Posty

Wyświetlam posty z etykietą elektronika

[Recenzja] Jockstrap - "I Love You Jennifer B" (2022)

Obraz
W 2022 roku wyjątkowo dobrze ma się muzyka art-popowa. W serwisach streamingowych niezwykłą popularnością cieszy się stary przebój Kate Bush, "Running Up That Hill", niedawno przypomniany w serialu "Stranger Things". Niedługo odbędzie się premiera nowego albumu Björk, "Fossora", a już jakiś czas temu Perfume Genius wydał bardzo dobry "Ugly Season". Żeby jednak mówić o prawdziwym renesansie tej stylistyki, potrzeba też nowych, uzdolnionych twórców. I w tym miejscu wchodzi, cała na biało, grupa Jockstrap, która właśnie opublikowała swój debiutancki longplay "I Love You Jennifer B". Zespół współtworzy dwoje młodych twórców: niemający póki co większych osiągnięć Taylor Skye oraz Georgia Ellery, którą możecie kojarzyć z gry na instrumentach smyczkowych w Black Country, New Road. Pochodzący z różnych regionów Wielkiej Brytanii muzycy poznali się w londyńskiej Guildhall School of Music & Drama, gdzie Ellery uczyła się w klasie jazzowych sk

[Recenzja] Brian Eno - "Ambient 4: On Land" (1982)

Obraz
Cztery lata po zainaugurowaniu serii "Ambient" kultowym "Music for Airports", ukazała się czwarta i - jak pokazał czas - ostatnia odsłona tetralogii Briana Eno. W przeciwieństwie do dwóch środkowych albumów, "On Land" artysta firmuje wyłącznie własnym nazwiskiem. Jednak w nagraniach wspomogło go kilku gości: Bill Laswell i Michael Beinhorn, czyli producencki duet Material, a także trębacz Jon Hassell czy gitarzyści Axel Gros i Michael Brook. Za produkcję ponownie odpowiada Eno, natomiast rolę jednego z inżynierów dźwięku objął Daniel Lanois, co rozpoczęło wieloletnią współpracę tej dwójki. Polegała ona zarówno na tworzeniu własnej muzyki - z bardzo dobrym skutkiem - jak i na objęciu produkcyjnej pieczy nad najsłynniejszymi albumami grupy U2, co już niekoniecznie jest dla nich powodem do dumy. Skupmy się zatem na "Ambient 4: On Land". Osiem kompozycji lidera - jedynie rozpoczynający album "Lizard Point" powstał przy pomocy muzyków Materi

[Recenzja] Kali Malone - "Living Torch" (2022)

Obraz
Kim jest Kali Malone? Choć wielu osobom jej nazwisko nic nie powie, jest to jedna z najważniejszych postaci we współczesnej muzyce eksperymentalnej. Ta mieszkająca od dziesięciu lat w Szwecji Amerykanka, adeptka sztokholmskiej Royal College of Music na kierunku kompozycji elektroakustycznej, zasłynęła swoimi minimalistycznym kompozycjami na organy piszczałkowe. Blisko dwugodzinny "The Sacrificial Code" był jednym z najszerzej komentowanych niemainstreamowych albumów 2019 roku. Tegoroczny, choć nagrany już na przełomie lat 2020/21, "Living Torch" nie jest bezpośrednią kontynuacją tamtego dzieła, a próbą innego podejścia do tematu. To wciąż muzyka o bardzo minimalistycznym, dronowym charakterze, lecz sięgająca po zupełnie nowe dla artystki brzmienia. Miejsce organów zajęły syntezatory, w tym klasyczny modularny ARP 2500. Możemy usłyszeć tu także także dęciaki: puzon Matsa Äleklinta, muzyka znanego chociażby z Angles i Fire! Orchestra, a także klarnet basowy Isaka Hedt

[Recenzja] Caterina Barbieri - "Spirit Exit" (2022)

Obraz
Latem wiele pod względem muzycznych premier się nie dzieje, co jednak nie oznacza, że w ogóle nie wychodzi nowa muzyka. Akurat "Spirit Exit" wyszedł już jakiś czas temu, na samym początku lipca. To już dziewiąty studyjny album Cateriny Barbieri, włoskiej artystki zafascynowanej modularnymi syntezatorami, która zadebiutowała w 2014 roku. Większe uznanie zdobyła jednak pięć lat później, a to za sprawą albumu "Ecstatic Computation", na którym odeszła od dronów na rzecz bardziej przystępnej elektroniki, sięgającej po inspiracje do ambient techno, ale też starszych nurtów, przede wszystkim progresywnej elektroniki ze szkoły berlińskiej. Najnowsze, choć nagrywane już w czasie globalnego lockdownu, dzieło stanowi kontynuację tego kierunku. Przy okazji otrzymujemy coś w rodzaju albumu koncepcyjnego, zainspirowanego mistycyzmem Teresy z Ávili, posthumanistyczną filozofią Rosi Braidotti czy metafizyczną poezją Emily Dickinson, a więc twórczością trzech kobiet, którym udało si

