek
      Ja zamawiam na stronie, a odbieram w sklepie. W tej chwili tego albumu Coltrane'a jako dostępnego nie ma, ale za 18zl możesz nabyć:
      Meditations
      Impressions
      Live At Birdland
      A Love Supreme
      Oraz Chicka Corea:
      Now He Sings, Now He Sobs
      Where Have I Know You Before
      a za 19zl Herbie Hancock:
      Mwandishi
      Crossings
      Oraz:
      Charles Mingus - Blues & Roots,
      Billy Cobham - Crosswinds
      Ja w ten sposób uzupełniam dyskografie ;)

      Usuń
    8. Dzięki za info. jak będę chciał nabyć to zajrzę.

      Usuń
    9. Najtańsze płyty cd w Polsce ma Mediamarkt. Połowa to po 19,99 zł, nawet takie które w Empiku są po 50 zł a przynajmniej za 35 zł. W Krakowie w GaleriiKrakowskiej jest Empik obok Mediamarkt i zawsze myślę o frajerach szukających płyt w Empiku za 55 zł a obok w Mediamarkt mają tą samą płytę, to samo wydanie za 20 lub 35 zł.

      Usuń
    10. Ostatnio pierwszy raz widziałem całą dyskografie Cream w Mediamarkt, po 20 zł. A że nie lubie Mediamarkt to połowicznie jestem frajerem bo tam nie kupuje.

      Usuń
  3. Na wstępie chciałbym napisać że nie jestem jakimś ultrafanem Tool'a. Owszem mam ich albumy w postaci cyfrowej lecz ostatnio słuchałem ich kilka lat temu. Dlatego nigdy bym nie przypuszczał że po pierwszym odsłuchu albumu "Fear Inoculum" zostanę przez niego tak oTOOLmaniony ;)
    Słucham na okrągło już drugi dzień i coraz bardziej mi się podoba. Zgodzę się że nie jest to jakieś arcydzieło, ale dla mnie podstawą do oceniania muzyki jest to czy chcę do niej wracać. Dlatego postanowiłem stanąć w ich obronie.

    Podoba mi się to że prawie wszystkie utwory mają swój hipnotyczny, metalowy trans, a to że są swego rodzaju wtórne jest w tym przypadku moim zdaniem zaletą a nie wadą. Mnie powala fenomenalna praca sekcji rytmicznej, znam się trochę bo sam jestem perkusistą.
    Opus magnum tego albumu to dla mnie ostatni utwór "7empest", a jego końcowa część jak to się mówi "urywa dupę".

    Poza tym nie obchodzi mnie ta cała otoczka wokół tej grupy i długości tworzenia tego albumu, 13 lat czy 50 lat.. dla mnie najważniejsze jest to czy mi się ta muza podoba.

    Ostatnio przeżyłem coś takiego bardzo dawno temu z koncertowym albumem "Poland" Tangerine Dream, też słuchałem go przez długi czas na okrągło. (bdw. byłem osobiście na tym koncercie w Polsce.. tak, tak jestem weteranem i trochę się znam na muzyce ;) Poza tym słucham dużo muzy progresywnej (prog-metal, prog-rock), jazzrocka, rocka, elektronicznej itd. itp.

    W mojej ocenie 9/10 a dałbym 10/10 gdyby niektóre utwory były nieco ..dłuższe :) Tak, tak - dłuższe.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jestem weteranem i trochę się znam na muzyce

      Nie, to nie tak. Wiek nie ma nic do rzeczy. Niezależnie od niego, można albo poszerzać swoją wiedzę o muzyce i muzyczne horyzonty, albo do muzyki podchodzić wyłącznie emocjonalnie, nie interesować się nią, poza słuchaniem tego, co się podoba i nie próbować polubić także czegoś innego.

      Usuń
  4. Szkoda słów na rozważania o takiej premierze.Ale była nadzieja. Podobno umiera ostatnia,w przypadku Toola nic nie jest pewnikiem.Nie było. Ja do niedawna byłem umiarkowanym wyznawcą Lateralusa,ale po zapoznaniu się z większą ilością prawdziwej progresywy muszę stwierdzić, Tool to taki balon rozdmuchany przez prasę i swoich wyznawców to niesamowitych rozmiarów. I w tym roku pękł. To jest największe zaskoczenie w związku z premierą.
    Zgadzam się z recenzją bo potwierdza moje przypuszczenia,które zamieściłem w komentarzu pod albumem 10,000 Days.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A mnie to już wkurza sama nazwa tego zespołu...

