[Recenzja] Kraftwerk - "Kraftwerk 2" (1972)



Podoba mi się pomysł z bliźniaczymi okładkami dwóch pierwszych albumów Kraftwerk. Jednak ponoć nie wszyscy właściwie zrozumieli ten koncept. "Dwójka" rzekomo sprzedawała się słabiej od swojego poprzednika, ponieważ grafika sugerowała, że to tylko wznowienie debiutu. Dziś problem ten i tak jest nieaktualny, gdyż oba wydawnictwa - podobnie jak wydany tuż po nich "Ralf & Florian" - nie były oficjalnie wznawiane od końca lat 70. Legalne wydanie na płycie kompaktowej lub chociaż dostępność w serwisach streamingowych pozostaje marzeniem fanów. Od kilku lat mówi się o planowanym boksie zbierającym te wczesne dokonania (na wzór "The Catalogue" z późniejszymi albumami), jednak plany te nie nabierają realnych kształtów.

Nieco mniej podoba mi się sama muzyka. W zasadzie niewiele zmieniło się od czasu "Jedynki". Ralf Hütter i Florian Schneider wciąż eksperymentują z tradycyjnymi instrumentami, jak organy, flet, skrzypce czy gitary, poszerzając ich możliwości za pomocą studyjnej obróbki. Tym razem nie towarzyszy im żaden perkusista, a jedynie - i to tylko w jednym nagraniu - prymitywny automat perkusyjny. Skutkiem rezygnacji z rytmiki było całkowite zerwanie jakichkolwiek związków z muzyką rockową, obecnych jeszcze na debiucie. I to praktycznie jedyny krok naprzód. Krok w stronę bardziej odhumanizowanej muzyki, która przyniosła grupie wielką popularność. Późniejszy sukces wynikał jednak także z większej komunikatywności materiału. Tymczasem "Kraftwerk 2" to muzyczny eksperyment, skupiający się na samym dźwięku i jego brzmieniu. Zdecydowanie najlepiej prezentuje się tu 17-minutowy otwieracz, "Klingklang". To właśnie w nim wykorzystano automat, którego delikatny puls towarzyszy subtelnym, niemalże ambientowym pasażom instrumentów, wprowadzając w hipnotyzujący nastrój. Przyjemnie wypada też drugi z kolei, jeśli chodzi o długość, ale już tylko niespełna 10-minutowy "Wellenlänge", z przeplatającymi się, pozornie jednostajnymi partiami gitary zwykłej i basowej. Pozostałe, znacznie już krótsze nagrania, są zbudowane na podobnej zasadzie, jednak efekt jest trochę mniej intrygujący ("Strom", "Harmonika") lub wręcz nieco irytujący ("Atem", "Spule").

"Kraftwerk 2" jest świadectwem stopniowego rozwoju zespołu. Jednak efekt moim zdaniem pozostawia dużo do życzenia. To przede wszystkim zapis studyjnych eksperymentów Ralfa i Floriana, bardziej interesujących pod względem formalnym niż jako muzyka do słuchania. Mnie w każdym razie nie zachęca, by do niej wracać.

Ocena: 6/10



Kraftwerk - "Kraftwerk 2" (1972)

1. Klingklang; 2. Atem; 3. Strom; 4. Spule; 5. Wellenlänge; 6. Harmonika

Skład: Ralf Hütter - instr. klawiszowe, harmonia, gitara basowa, elektroniczna perkusja, instr. perkusyjne; Florian Schneider - flet, skrzypce, gitara, elektronika, instr. perkusyjne
Producent: Conny Plank i Kraftwerk


Komentarze

  1. Ja akurat mam na odwrót. Wracam tylko do dwóch pierwszych płyt. Późniejsze ich nagrania to dla mnie miałki muzak.
    "całkowite zerwanie jakichkolwiek związków z muzyką rockową" Co to znaczy? W czym muszą takie związki się przejawiać? Czy takie etykiety jak "rock" mają jakiś głębszy sens, czy tylko marketingowy?
    Czemu ocena jest niższa niż dla pierwszego albumu, mimo iż zauważasz rozwój zespołu?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko że z tego miałkiego muzaka wywodzi się właściwie cała późniejsza elektronika, nie tylko stricte rozrywkowa, ale też wiele ambitniejszych nurtów. Nie przypadkiem o Kraftwerk mówi się czasem, że był co najmniej drugim najbardziej wpływowym wykonawcą wszech czasów. Nie sposób ocenić na ile to prawda, ale faktem jest, że był bardzo wpływowy. I to wyłącznie dzięki dokonaniom od "Autobahn", nie tym wcześniejszym.

      Stwierdzam tylko fakt, że po rezygnacji z perkusji Kraftwerk przestał mieć cokolwiek wspólnego z rockiem. Nie twierdzę, że to źle, bo większość istniejącej muzyki, która jest wartościowa, nie ma nic wspólnego z rockiem.

