[Recenzja] Vangelis - "Blade Runner: Original Motion Picture Soundtrack" (1994)

Vangelis - Blade Runner


Minął już nieco ponad miesiąc odkąd zmarł Ewangelos Odiseas Papatanasiu, lepiej znany jako Vangelis. Dlaczego dopiero teraz pojawia się upamiętniająca go recenzja? Mówiąc wprost, miłośnikiem jego twórczości nie jestem. Pośmiertne odsłuchy niektórych wczesnych płyt nic w tej kwestii nie zmieniły, dlatego zarzuciłem pierwotny plan na  całą serię omówień tych ważniejszych płyt. Jest jednak w dyskografii Greka jedno dzieło, które autentycznie cenię. Nie trudno chyba się domyślić, ze chodzi o ścieżkę dźwiękową do filmu Ridleya Scotta "Blade Runner", w Polsce znanego jako "Łowca androidów", będącego luźną adaptacją książki Philipa K. Dicka "Czy androidy śnią o elektrycznych owcach?". Obraz Scotta to jedno z nielicznych arcydzieł kina science fiction, w których na pierwszym miejscu stawiane są walory artystyczne, a dopiero potem rozrywkowe. Jego wyjątkowość tkwi przede wszystkim w niesamowitej atmosferze, którą zawdzięcza głównie dwóm czynnikom: intrygującej scenografii oraz idealnie dopasowanej oprawie muzycznej. Jeżeli film można nazwać cyberpunkową wersją kina noir, tak soundtrack okazuje się elektronicznym odpowiednikiem typowych dla noir tematów.

Trudno zrozumieć, dlaczego stworzona przez Vangelisa muzyka musiała czekać aż dwanaście lat na oficjalne wydanie w postaci albumu. W 1982 roku, wraz z kinową premierą filmu, ukazała się na płycie jedynie orkiestralna adaptacja wybranych kompozycji. Zastąpienie syntezatorów tradycyjnymi instrumentami pozbawiło je w znacznym stopniu klimatu. Kiedy jednak w końcu udało się dojść do porozumienia w kwestii wydania oryginalnych nagrań, efekt okazał się dla wielu osób rozczarowujący. "Blade Runner: Original Motion Picture Soundtrack" zawiera tylko część muzyki znanej z filmu, zaprezentowanej w innej kolejności, a do tego uzupełnionej materiałem, który w filmie się nie pojawił. Nie naprawiła tego trzypłytowa reedycja na 25-lecie z 2007 roku. Pierwszy dysk to po prostu replika albumu z 1994 roku, na drugim zamieszczono więcej utworów z filmu - wciąż nie wyczerpując tematu - i dwa kolejne odrzuty, zaś na trzecim znalazła się zupełnie nowa muzyka, w której Vangelis starał się przywołać klimat nagrań sprzed ćwierćwiecza. Dla fanów, którzy chcą mieć komplet oryginalnych utworów w filmowej kolejności, pozostają bootlegi. Mnie osobiście nie przeszkadzają takie zabiegi, jakich dokonano kompilując wydawnictwo z lat 90. Jeżeli dzięki nim miałby powstać spójny album, broniący się jako samodzielne dzieło, to tylko im przyklasnąć. Tyle tylko, że to się nie do końca udało.

Zastrzeżenia mam przede wszystkim do uwzględnienia w repertuarze "One More Kiss, Dear". W przeciwieństwie do innych utworów nie jest to muzyka typowo ilustracyjna, ale piosenka odtwarzana w miejscu, do którego udaje się główny bohater grany przez Harrisona Forda, łatwa do przeoczenia przez widzów. To stylizowany na lata 40. wodewil z croonerskim śpiewem Dona Percivala. Kompletnie nie pasuje on do niczego, co jeszcze znajdziemy na płycie. Poniekąd rozumiem, że Vangelis chciał się pochwalić tak nietypowym dla siebie nagraniem, ale skoro już musiało tu trafić, to mogło na sam koniec albumu, zamiast rozbijać go w środku. Od całości nie odstają natomiast pozostałe utwory z udziałem gości: "Rachael's Song" z eteryczną wokalizą Mary Hopkin; "Tales of the Future" z także wokalnym występem Demisa Roussosa - dawnego kompana Vangelisa z rockowej grupy Aphrodite's Child - który podkreśla bliskowschodni klimat utworu; czy w końcu najsłynniejszy "Love Theme" z subtelnym saksofonem Dicka Morrisseya, który zbliża go do bardziej typowych ścieżek dźwiękowych kina noir.