      Usuń
    2. Okładkę jakiś "fan" zrobił lepszą:

      https://i.redd.it/jlpx2ftn3ki31.jpg

      Bardziej oddaje klimat albumu;)
      Przesłuchałem kilka razy i mnie ani ziębi, ani grzeje ten Toot nowy...
      Solidne 4/10 ode mnie

      Usuń
    3. To zdjęcie doskonale oddaje bezsens okładki.

      Natomiast na okładce fizycznego wydania nie ma tego tandetnego logo i tytułu.

      Usuń
    4. Gdyby kogoś interesowało to tak wygląda to ultra drogie wydanie CD:
      https://www.facebook.com/SummaInferno/videos/359171368363090/

      Usuń
    5. To jeszcze bardziej sprawia we mnie uczucie nienawiści do tego zespołu, i przypomina mi uczucie związane z słuchaniem ich muzyki po raz pierwszy jakieś 1,5 roku temu. To było coś w stylu "ale to jest nudne i długie co ludzie w tym widzą??"

      Usuń
  5. Nigdy nie lubiłem Toola, ale chociaż fajne okładki mieli. A ta? Beznadzieja. Nawet nie mam zamiaru tego słuchać.

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie przesadzajmy.To tylko zespół. To tylko muzycy.Nie politycy.Ale pewne ich zabiegi,pewne działania dowodzą, że i w muzykę wkrada się polityka.
    Lubiłem Toola.Ba,zanim poznałem King Crimson czy Gentle Giant to Tool był tym najbardziej progresywnym zespołem.I nigdy nie przypuszczałem że oni mogą stać tak zwykłym zespołem.
    Bo mój kolega,dzięki któremu poznałem ten zespół zawsze powtarzał posłuchaj jak gra Tool,tylko oni posuwają muzykę do przodu.
    Ciekaw jestem,co powie o tej płycie.
    Bo dzięki swoim działaniom Tool stał się zwykłym zespołem, który myśli wyłącznie o tym jak się sprzedać.
    No dobrze,gdyby Fear Inoculum zawierał naprawdę jakieś artystyczne wzloty,muzykę nie z tej ziemi,albo chociaż taką której nikt nie gra.To okej.
    Nawet tę długą przerwę można by jakoś wytłumaczyć.
    Ale fakty są takie,że album się ukazuje.Bo musi się ukazać. Bo trzeba coś wydać.
    A żeby się sprzedał musi ruszyć machina marketingowa.Czyli polityka.
    Bez względu na to co zostało nagrane.
    Przynajmniej wiemy,że Tool to nie kosmici, a zwykli ludzie.

    OdpowiedzUsuń
  7. To nie jest hejt.Nie znam muzyków osobiście i staram się ich nie obrażać. To bardziej rozczarowanie.
    Po cichu liczyłem na coś wielkiego.No i dostałem kolejną płytę Toola.W porządku. Ale nie podoba mi się ogólny zachwyt tym albumem.Dobrze dla równowagi przeczytać taką recenzję jak Pana Pawła.To poszerza percepcję i chroni przed bezmyslnym biciem poklonow.Tylko tyle.

    OdpowiedzUsuń
  8. 3/10 to moim zdaniem "włożenie kija w mrowisko" w celu obserwacji co się potem stanie. Mnie się podoba i proszę mnie nie obrażać że jestem bezmyślny a mojej pecepcji jakoś nie poszerza fakt że na tym blogu album "wspaniałej grupy" Sex Pistols otrzymał ocenę 6/10 a albumy grupy Ghost dostały od 6-ściu do 8-śmiu,

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poza wspomnianymi recenzjami znajdziesz tu ponad 1500 innych, wśród których nie brakuje albumów, które faktycznie mogą zmienić postrzeganie muzyki, jeśli na starcie nie zniechęcisz się etykietami w rodzaju "jazz" (i tych odnoszących się do jego odmian), "avant-prog", "krautrock" czy "post-punk".

      Sex Pistols to prosta(cka), bezpretensjonalna muzyka, która nie udaje, że jest czymś więcej. W dodatku ważna dla rozwoju muzyki - fakt, jako część większego zjawiska o nazwie "punk rock", ale zarazem będąc jego największym symbolem. Coś takiego było potrzebne, żeby zepchnąć na dalszy plan zblazowanych rockmanów, którzy stracili już swoją kreatywność, a zrobić miejsce dla młodych, kreatywnych twórców - bo przecież równolegle z punk rockiem pojawił się post-punk, który był znacznie ambitniejszą muzyką.

      Ghost to tak samo prosta i bezpretensjonalna muzyka, która nie udaje, że jest czymś więcej, za to sprawnie porusza się w swojej pastiszowej konwencji, która może drażnić tylko jeśli podchodzi się do niej zbyt poważnie. Zresztą oceny są stare i trudno powiedzieć, na ile aktualne.

