[Recenzja] Klaus Schulze - "Irrlicht" (1972)



Klaus Schulze zaczynał karierę jako perkusista. W tej roli przewinął się przez składy Tangerine Dream i Ash Ra Tempel, biorąc udział w nagraniu ich debiutanckich albumów. Sławę zyskał jednak jako twórca muzyki elektronicznej, wydawanej pod własnym nazwiskiem. Początki były trudne, bo młodego muzyka nie było stać na zakup syntezatora. Muzykę na swój pierwszy solowy album, "Irrlicht", nagrał głównie za pomocą zmodyfikowanych organów elektrycznych Teisco, taśm z zapisem orkiestry (odtwarzanych wspak), a także niewielkiego udziału gitary, cytry i perkusjonaliów.

Efekt ma więcej wspólnego z musique concrète, niż muzyką elektroniczną w dzisiejszym znaczeniu. Słychać tu wpływy Karlheinza Stockhausena, partie organów wywołują skojarzenia z twórczością Oliviera Messiaena. W podobnych rejonach poruszała się wówczas grupa Tangerine Dream. Nie sposób nie usłyszeć podobieństw z wydanym w tym samym czasie, w sierpniu 1972 roku (aczkolwiek nagranym kilka tygodni później) "Zeit". Trzy utwory zawarte na "Irrlicht" - dwa ponad dwudziestominutowe, jeden niespełna sześciominutowy - tworzą właściwie jedną całość. Dronowy, dźwiękowy pejzaż, wywołujący skojarzenia z kosmiczną przestrzenią. To muzyka niesamowicie intrygująca swoim wręcz mistycznym klimatem. Doskonale sprawdziłaby się jako ścieżka dźwiękowa "Odysei kosmicznej" Stanleya Kubricka. Ale chyba jeszcze lepiej sprawdza się jako osobne dzieło, niepodsuwające odbiorcy gotowych obrazów, lecz pobudzające jego wyobraźnię.

Schulze zapewne miałby problem ze znalezieniem wydawcy dla tak niekonwencjonalnego materiału. Jednak jeszcze jako członek Tangerine Dream podpisał kontrakt ze specjalizującą się w krautrocku wytwórnia Ohr. Przedstawiciele wytwórni uznali, że album należy do nich, więc jak najprędzej go wydali, nie zastanawiając się nad czym, czy ma jakiekolwiek szanse na komercyjny sukces. Oczywiście, longplay nie wzbudził w chwili wydania większego zainteresowania. Ale z dzisiejszej perspektywy znaczenie ma tylko to, że Klaus Schulze zaprezentował tu naprawdę interesujący materiał.

Ocena: 8/10



Klaus Schulze - "Irrlicht: Quadrophonische Symphonie für Orchester und E-Maschinen" (1972)

1. Satz: Ebene; 2. Satz; 3. Satz: Gewitter (energy rise - energy collaps): Exil Sils Maria

Skład: Klaus Schulze - organy, gitara, cytra, instr. perkusyjne, głos
Producent: Klaus Schulze





Po prawej: okładka wielu reedycji.


Komentarze

  1. Więcej elektroniki panie Pawle, progresywna elektronika jest tak dobra jak progresywny rock

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tym że "Irrlicht" to wielkie dzieło przekonałem się dopiero prawie rok później, kosmiczne brzmienie, patos, "ludzka muzyka" zawarta w pierwszym utworze. Sprawia wrażenie jak by człowiek spotykał się z czymś co nieskończenie go przerasta, nieskończona otchłań kosmosu, ufol na okładce. To wszystko daje niesamowite wrażenie obcowania z czymś nie z tego świata. Schulze mistrzowsko udało się opanować tą sztukę perswazji bo czegoś bardziej kosmicznego nie słyszałem.

      Usuń
    2. Perfekcyjne oddanie kosmosu w dźwiękach - fascynacja, piękno, przerażenie i Bóg wie czego jeszcze. Rzecz na tyle różna od innych, że wzbudza nienazwane emocje. Oddać coś takiego w muzyce to nie byle jakie osiągnięcie.

      Usuń
    3. @Adrithgor Dokładnie, widzę że mamy nawet taką samą ocenę. Więc pewnie nasz odbiór tego dzieła jest bardzo podobny.

      Usuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Polish Jazz Quartet - "Polish Jazz Quartet" (1965)

[Zapowiedź] Premiery płytowe maj 2024

[Recenzja] Light Coorporation - "Rare Dialect" (2011)

[Recenzja] SBB - "SBB" (1974)

[Recenzja] Gentle Giant - "In a Glass House" (1973)