[Recenzja] Coil - "Scatology" (1984)

Obraz
Gdybym miał zgadywać, jaki zespół spotkałby się z największą niechęcią naszych polskich obrońców tzw. tradycyjnych wartości, wskazałbym na Coil. Grupę tworzoną przez parę homoseksualistów, narkomanów i pogan zafascynowanych magią oraz okultyzmem, a nawet sięgających po antychrześcijańskie symbole. Mało? Sprawdźcie sobie, co znaczy tytuł debiutanckiego longplaya "Scatology" i poszukajcie okładki pierwszego wydania na kompakcie. Jedynym powodem, dlaczego prawdopodobnie nie ma Coil na żadnej krążącej po necie liście zakazanych zespołów jest fakt, że w sumie mało kto o nim słyszał, a jeszcze mniej miało okazję zapoznać się z twórczością duetu. To akurat nie powinno dziwić. Zdecydowanie nie jest to muzyka łatwa w odbiorze i przyjemna w powszechnym rozumieniu. Wśród osób zainteresowanych bardziej eksperymentalnym graniem kapela ma status legendy, a zupełnie obiektywnie - to po prostu jeden z najważniejszych przedstawicieli industrialu oraz szeroko pojętej elektroniki. Inicjatorem p

[Recenzja] Perfume Genius - "Ugly Season" (2022)

Obraz
Żyjemy w czasach post-muzyki, gdy trudno zaproponować coś całkowicie oryginalnego, ale wciąż można łączyć ze sobą rzeczy pozornie do siebie nieprzystające, wywodzące się z różnych środowisk czy kultur. "Ugly Season", najnowsze dzieło występującego pod pseudonimem Perfume Genius Michaela Hadreasa, to przykład albumu, który nie jest łatwo zaszufladkować. Znajdziemy tu elementy art popu, współczesnej poważki, ambientu, jazzu czy psychodelii, w której bardziej tradycyjne brzmienia przeplatają się z elektroniką, a granica pomiędzy popową melodyjnością a eksperymentem niemalże się zaciera. Jednak rozbijanie tej muzyki na czynniki pierwsze, wskazywanie skąd pochodzą konkretne składowe, absolutnie mija się z sensem. Istotą tego albumu jest bowiem właśnie bardzo kreatywne wymieszanie tego wszystkiego w sposób nieoczywisty, w wyniku czego powstała muzyka, jakiej wcześniej nie było. W kwestii formalnej należy nadmienić, że "Ugly Season" powstał na zamówienie, jako akompaniamen

[Recenzja] SVLBRD - "Somber" / Warmth - "The Night" (2022)

Obraz
Co łączy ze sobą te dwa albumy? Zarówno pod szyldem SVLBRD, jak i Warmth, kryje się ta sama osoba - Agustín Mena, hiszpański producent, a zarazem założyciel niezależnych wytwórni skupionych na muzyce elektronicznej, Archive oraz Faint. Jako twórca jest bardzo aktywny, wydając nawet po kilka albumów rocznie. Tylko w maju tego roku pojawiły się nowe wydawnictwa jego obu projektów. Początek miesiąca przyniósł premierę "Somber", natomiast już po czterech tygodniach ukazał się "The Night". Niewątpliwie łączy je ze sobą więcej niż to, że powstały z inicjatywy tego samego człowieka. Tym czymś jest przede wszystkim klimat, bynajmniej nie mający wiele wspólnego z ojczyzną autora. O wiele lepszym tropem okazują się okładki obu płyt, a także nazwa SVLBRD, odnosząca się do archipelagu Svalbard na Oceanie Arktycznym. Słyszymy tu elektroniczne pejzaże, które byłyby doskonałą ścieżką dźwiękową podczas spacerów w chłodny wieczór lub noc. gdzieś po oddalonych od cywilizacji pustkow

[Recenzja] Colin Stetson, Elliott Sharp, Billy Martin & Payton MacDonald - "Void Patrol" (2022)