      A Tool? Zespół który usilnie stara się sprawiać wrażenie znacznie bardziej ambitnego, intelektualnego, niż jest w rzeczywistości (odsyłam do mojej recenzji "Undertow"). Tak bardzo utwierdził w takim przekonaniu swoich fanów, że ci jako objawienie traktują nawet ten najnowszy album, na którym każdy utwór (poza tym instrumentalem) brzmi jak przypadkowy zlepek motywów, które pozostały po poprzednich sesjach. Moja ocena ma prowokować dyskusje, ale przy okazji jest całkowicie szczera. Ten album po prostu niesamowicie mnie nuży.

      Usuń
  9. To tylko ocena.Owszem ostra i zdecydowana,ale pewnie uczciwa.Na zasadzie słucham i to co usłyszałem w jakiś sposób próbuję oszacować.
    Może lepsze było by podejście terazrockowe -daję 5 i niech słuchacz decyduje.Ale tak jest uczciwiej. W sumie też każdy sam zdecyduje.Przecież ta recenzja nie zabrania słuchania Fear Inoculum.
    Co do Sex Pistols - jest mi obojętne czy dostanie 3 czy też 6.Poznałem tego wykonawcę i nie chcę już do niego wracać.Ta sama sytuacja z Ghostem.Może mieć oceny w przedziale 6-8.I co z tego.
    Znam.Posluchalem i już do nich nie wrócę.
    A powtórzę jeszcze raz - 3/10 dla Toola to jeszcze nie tragedia.Może i jest to recenzja z gatunku 'kochaj albo rzuć ', ale każdy z nas ma swoją parę uszu.I sam decyduje co mu odpowiada.
    A z tym poszerzeniem percepcji - można słuchać tego co się lubi i jest dobrze zagrane acz wtórne.
    Ale warto spróbować tez czegoś innego.Mniej przewidywalnego. A nowy Tool jest odrobinę przewidywalny.

    OdpowiedzUsuń
  10. I jeszcze ten czas trwania, prawie 1,30h no nie...

    OdpowiedzUsuń
  11. Lubię muzykę Tool aczkolwiek z każdym przesłuchaniem ( nie wierzę że to piszę :) ) skłaniam się do recenzji Pana Pawła- niestety.Najgorsze jest to że na tzw poletku metalu progresywnego poza Tool z grających zespołów nie widzę dla siebie nic interesującego. Narzędzie nawet w takiej "formie i dyspozycji" jest dla mnie ciekawsze od innych zespołów "metalu progresywnego".

    OdpowiedzUsuń
  12. Panie Pawle a może skusi się Pan na recenzję The Mars Volta :). Strasznie jestem ciekawy czy któryś z ich albumów dostał by od Pana 7 lub 8 :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wokal skutecznie mnie zniechęca. Zresztą i tak jest to wtórne granie.

      A właśnie, jak u Ciebie ze znajomością rocka progresywnego? To bardzo różnorodna muzyka, w którą warto się zagłębić. Nie brakuje tam też ciężej grających grup, a przy tym jest to nieporównywalnie bardziej kreatywne granie, niż Tool czy ogólnie tzw. "prog-metal" (którego Tool i tak jest najbardziej sensownym przedstawicielem). Oczywiście, mówię tu o zespołach, które faktycznie były progresywne, a więc poszerzały granice rocka. Jakiś czas temu przygotowałem listę tego, co koniecznie trzeba znać. Wygląda to tak:

      Główny nurt:
      Emerson, Lake & Palmer
      Genesis
      Gentle Giant
      Jethro Tull
      King Crimson
      Pink Floyd
      Van der Graaf Generator
      Yes

      Scena Canterbury:
      Caravan
      Gong
      Hatfield and the North
      Matching Mole
      National Health
      Soft Machine

      Krautrock:
      Agitation Free
      Amon Duul II
      Ash Ra Temple
      Can
      Embryo
      Faust
      Popol Vuh
      Tangerine Dream

      Avant-prog (zeuhl, rock in opposition i inne):
      Art Bears
      Art Zoyd
      Captain Beefheart
      Dun
      Eskaton
      Frank Zappa
      Henry Cow
      Kultivator
      Magma
      Samla Mammas Manna
      Univers Zero

      Usuń
    2. Już pytałem o Mars Voltę kiedyś, pierwsze dwa albumy warto posłuchać mimo wokalu czy innych uprzedzeń:) A lista świetna!