Dominują tu jednak utwory w całości oparte na syntezatorach, elektrycznych pianinach oraz różnych perkusjonaliach lidera, czasem tylko wzbogaconych dialogami z filmu. Te ostatnie pojawiają się głównie w pierwszych trzech utworach, które - wraz z czwartym na trackliście "Rachael's Song" - zostały ze sobą połączone, tworząc większą formę. "Main Titles" doskonale wprowadzał w niepowtarzalną atmosferę filmu i równie dobrze wywiązuje się z roli wprowadzenia na płycie. "Blush Response" wprowadza do tego futurystycznego klimatu elementy kojarzące się z muzyką grecką, do której Vangelis wielokrotnie nawiązywał w swojej twórczości, natomiast "Wait for Me" zastępuje je dźwiękami o bluesowo-jazzowym rodowodzie; znów słychać brzmienie saksofonu, choć tym razem imitowane za pomocą syntezatora w całkiem przekonujący sposób. Głosy aktorów, a w zasadzie tylko jeden, powracają dopiero w finałowym "Tears in Rain", rozpoczynającym się od słynnego, częściowo improwizowanego monologu Rutgera Hauera. To jeden z piękniejszych momentów tak filmu, jak i ścieżki dźwiękowej - bardzo subtelny utwór w stylistyce ambientu. Z pozostałych utworów na szczególne wyróżnienie zasługuje na pewno najdłuższy na płycie "Blade Runner Blues", który być może w najbardziej esencjonalny sposób oddaje charakter całości, a także intensywny "End Titles", z elektronicznymi plamami na tle zapętlonego pulsu syntezatora oraz potężnych kotłów. Ale lekko jazzujący, niemal całkiem akustyczny "Memories of Green" oraz orientalizujący "Damask Rose" nie pozostają daleko za nimi.

Wspaniała ścieżka dźwiękowa, jedna z najlepszych w dziejach kina, ale tylko bardzo dobry album. No nijak nie pasuje mi ten kompletnie  archaiczny "One More Kiss, Dear" pomiędzy nagraniami o bardzo futurystycznym brzmieniu. A przecież było w czym wybierać, bo wiele muzyki z filmu nie pojawiło się na płycie. Mimo wszystko, żaden inny album Vangelisa, jaki miałem okazje słyszeć, nie zrobił na mnie nawet w połowie tak dobrego wrażenia.

Ocena: 8/10



Vangelis - "Blade Runner: Original Motion Picture Soundtrack" (1994)

1. Main Titles; 2. Blush Response; 3. Wait for Me; 4. Rachael's Song5. Love Theme6. One More Kiss, Dear7. Blade Runner Blues8. Memories of Green9. Tales of the Future10. Damask Rose; 11. Blade Runner (End Titles)12. Tears in Rain 

Skład: Vangelis - instr. klawiszowe, instr. perkusyjne; Mary Hopkin - wokal (4); Dick Morrissey - saksofon (5); Don Percival - wokal (6); Demis Roussos - wokal (9)
Producent: Vangelis


Komentarze

  1. Najlepszy Vangelis to chyba ten z Aphrodite's Child – "666".

    OdpowiedzUsuń
  2. Wielki Vangelis to dla mnie okres Nemo Studios. Potem zmienił Londyn na inne miejscówki (a z tym i instrumentarium) i… też było dobrze ale już nigdy nie bardzo dobrze. Blade Runner powstało jeszcze w Londynie a więc w „złotym okresie” twórczości. To bardzo dobra ścieżka ale też płyta. Nie jest moją ulubioną ale ostatnią rzeczą jaką bym zarzucił jest jej eklektyczność. I nie dlatego, że taka nie jest, bo jest. Ale dlatego, że wytykać brak spójności ścieżce dźwiękowej to jak mieć pretensje do cytryny, że jest kwaśna. Słowem: nie znam idealnie jednolitej stylistycznie dobrej ścieżki dźwiękowej. I tylko tu się z autorem nie zgodzę…

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I właśnie dlatego twierdzę, że to doskonała ścieżka dźwiękowa, która nie do końca broni się jako samodzielne dzieło. Bo np. takie "Nosferatu" Popol Vuh czy "Passion" Petera Gabriela można słuchać jak zwykłych, spójnych stylistycznie albumów, zapominając o tym, że to też soundtracki. O "Jacku Johnsonie" Milesa Davisa nie wspominając, bo chyba mało kto w ogóle widział film, do którego powstała ta muzyka.

      Usuń
    2. A skoro mowa o Davisie, to przecież jest jeszcze muzyka z "Windą na szafot", która jest jednocześnie typowo jazzowym, jednorodnym stylistycznie albumem.

      Usuń
    3. Może tak: niektóre ścieżki są bardziej spójne, inne mniej. Myślę, że nie tyle zależy to od samego kompozytora co od filmu. A z Vangelisa może Ci się spodobać Beaubourg.

      Usuń
  3. Akurat wg mnie One more kiss jest genialnym przerywnikiem, dodającym +1 do klimatu tego albumu. Może to kwestia prawie 20 letniego osłuchania, ale za nic bym tego utworu nie usuwał, ani nie traktował "gorzej" jako bonus.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Death - "Human" (1991)

[Recenzja] Republika - "Nowe sytuacje" (1983) / "1984" (1984)

[Recenzja] Present - "This Is NOT the End" (2024)

[Zapowiedź] Premiery płytowe kwiecień 2024

[Recenzja] Death - "The Sound of Perseverance" (1998)