      Ten drobny krok do przodu to jedno, a dla mnie ważniejsze jest, że ostateczny efekt nie jest dla mnie tak przekonujący, jak poprzedni album.

      Usuń
    2. Wpływowy był z pewnością. Z drugiej strony, czy ich wpływ nie jest trochę przeceniany? Np. Can wcześniej zastosował automat perkusyjny, Kluster wcześniej pracował z podobnym materiałem dzwiękowym, a minimalistyczna estetyka to nie ich odkrycie. Może po prostu potrafili lepiej sprzedać niekoniecznie własne innowacje?

      Usuń
    3. Kraftwerk mógł wywrzeć tak duży wpływ dzięki temu, że był bardzo popularny. A popularny był dlatego, że połączył to, o czym piszesz, z autentyczną przebojowością. W każdym razie to ten zespół rozpropagował pewne pomysły i bardzo wielu twórców się na niego powoływało. Czy całkowicie słusznie? Trudno tu o jednoznaczną odpowiedź.

      Usuń
    4. Trudno mi pojąć dlaczego jedne zespoły osiągają sukces, podczas gdy inne nie. Wydawać by się mogło, że Kraftwerkowi jako zespołowi niemieckiemu powinno być trudniej, ale to im się udało, a o Silver Apples nikt już nie pamięta.

      Usuń
    5. Sukces nie wynika z jakości, tylko z promocji. Wystarczy dysponować pieniędzmi - swoimi lub wydawcy - żeby zapewnić sobie dobrą reklamę, podkupić dziennikarzy, koncertować po całym świecie, itp. Trudno żeby taki Silver Apples zrobił wielką karierę, skoro w czasie jego działalności o duecie wiedzieli pewnie tylko bywalcy nowojorskich klubów. Nawet o The Velvet Underground w tamtym czasie nie słyszał prawie nikt więcej.

      Usuń
    6. Miejmy nadzieję, że dzięki internetowi takie grupy jak Silver Apples czy Suicide odzyskają należne im miejsca.

      Usuń
    7. To się już dzieje od lat. Może nie w takiej skali, żeby doceniano je w mainstreamowych mediach, ale wśród ludzi zagłębiających się bardziej w muzykę, te nazwy są doskonale znane i odpowiednio cenione. Widać to np. na RYM-ie, gdzie mają znacznie więcej ocen od wielu wykonawców, którzy w tamtym czasie okupowali listy przebojów.

      Usuń
    8. Silver Apples nawet parę lat temu występowało na OFF Festivalu w Katowicach, gdzie gwiazdą była np. PJ Harvey czy Pr0bl3m (niestety ominęła mnie tamta edycja :/), więc w kręgach zorientowanych w temacie jest to znana rzecz. Chociaż mogłaby jeszcze bardziej.

      Usuń
  2. Dwójka i trójka to jedyne Kraftwerki, do których nigdy nie wracam. Jednak już się boję, co powiesz o późniejszych płytach w ich recenzjach (choć jeszcze długo ich nie przeczytam). :P

    OdpowiedzUsuń
  3. Widzę, że N.W.A sobie przesłuchałeś XD, ja dałem 10/10 temu albumowi - jeszcze raz bym musiał przesłuchać szczerze mówiąc, ale żadnego błędu przy tym ostatnim razie tam nie odnotowałem- zaniżasz oceny albumom czysto-hip-hopowym za wtórność/użycie sampli z innych utworów? (nie obraźliwie XD). Jeśli chodzi o nich to polecam solowego Dr.Dre (z tym, że ostatniego jego albumu nie słuchałem)

    Co do Kraftwerk- dwójka też za bardzo nie przypadła mi do gustu- fakt, że to było innowacyjne w tamtym okresie, ale ten album mi się tak dłużył, a w sumie niewiele się działo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po 3-4 kawałkach miałem już wrażenie, że w kółko słucham jednego. Wszystkie opierają się na tych samych patentach.

      Usuń
  4. Kraftwerk to naprawdę intrygujący zespół
    Wiele o nim można mówić, ale jedna sytuacja ich idealnie oddaje
    Kiedyś podesłałem mojemu koledze (słucha współczesnej elektroniki i soundtracków z gier, nie zagłębia się w muzykę) piosenke od Kraftwerku
    Przesłuchał, i powiedział, że brzmi jak coś co musiało powstać w 2008-2012
    Kiedy mu powiedziałem, że tamten utwór powstał w 78 to nie mógł uwierzyć
    Ten zespół naprawdę wyprzedzał swoje czasy

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Laurie Anderson - "Big Science" (1982)

[Recenzja] Julia Holter - "Something in the Room She Moves" (2024)

[Recenzja] Alice Coltrane - "The Carnegie Hall Concert" (2024)

[Recenzja] Księżyc - "Księżyc" (1996)

[Zapowiedź] Premiery płytowe marzec 2024