      Usuń
    3. Najlepszym prog-metalowym zespołem było Black Sabbath. ;)

      Usuń
    4. Istnieje takie określenie - w sumie niepotrzebne - jak "heavy prog". I ono pasuje do niektórych dokonań Black Sabbath, od "Vol. 4" do "Sabotage". Natomiast prog-metal to coś zupełnie innego, polegającego na łączeniu metalu z elementami zaczerpniętymi od 2-3 przedstawicieli rocka progresywnego. Oczywiście, nie ma w tym niczego progresywnego.

      Usuń
    5. Do krautrocka dorzucił bym jeszcze Frumpy.

      Usuń
    6. W żadnym wypadku! Frumpy to mieszanka różnych anglosaskich stylów (a tym samym coś wtórnego, co wyklucza obecność na powyższej liście), z naprawdę niewielką ilością krautrocka. Zespół jest zaliczany do tego nurtu wyłącznie dlatego, że większość ludzi kiepsko orientuje się w muzycznych stylach i wydaje im się, że krautrock to po prostu niemiecki rock z lat 70. A to nie jest takie proste.

      Usuń
    7. W sumie racja z tym krautrockiem. Ale jeżeli to jest wtórne to ja muszę być cholernym muzycznym amatorem, który nadal myśli, że gdy z odpowiednim wyważeniem połączysz kilka stylów i dorzucisz coś od siebie, to stworzysz coś oryginalnego.

      Usuń
    8. Jeżeli te style były już ze sobą łączone wcześniej przez wielu wykonawców, to nie ma w tym nic oryginalnego, nawet jeśli połączy się je w jakiś zapewniający rozpoznawalność sposób. Na temat rozpoznawalności Frumpy można polemizować. Ja słyszałem zbyt wiele podobnych do nich kapel z brytyjskiego i amerykańskiego NKR-u, by móc odróżnić Frumpy od setek innych.

      Usuń
    9. Co do rozpoznawalności rzeczywiście można polemizować, ale mi nie o to chodzi, tylko o oryginalność. Ponad pół roku temu przez przypadek odkryłem ten zespół w czeluściach youtube i do dzisiaj nie znalazłem nic równie dobrego, a Frumpy 2 śmiało mogę wpisać na moje top 10 najlepszych płyt jakie słyszałem.

      Usuń
    10. Ale oryginalność to coś więcej, niż rozpoznawalność i nie ma nic wspólnego z tym, czy to Twoje top 10, czy top milion. Każdy z wykonawców, których wymieniłem na liście, wnosił coś nowego do muzyki rockowej, poszerzał jej granice (ewentualnie był wybitnym przedstawicielem swojego nurtu, nie nowatorskim, ale jednak grającym w zupełnie unikalny sposób - np. Kultivator). Frumpy brzmi dla mnie jak prawie każdy inny NKR, wtórny względem popularnych wykonawców. Im więcej się tego słyszało, tym bardziej się to wszystko ze sobą zlewa. A ja słyszałem zdecydowanie zbyt wiele takich wykopalisk.

      Usuń
    11. Pociągnę może temat Kultivatora. Bardzo lubię jedyny album tego zespołu, "Barndomens Stigar". Może nie aż tak, żeby dawać go do top 10, ale w pierwszej setce zmieściłby się spokojnie. Ale nie twierdzę, że to jakieś bardzo oryginalne, ani tym bardziej nowatorskie granie. Zespół po prostu połączył zeuhl z elementami charakterystycznymi dla sceny Canterbury, głównonurtowego proga i skandynawskiego folku. Czyli to wszystko już było wcześniej w muzyce rockowej, a nawet w jednym jej stylu - rocku progresywnym. Jednak nikt wcześniej chyba nie łączył ze sobą takich własnie inspiracji, dlatego styl zespołu jest rozpoznawalny i unikalny. Ale nie oryginalny czy nowatorski. Na tym polega różnica.

      Usuń
    12. Właściwie to nie chodzi mi tu o bawienie się słowami czy coś jest oryginalne czy unikalne. Z Frumpy bardziej chodziło mi o to, że dla mnie jest to w swoim stylu (rock progresywny) coś oryginalnego: bardzo dobrzy muzycy, którzy nie onanizują się na swoich instrumentach i nie przeciągają na siłę utworów, oraz charyzmatyczna wokalistka z niezwykle unikalnym głosem.
      Taki Lucifers Friend z ich debiutanckim albumem nie jest dla mnie w ogóle oryginalny ani rozpoznawalny jeśli chodzi o hardrock, a mimo to płyta jest świetna i niezwykle równa, zostawiając w tyle większość albumów Deep Purple - oprócz In Rock i Fireball.
      I tu zmierzam do clu. Co mi po tym, że ktoś jest oryginalny, rozpoznawalny czy nowatorski, skoro co drugi czy co trzeci utwór muszę przełączać i słuchanie takiej płyty to dla mnie męczarnia - najlepszy przykład Led Zeppelin. Nie jestem w stanie przesłuchać ich całej płyty (obojętnie której) bez zrobienia sobie przerwy.