Obraz
"Void Patrol" to projekt czterech doświadczonych muzyków, reprezentujących różne pokolenia. Najbardziej znany z tego grona jest niewątpliwie Colin Stetson, zafascynowany minimalizmem saksofonista, w ostatnich latach wzięty twórca muzyki filmowej, mający na koncie także wpółprace m.in, z Fredem Frithem, Anthonym Braxtonem, Tomem Waitsem, Davidem Byrne'em czy Arcade Fire. Multiinstrumentalista Elliott Sharp, tutaj udzielający się głównie jako gitarzysta, to kolei prawdziwa legenda nowojorskiego undergroundu, aktywny od końca lat 70., mający na koncie płyty z muzyką poważną, free improvisation, jazzem, bluesem, noise'em, no wave oraz elektroniką. Perkusista Billy Martin to z kolei muzyk dość popularnego w latach 90. trio Medeski Martin & Wood, znany też z wielu innych, głównie jazzowych projektów. Bardziej anonimową postacią wydaje się klawiszowiec Payton MacDonald, choć miał on okazję grać u samego Steve'a Reicha. Debiutancki album tego kwartetu wykorzystuje doś

[Recenzja] Vangelis - "Blade Runner: Original Motion Picture Soundtrack" (1994)

Obraz
Minął już nieco ponad miesiąc odkąd zmarł Ewangelos Odiseas Papatanasiu, lepiej znany jako Vangelis. Dlaczego dopiero teraz pojawia się upamiętniająca go recenzja? Mówiąc wprost, miłośnikiem jego twórczości nie jestem. Pośmiertne odsłuchy niektórych wczesnych płyt nic w tej kwestii nie zmieniły, dlatego zarzuciłem pierwotny plan na  całą serię omówień tych ważniejszych płyt. Jest jednak w dyskografii Greka jedno dzieło, które autentycznie cenię. Nie trudno chyba się domyślić, ze chodzi o ścieżkę dźwiękową do filmu Ridleya Scotta "Blade Runner", w Polsce znanego jako "Łowca androidów", będącego luźną adaptacją książki Philipa K. Dicka "Czy androidy śnią o elektrycznych owcach?". Obraz Scotta to jedno z nielicznych arcydzieł kina science fiction, w których na pierwszym miejscu stawiane są walory artystyczne, a dopiero potem rozrywkowe. Jego wyjątkowość tkwi przede wszystkim w niesamowitej atmosferze, którą zawdzięcza głównie dwóm czynnikom: intrygującej scen

[Recenzja] Klaus Schulze - "Moondawn" (1976)

Obraz
Rok 1976 Klaus Schulze spędził głównie na nagrywaniu i koncertowaniu z efemeryczną grupą Go. Klawiszowiec znalazł się tam w niezwykle interesującym gronie muzyków reprezentujących różne kraje i rodzaje muzyki. Wymienić trzeba tu takie nazwiska, jak Steve Winwood, Al Di Meola, Michael Shrieve, nie zapominając oczywiście o Stomu Yamashta, który zorganizował cały ten projekt. Choć sesje eponimicznego debiutu Go zaczęły się już w lutym, Schulze zdążył już w tym roku nagrać materiał na swój kolejny solowy album, "Moondawn". Nie ulega wątpliwości, że to jeden z ważniejszych momentów jego dyskografii. Muzyk po raz pierwszy pracował w studiu z prawdziwego zdarzenia. Ponadto w przeciwieństwie do poprzednich nagrań, tym razem wykorzystał wyłącznie elektroniczne instrumenty, w tym sekwencer Synthanorma oraz syntezatory ARP 2600, ARP Odyssey, EMS Synthi-A, Farfisa Syntorchestra i nowość w swoim ekwipunku - kultowego Mooga, którego posiadaczem stał się chwilę wcześniej. "Moondawn&quo

[Recenzja] New Order - "Technique" (1989)

Obraz
"Technique" to album, jaki muzycy New Order prawdopodobnie chcieli nagrać od dawna, ale trochę się bali. Bo przecież duża część fanów mogłaby nie zaakceptować całkowitego odcięcia się od post-punkowych korzeni. Najwyraźniej jednak sukces kompilacji "Substance" - na której zebrano niemal wszystkie najbardziej taneczne kawałki i prawie całkiem zignorowano to stricte gitarowe oblicze - zachęcił grupę do podjęcia ryzyka. W celu nagrania nowego materiału kwartet udał się na Ibizę, miejsce nierozerwalnie kojarzące się z klubową elektroniką. Był to jednak dość naturalny ruch, biorąc pod uwagę, że szeroka publiczność i tak kojarzyła New Order z tanecznymi singlami, a jego związki z klubową sceną sięgały początku dekady. Już 1982 roku muzycy, wspólnie z przedstawicielami wytwórni Factory, otworzyli w Manczesterze pierwowzór dzisiejszych klubów muzycznych, The Haçienda. To tam, w narkotykowych oparach, rodziła się scena acid techno, acid house, rave czy baggy, czyli madcheste

