[Recenzja] Kali Malone - "Living Torch" (2022)

Kali Malone - Living Torch


Kim jest Kali Malone? Choć wielu osobom jej nazwisko nic nie powie, jest to jedna z najważniejszych postaci we współczesnej muzyce eksperymentalnej. Ta mieszkająca od dziesięciu lat w Szwecji Amerykanka, adeptka sztokholmskiej Royal College of Music na kierunku kompozycji elektroakustycznej, zasłynęła swoimi minimalistycznym kompozycjami na organy piszczałkowe. Blisko dwugodzinny "The Sacrificial Code" był jednym z najszerzej komentowanych niemainstreamowych albumów 2019 roku. Tegoroczny, choć nagrany już na przełomie lat 2020/21, "Living Torch" nie jest bezpośrednią kontynuacją tamtego dzieła, a próbą innego podejścia do tematu. To wciąż muzyka o bardzo minimalistycznym, dronowym charakterze, lecz sięgająca po zupełnie nowe dla artystki brzmienia. Miejsce organów zajęły syntezatory, w tym klasyczny modularny ARP 2500. Możemy usłyszeć tu także także dęciaki: puzon Matsa Äleklinta, muzyka znanego chociażby z Angles i Fire! Orchestra, a także klarnet basowy Isaka Hedtjärna z freejazzowego Festen. Całość tym razem zamyka się w zaledwie trzydziestu trzech minutach i trzydziestu trzech sekundach.

Kompozycja "Living Torch", której dwie części wypełniają ten longplay, powstała na zamówienie Groupe de Recherches Musicales, założonej przez Pierre'a Schaeffera w 1958 roku instytucji wspierającej przedsięwzięcia związane z muzyką konkretną, elektroakustyczną czy akuzmatyczną - związani byli z nią m.in. Iannis Xenakis, Pierre Henry, a nawet Jean-Michel Jarre we wczesnym etapie kariery. Premierowe wykonanie "Living Torch" odbyło się w październiku zeszłego roku w Auditorium de Radio France, przy udziale Acousmonium - orkiestry złożonej z kilkudziesięciu głośników o różnej wielkości oraz funkcjach, przeznaczonej do przestrzennego odtwarzania muzyki elektroakustycznej. Na żywo musiało to brzmieć znacznie bardziej imponująco w porównaniu z dwukanałową wersją albumową. Jednak nawet w takiej formie ta muzyka okazuje się niezwykle intrygująca. Teoretycznie niewiele się tu dzieje. Powoli snujące się drony syntezatorów tworzą atmosferę mrocznego ambientu. Warto się jednak wsłuchać w tę muzykę, uważnie śledzić jej stopniowy rozwój i pojawianie się kolejnych warstw, tworzących razem polifonicznej faktury. Dzieje się tak nie tylko wtedy, gdy do Malone dołączają muzycy grający na dęciakach, jednak za sprawą gości utwór niewątpliwie zyskuje bogatszą kolorystykę i jakby więcej przestrzeni. O ile pierwsza odsłona kompozycji może wydawać się nieco zbyt surowy, tak w drugiej atmosfera i faktura jeszcze bardziej gęścieją, robi się wręcz niepokojąco, ale też właśnie wtedy utwór w pełni odsłania swoje piękno.

"Living Torch" to jedna z najmocniejszych muzycznych propozycji tego roku, choć wymaga od słuchacza pewnej otwartości oraz umiejętności skupienia się na dźwięku. Raczej nie jest to muzyka do puszczenia w tle podczas codziennych czynności - trzeba się w nią wsłuchać, bo dopiero wtedy ujawnia wszystkie niuanse i można ją w pełni docenić. A zdecydowanie jest za co doceniać najnowsze wydawnictwo Kali Malone.

Ocena: 8/10



Kali Malone - "Living Torch" (2022)

1. Living Torch I; 2. Living Torch II

Skład: Kali Malone - syntezatory; Mats Äleklint - puzon; Isak Hedtjärn - klarnet basowy
Producent: Kali Malone


Komentarze

  1. Fantastyczna płytka. Mam wrażenie, że w tym roku dobrze stoi taka nieco bardziej eksperymentalna elektronika - płytka Claire Rousay też wypadła naprawdę dobrze.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] Maruja - "Connla's Well" (2024)

[Recenzja] Oren Ambarchi / Johan Berthling / Andreas Werliin - "Ghosted II" (2024)

[Recenzja] Cristóbal Avendaño & Silvia Moreno - "Lancé esto al otro lado del mar" (2024)

[Recenzja] Kin Ping Meh - "Kin Ping Meh" (1972)