      Usuń
    13. No dobrze, a czemu mnie i kogokolwiek innego ma obchodzić, że tak bardzo lubisz Frumpy? To nie jest zespół na listę najważniejszych progresywnych zespołów i tyle. Tam są wykonawcy, bez których znajomości nie ma się pełnego obrazu tej odmiany rocka. Frumpy to zespół, który nie robił nic ponad to, co w czasie jego istnienia robiło (zbyt) wielu innych wykonawców.

      dla mnie jest to w swoim stylu (rock progresywny) coś oryginalnego

      Albo coś jest oryginalne, albo nie jest. Nie ma w tym miejsca dla żadnego dla mnie, bo to kwestia faktów. Co najwyżej można nie być świadomym, że coś nie jest oryginalne, bo się za mało słyszało.

      Usuń
    14. No to chętnie usłyszał bym więcej ;) możesz polecić mi coś równie wtórnego jak wspomniany wyżej Frumpy, ale zagranego tak samo dobrze, albo i nawet lepiej?

      Usuń
    15. Musiałbym wymienić większość zapomnianych zespołów, jakie słyszałem. A nie widzę powodu, żeby polecać muzykę, której słuchanie uważam za stratę czasu.

      Ale może East of Eden? To też muzyka czerpiąca od innych rockowych wykonawców, ale przy tym dwa pierwsze albumy są naprawdę dobre (moim zdaniem lepsze od Frumpy). Wyżej wspomniałem już o Kultivator, a z podobnych klimatów jest też Dun - oba zespoły wydały po jednym albumie, więc właśnie je polecam.

      Usuń
  13. The Mars Volta najciekawiej brzmi na debiucie.Przynajmniej w mojej opinii.Na tym albumie łącząc post hardcore z wpływami progresywnymi osiągnęli ciekawy efekt.Ale czasami jest tam zbyt duży chaos,muzycy przesadzaja z natlokiem dźwięków, z ich natężeniem. A po dłuższym obcowaniu z 'De-Loused In The Comatorium',mimo jej rozedrgania i pewnej chaotycznosci,wychodzą na jaw wpływy. I to co wydawało się oryginalne już takim nie jest.Wyraźne jest granie np. Pod King Crimson albo Pink Floyd w nagraniu 'Televators'.
    W każdym razie na kolejnych albumach bywa z tym różnie.
    Na większości z nich muzycy popełniają błąd polegający na upychaniu tyle muzyki ile mieści nośnik kompaktowy.
    Kończąc - też jestem ciekaw jakie spojrzenie ma na tego wykonawcę Pan Paweł. Pewnie będzie miał jakieś ciekawe spostrzeżenia.

    OdpowiedzUsuń
  14. Główny nurt mam zaliczony. Najwyżej oceniłbym GG,VdGG,KC,PF. Franka Zappy bardzo podobały mi się albumy zaliczane do tzw jazzrocka. To samo z Miles Davis okres fusion niesamowity. Bardzo spodobało mi sie Mahavishnu Orchestra.Ich pierwszy album oraz "Bitches Brew" Davisa to dla mnie petardy :) Z innych wymienionych przez Pana zespołów bardzo podobały mi się Dun, Eskaton. Mam też przesłuchane pierwsze cztery płyty Magmy. Rewelacja !!! Nawet ten 20 minutowy kawałek z drugiej płyty ani przez chwilę mnie nie znudził :) Ogólnie tzw zeuhl strasznie mi podszedł.Może skusi się Pan na recenzję Universal Totem Orchestra bardzo jestem ciekawy Pana oceny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z UTO, ani żadnym innymi współczesnymi wykonawcami zeuhlowymi, nie miałem do czynienia. Najpierw trzeba poznać dobrze klasykę każdego nurtu.

      A Kultivator też znasz? Bardzo intensywne, ciężkie granie, które na pewno Ci się spodoba. Stylistycznie mieści się gdzieś pomiędzy zeuhlem i Canterbury, więc po poznaniu jedynego albumu Kultivator, możesz od razu przejść do tego drugiego nurtu.