[Recenzja] Jon Hassell / Brian Eno - "Fourth World, Vol. 1: Possible Musics" (1980)

Obraz
Przeogromną dyskografię Briana Eno można podzielić na na trzy główne kategorie. Do pierwszej z nich zaliczają się te bardziej piosenkowe albumy, zarejestrowane przeważnie z dużą ilością gości. Druga to muzyka instrumentalna, ambientowa, nagrywana samodzielnie lub w małym gronie współpracowników. I w końcu ostatnia, najliczniejsza kategoria, czyli te wszystkie płyty, na których Eno pojawił się w charakterze członka zespołu, sidemana lub producenta. Do nich właśnie zalicza się "Fourth World, Vol. 1: Possible Musics", bo chociaż nazwisko artysty pojawia się na okładce na równi z Jonem Hassellem, to tak naprawdę był to głównie chwyt marketingowy. Eno w tamtym czasie był już rozpoznawalną postacią - choćby dzięki współpracy z Davidem Bowie czy grupą Talking Heads - więc sądzono, że jego nazwisko napędzi sprzedaż longplaya, co ostatecznie się nie powiodło. W rzeczywistości głównym kompozytorem tego materiału, wiodącym muzykiem i przede wszystkim twórcą zaprezentowanej tu muzyki czw

[Recenzja] John Surman - "Upon Reflection" (1979)

Obraz
Brytyjski saksofonista i klarnecista John Surman pierwsze kroki stawiał w czasach, gdy na europejskiej scenie jazzowej dominowało granie free. Wydany przez niego w tamtym okresie album "How Many Clouds Can You See?" należy do najciekawszych przykładów tej stylistyki z naszego kontynentu. Później brał tez udział m.in. w efemerycznym projekcie Morning Glory, którego jedyny, eponimiczny longplay stanowi bardzo udaną próbę połączenia jazzu free i fusion. Jednak największe uznanie Surman zyskał dopiero na przełomie lat 70. i 80., gdy zaczął nagrywać dla niemieckiej wytwórni ECM. Zaproponował wówczas muzykę o bardziej komunikatywnym charakterze i chyba jednak bardziej oryginalną. Album "Upon Reflection", pierwszy efekt współpracy z Manfredem Eicherem, to interesujące połączenie jazzu, minimalizmu oraz angielskiego folku. Surman wystąpił tutaj całkowicie samodzielnie, grając skomponowany przez siebie materiał na różnych instrumentach: saksofonach sopranowym i barytonowym,

[Recenzja] Klaus Schulze - "Timewind" (1975)

Obraz
Klaus Schulze był - bo od paru dni musimy mówić o nim w czasie przeszłym - jednym z najważniejszych twórców elektroniki lat 70. Zaczynał wprawdzie od grania na perkusji w grupach Tangerine Dream i Ash Ra Tempel - w tamtym czasie wciąż jeszcze wpisujących się w stylistykę krautrocka - jednak szybko postawił na nagrywanie i wydawanie pod własnym nazwiskiem. Pierwsze płyty, jak "Irllicht" (recenzowany tu parę lat temu) czy "Cyborg", tworzył w chałupniczych warunkach, przy pomocy tradycyjnych instrumentów, następnie poddając taśmy odpowiednim manipulacjom. Z czasem jednak sukcesywnie rozbudowywał swoje instrumentarium o różne elektroniczne zabawki. W okresie nagrywania "Timewind" był już posiadaczem syntezatorów ARP 2600, ARP Odyssey, EMS Synthi-A oraz Elka String, a także sekwencera Synthanorma. Właśnie przy pomocy tej aparatury, wspierając się dodatkowo pianinem i elektrycznymi organami Farfisa, zarejestrował wspominany album. Na "Timewind" daje si

[Recenzja] Lynn Avery & Cole Pulice - "To Live & Die in Space & Time" (2022)