      Usuń
  15. Z wymienionej listy nazwy takich zespołów jak właśnie Kultivator, Art Bears,Agitation Free słyszę po raz pierwszy. Z pozostałymi choćby pobieżnie się zetknąłem. Powolutku przesłucham.Pewnie nie wszystkie mi się spodobają. Na pewno jest to muzyka wymagająca skupienia i otwartości na "nowe". Czasem trzeba dać też muzyce drugą lub trzecią szansę.Pamietam pierwsze zetknięcie z Bitches Brew. Wyłączyłem po 2 minutach. "i to jest arcydzieło" pomyślałem". Kolejny raz posłuchałem po około 6 miesiącach. Dałem radę około 5 minut. "Nie wiem gdzie tu piekno". Po roku przerwy dałem Milesowi trzecią szansę :).No i zaskoczyło.Katowałem płytę przez miesiąc. Nie mogłem się nasycić :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak jest właśnie z ambitniejszą muzyką - stawia przed słuchaczem wymagania, ale jeśli ten im podoła, to zostanie nagrodzony wspaniałymi doświadczeniami płynącymi ze słuchania takiej muzyki. Z początku może być trudno, ale do im większej ilości takich rzeczy się przekonasz, tym łatwiej będzie ze zrozumieniem kolejnych.

      Po Kultivatora możesz śmiało sięgnąć, bo to jeden z przystępniejszych albumów zeuhlowych (ze względu na to, że dużo tam tez elementów Canterbury, głównonurtowego proga czy skandynawskiego folku). Agitation Free to w ogóle raczej prostsza, niż trudna muzyka, trochę pod Wishbone Ash, ale bardziej wyrafinowana. Natomiast Art Bears to już prawdziwie bezkompromisowe granie, mające więcej wspólnego z poważną awangardą i muzyka kameralną, niż rockiem, który występuje tam w śladowych ilościach (ale występuje). Najpierw lepiej dobrze zapoznać się z poprzednim zespołem członków Art Bears, czyli Henry Cow - to też bardzo zakręcone granie, ale odrobinę "normalniejsze" ;)

      Usuń
  16. Też mi się tak wydaje. Że im więcej "awangardy" słuchamy tym coraz bardziej jesteśmy otwarci na nowe. Co nie zmienia faktu że zetkniecie z pewnymi artystami bywa bolesne :) Z drugiej strony tzw współczesna muzyka odtwórcza.Są pewne płyty które bardzo mi się podobają np pierwsze dwie Riverside czy trzecia płyta Wilsona.I może wtórne może mało orginalne ale mi naprawdę pasują.Jednak przy dłuższym słuchaniu muzyki tych wykonawców rzeczywiście ich poszczególne utwory zaczynają się zlewać w jedno. Idealny przykład to Porcupine Tree. Od której płyty bym nie rozpoczynał zawsze po kilku utworach zaczyna się to zlewać w jednorodną papkę trudną do przebrnięcia.I to właśnie stało się z Tool. Dziś raz jeszcze posłuchałem i niestety stwierdzam że przynajmniej dla mnie większość utworów po prostu przynudza:( Wręcz wpada w swojego rodzaju" radiową popowość".Chyba rzeczywiście lepiej słuchać klasyki(coraz bardziej się przekonuję) bo we współczesnej muzyce perełki trafiają się rzadko. Na przykład portal Progarchives. Co roku ponad setka płyt. Kilkanaście ma wysokie oceny a summa summarum dwie,trzy są dobre a słuchanie reszty to strata czasu. No ale człowiek ma zawsze nadzieje wysoko oceniona to będzie super.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tym retro-progiem (taki oksymoron wyszedł) problem polega nie tylko na tym, że jest kompletnie odtwórczy, ale że wypacza tego typu granie także pod innymi względami. W rezultacie czego, większości słuchaczy termin "rock progresywnymi" nie kojarzy się z nowatorstwem i oryginalnością, tylko graniem w ściśle określony sposób - bardzo długimi kompozycjami, w których balladowe smęcenie przeplata się z technicznymi popisami instrumentalistów (w rzeczywistości bardziej efektownymi, niż faktycznie skomplikowanymi). A to bzdura.

      Z takiego współczesnego "proga", w którym nie ma nic nowatorskiego, ale też nie idzie wyżej opisaną drogą (tzn. nie ma smęcenia, efekciarskich popisów, ani grania na czas), mogę polecić:
      Discipline - To Shatter All Accord (2011)
      Kairon; IRSE! - Ruination (2017)
      Light Coorporation - Rare Dialect (2011)
      Light Coorporation - About (2013)
      Merkabah - Million Miles (2017)
      Morte Macabre - Symphonic Holocaust (1998)
      Wobbler - Hinterland (2005) -> osobiście nie jestem fanem
      Xing Sa - Création de l'Univers (2010)

      Poza tym Magma nawet w XXI wieku nagrała sporo naprawdę dobrej muzyki (choć często są to kompozycje, których zalążki powstały jeszcze w latach 70.).

      I to wszystko jest moim zdaniem znacznie lepiej zrobione od różnych Wilsonów i Riversajdów. Ale i tak w pierwszej kolejności zalecam słuchać klasyków.

      Usuń
    2. Fajna lista tych nowych "progów" ogarnę sobie, ja jak słyszę jakiś riversajd czy wilson to czuje tylko smęcenie i zażenowanie. A co do klasyki właśnie, według mnie to jest ważne, bo jak coś robisz to nie zaczynasz od dupy strony tylko zawsze coś robisz od początku.

      Usuń
  17. Wydaje mi się że z tej listy tworczość zespołu Discipline jest przez niektórych porównywana do twórczości VdGG co raczej jest komplementem :). O reszcie nie słyszałem. Dzięki !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś jest w tym porównaniu, ale na pewno nie jest to poziom VdGG.

      Usuń
  18. Może przeczytał recenzję w Teraz Rocku,choć tam płyta nie została w ten sposób określona. Ale skoro wydał ją Tool i to po tylu latach,a towarzyszy jej tak niesamowity i niepojety hype to musi być arcydziełem.
    Wszyscy o niej mówią, nagle wszędzie pełno Toola to musiało się coś ważnego wydarzyć. Ale świadczy to tylko o niewiedzy,braku osluchania i ślepym podazaniu za tłumem.
    Fear Inoculum nie jest żadnym arcydziełem. Jest przeciętnym albumem znanego zespołu, który wrócił po długiej przerwie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co gorsza gościu mówił że nieraz słucha jednej płyty 50 razy żeby w niej coś znaleźć. To mu napisałem że szukanie perły w gównie to strata czasu.

      Usuń
    2. Boże, ja chyba wiem o jaką stronę Ci chodzi :O

      Usuń
  19. Ale w przypadku nowego Toola wystarczy jedno przesłuchanie by stwierdzić, że płyta jest przeciętna. I naprawdę nie ma potrzeby bardziej się w nią zagłębiać. Jest tyle wspaniałej muzyki do poznania, a czasu coraz mniej.Ja odkrywam teraz muzykę Coltrane'a i aż mi głupio gdy jej słucham, że do tej pory odciagali mnie od niej mniej interesujący wykonawcy, których jak się okazuje już nie potrafię słuchać. Cóż, człowiek uczy się na błędach i zbiera doświadczenia. A gust muzyczny przez lata też może ulec przemianie, bo albo dostrzegamy mialkosc jakiejś muzyki,albo uświadamiamy sobie wielkość innej.
    I dobrze jest czasem posłuchać Toola,ale tylko po to by mieć punkt odniesienia.
    Zobaczyć co jest wartościowe, a co tylko użytkowe.
    Tool właśnie wszedł do mainstreamu i zdetronizowal Taylor Swift,a więc może się mierzyć z popem. Ale stracił przez to swoją elitarnosc.Jest jednym z wielu zespołów, a nie jedynym i niepowtarzalnym Toolem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przecież Tool zawsze był mainstreamowy. Pod każdym względem - i dlatego, że odnosił wielkie sukcesy komercyjne (wszystkie albumy sprzedały się w milionowych nakładach), i dlatego, że grał muzykę wcale nie odbiegającą od tego, co akurat było popularne. Właściwie to "Fear Inoculum" jest najmniej mainstreamowy, bo brzmi jak coś spóźnionego o parę lat. Te wysokie nakłady poprzednich albumów całkowicie wykluczają elitarność - to zawsze był zespół dla mas, tylko kreowany na coś bardziej ambitnego. Pisałem o tym w recenzji "Undertow".

      Usuń
  20. To są tylko szczegóły. Album posiada nowoczesne,bogate,rzekłbym wypasione brzmienie.Ale..
    Właśnie. To brzmienie nie wyznacza żadnych nowych standardów,nie przeciera nowych szlaków. Jest sterylne jak większość współczesnych produkcji.Jednak nawet najlepsze brzmienie nie ukryje miałkosci samej muzyki.
    To jest najsłabszy album Toola.Oni ciągle przerabiaja te same patenty.Budują kompozycje w oparciu o ten sam znany już schemat.Gubią po drodze ciekawe melodie, które mogły by w jakiś sposób wyróżnić utwory.A tak wychodzi z tego ponad godzinna dźwiękowa masa.
    Owszem muzycy nadal są mistrzami swoich instrumentów, ale przynajmniej ja wolałbym zamiast podziwiać ich kunszt techniczny posłuchać muzyki.
    Tej jest tutaj bardzo mało.
    Tool w mojej opinii powinien zakończyć działalność po albumie 'Lateralus' i wtedy przeszedł by do historii jako wielki zespół. To nic że tylko z czterema albumami.
    Nadmuchiwanie przez lata toolowego balona było zupełnie niepotrzebne tak jak i ten album.