Obraz
"To Live & Die in Space & Time" ukazał się wyłącznie w streamingu i jako limitowane wydawnictwo na kasecie magnetofonowej. Prawdziwy niezal. Odpowiadający za ten materiał Lynn "Iceblink" Avery i Cole Pulice to młodzi muzycy, którzy dotąd wydali po jednym autorskim albumie - wzajemnie zresztą się na nich goszcząc - a także współpracowali pod szyldem LCM, jako trio z Mitchem Stahlmannem. Udzielali się też w innych projektach, lawirując pomiędzy różnymi stylistykami, głównie elektroniką i ambientem, ocierając się też o jazz. Tym razem zdają się wprost odwoływać do tego, co w późnych latach 70. robili Harold Budd i Brian Eno, ponownie jednak z jazzowym pierwiastkiem. To bardzo krótka płyta, której długość nie przekracza nawet trzydziestu minut. Znalazły się tutaj cztery utwory o zróżnicowanym czasie trwania, za to bardzo konsekwentne stylistycznie. O ich charakterze wiele mówi tytuł "To Live & Die in Space & Time", gdyż ten kosmiczny klimat je

[Recenzja] Herbie Hancock - "Future Shock" (1983)

Obraz
Prawie czterdzieści lat po swojej premierze "Future Shock" wciąż polaryzuje słuchaczy. Kontrowersje budzi jednak nie tyle zawarta na nim muzyka, co raczej firmujące ją nazwisko. Herbie Hancock w latach 60. należał do najbardziej cenionych pianistów jazzowych. Szerokie uznanie przyniosła mu przede wszystkim gra u boku Milesa Davisa, ale także autorskie albumy i liczne występy w roli sidemana. Na początku kolejnej dekady stał się prawdziwym nowatorem. Jego elektroniczne eksperymenty z tzw. trylogii Mwandishi niewątpliwie poszerzały granice jazzu. W tym samym dziesięcioleciu muzyk odnosił spore sukcesy komercyjne ze swoim jazz-funkowym zespołem Head Hunters, by z czasem zbliżyć się do stylistyki disco o nieznacznie już jazzowym zabarwieniu. Jednocześnie jednak grywał także jazz akustyczny, ku zadowoleniu swoich starszych wielbicieli. I nikt zapewne nie spodziewał się, że z początkiem lat 80. Hancock całkowicie porzuci gatunek, z którym był związany od ponad dwóch dekad. Pianista

[Recenzja] Harold Budd / Brian Eno - "Ambient 2: The Plateaux of Mirror" (1980)

Obraz
Druga odsłona czteroczęściowego cyklu "Ambient" powstała w kooperacji Briana Eno z amerykańskim kompozytorem oraz pianistą Haroldem Buddem. Było to ich drugie wspólne przedsięwzięcie po nagranym trzy lata wcześniej "The Pavilion of Dreams", sygnowanym jedynie nazwiskiem Budda, ale wyprodukowanym przez Eno i wyraźnie naznaczonym jego muzycznymi koncepcjami. Tam jednak mieliśmy do czynienia z bardziej rozbudowanym aparatem wykonawczym. "The Plateaux of Mirror" wypada na tym tle bardziej minimalistycznie, czerpiąc z rozwiązań proponowanych przez Eno na "Music for Airports", którym zainaugurowano serię "Ambient". Album wypełnia dziesięć stosunkowo krótkich nagrań. Najkrótszy "Steal Away" nie osiąga nawet półtorej minuty, za to najdłuższe "First Light" i "An Arc of Doves" zbliżają się ledwie do siedmiu. Jak na ambientowe standardy jest to wręcz zbiór miniaturek. Trzeba jednak podkreślić, że słucha się ich jak je

[Recenzja] George Lewis - "Homage to Charles Parker" (1979)

Obraz
Przełom lat 70. i 80. był, pod względem artystycznym, kiepskim czasem dla jazzowego mainstreamu, a zarazem bardzo dobrym okresem dla jazzowego podziemia. A w zasadzie należałoby raczej mówić o jazzowych loftach. Ówczesne podziemie, sprzeciwiające się postępującej komercjalizacji gatunku i niechętnie widziane w bardziej prestiżowych miejscówkach, przeniosło się na poddasza poprzemysłowych budynków Nowego Jorku, gdzie organizowano spotkania, nagrania oraz koncerty. Z nurtem loft jazzu utożsamiani byli zarówno muzycy o już wtedy ugruntowanej pozycji - jak Anthony Braxton, Lester Bowie, Cecil Taylor, Sam Rivers, Henry Threadgill czy Julius Hemphill - jak i przedstawiciele młodszego pokolenia, w rodzaju Anthony'ego Davisa, Davida Murraya oraz George'a E. Lewisa. Puzonista George Emanuel Lewis karierę muzyczną rozpoczął na początku lat 70., gdy w wieku dziewiętnastu lat dołączył do organizacji Association for the Advancement of Creative Musicians. Jeszcze przed końcem tamtej dekady m