    OdpowiedzUsuń
  21. "Jakby zupełnie nie mieli pojęcia, jak powinny się rozwijać utwory, więc po prostu dodają bez umiaru kolejne motywy i efekty. Tak naprawdę, gdyby wyciąć dowolny fragment utworu X i wstawić go pomiędzy dowolnymi fragmentami utworu Y, to wciąż wszystko miałoby tyle samo - a więc niewiele - sensu. Nie sposób wskazać cokolwiek charakterystycznego, co pozwoliłoby odróżnić jeden z tych utworów od innego. "

    Szkoda, że tym razem zdecydowałeś się najwyraźniej napisać recenzję bez słuchania płyty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żałuję, że tak nie było i zmarnowałem sporo czasu na kilkukrotne przesłuchanie tego okropnie nudnego albumu. Tylko tyle z niego pamiętam: straszne nudy.

      Usuń
  22. Fear innoculum - to chyba najlepsza płyta Tool!

    Z większością pretensji zgadzałem się, gdy wychodził album. Szukałem dziury w całym, że nie mają pomysłu na rozwijanie numerów, że błądzą, że się powtarzają. Z czasem zupełnie zmieniłem zdanie.

    To jest album doskonały, mój ulubiony!!

    Oczywiście można powiedzieć, że wtórny, ale co mnie to obchodzi skoro świetnie mi się tego słucha. Gwiżdżę na oryginalność... Przecież goście dobrze po 50 - tce nie będą "gór przenosić." Grają swoje, robią to znakomicie. Technicznie - rewelacja, brzmienie!
    Nie ma tu ani jednego słabego utworu - nie licząc przerywników.
    Mnie kupili- po raz kolejny z resztą.
    9/10

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spójrz na to z takiej strony:
      - To, że jest to Twój ulubiony album znaczy tylko tyle, że to Twój ulubiony album.
      - Natomiast to, że jakiś album jest oryginalny oznacza, iż jest oryginalny niezależnie od opinii poszczególnych słuchaczy.

      Wnioski wyciągnij sam.

      Niby racja, że po 50-letnich rockmana nie należy się spodziewać kreatywności, bo zwykle wystarcza im jej najwyżej na dekadę. Tyle, że nie zawsze. Robert Fripp jeszcze około swojej 60-ki poszukiwał czegoś nowego, zgodnego z duchem czasów, nagrywając ostatnie albumy King Crimson. David Bowie tuż przed śmiercią, w wieku 69 lat, nagrał jeden że swoich trzech najbardziej ambitnych i odkrywczych albumów. Francuska Magma jedne z najlepszych albumów nagrała już w XXI wieku, gdy jej lider Christian Vander miał już po 50-ce. A to tylko przykłady z muzyki rockowej. W innych gatunkach przykładów byłoby więcej. Tak więc nie ma co bronić czyjejś wtórności wiekiem, bo to żadne usprawiedliwienie.

      Usuń
  23. Wywalić zbędne przerywniki, zostawić:
    1. Fear Inoculum
    2. Pneuma
    3. Invincible
    4. Descending
    5. Culling Voices
    6. 7empest
    i zostają 74 minuty świetnego grania.

    No, ale to jest album dla fanów (do których recenzent ewidentnie się nie zalicza - jego prawo), tu nie ma w ogóle przebojów, nikomu się tu zespół nie kłania (w szczególności potencjalnej nowej publice).

    Wspaniały powrót, wspaniała forma, wspaniały album (a psychofanem nie jestem, pierwsze 2 albumy omijam szerokim łukiem).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bycie lub nie bycie fanem nie ma nic do rzeczy. Daną muzykę można doceniać nawet niezależnie od własnych upodobań. Tutaj jednak nie ma za co. Zespół po kilkunastu latach przerwy wydał coś, co brzmi jak zbiór odrzutów po poprzednich albumach.

      Usuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] ||ALA|MEDA|| - "Spectra Vol. 2" (2024)

[Recenzja] Santana - "Welcome" (1973)

[Recenzja] Van der Graaf Generator - "The Least We Can Do Is Wave to Each Other" (1970)

[Recenzja] Gentle Giant - "Octopus" (1972)